- Kim on jest? Skąd się tu wziął?
- Jest całkiem inny niż tamci.
- Ale musiał przyjść z tego samego miejsca.
- Nie sądzę. Tamci używali pochodni. Ten widzi w ciemnościach. Pochodzi stąd.
- Czy to możliwe?
- Wyszedł z wody, czy on pochodzi stamtąd?
- Nie wygląda na wodne stworzenie...
- Pochodzi stąd – powtórzyło z naciskiem wielkie-coś. – Spójrzcie na niego. W ruinach miasta były księgi opisujące takie istoty. Istoty o ciemnej skórze, srebrnych włosach i szpiczastych uszach.
dark elf spearman #1 by *KoTnoneKoT on deviantART
- To niemożliwe!
- Skoro jest jeden, jest ich więcej tam skąd przybył! – powiedziało wielkie-coś. – Skoro pochodzi stąd, musi być w okolicy drugie miasto!
- Drugie miasto?!
- Nie możemy pozwolić, żeby do niego wrócił!!! Za wszelką cenę musimy go pojmać, żywcem!
- Nie wiemy kim jest... Wygląda niebezpiecznie. W ogóle nie okazał lęku na nasz widok, a jest sam!
- Dokładnie, krąży tu sam? Na pewno jest niebezpieczny.
- Może to on zmasakrował te ciała, które wcześniej znaleźliśmy?
- Możliwe. On albo jemu podobni. Najwyraźniej toczą tu wojnę z tymi o jasnej skórze.
- I najwyraźniej wygrywają, ani jednego trupa jemu podobnego nie znaleźliśmy.
- Dość gadania, ruszcie się!!! Musimy za wszelką cenę odkryć kim jest i skąd przybył, nie wolno nam dopuścić do infiltracji miasta!!! Być może nasze miasto stoi na krawędzi wojny i zagłady!!! Pojmać go, nie pozwólcie mu uciec!!!
* * *
Dirith, Kiti;
Nadal okazywaliście, że nie zwiniecie się do ucieczki. Komitet powitalny szemrał przez chwilę w niezrozumiałym dla was języku, ale trudno było nie zgadnąć, że są wrogo nastawieni i bardzo niezadowoleni z waszej wizyty. Przywykliście już, że witają was z widłami i pochodniami...
Najważniejsze, że był plan. Dirith wymyślił plan co do ataku na patrzałki wroga. Patrzałki w ciemnościach nie są co prawda najważniejsze, ale żadne stworzenie z głębi jaskiń nie lubi rozbłysków jasnego światła na dzień dobry. Niektóre nawet nigdy czegoś podobnego nie widziały. Kiti również miała plan. Kiedy wszystko było gotowe i Dirith rzucił się do ataku, zgodnie z planem zaszczekała ostrzegawczo i rzuciła czar leczenia. Korzystając z okazji, sama chwyciła za Krewetkę, która podpłynęła do brzegu, i skoro wrogowie nie byli w wodzie... chwyciła krewetkę zębami za pancerz i rzuciła nią we wrogów. Cios z krewetkowej piąchy może nie wyglądał imponująco, ale siłę ciosu miał, więc może i było to dobre posuniecie...
Atakowanie grupy większej od siebie może i nie było zbyt bezpieczne, jednak pozbycie się zwiadowców było ważne chociażby po to, aby nie zrobiło się ich więcej po wszyciu alarmu.
No to jedziemy...
Light Explosion by ~MindStep on deviantART
Eksplozja światła przyniosła zadowalający efekt oślepienia i paniki. Dirith zaatakował.
Boom! by *anndr on deviantART
Okazało się jednak że atak nie jest taki Prost, bowiem mrówki-wierzchowce okazały się... ślepe i niewrażliwe na błysk! Nie spłoszone, nie wywołały tyle zamieszanie, ile mogłyby. Dirithowi udało się za to przedrzeć do wielkiego-czegoś i zaatakować podczas gdy stwór był zszokowany [i rozwścieczony] oślepieniem. Stworzenie usłyszało że coś się do niego zbliża i na ślepo, na odlew, machnęło odnóżem, Dirith jednak uniknął ciosu w mistrzowskim uniku. Cios dosłownie go musnął, a zaraz potem drow wpakował ostrze w wielkie-coś, które zawyło kobieco-zwierzęcym głosem, niczym harpia. Trudniej było jednak opanować wielu kurduplowatych napastników, którzy obleźli drowa niczym mrówki [dosłownie]. Jedna z lin niczym lasso ucapiła Diritha za lewe ramię, a łańcuch z kulką na końcu owinął się wokół prawej nogi drowa, napastnicy ciągnęli i szarpali, próbując go powalić i unieruchomić, póki co jednak z racji wzrostu i wściekłości Dirith zdołał jeszcze uchronić się od upadku na ziemię. Ale oto nadleciała krewetka! Klerycy chociaż może nie walczą najlepiej, doskonale wybierają sobie sojusznicze pety do walki [typu psy z czaszką jelenia na głowie lub tęczowe latające krewetki...] Krewetka zostawiła w spokoju ranione wielkie-coś i lądując w gromadce kurdupli użyła swojej tajnej broni. Podobno swoimi szczypcami krewetka potrafi wydawać dźwięk o natężeniu 200 decybeli [odrzutowiec hałasuje ok. 120 decybeli]. Krewetka wytwarza ten ogłuszający odgłos, zatrzaskując z niesamowitą szybkością (6 m/s) obie połówki szczypiec. Wtedy na ich czubku powstaje kawitacyjny pęcherzyk powietrza który po wystrzeleniu pędzi w strumieniu wody z prędkością 90 km/h i nagrzewa się do ponad 4000 ºC. Huk wystrzelonego pęcherzyka może ogłuszyć lub zabić przeciwnika [a nawet rozbić szkło]. Warunkiem jest blisko odległość: szczypce muszą być 3 mm od wroga. Warunek dzięki klerykowi miotającemu krewetkami został spełniony... Jeszcze kurduple dobrze nie otrzeźwiały po fajerwerkach, a już krewetka zafundowała im pokaz rewolwerowca. Uderzenie w jednego z mrówczych jeźdźców zabiło na miejscu jeźdźca, a ogłuszona mrówka poniosła go wprost do wody i zaczęła się topić. Sama wilczyca miała mniej szczęścia i skoro okazała się groźna, jeden z jeźdźców zarzucił jej pętlę na szyję. W całym zamieszaniu walczycie o wyzwolenie się z lin i bronicie się przed zarzuceniem sieci na głowy... Przynajmniej póki co nie wpadli na to, żeby was ogłuszać „toporeczkiem w łepetynę”... Panikę sieje też fakt, że stawiacie zażarty opór a dowódczyni została poważnie ranna. Tęczowa krewetka wpełzła z powrotem do wody.