Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2013, 11:19   #23
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Nie trzeba było chyba dodawać że półelf skradał się powoli i ciszy przestrzegając - przywykł do tego tropiąc różnoraką zwierzynę, no i Las był na tyle niebezpiecznym miejscem że zachowanie ostrożności było wyrazem zdrowego rozsądku. Nie żeby wierzył w to iż istnieje szansa na zaskoczenie ewentualnych mieszkańców tego miejsca...

Nie było sensu zabierać niczego ze znalezisk, choć Nethadil zgadywał że księgi i zwoje są cenne. Jak bardzo - wyobraźnia go zawodziła, nigdy nie spoglądał na przedmioty materialne pod tym kątem. Zamiast tego oglądał pilnie ślady walki, zniszczeń i zaniedbania, starając się jednak nie trwonić czasu. Nie wiedział ile mu go pozostało na Przeklętej Polanie.

Co tu zaszło? Skąd pnącza w wieży? Czy eksperymenty czarownika wymknęły się spod kontroli, czy może opętany żądzą zdobycia potęgi magik świadomie sprowadził to zniszczenie? Czy jego zainteresowanie magią zauroczeń, istotami baśniowymi, naturą, planami, mutacjami … i demony jedne wiedzą czym jeszcze … doprowadziło polanę do tego stanu?

Nethadil czuł jak każde kolejne nasuwające się pytanie rozprasza go, a przecież co krok odkrywał coś nowego! Zmusił się do wyciszenia emocji i przed wejściem do właściwego domostwa spojrzał na chwilę na “stertę” przed drzwiami wieży. Widok stosu który - jeśli miał wierzyć wizjom - stanowił kiedyś żywą istotę doskonale przypomniał mu że jeśli nie będzie skupiony i czujny to najpewniej skończy tak samo. Ruszył w głąb galeryjki.



- Precz! Zostawcie mnie! Nie pomogę wam jeśli mnie zabijecie!! To wy mnie tu sprowadziłyście!!! - wrzasnął do zlatujących się duchów. Zrazu nie wiedział co się dzieje, potem przez chwilę łudził się że dzieląc się z duszami częścią własnej witalności uwolni je w jakiś sposób, ale szybko pojął że za chwilę będzie martwy i dołączy do umarłych, uwięzionych nieszczęśniczek.

Cała pewność siebie Nethadila uleciała. Z wilkami mógł walczyć, z jakimś parszywym, obłąkanym magikiem również. Ale z duszami swych pobratymców?? Zresztą, czy mógłby podnieść na nie dłoń?!
- Błogosławiona Sehanine, broń mnie, Pani! - wyszeptał i rzucił się do najbliższego okna, modląc się o to by siły go nie opuściły … i by duchy nie podążyły za nim. Zbierając resztki sił podciągnął się na parapet, byle tylko wyskoczyć, ujść z życiem z domostwa. Łzy ciekły mu po twarzy. Nie z bólu, lecz z przerażenia, bowiem nawet w takiej chwili nie mógł odsunąć od siebie cierpienia driad, tego jakim męczarniom dzieci natury były tu poddane. Porzucona pochodnia zaklekotała na zniszczonej podłodze.

Nethadil runął na szarą ziemię i odtoczył jak najdalej, po czym spojrzał za siebie. Przez moment wydawało się, że driady-niedriady podążą za nim, lecz... czy to nie kolejny majak? Zdało mu się, że suche pnącza naraz ożyły zagradzając duchom drogę. Umarłe przez chwilę kłębiły się jeszcze w oknie, a ich zrozpaczone spojrzenie przeszywało półelfowi duszę, po czym rozwiały się w nicość.

Tropiciel usiadł powoli, teraz ani dbając o to czy ktokolwiek spogląda na niego czy też nie. Roztarł ramiona, choć czuł że to niewiele pomoże na dotyk umarłych. Wpatrzył się ponuro w wybite okna, w zniszczonych ścianach wyglądające teraz dla niego niczym oczodoły ziejące w wyblakłej czaszce. Jego oddech powoli się uspokajał, ale w niczym to nie pomagało na ciężar przygniatający jego duszę.

- Co mam zrobić? - szepnął i podniósł się na równe nogi. Zachwiał się, zdumiony jak bardzo dotyk duchów osłabił go i wlał zmęczenie w jego kończyny. Nie miał za złe umarłym tego “ataku” - na ich miejscu zapewne tak samo pożądałby choć takiej - ulotnej, kradzionej - namiastki życia, choćby na moment. Nie chciały go skrzywdzić, tego był pewien … ale nie zmieniało to faktu że jeszcze trochę a pozbawiłyby go życia.

- Pnącza... - mruknął po dłuższej chwili i rozejrzał się. Wcześniej nie sprawdził dokładniej gdzie główny korzeń się znajduje. Powlókł się do mniejszej, zniszczonej wieży.

Pochodnia została w głównym budynku więc teraz sięgnął po drugą, ale nim ją zapalił i wsunął się do środka przystanął zafrasowany. Wieża, w przeciwieństwie do swej wyższej siostry, była w kiepskim, tragicznym wręcz stanie. Po prawdzie wyglądała jakby miała runąć... Nethadil po chwili obserwacji zauważył coś jeszcze - pnączy tutaj nie było.

Czyżby jedno z drugim miało coś wspólnego? Obecność pnączy i brak uszkodzeń … no, może lepszym określeniem byłoby: “mniejsze uszkodzenia”? Brak pnączy i ruina? Już miał wejść do środka, ale zawahał się znowu. Co jeśli duchy mogły się przedostać z domostwa do wieży, i czy tym razem dałby radę im umknąć?

Wymachiwanie pochodnią nie było tutaj chyba najlepszym pomysłem - ocenił Nethadil zaglądając do środka. Zdawało się że wieża służy … służyła raczej … za mieszkalną, przynajmniej sądząc po smętnych pozostałościach po donicach. Nie dostrzegał zejścia do podziemi, ale widać było schody prowadzące gdzieś do góry.

- Warto spróbować - mruknął sam do siebie, choć czuł że ryzykuje sprawdzenie zawartości wieży tylko dlatego by odwlec moment gdy będzie musiał wrócić do domostwa. Wyciągnął drugi medalion - symbol Sehanine Moonbow, błyszczący magicznym światłem. Zdjął plecak i uniósł go nad głowę, woląc zaryzykować zmęczenie ramion niż oberwanie jakimś oderwanym kamieniem prosto w czaszkę. Ostrożnie, powoli, wsunął się do środka, by stąpając przy ścianie wspiąć się na pierwsze piętro. Czuł dreszcze na myśl o dotyku umarłych driad, ale czy miał inne wyjście?
- Broń mnie, Pani - szepnął znowu.



Coś zgrzytnęło w popękanej ścianie i Nethadil zamarł. Konstrukcja wieży była osłabiona, bez dwóch zdań. Ogromne, kamienne, ciężkie jak nieszczęście donice przebiły się przez nadwątlone podłogi i roztrzaskały na niższych poziomach, niemal zawalając środek budowli. Jak w ogóle wniesiono je do środka, przy ich rozmiarach?? Na szczęście poruszając się ostrożnie był w stanie spenetrować konstrukcję. Nie żeby nie szedł w napięciu; w każdej chwili oczekiwał mroźnego dotyku jakiejś potępionej duszy albo spadającego kamienia.



W świetle bijącym z medalionu oglądał komnaty należące do kobiety. I zdumiewał się trochę, bowiem coś nie do końca pasowało mu w tych znaleziskach... Niby bibelotów i biżuterii było dużo, tyle ile przynależało elfiej niewiaście, ale nad podziw mało odzienia dojrzał. Co więcej, nie było szaf czy kufrów w których mogłoby się mieścić go więcej. Z kolei widok bogatej sukni, jako żywo przypominającej ślubną, wywołał wrażenie że niewiasta nie była tu tylko przejazdem … tylko dlaczego materiał był pocięty, jakby w gniewie?!

Dotknął pudełka - jak się okazało - przeznaczonego na biżuterię.



Niechętnie dotykał kobiecych ozdób w poszukiwaniu jakichś wskazówek, czując jakby grzebał w cudzych wspomnieniach. Biżuteria należała do mieszkanki tego miejsca, tego był pewien. Kto wie ilu szczęśliwych chwil były świadkiem te wszystkie pierścionki, naszyjniki, agrafy czy brosze? Mógł sobie wyobrazić elfią damę siedzącą przed lustrem, z lubością podkreślającą swą urodę dla ukochanego mężczyzny...

Tylko raz przez długą chwilę pocierał w dłoni wydobyty z kunsztownie wykonanego puzderka srebrny naszyjnik, zauroczony precyzją rzemiosła i pięknem.



Odłożył przedmiocik i starannie zamknął puzderko, bez żalu pozostawiając go na komódce. Do Królestwa przybył by ojca odnaleźć, a nie po łupy zebrane po dawno zmarłych nieszczęśnikach. Jedyne co zabrał z dworu to wcześniej jeden z łuków znalezionych w stajni - kunsztownie wykonaną, elfią broń, która mogła mu się przydać jeśli by doszło do walki. Gdyby zwykła broń mogła się do czegoś przydać...

Zapiski, notatki, księgi. Zniszczone księgi na trzecim piętrze … podobnie jak suknia porżnięte, nie tylko od wilgoci uszkodzone jak w wyższej wieży. Magia - tym razem związana z teleportacją i mocami driad. W tym momencie Nethadila uderzyło w jakim języku spisana była większość - jeśli nie wszystkie - notatek. Mowa Tel’quessir...
- Zaraz, mężczyzna był magiem, ale czy niewiasta... Może coś zapisała, może … Pamiętnik! - Nethadil poczuł jak puls mu przyspiesza. Kobieta mogła prowadzić pamiętniki czy pisać listy … pisać cokolwiek. Mógł TO próbować znaleźć i dołożyć kolejny kawałek układanki.

Niestety, nie było mu to dane...

Miał wrażenie że “to gdzieś tu jest”. Przeszukiwał meble, podłogi i ściany, ale wbrew nadziei ciągle nie odnajdował skrytek czy osobistych zapisków. Może nigdy ich nie było? Tylko w bajkach bardów tropy zbrodni czekają dogodnie dla bohaterów, a po zabiciu złego władcy zrujnowane królestwa przeistaczają się w krainy miodem i mlekiem płynące. Wiedział coś o tym, w końcu sam był bardem...



Siły rychło go opuściły. Wysiłek dźwigania nad głową ciężkiego plecaka w nadziei że uchroni go przed obluzowanymi kamieniami dołożył się do ciągłego napięcia i osłabienia po dotyku martwych driad. Kiedy zachwiał się jak pijany a kolana ugięły się pod nim przerwał przeszukiwanie i na ostatnich nogach zwlókł się po schodach. Wycofać się, nabrać sił, wrócić - to teraz było najważniejsze. Trzeźwo myśleć mógł jutro.

Zatrzymał się jeszcze przed dworem. Spoglądając na “stos” przypomniał sobie o Elenie zielarce, ale szybko odgonił myśl o niej. Kimkolwiek była - ułudą czy rzeczywistą osobą - pozostała daleko i prawie na pewno nie miała nic wspólnego z Przeklętą Polaną.

Zimne dreszcze go przeszły gdy po chwili walka z wilkami mu się przypomniała, a raczej jej konsekwencje. Jeśli został uleczony i przyprowadzony tu, to przez kogo? Przez oszalałe ziemskie pozostałości driad, które dziś nie mogły się powstrzymać przed wyssaniem z niego resztek wspomnień, sił i życia? Czy przez kogoś innego, możliwe że realizującego plan mający na celu wabienie do dworu takich jak on?

- Wrócę jutro - powiedział do wnętrza domostwa przez nadkruszone okno - Wytrzymajcie jeszcze jeden dzień! Muszę odpocząć, nabrać sił! - krzyknął niemal z błaganiem. Nie miał co winić nieumarłych za to że pożądali powrotu do życia jego kosztem. Sam by najpewniej oszalał, zawieszony pomiędzy życiem a prawdziwą śmiercią.

Nim odwrócił się by opuścić przeklęte miejsce podszedł jeszcze do “stosu” by jakiś pozbawiony życia fragment - korę, gałąź może - zabrać ze sobą do obozowiska. Miał drobną, marną nadzieję że w ten sposób, posiadając przy sobie kawałek tego czegoś - może istoty ze snu? - posłuży mu to jako przewodnik czy soczewka gdyby wizje powróciły.

Nethadil ruszył w stronę granicy Polany, gdzie - jak za szarą mgłą - zieleniły się drzewa, krzewy, trawa i mech. Barwy prawdziwego lasu wabiły go, były jak oddech dla tonącego. Półelf doszedł do granicy... i odbił się od niej, nie mogąc postawić stopy na żyznej ziemi. Ruszył jeszcze raz - i znów został zatrzymany w pół kroku. Ostrożnie wyciągnął rękę przed siebie - od żywego lasu oddzielała go niewidzialna bariera. Pod dotykiem jego dłoni uginała się, wybrzuszała, lecz nie puszczała.

Chyba czegoś takiego właśnie tropiciel podświadomie spodziewał się od momentu gdy przekroczył linię odgradzającą Polanę od żyjącego lasu. Że utknął tu, zwabiony niczym owad w pułapkę. Cios toporem podobnie jak dotknięcie odbił się od elastycznej membrany. Nethadil zmarnował jeszcze jedną chwilę na spojrzenie w kierunku uczciwego, żywego lasu, po czym odwrócił się w stronę dworu z warknięciem i wyzwaniem w zielonych ślepiach. Nie było wyjścia - musiał rozłożyć się na nocleg na Przeklętej Polanie.

Znowu się przekradał by założyć obozowisko z dala od kierunku z którego przyszedł. Odsuwał od siebie myśl o tym czy dożyje następnego ranka.

Będzie co będzie.

Znalazł dogodne miejsce o kilkadziesiąt kroków od krawędzi Polany i wśród połamanych pni, co dawało większą szansę na to że podkradający się do niego hałasu narobi. Gdzie mógł, rzemyki z nanizanymi dzwonkami rozmieścił. Potem zjadł i napił się, zdobyczny łuk sprawdził i zakonserwował, cięciwę wymienił. Wraz ze strzałami i toporem umieścił go blisko ręki.

- Pani, strzeż mnie - zaintonował prośbę do Córki Nocnego Nieba, spoglądając w górę, gdzie ciemność zaczynała już wpełzać.



Nim pogrążył się w płytkim, niespokojnym śnie naszło go pytanie czy jego ojciec - nicpoń postąpiłby tak samo jak on. Ale szczerze w to wątpił...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline