Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2013, 12:23   #60
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Planowo Vilis czuwać miała przy biczowniku, przy okazji mając oko na całe, prowizoryczne obozowisko. Z zamiarem równoległego wartowania przysiadła pod drzewem, opierając plecy o chropowatą korę. Skrzyżowała nogi, na kolanach położyła miecz, a drobnymi palcami gładziła czule chłodną rękojeść. Trudy dnia jednak dały o sobie znać, piekące oczy otwierały się z coraz większym trudem, powieki raz po raz opadały, tak samo jak ciążąca niemiłosiernie głowa. Walczyła dość długo, lecz w końcu przegrała z kretesem, pogrążając się w nerwowej drzemce.


***

Z zafascynowaniem oglądała makabryczny spektakl, wpatrując się szeroko rozwartymi oczami w tańczące płomienie. Jej myśli krążyły wokół ostatnich tygodni podróży. Analizowała całą sytuację, wybierając poszczególne fragmenty zdarzeń. Sprawiało jej to ból, ale wiedziała, że tak trzeba, inaczej nie mogłaby spojrzeć sobie w oczy. Już teraz czuła się podle - z własnej głupoty i słabości wpadła prosto w ręce wroga. Jej życie było zagrożone bardziej niż dotychczas. “Po to wyszłam cało z tej rzeźni, aby teraz zginąć tak marnie?” - myślała z goryczą. Zacisnęła powieki, by powstrzymać napływające do oczu łzy. Nie mogła sobie pozwolić na płacz. Uniosła wysoko głowę starając się butą zamaskować przerażenie. Po bladej twarzy spłynęła kropla potu. Więc to tak wygląda. Dotychczas nie interesowały jej publiczne kaźnie, które zawsze uważała za tanią rozrywkę dla plebsu. Tłumy spoconych biedaków zbite w bezwładną, wrzeszczącą i żądną krwi masę napawały ją obrzydzeniem, a o wiele milsze dla ucha były dźwięki harfy rozbrzmiewające w salonie posiadłości ojca, niźli dzikie wrzaski gawiedzi z lubością przypatrującej się cierpieniu bliźnich. Dom ojca...czyli jednak miała jakieś pozytywne wspomnienia z nim związane. Potrząsnęła głową. Nie ma sensu roztrząsać przeszłości, szczególnie gdy nie ma nawet cienia szansy że stare dobre czasy powrócą. Obok niej jakiś chłop rzucił w płomienie stosu opróżnioną przed chwilą butelkę i zaryczał triumfalnie.
“Skąd w ludziach tyle nienawiści? Skąd ta radość na widok cierpienia? Czy ich radość ma podłoże duchowe? Czy radują się z tego że kolejny heretyk umiera i przestaje stanowić dla nich zagrożenie, czy może są szczęśliwi, że to nie oni wiją się pośród płomieni..że to nie na nich padł ciężki i bezlitosny wzrok Sprawiedliwości? Bo jak wiadomo nie ma ludzi niewinnych, istnieje tylko różny stopień winy. Myśl, myśl. Kto nie myśli jest trupem!”
- Te Sophia, posłuchaj jak śpiewa.. pięknie, nie ? - Jeden ze strażników stojących z tyłu zbliżył usta do jej ucha. Przesycony odorem nadpsutych zębów i alkoholu oddech musnął jej kark. Powstrzymała dreszcze - Jutro ty dla nas zaśpiewasz, Gołąbeczko. Założyłem się o szylinga że twoja piosenka potrwa dłużej niż zawodzenie tej starej oślicy. W końcu młoda jeszcze jesteś, sił dużo masz i oddychać czym - jego ciężka łapa ścisnęła boleśnie pierś dziewczyny. Szarpnęła się i spojrzała na niego z pogardą
- Macnij mnie jeszcze raz, a odgryzę ci rękę przy samej dupie. Karczemne kurwy sobie macaj. O ile te brudne, parchate pokraki można nazwać kurwami - patrzyła mu prosto w oczy - ale to takich jak ty to pewnie bez znaczenia czy pieprzy swoją żonę czy jakąś maciorę. Różnica żadna, a całe życie mieszkacie w chlew..
Okuta metalem dłoń zatoczyła łuk. Poczuła, jak jej policzek przeszywa ostry ból. Siła ciosu odrzuciła jej głowę do tyłu. Przewróciłaby się gdyby strażnik jej nie podtrzymał. Kątem oka zobaczyła pooraną bliznami twarz tuż obok swojej. Twarz wykrzywioną pogardą i nienawiścią. Uśmiechnęła się i pozwoliła by krew z rozciętej wargi spłynęła po jej brodzie
- Raczcie wybaczyć panie, czyżbym w którymś momencie rozminęła się z prawdą?
- Zostaw, Oskar. Dajesz sie prowokować jak młokos jakiś - drugi strażnik położył dłoń na ramieniu swego towarzysza w uspokajającym geście. Ten zastygł na chwilę w bezruchu po czym puścił dziewczynę - Niech sobie suka poszczeka, tylko tyle może zrobić. I tak niedługo spłonie a wtedy naszczasz na jej popioły, jeżeli to poprawi ci humor. Nieważne kapłan, szlachcic, chłop czy cesarz..każdy będzie drzeć mordę tak jak stara - skinieniem brody wskazał na płonący stos. Cała trójka wróciła do kontemplacji widowiska. Stali w ciszy, otoczeni lamentem konającej w męczarniach niewiasty.
Krzyk urwał się niczym ucięty nożem. Przez kilka jeszcze chwil trwał w powietrzu, rozdzierając serca, lecz po chwili zniknął na dobre. Stos wybuchnął ogniem, trawiąc drwa i ciało, teraz pozbawione już ducha. Tłum wydał z siebie westchnienie żalu. Skończyło się.
Płomienie huczały i strzelały iskrami, jakby nie rozumiejąc, że ich zadanie już skończone. Na placu zapanowała wrzawa, pełna ożywienia i nieokreślonej bliżej wesołości. Jakieś dziecko zapłakało głośno, ktoś nawoływał do uczczenia wieczornego spektaklu kuflem piwa w pobliskiej karczmie, kilku zawczasu podchmielonych obywateli żartowało niewybrednie na temat spalonej niewiasty.
- Koniec kurwa tego dobrego. Ruszaj dupę i trzymaj no mordę na kłódkę! - strażnicy szarpnęli swoim więźniem i bezpardonowo rozgarniając tłum przepchali się wprost w kierunku jedynego murowanego budynku w miasteczku, pełniącego zaszczytną funkcję miejsca spotkać starszych osady, aresztu i Sigmar wie czego jeszcze. Na pewno czegoś równie wzniosłego i bezsensownego, jak wszystko w tej zapomnianej przez bogów i dobrych ludzie dziurze. Ostatni raz spojrzała w kierunku miejsca gdzie ogień kończył trawić ciało starej kobiety. Kobiety, która była jej obca a mimo to nie wahała się pomóc jej w potrzebie. Kobiety która uratowała jej życie. Kobiety, na którą sprowadziła śmierć...


***

Krzyk przerażenia wyrwał ją z niechcianego snu. Wdzięczna za to, nawet przez moment chciała podziękować wrzeszczącemu idiocie, szybko okazało się jednak że sytuacja na jawie do wesołych nie należy. Szybko rozkładające się zwłoki, zawodzące kobiece upiory, mgła, nienaturalne światła i cuda wianki - pełen repertuar dziwności bezpardonowo zdzielił łowczynię w łeb, sprawiając że senne majaki poszły w zapomnienie. Los wieśniaka obchodził ją mniej niż zeszłoroczny śnieg, większe zainteresowanie wzbudził sztylet którym zakończono jego życie. Demoniczna postać go dzierżąca i charakterystyczny rodowy symbol sprawiły, że do listy ludzi z którymi przeprowadzić musi przyjacielską, pełną miłości i zrozumienia rozmowę dołączyła jeszcze jedna osoba. Gładkolicy baron od początku się łowczyni nie podobał. Nie znosiła szlachty, wielmożów i całej reszty tej bezwartościowej hałastry, skupionej jedynie na własnej dupie, knującej po kątach jak tu zyskać więcej wpływów i pieniędzy, niszcząc komuś przy okazji życie. Obróciła głowę w stronę Siegfrieda, jakby chcąc się upewnić że biczownik widział to samo co ona. Jego mina wystarczyła za całą odpowiedź. Nie chcąc dyskutować na tematy mogące przyczynić się do ich dekonspiracji, resztę nocy przesiedziała w milczeniu, nie rozstając się z bronią.
Leźć za dziwnymi głosami nie było najmniejszego sensu. Zawodzenie w ciemności na milę śmierdziało pułapką i chyba tylko upośledzony na umyśle idiota dałby się na nią nabrać.

Po powrocie do wioski ominęła karczmę szerokim łukiem. Z trzech dni na przeprowadzenie rytuału pozostało coraz mniej czasu, a każda mijająca minuta przybliżała ich do klęski. Balia pełna gorącej wody i miękkie łózko mogły poczekać - gnijące beztrosko serca, majtające się w worze na plecach łowczyni już nie bardzo. Przy każdym kroku czuła jak obijają się o jej ubranie, zostawiając kolejną plamę na i tak już niezbyt czystym stroju.
Klnąc pod nosem z taką pasją, że doker zarumieniłby się niczym niewinna panienka z dobrego domu, ruszyła szybkim krokiem na poszukiwania Lilawandera. Część duszy dziewczyny cieszyła się na to spotkanie. Tym razem nie będzie miło i grzecznie.
Mieli do pogadania na poważne tematy, kulturwę mogła więc odstawić na bok.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline