Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2013, 19:33   #109
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Duncan Sinclair, Vannessa Billingsley, Nathan Scott

Będąc w piwnicy nie słyszeli nawoływań GSR-ów i ekip śledczych buszujących „na górze”. Fachowcy i specjaliści z Ministerstwa Regulacji, niczym armia mrówek, obległa domostwo druidów i sprawdzała w nim pokój po pokoju, korytarz po korytarzu, fotografując, zabezpieczając próbki i robiąc to, co dobrzy śledczy robić powinni. Śledczy bez darów i mocy. Bo główna ekipa nadal próbowała dociec, co tak naprawdę zdarzyło się w przesiąkniętej odorem śmierci i fomorich piwnicy.

Nie dostrzegli żadnych wyjść, ukrytych sekretnych przejść czy tym podobnych tajemnych tuneli coraz bardziej utwierdzając się w przekonaniu, że tajemnicze zniknięcie Cashalla – Rzeźnika z Edynburga – musiało mieć ścisły związek z ponurym malowidłem na ścianie.

W końcu Vannessa zabrała się na odwagę i dotknęła dłonią rysunku. Od razu poczuła znajome mrowienie, jakby w jej palce ktoś wbił setki maleńkich igiełek, albo przepuścił prąd o niewielkim natężeniu.

I nagle to poczuła, ale nim zdążyła cofnąć rękę, było za późno.

Po drugiej stronie coś zaszumiało.

Zarówno druidka, jak i obaj egzekutorzy poczuli nagły mróz, ścinający lodem ich oddechy. Poczuli czyjś potężny oddech przenikający piwnice, wprowadzający ich ciała w drżenie, w rezonans rozchodzący się od pięt, aż po czubki włosów.

Vannessa wrzasnęła. Z bólu, z przerażenia, z obrzydzeni i ze zgrozy.

Nawet jej niewzruszony umysł poddał się czyjejś woli. Woli burzącej wszelkie mury i wszelkie opory. Woli, która niczym tsunami wypełniła sobą piwnicę i sięgających po moc hyperadrenaliny, oszołomionych egzekutorów. Ale i oni nie zdołali przeciwstawić się taj fali magii, jaka nagle wylała się z naściennego malowidła, które w mgnieniu oka, pobudzone przez nieznaną energię, zaczęło wirować, zawijać się, zataczać spiralne, szalone kręgi.

A cała trojka regulatorów nie miała wystarczającej mocy, by przeciwstawić się nagłemu wybuchowi mocy. Dzikiemu zalewowi obrazów, uczuć i emocji, który dosłownie zwalił ich z nóg.

Wszystko to działo się w pół uderzenia serca. Tak szybko, że nawet hyperadrenalina nie miała szansy wynieść egzekutorów ze strefy zagrożenia.



Emma Harcourt, Vincent Fox


Vincent właśnie zabierał się do wyjścia, by załatwić swoje sprawy, kiedy drzwi do ich pokoju otworzyły się i stanęła w nich Emma Harcourt. Nie trzeba było być telepatą, by zrozumieć, że łowczyni jest w nienajlepszym humorze. Jej ściągnięta, szczupła twarz wydawała się jeszcze ostrzejsza, niż zazwyczaj, a oczy spoglądały na telepatę z prawie niemaskowaną dezaprobatą. Jednak Fox nie był pewien, czy to on stanowi przedmiot tej niechęci czy raczej jest to splot bardziej złożonych uczuć i emocji towarzyszących fantomce.

- Tutaj jesteś – powiedziała Emma na jego widok, jednak nim Vincent zdążył jej odpowiedzieć, zdarzyło się coś nieoczekiwanego, co uniemożliwiło im nawiązanie dialogu.

Fox usłyszał nagle w głowie dziki ryk, wrzask tak potężny, że targnął jego szczupłym ciałem. Telepata zgiął się w pół jednocześnie łapiąc za głowę, bo poczuł w niej …. Czyjąś obecność.

Mimo, że emanacja uderzyła z daleka, to jednak przedostała się przez osłony Ministerstwa Regulacji, przedarła przez naturalne systemy obronne telepaty i noszone przez niego amulety ochronne i wbiła pod czaszkę, niczym drapieżne szpony.

Fox zawył nieludzko z bólu, wprowadzając Emmę w nagłą konsternację, a potem upadł na podłogę uderzając głową o stół. Przez chwilę leżał na niej podrygując dziko, konwulsyjnie, jak ryba schwytana na haczyk.

Jego usta otworzyły się szeroko a z gardła wydobył zniekształcony, ledwie zrozumiały głos.

- On … wy..e… pom …ę…na …ni…ern…ch. Niedługo! – zakończył Fox wyjątkowo wyraźnie, a potem jęknął i otworzył oczy spoglądając z podłogi na Emmę.

Telepata wyglądał jakby chlał przez ostatnie kilka dni. Nie za bardzo wiedział, jak znalazł się na podłodze, a jedyne co pamiętał to jedno oko, obrzydliwe, okolone zgniłą, bąkowatą skórą.

- Reszta … - wyszeptał Vincent pobladłymi wargami z nagłym przeczuciem zrodzonym w głębi jego ducha. – Coś złego stało się u druidów.


Daniel Hensington


Daniel nie bardzo chciał opuszczać szpitala. Powody były dwa. A raczej cztery. Siostry: Anna i Nastazja oraz ich krągłości. Oraz, rzecz oczywista, ich profesjonalizm, uśmiechy, długie, upięte w warkocze jasne włosy i oczy, w których zapewne utonął niejeden mężczyzna.

Obie siostrzyczki przyjaźniły się z siostrą Hensingtona i zawsze mógł liczyć na ich względy. Nawet lewatywa w ich wykonaniu nie była tak upokarzająca. Rzecz jasna, tym razem nie musiał jej dostawać. Wystarczyło tradycyjne, wykonane przez „blond kociaki”, nakładanie rąk. Przy czym zabiegi Siostrzyczek pobudziły nie tylko ducha i ciało Daniela, ale także inne części jego ciała no i wyobraźnię. Tak. Zdecydowanie wyobraźnię pobudzały aż nadto.

Nic więc dziwnego, że nie spieszyło mu się z opuszczaniem zaprzyjaźnionego szpitala, by zamienić towarzystwo Anny i Nastazji na towarzystwo Emmy, Vincenta, Vannessy i dwóch nieokrzesanych egzekutorów.

W połowie rozmowy z dziewczynami Daniel poczuł się jednak tak, jakby ktoś zdzielił go niespodziewanie pięścią w splot słoneczny. Nagle stracił oddech, zadygotał a z jego ust wydobyła się ślina i bełkotliwy jęk przerażenia.

Poczuł, że jakaś straszna, złowroga siła skupia na nim swój wzrok. Wyszukuje bez trudu w tłumie ludzi zamieszkujących Londyn. Poczuł też jej nienawiść. Lodowatą, prawie bezduszną i pozbawioną cienia emocji.

- Szanahah szahas – usłyszał czyjś szept przy swoim uchu, a potem wrażenie obecności znikło, pozostawiając po sobie jedynie mdlący, paskudny posmak strachu.

Tak chyba czuła się mucha schwytana w sidła pająka.



Duncan Sinclair, Vannessa Billingsley, Nathan Scott

Ocknęli się mniej więcej w tym samym czasie, czując w uszach łomotanie własnej krwi, w ustach smak żółci, a w kończynach odrętwienie i ból, jakby właśnie przebiegli maraton.

- Co to …. było? – zdołał wyszeptać Nathan.

- Kurwa – wycharczał obok niego Sinclair odzyskując oddech i przetaczając się na plecy.

Po hperadrenalinie pozostał jedynie cień, który objawiał się ogólnym wyjałowieniem organizmu i głodem. Wilczym, potwornym skręcającym trzewia dręczącą potrzebą napchania żołądka.

Vannessa zamrugała powiekami, czując się tak, jakby ktoś nasypał jej tam drobinki soli. Ale mimo pieczenia, z oczu druidki nie chciały popłynąć łzy. Spojrzała na ścianę, i ze zdziwieniem zobaczyła, że znikł obraz, który przed chwilą badała. Po chwili wypuściła powietrze z sykiem. Rysunek ze ściany nie zniknął. W jakiś tajemniczy, przerażający sposób spłynął z cegieł na ręce i dłonie Vannessy. Teraz jej dłonie i przedramiona pokrywał prymitywny, wyglądający na trwały, tatuaż złożony z motywu oczu i odciętych kończyn. Odmienione ręce były zimne, jakby trzymała je długą, naprawdę długą chwilę, w lodowatej wodzie.
 
Armiel jest offline