-
Ej pany! Czekajcie!- zakrzyknął za zbierającymi się do drogi podróżnikami, którzy przed chwil paroma wczuli się niesamowicie w rolę wędrownych aktorów i to pierwszej klasy. Gdy głos najstarszego ze strażników rozbrzmiał echem pod bramą Tupik przewrócił oczami. Kątem oka wejrzał na Helvgrima i dostrzegł porozumiewawcze spojrzenie z krasnoludem mówiące "czego znowu?!". Mężczyźni stanęli zaś strażnicy podeszli nieco bliżej do nich.
-
Macie szczęście i to cholerne.- rzekł najstarszy, zdający się pełnić tutaj rolę dowódcy skromnego oddziału -
Wasz złodziejaszek wczoraj wpadł nam w łapska... Nie pierwsi żeście zgłoszenie na długowłosego rabusia złożyli. Szukalimy wieści o nim od jakiegoś czasu, ale dopiero wczoraj rankiem, ktoś bystry dostrzegł jego wygląd i nam doniósł co trzeba...- rzekł uśmiechając się szeroko, na myśl o zapłacie za tak błyskawiczne załatwienie tej sprawy.
-
Chodźcie, rozpoznamy go.- rzekł, po czym wejrzał na jednego z strażników -
Ty idziesz z nami, a Ty Lucas zostajesz.- nakazał najmłodszemu, który na sam wzrok i surowy ton dowódcy zbladł lekko.
Krasnolud wejrzał pytająco na niziołka, ten zaś odpowiedział podobnym spojrzeniem. Coś tu nie grało. Czuli to w kościach, lecz po odegraniu swej roli nie mogli zwyczajnie odpuścić i powiedzieć, że nie pójdą na rozpoznanie, gdyż to byłoby dopiero podejrzane. Niechętnie zawrócili z pod bramy i ruszyli za dowódcą straży bramy. Za ich plecami zaś szedł spokojnie drugi ze strażników z pewną siebie miną i wypiętą piersią.
-
Skurwysyn nie tylko wam skradł majątek. Polował na spitych jak wieprze gości w Aukrug, którzy ni jak nie mogli pilnować swego dobytku śpiąc przy karczemnych stołach.- rzekł ze spokojem, nawet nie spoglądając na Tupika czy Helvgrima. Niziołek czuł, że nie powinni maszerować za strażnikami, że źle im z oczu patrzy, lecz gdyby teraz próbowali uciec, mieli by problem z ewentualnymi poszukiwaniami bandytów i dodatkowo problem z listem gończym w okolicy a to zadania by im nie ułatwiło.
W końcu dotarli do jednego z niewielu murowanych w okolicy budynków, który był siedzibą straży miejskiej. Drugi strażnik zdjął z osła Amelię, ucharakteryzowaną na chłopca, po czym postawił ją na ziemi i puścił. Dziecko błyskawicznie znalazło się przy Helvgrimie, zaś strażnik zajął się przywiązaniem osła do drewnianej belki, przed wejściem do budynku.
Dowódca straży bramy otworzył drzwi na oścież i wpuścił trójkę "towarzyszących mu osób" do środka. Kroki skierował do drewnianych drzwi, prowadzących schodami w dół do piwnicy.
-
Siedzi w lochu. Rozpoznacie go i jeśli to będzie ten, to od razu będziemy mogli wymierzyć mu karę.- rzekł po czym ruszył jako pierwszy schodami w dół. Po pokonaniu kilkunastu stopni wskazał ruszył niskim i ciasnym korytarzem przed siebie. Kilka pochodni przytwierdzonych stalowymi uchwytami do ściany rozświetlało lochy.
-
Boję się...- Amelia szepnęła Helvgrimowi na ucho, ten jednak tylko dotknął palcem ust by była cicho i nie zdradziła się teraz żadnymi słowami. Widok był to dość kiepski dla dziecka, gdyż idąc korytarzem mijali ciasne cele, oddzielone od korytarza stalowymi, skorodowanymi kratami. W kilku nawet przebywali pojmani ludzie. W końcu dotarli do odcinka, gdzie stalowe kraty cel, zamienione były na drewniane drzwi, zamykane od zewnątrz na solidne spusty i zasuwy. Strażnik stanął przy jednych z drzwi i otwarł wpuszczając przodem zdenerwowanego Tupika, Helvgrima i przerażone dziecko im towarzyszące. Było to skromne pomieszczenie, na środku którego znajdował się drewniany stół, oraz dwa krzesła po przeciwnych jego stronach. Na jednym z krzeseł siedział człek o długich włosach. Ten sam, który wcześniej ich mijał na koniu, gdy zmierzali do Aukrug na gościńcu.
-
Długo trzeba było was szukać. A tu prosze... Sami się zgłosiliście...- rzekł, po czym na jego twarzy wykwitnął złowieszczy uśmiech zawadiaki. Helvgrim od razu wejrzał przez ramię na strażnika, ten już trzymał kuszę wycelowaną w plecy Amelii.
-
Tylko się rusz a zrobię z niej sitko.- syknął. Mężczyzna zdążył zamknąć za sobą wcześniej drzwi i z całą pewnością ich krzyki znikną zagłuszone gdzieś w podziemiach siedziby straży miejskiej.
-
Nazywam się Konrad... Choć moje imię i tak wam nic nie powie... Jeśli macie jakieś pytania... To walcie śmiało, wydaje mi się, że to koniec waszej podróży i zasługujecie na poznanie prawdy... He he he...- zaśmiał się złowrogo. Amelii popłynęła łza po policzku, zgarniając ze sobą brud, który miała na niewinnej buzi...