Siedzenie w pokrzywach nie należało do najprzyjemniejszych zajęć. Te urocze roślinki miały tylko i wyłącznie jedną zaletę - zdecydowanie nie pozwalały zasnąć.
Czas dłużył się niemiłosiernie, wreszcie Blondyn zdecydował wyleźć z domu. Widać zaaplikowana porywaczom mikstura nie była aż tak skuteczna, jak pragnęła tego dzielna ekipa z Biberhof. Ale - sądząc z tempa, w jakim Blondyn biegł do wychodka - nie było najgorzej.
Dłuższą chwilę trwało, zanim z wychodka - zamiast Blondyna - wychynął Arno i zaczął dawać ustalone wcześniej znaki.
Jost, niemal następując na pięty Erykowi, najszybciej jak mógł, podsunął się pod drzwi, zajmując miejsce po drugiej ich stronie.
Plan wypalił. Przynajmniej jeśli chodziło o pierwszy jego etap.
Drzwi otworzyły się...
Niestety pilnujący ich bandyta okazał się zbyt szybki i zdołał odskoczyć. A potem stawił im czoła z tęgą pałą w ręce.
Eryk chybił, ale - jakimś trafem - Jostowi powiodło sie lepiej i raniony w ramię bandyta rzucił się do ucieczki.
Cóż z tego, skoro zamiast niego pojawił się wściekły kundel, demonstrujący wielki kły, oraz kurdupel uzbrojony w rapier i przerośnięty pistolet.
Jost rzucił się ku niemu, mając nadzieje, że tarcza ochroni go przed kulą.
Nadzieja matką głupich...
Kurdupel strzelił, a Jost syknął z bólu, gdy kilka gwoździ wbiło mu się w rękę. Mimo tego kontynuował atak.