Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2013, 23:11   #29
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację

John stał z wolna sącząc zimne piwo. Kilka metrów od niego rozgrywało się prawdziwe piekło. Klatka stworzona z metalowej siatki zatrzymała właśnie jednego z dwóch zawodników przed wpadnięciem w tłum. Krew lejąca się z wielu ran na jego ciele ochlapała stojących najbliżej, którzy zawrzeszczeli z uradowaniem. Dla jednego z byłych członków legendarnej grupy najemnej - Pazurów - rany takie jak rozerwany łuk brwiowy, wybite zęby, zmiażdżone kości policzkowe czy złamana szczęka były widokiem całkiem normalnym. Właśnie dlatego nie skakał i nie darł ryja jak przystało na przeciętnego fana takich widowisk.

- Ten młody jest dobry. - powiedział wstrzemięźliwie Steve będący specjalistom od ładunków wybuchowych.

- Wiem. - odparł Johnatan nalewając przyjacielowi kolejną szklankę wódki, którą starszy gość potrafił pić litrami.

- I? - zapytał biorąc solidnego łyka barczysty saper.

- Chce go u nas. - rzucił najemnik. - Zajmij się tym... - z tymi słowy John się oddalił, a Steve uśmiechnął się szeroko.

Młody - jak nazwał go specjalista od bomb - miał dwa metry i ponad sto kilogramów wagi. Jego łapy były grube i umięśnione, tors przypominał budową korpus przedwojennego kulturysty. To ciało i ruchy, które wykonywał... Musiał trenować wiele lat. Nie wyglądał na trzydziestkę, a walczył zapewne lepiej od niejednego kontraktowego gladiatora. Wielu jednak nadal zrobiłoby z niego pasztet. Jego przeciwnik padł bez sił. Utrzymywał się na łokciach, a z jego głowy leciało jak z kranu. Na ringu powiększała się plama krwi. Gość miał serce do walki, bo powoli zaczął się podnosić.

- Nie wstawaj. - powiedział młodszy wojownik, z hegemońskim akcentem.

Ranny przeciwnik wstał, aby po chwili spłynąć i oprzeć się o klatkę. Tłum domagał się krwi. Wrzeszczał, szarpał klatką, że siatka trzeszczała. Wielu wykrzykiwało, że hegemończyk ma zabić przeciwnika. Po wcześniejszej walce można by się tego spodziewać, ale ten otworzył klatkę wpuszczając do środka jakiegoś sanitariusza. Apteczka od razu znalazła się tuż obok kałuży bursztynu, a uczony zaczął swoją pracę. James Cutler - wygrany - został oblany piwem, a dwie rzucone butelki odbiły się od stalowej siatki. Tłum nie był uradowany, a jedynie krzyczał i gwizdał. Pragnął krwi.

- Zewrzeć ryje. - powiedział Cutler, ale ludzie nadal darli się wniebogłosy. - Ty i ty... - pokazał ręką, na gości, którzy rzucili butelkami w ring. - Lepiej aby was nie było jak będę stąd wychodził. Za dwie walki... - dodał olbrzym. - Chcecie go zabić? Bo przegrał? Kurwa mać. Co wy, piwożłopy jebane, możecie powiedzieć o ciężkiej pracy i wyrzeczeniach? Gość ma mój szacunek, bo stanął i nie dał ciała. Stał póki był w stanie. Ktoś z was jest chętny? - zapytał wiedząc, że obecni chcą jedynie oglądać. - Dawać kolejnego!


- Ładny monolog chłopcze... - powiedział lekko już zawiany Steve.

- Znamy się? - zapytał nerwowo mężczyzna patrząc na starszego gościa.

- Nie, ale ja znam Ciebie. James Cutler. - powiedział najemnik. - Czy nie uważasz, że taki żołnierz jak ty powinien mieć większe aspiracje niż napierdalanie słabiaków w klatce?

- Nic Ci do tego. - rzucił Cutler. - Czego chcesz? - zapytał.

- Chce Ci zaproponować robotę. Jak się wykażesz może nawet dłuższą współpracę. Coś do czego nadajesz się bardziej... - odparł mężczyzna.

- Opowiadaj... - powiedział James.


Dołączenie do QRS nie było dla Jamesa wybawieniem. Mógł robić coś zupełnie innego, ale ostatecznie cieszył się, że trafił właśnie tam. Ta grupa mu pasowała, a z czasem strasznie się z nimi zżył. Tutaj było to coś czego nie poczuł w Zwiadowczym przez 10 lat. Jedni stali mu się bliscy jak rodzina. Za nimi wskoczyłby w ogień. To oni jako pierwsi od czasów Posterunku poznali jego sekret. Koprocesor miał wielką moc. Po jego użyciu w żyły człowieka pompowana jest masa adrenaliny i innych przydatnych hormonów. W mięśnie lecą hektolitry glukozy, której teoretycznie nie powinno zabraknąć. Człowiek staje się szybszy, jego reakcje błyskawiczne, a zmysły się wyostrzają. Co więcej znika blokada bólu co jest zarówno błogosławieństwem jak i przekleństwem. James wielokrotnie używał tego w Zwiadowczym. Wędrowne Miasto naprawdę nie daje tego byle komu. Po operacji i okresie asymilacji człowiek jest trenowany pod swój wszczep. Poznaje nowe możliwości. Wie o ile dłużej i szybciej może biec, jak daleko rzuci, jak długo wytrzyma pod wodą, jak sprawnie się wspina, jak walczy, o ile poprawiła się jego kondycja. Zanim wykorzysta koprocesor w akcji wie na jego temat niemal wszystko. Naukowcy po udanej operacji nie chcą słyszeć, że ich podopieczny zginął na pierwszej akcji. Nie ma mowy...

Cała sprawa normalnie musi być utrzymywana w względnej tajemnicy. Człowiek, który nosi w ciele coś takiego nie mógłby inaczej żyć. Przedwojenna technologia jest dużo warta, a James słyszał, że za tego typu wszczep Wędrowne Miasto mogłoby otrzymać bardzo wiele... Na przykład 200 opancerzonych Humvee.

Od czasów wstąpienia do QRS najemnik nic się nie zmienił. Nadal trenował, jadł dobrze i zdrowo, żarł leki na swoją chorobę, która... była bardzo niewygodna. Nie leczona może zabić. Pierwsze symptomy to zwykłe sztywnienie mięśni. Szczególnie tych twarzy skąd wzięła się nazwa tego cholerstwa - Mount Rushmore. Stan ostrzejszy przejawia się kłopotami z mówieniem, jedzeniem i poruszaniem się. A od tego już krótka droga do śmierci... Wygląda ona mało widowiskowo, bo najpierw następuję paraliż całego ciała, a później mięśnie sztywnieją na amen - wliczając ten sercowy, bez którego niestety, nie wiedzieć czemu, krew nie chce płynąć...

James nigdy nie przekroczył pierwszego progu, ale słyszał o tych, którzy przeszli przez cały wachlarz chorobowy awansując na klasę obiegowego głazu. Stali się najtwardszymi z najtwardszych - dosłownie i w przenośni. Wygląda taki jakby wiagra podziałała na jego całe ciało. Sztywna jest twarz, ręce, nogi, korpus, a jedyny plus jest taki, że mały też jest sztywny. Póki ciepły jakaś laska może sobie poużywać...


Od czasów pierwszego dopalenia Jamesa minęły lata, ale on zawsze starał się nie kaleczyć. Dbał o zdrowie. Pierwszy raz był gotów je poświęcić, gdy umierali jego bliscy. John, Taylor, reszta QRS... Gdyby mógł ich tym uratować bez wahania poświęciłby życie. Nie dał jednak rady. Za tych co przeżyli czuł się strasznie odpowiedzialny. I to dlatego był gotów stać się kaleką. Aby im pomóc. Aby uratować. Trafiło na Młodego, ale to mógł być każdy. Zrobiłby to dla każdego z nich. Aby tylko kogoś ocalić…
 

Ostatnio edytowane przez Lechu : 04-08-2013 o 19:08.
Lechu jest offline