Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2013, 23:44   #13
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Perspektywa nocowania pod dachem...tak, tego jej było trzeba. Po długiej wędrówce, i spaniu noc w noc pod gołym niebem, nawet ta namiastka karczmy stanowiła luksus z którego grzechem byłoby nie skorzystać. Zawsze lepszy lichy dach i ogień, niż zimno i wilgoć na zewnątrz. Usiadła obok kominka, krzyżując nogi i kładąc łuk na kolanach. Trwała tak dobrych kilka godzin, wyciągając ręce do ognia, a każdemu natrętowi próbującemu cokolwiek do niej mówić posyłała ciche “ idzi w pizdu”.
Na pytanie o rodzaj transportu wzruszyła ramionami, jakby było jej to całkowicie obojętne. Nie chciała wdawać się w szczegóły, strzępić ozora po próżnicy. Każda z opcji miała swoje plusy i minusy, zostawiła więc decyzję reszcie grupy, oddając się w pełni błogiemu lenistwu.

Po pewnym czasie zostawiono ją w końcu w spokoju, z czego bardzo się cieszyła. Wszystko byłoby idealne, niestety pijany szlachcic musiał się jej napatoczyć pod nogi, kiedy zmęczona szukała cichego miejsca na nocleg. Normalnie zrobiłaby to co zazwyczaj - zignorowała go, odwracając się na pięcie i idąc w drugą stronę. Tym razem jednak przydybał ją w ciasnym pomieszczeniu i siłą rzeczy odciął jedyną drogę ucieczki, stając między kobietą a drzwiami. Gdyby Irina należała do religijnych osób, uznałaby obecność chłopaka za karę boską, ale że do życia podchodziła bardzo pragmatycznie rozwiązała ten problem ze zwyczajnym dla siebie wyczuciem. O dziwo obyło się bez przemocy.

Przy śniadaniu unikała reszty bardziej niż dotychczas. Siedziała w dalekim kącie opustoszałej karczmy, raz po raz zerkając na okna, drzwi, oraz swoich towarzyszy. Przypatrywała się dyskretnie każdemu z osobna, starając się odgadnąć ich motywacje, cele i pragnienia. O jednym wiedziała na pewno - perspektywa dużego zarobku przemawiała do każdego z nich, w tym byli podobni. Póki łączył ich wspólny cel nie powinni mieć problemów z dogadaniem się, przynajmniej taką żywiła nadzieję.
Informację o mutantach przyjęła spokojnie między jednym, a drugim kęsem strawy. Chyba jako jedna z nielicznych nie krzywiła się na dość obrzydliwy smak jedzenia. Jadała gorsze rzeczy, a to “coś” było nawet ciepłe. Przepędzało chłód z kości, rozgrzewało od środka i dawało siłę na nadchodzący dzień. Niczego więcej nie oczekiwała, no moze oprócz tego że się po posiłku nie porzyga.

Ekwipunek przygotowała w przeciągu niecałej minuty, wszystko co potrzebne i tak zawsze miała pod ręką. Poczekała więc aż reszta będzie gotowa, po czym wyruszyli. Nie dane im było nawet opuścić wioski w spokoju. Rozhisteryzowana starucha z płaczem wyłożyła im swoje żądania, owijając wszystko gładką gadką mającą na celu wzbudzenie litości.
- Kak nazlo - Irina mruknęła pod nosem nasuwając kaptur głowę, a w spokojnym zazwyczaj głosie dało się wyczuć wyraźną irytację, choć usilnie tłumioną. Baba widocznie szukała idiotów, którzy by karku nadstawiali za uśmiech i dobre słowo, głupia swołocz. Dobrym słowem brzucha się nie napełni, ani noclegu nie opłaci. Gdyby jeszcze stare próchno płaciło coś za fatygę, wtedy inaczej można by spojrzeć na cały problem. Irina nie uważała siebie za kapłankę miłosierdzia, podcierającą nosy wszelkim sierotom i życiowym kalekom, prędzej za kobietę interesu. Niczym nie zgrzeszyła, by musieć za darmo w problemy się pakować, ale jak reszta chciała być głupia to ich sprawa. O dziwo Alethe i krasnolud podzielali jej zdanie. Pieter wyłamał się jako pierwszy proponując pomoc i marnowanie ich cennego czasu. Szlachetka...on okazał się tak wylewny, że aż na mdłości się zbierało. Odpowiadając za całą grupę obiecał kobiecinie pomoc, to już było ponad siły Iriny. Podeszła więc do niego powoli, ręce krzyżując na piersi. Spod kaptura błyskały zimno dwa czarne jak węgiel ślepia.
- Job twoju mac, no nie panimaju ...I chto? Vremya ne sto'it... - zamikła na chwilę, szukając w pamięci odpowiednich słów na wyrażenie swojego niezadowolenia. Ku swojej radości znalazła takowe - Ty za siebie mówi. My czasu nie mają na...głupoty. Nie bądź durak, za darmo ty nawet w ryj nie dostanie. Rabota jest, to...priorytet. Reszta nieważna. My ruszać powinni. Już. Teraz. Ty kończy tą...farsę.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline