Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-08-2013, 11:29   #26
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Nethadil już nie śpiewał - nie było takiej potrzeby; widma nie podążały za nim. To dobrze, bo i tak nie mógłby wydobyć z siebie głosu. Niestety, miał rację spodziewając się że w końcu odkryje szczątki nieszczęśników zwabionych na Polanę. W ciszy panującej w piwnicy rozlegał się tylko jego wysilony oddech i trzask drobnych kostek, gdy nie dawał rady ominąć wszystkich przeszkód. Zaciskał zęby i szedł naprzód.

Mimo całego przygotowania, mimo własnych podejrzeń i zesłanych wizji zamarł w wejściu gdy ujrzał driadę. Spoglądała na niego sennym wzrokiem i półelf nie mógł wydobyć słowa z gardła. Dopiero po chwili rozejrzał się po pomieszczeniu, szukając śladu po ujrzanym w wizjach elfie. Cokolwiek tu się wydarzyło, miał wrażenie że prawda bardzo, ale to bardzo mu się nie spodoba. Widok ohydnej rośliny i wspomnienie strachu duchów go w tym upewniał.
- Wi... Witaj - wydusił wreszcie z siebie w mowie leśnego ludu, pełen podejrzliwości i trzymając broń w pogotowiu.
- Przyszedłeś... - wyschnięte usta driady ledwie się poruszyły, gdy wydobył się z nich słaby szept.
- Tak, tak jak mnie wzywałyście - powiedział ostrożnie, rozglądając się ukradkiem i spoglądając po pnączach. - Jak … jak mogę wam pomóc, moje siostry? Co tu się wydarzyło?
- Za...abierz mnie... nas... ... Uwolnij...

Nethadil wahał się, rozdarty pomiędzy podejrzliwością która pchała go do rozszczepienia driadzie czaszki, a chęcią dowiedzenia się czegoś przydatnego, co mogło mu pomóc w tym miejscu. Powoli wsunął topór za pas, sięgnął po manierkę i otworzył ją, krok za krokiem przysunął się do tronu, ciągle trzymając w dłoni pochodnię z przymocowaną krzeszącą gałązką. Nachylił się do baśniowej istoty.
- Proszę, pij - wykrzywił usta w udanym uśmiechu. - Zaraz cię uwolnię, tylko zrąbię to ohydztwo.
Driada przyssała się do naczynia, opróżniając je całkowicie. Na jej policzki wróciły żywsze barwy (co w jej wypadku oznaczało mniej szary a bardziej zielonkawy kolor), a usta uroczo nabrzmiały.
- Dziękuję - powiedziała o wiele wyraźniej. - Proszę, zrób to.

Nethadil wiedział że pozbył się właśnie resztek wody ze wszystkimi tego konsekwencjami, ale nie odezwał się. Zamiast tego sięgnął po topór i wskazał za siebie, w kierunku korytarza.
- Kto ich zabił? - zapytał, wpatrując się w oczy driady.
- One! - jęknęła wskazując na pędy.

“Kłamstwo.”

Nethadil mimo całego szoku dobrze widział że to nie rośliny czy oręż były przyczyną śmierci tych wszystkich nieszczęśników w korytarzu.
- Jak masz na imię? - zapytał znowu - I gdzie jest twój mąż?
- Sse'stal - odparła, uśmiechając się radośnie do półelfa, po czym spochmurniała. - Nie widziałam go od czasu kiedy mnie tu uwięził.

“Więc jednak mąż...”

- Jestem Nethadil - uśmiechnął się do baśniowej istoty, choć uśmiech nie sięgnął oczu - Czym jest ta roślina, Sse'stal? - powiedział wskazując masywne łodygi.
- Więzieniem - odparła natychmiast, po czym zamyśliła się. - Szpiegiem? - spytała na próbę. - Kiedy zaczniesz ciąć?
- Poczekaj - odpowiedział - Nim zacznę ją rąbać chciałbym się upewnić że nie stanie ci się większa krzywda - widziałem jak ta … roślina … się porusza. Czyim ma być szpiegiem?
- Jego? - Wzruszyła ramionami Sse'stal. - Nic mi się nie stanie, ona nie wyrasta ze mnie. No tnij - zniecierpliwiła się.
- Kogo “jego”? - Nethadil nie miał zamiaru ulegać bez uzyskania przynajmniej części odpowiedzi. - Roślina cię trzyma, jeśli faktycznie się porusza pod ciosami może spróbować cię zgnieść. Jakim cudem przetrwałaś tak długie uwięzienie?
- Z'triela, mojego... męża - wyjaśniła, krzywiąc kształtne wargi w wyrazie obrzydzenia. - Nie zgniecie mnie; teraz jest najedzona i śpi.
Na chwilę zamilkła, po czym wbiła w Nethadila przerażone spojrzenie.
- Tak długo? Jak długo?
- Kilka stuleci - Nethadil był w kropce, sam już nie wiedząc co myśleć.
- Sse'stal, co tu zaszło? Dlaczego twój mąż cię uwięził?
- Nie wiem, oszalał, chciał mnie zabić, dlaczego mnie dręczysz?! - driada szarpnęła się i rozszlochała. - Czy nie dość się nacierpiałam? Mówisz stulecia, zapewne na górze nikogo już nie ma, kogo bym znała!

Półelf milczał przez chwilę. Duchy driad obawiały się pędów, to one powstrzymały je przed podążeniem za nim poprzedniego dnia. Może faktycznie...
Wyczuwał coś fałszywego w całej tej sytuacji a ciarki raz po raz przebiegały mu po plecach, ale w końcu skinął krótko głową.
- Uwolnię cię, ale nie rób niczego czego byśmy potem oboje żałowali - powiedział stanowczo i jął się topora, by odrąbać pień rośliny jak najbliżej podłogi.
- Oczywiście - Sse'stal skwapliwie pokiwała głową.
Skinął głową nie komentując uległości driady i podszedł do pni. Ku swojemu zdumieniu nie mógł dojrzeć głównego korzenia. Mimo wszystko przystąpił do ich niszczenia.

Starał się nie myśleć o tym czym roślina się żywi; kiedy rąbnął raz i drugi i topór z zadziwiającą łatwością zgruchotał łodygę odsłaniając zgniłozielony, ohydny miąższ, z tym większą starannością koncentrował się na czym innym. Jak na przykład tym by Sse'stal mieć na oku - po części nie ufał jej, ale też mimo jej zapewnienia nie wiedział czy coś złego się nie wydarzy gdyby roślina miała się ocknąć ze "snu" o jakim mówiła driada. Gdy przerąbał ostatni pień i otarł pot z czoła podszedł do “tronu” by ostrożnie oswobodzić baśniową istotę.

Driada chętnie wyciągnęła ręce i zarzuciła je na szyję wybawcy. Pocięte konary stoczyły się na podłogę z głuchym stukiem. Wyciągnąwszy Sse'stal tropiciel nie zauważył jednak, by roślina przebiła kamienną podłogę i wyrosła z ziemi - posadzka wydawała się nietknięta.
- Dziękuję! dziękuję! dziękuję! - Sse'stal obsypała policzki Nethadila pocałunkami. Choć usta miała miękkie, jej ostre, chropowate, zdrewniałe dłonie nieprzyjemnie drapały skórę. Również nogi wyglądały podobnie. Pokryte jak gdyby korą ciało odziane było jedynie w przejrzyste złote giezło. Jedynie.

- Już dobrze, Sse'stal, już dobrze - półelf był tak napięty w oczekiwaniu na jakiś atak że podziękowania nawet nie sprawiły mu przyjemności, ale przynajmniej uśmiechnął się do driady, starając się nie zauważyć jej stroju, czy raczej jego braku. Złapał topór i pochodnię w jedną dłoń, palce Sse'stal w drugą.
- Chodźmy z tego miejsca, musisz mi wszystko wyjaśnić. To nie koniec - powiedział ponuro, łagodnie pociągając ją za sobą do wyjścia. Nethadil nie był tak paranoicznie nieufny jak jego postrzelony ojciec, choć miał swoje podejrzenia. Czasami trzeba zaryzykować. Poza tym nadal nie wiedział co się stało z elfem - Sse'stal, znasz się na magii, prawda?
- Nie. Znaczy trochę. Chyba niewiele więcej niż każda driada - odparła kobieta drepcząc entuzjastycznie za półelfem. Stan piwnicy nie zdawał się robić na niej wrażenia.
- Czym żywiła się ta roślina? - zapytał z napięciem, czując ciarki na widok obojętności swej towarzyszki wobec szkieletów zaściełających korytarz. - Czy od momentu uwięzienia widziałaś kogokolwiek?
Nasłuchiwał uważnie każdego odgłosu, spojrzenie jego zielonych oczu omiatało każde pomieszczenie i przejście. Poprowadził ją w górę, ku parterowi dworzyszcza.
- Nie wiem, nie pytałam. Głównie spałam; nudziło mi się - Sse'stal energicznie maszerowała w stronę schodów i potem na górę, choć zesztywniałe nogi nieco jej w tym przeszkadzały i tropiciel musiał jej pomagać.

W końcu wydostali się na parter, który był... pusty. Wszystkie zjawy zniknęły; Przeklętą Polanę ponownie ogarnął martwy bezruch, jak gdyby Sse'stal i Nethadil byli tu jedynymi istotami.
- To ty mnie wezwałaś, prawda? - zapytał, rozglądając się po korytarzu. - Ty mnie uzdrowiłaś po tym jak ten niedźwiedź mnie poranił?
- Tak? - zdziwiła się lekko Sse'stal. - Tak! Wzywałam moje siostry, wołałam by przybyły i uwolniły mnie... ach! Tęsknię za nimi... - westchnęła teatralnie, wyglądając przez okno.
Nethadil zacisnął wargi słysząc słowa Sse'stal ale zmilczał. Zamiast tego chwycił ją za dłoń i pociągnął na zewnątrz.
- Chodź, musisz to zobaczyć - powiedział - Nie umiem tego wyjaśnić, co stało się z dworem i okolicą...

Sse'stal wędrowała za półelfem, rozglądając się bez specjalnego zainteresowania po okolicy i wzdychając od czasu do czasu “Ach, to straszne, to straszne! Tak tu teraz brzydko, pusto. Och, jakie to okropne!”. Coraz częściej spozierała jednak w stronę granicy lasu i tropiciel przyłapał się na tym, że zataczając coraz szersze kręgi zbliżają się do niej.

- Jak to się stało że wyszłaś za niego, za Z'triela? Zakochałaś się, Sse'stal, czy uwiódł cię? Był magiem, prawda? Bogatym magiem, a ty przy jego boku … piękna, tajemnicza … istna księżniczka, pani na włościach. Chyba wyłącznie szaleństwem można tłumaczyć to że to wszystko się skończyło - odezwał się cicho, mocno trzymając ją za rękę i prowadząc ją w kierunku skraju Polany. Rozglądał się w poszukiwaniu widm. - Prawda?

- Tak, tak - skwapliwie potwierdziła Sse’stal. - Był bogaty, potężny, och! jaki potężny... - rozmarzyła się, a potem zmarszczyła wąskie brwi. - Byłam jego księżniczką, kochał mnie na zabój, a chciał trzymać w tej głuszy! - szczupła pierś zafalowała jej ze wzburzenia, po czym kobieta jakby zmitygowała się i uśmiechnęła do Nethadila żałośnie. - Uwiódł mnie i uwięził. Myślał, że może zawiesić klejnoty na drzewie, chciał mnie zamknąć w wieży, złotej klatce, chlip... A potem oszalał i zamknął mnie jeszcze bardziej... - posmutniała. - Pewnie chciał mnie mieć tylko dla siebie; każdy by chciał, prawda?

Nethadil zerknął na driadę, spojrzał wprost w jej piękne oczy nim poprowadził ją dalej.
- Oczywiście, Sse’stal. Tak piękną istotę trzymać w zamknięciu to zbrodnia. Co to za stos gałęzi i łodyg, który tkwi przed wejściem do wyższej wieży? Mam wrażenie że nie znalazł się tam z naturalnych powodów.
Kobieta omiotła spojrzeniem stos i szybko spuściła wzrok.
- N... nie wiem. Nie było go tu gdy zostałam zamknięta w piwnicy - spojrzała na Nethadila wilgotnymi oczami. - Możemy już iść? To miejsce mnie przygnębia i jestem głodna. Chciałabym znów znaleźć się pod błękitnym niebem, wśród drzew i żyznej gleby... Chodźmy! - jęknęła błagalnie.
- Oczywiście - powtórzył półelf i poprowadził ją ku krawędzi Polany, prowadząc za rękę na podobieństwo kochanka. Zatrzymał się wraz z nią tuż przed linią oddzielającą oba światy i spojrzał znowu na towarzyszkę.
- Czemu się zatrzymałeś? - szarpnęła niecierpliwie.
- Proszę, Sse’stal - powiedział łagodnie - Tam jest twoja wolność. Wyjdźmy stąd.

Spoglądając na driadę chyba dopiero wtedy w pełni zdał sobie sprawę z tego czym była Polana i dlaczego każda odrobina życia zniknęła z tego miejsca. A może po prostu wcześniej nie dopuszczał tego do siebie?

Sse’stal zrobiła krok, nie puszczając dłoni Nethadila, i odbiła się od niewidzialnej ściany. Spróbowała raz jeszcze z tym samym rezultatem. Z furią, z siłą o którą nie podejrzewałby tak drobnej istoty pociągnęła półelfa do przodu tak, że ten poleciał na barierę - oczywiście również zatrzymując się na niej.
- Aaaagh! - wrzasnęła przenikliwie, wyrywając dłoń z dłoni Nethadila, a jej wąska twarz wykrzywiła się w grymasie wściekłości. - Dlaczego cię nie puszcza?! Dlaczego!? Czym jesteś?! CZYM jesteś!! DLACZEGO CIĘ NIE PUSZCZAAAA!!!

Tropiciel odzyskał równowagę i wyprostował się. Schował topór za pas, przyglądając się jednocześnie Sse’stal.
- Byli inni? - zapytał ze spokojem w głosie, choć siła baśniowej istoty nim wstrząsnęła - Ich - wskazał palcem granicę - to wypuściło? Wiesz może co to jest i skąd się tu wzięło?

Sse’stal wbiła w niego na wpół oszalałe spojrzenie, dysząc ciężko. Przez chwilę Nethadil miał wrażenie, że rzuci się na niego z pazurami, lecz zamiast tego odwróciła się gwałtownie i zaczęła chodzić w kółko, mamrocząc coś do siebie i zerkając spode łba to na barierę, to na mężczyznę. Wreszcie zatrzymała się, wygładziła giezło i uśmiechnęła się promiennie.
- A ty znasz się na magii? Umiałbyś to zniszczyć?
- Nie, Sse’stal - powiedział z żalem, znowu rozglądając się po Polanie w poszukiwaniu widm nieszczęsnych krewniaczek - Wydaje mi się że rozwiązanie tkwi tylko i wyłącznie w tobie. Ale ty sama o tym wiesz, prawda?
Nieprzyjemny grymas przemknął przez oblicze driady.
- O czym ty mówisz! Przecież to mnie uwięził tu; to ja jestem ofiarą! Ty powinieneś wyjść stąd bez przeszkód! I wyprowadzić mnie, jak bohater, książę na białym jednorożcu! - wyciągnęła do niego ręce w błagalnym geście.

Tropiciel dotknął bariery dłonią i naparł na nią, dając dowód że nadzieje driady są płonne.
- Przykro mi. Oboje jesteśmy zamknięci. Pójdę do wieży twego męża, może tam znajdę coś co pomoże rozwikłać tę zagadkę - odpowiedział spokojnie. - Idziesz ze mną? - wyciągnął do niej dłoń.
- Idź! - zezwoliła łaskawie, ignorując gest młodzieńca. - Ja tu poczekam. Popatrzę... choć tyle mi zostało... - odwróciła się zamaszyście, niezbyt elegancko klapnęła pupą o ziemię, po czym ponuro zapatrzyła w soczystą zieleń Wilczego Lasu.

Nethadil jeszcze przez chwilę spoglądał na Sse’stal po czym odwrócił się, czując dreszcze przebiegające mu po plecach. Potem ruszył do dworu.

Maszerował i rozglądał się w poszukiwaniu dusz. Dojrzał je w miejscu którego kompletnie się nie spodziewał - ukryte za “stosem”. Kilkanaście… kilkadziesiąt może; trudno mu było zliczyć, zwłaszcza te na wpół przejrzyste kształty majaczące w rozproszonym świetle docierającym na Polanę. Ukryte zarówno przed spojrzeniem z dworzyszcza, jak i z miejsca z którego przyszedł. Nethadil zamarł jak wryty; widząc jednak że nie zamierzają mu uczynić krzywdy podszedł do stosu i sięgnął po jeszcze jedną gałązkę - ze zdumieniem skonstatował, że była ciepła; nie ciepłem nagrzanej słońcem rośliny, lecz raczej żywego ciała. Zawahał się ale mimo wszystko zabrał ją ze sobą i wsadził za pas. Z żalem ogarnął spojrzeniem nieszczęsne dusze, po czym wszedł do wieży. Powoli, ostrożnie jeszcze raz przemierzał wnętrze budowli, zatrzymując się przy każdym pergaminie i książce, upewniając się że niczego nie przegapił poprzedniego dnia, zaglądając do mebli i kufrów.

Nic ze znalezisk nie mogło mu się przydać, nic nie podpowiadało mu skąd wzięła się bariera czy w jaki sposób działa. Może informacja taka ukryta była w zaszyfrowanych zapiskach; jak dla niego mogła się znajdować w Calimshanie. Pobieżnie przeglądał papierzyska, zauważając różnice w charakterze pisma. Tyle razy ile zdołał, przyzwał tę odrobinę magii w swoim posiadaniu by rozszyfrować czego dotyczyła magia zapisana na pergaminach. Zaklęcia teleportacji, schronienia, podróży przez cienie i plany… księgi dotyczące szkoły nekromancji. Pokręcił raz i drugi głową, zauważając jak dużo czasu zajęło mu nawet pospieszne kartkowanie tego bogactwa. Godzina? Dwie?

Delikatne kobiece pismo znaczyło notatki poczynione o magii oczarowań i umysłu, a Nethadil czuł dreszcze, zgadując że to ręka Sse’stal je zostawiła. Daty na zapiskach poczynionych męską ręką potwierdzały jego domysły, że ze dwie albo i trzy setki lat temu je zostawiono.

Przerwał wreszcie i ukrył twarz w dłoniach. Najwyższy czas było stawić czoło prawdzie - odwlekał moment podjęcia decyzji bowiem wymagałoby to czegoś dla niego niewyobrażalnego do tej pory. Poza tym, ciągle istniała możliwość że się myli. Że wszystko co wydarzyło się na Polanie było skutkiem szaleństwa. Że wizje były kłamstwem. Że to wszystko to jakiś okropny sen z którego nie może się wybudzić.

Poderwał się raptownie i skierował do wyjścia. Zwlekał wystarczająco długo i do niczego nie doszedł. Musiał rozmówić się z Sse’stal. Ale jeszcze raz podszedł do “stosu” i widm, by sam siebie upewnić że dobrze robi...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline