Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-08-2013, 15:08   #260
Karmazyn
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Poszukiwanie przeszłości: Początek

Wspomnienia uderzyły w Suro niczym rwąca rzeka. Nie mogąc im się oprzeć, jego umysł został zalany falą wspomnień. Pierwsze spotkanie, pierwsze wymienione słowa, pierwszy dotyk... Pamiętał wszystko. Słyszał jej śmiech, czuł jej zapach, był dotykany przez jej palce. Elf był twardy. Zawsze trzymał uczucia na wodzy. Chociaż łatwo się denerwował, nigdy nie wybuchł. Jego serce zaczęło jednak wariować. Przez tę cholerną zarazę tyle stracił. Jego ojciec nie żył, Bractwo zostało rozwiązane, sam nie był w dobrej komitywie z ludźmi króla. Miał więcej wrogów niż przyjaciół. Stracił dużo. Wszystko niemal w jednej chwili. Ale teraz... Teraz to wszystko nie znaczyło dla niego nic. Liczyła się tylko Haru.
Czy oszalała? Gdy wśród Wietrznych Szermierzy nastąpił rozłam ona stała po tej samej stronie co białowłosy. Ale później... Szermierz żałował teraz, że nawet się z nią nie pożegnał. Odszedł bez słowa, gdy wyruszył na tę samobójczą misję pokonania szaleństwa. Mogła oszaleć. Była wyczerpana zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Tak jak większość. A Suro zachował się jak skończony idiota. Myślał tylko o sobie. O Bractwie. Nie pomógł jej. Powinien zostać. Powinien ją wspierać. Ale tego nie zrobił. I musiał za to odpokutować. Musiał sprawdzić co się z nią dzieje. Musiał uratować ją z opresji. Musiał ją najpierw znaleźć...
Założywszy na głowę kaptur swojego płaszcza i upewniwszy się, że jego spiczaste uszy są schowane elf, przepychając się przez tłum, podszedł do strażnika.
- Ta mi się podoba... Chcę ją złapać... Gdzie ona jest... – Białowłosy starał się, by jego głos świadczył o nim, że nie jest do końca normalny. Mniej więcej w takim stopniu, by przy wyborze listów gończych nie kierować się widniejącą na nich kwotą.
Zmęczone oczy strażnika, zostały skierowane na ukryta w cieniu kaptura elfią facjatę. Widać stał tu niemal całą noc, bowiem świeży zarost, delikatnie pokrywał jego policzki. - Niech Cie nie zwiedzie nagroda... to nie byle kto. -stwierdził zbrojny, przecierając zmęczone oko. - To jedna z dowódczyń demonów, z pustkowi.- odparł dość niezrozumiale dla elfa człowiek.
Demony z pustkowi. Nie brzmiało to zbyt zachęcająco. Czyżby aż w takie bagno wpadła? A może te demony były niedobitkami z Bractwa? Zanosiło się, że ratowanie lubej nie obejdzie się bez problemów. Elf nie miał najmniejszego zamiaru odpuszczać. A problemy, jeśli będzie trzeba, wytnie co do nogi.
- Nagroda... Nie nagroda... Ona... Chcę ją... - głos Suro nie zmienił się nawet odrobinkę. - Co to... demony... gdzie pustkowia...?
Brew strażnika uniosła się lekko. - Pustkowia prawie wszędzie jak okiem sięgnąć. -odparł rozglądając się po zniszczonych terenach dookoła miasta. - Demony to zmora tego świata! Jak mogłeś o nich nie słyszeć! To one sprowadziły zarazę na nasze domy, one niosą szaleństwo!- dodał niczym fanatyk, łapiąc elfa za ramiona i lekko nim potrząsając. - Najgorsze zło, jakie może istnieć!
Gdyby nie rola, w którą wcielił się białowłosy, pewnie teraz głęboko i teatralnie by westchnął. Po tym pierdzieleniu szermierz wiedział tyle samo co wcześniej. Kolejny, który mówił dużo nie na temat. Czy jest możliwość spotkać dwóch w tak krótkim czasie? Widać, trzeba było zadawać bardziej precyzyjne pytania. A jeśli to nie wystarczy, trzeba będzie użyć odpowiednich argumentów.
- Jakie... demony... ludzie... elfy... inne... Gdzie... na... pustkowiach... Dokładnie... mów...
- Gdybyśmy wiedzieli gdzie, już dawno wysłalibyśmy tam oddział, nie sądzisz? -parsknął strażnik, lekko odsuwając się od Surokaze i prowizroycznie wycierając ręce w spodnie. - Ostatnio widziano ich na północy. -doprecyzował, po czym palcem wskazał na wóz pełen kobiet. - Tam masz przykład demonów synu, najgroźniejszych, jakie istnieją. Mamią wdziękami, tylko po to, by potem pożreć twoją duszę i odcisnąć na niej swe mroczne żądze.- dodał gwardzista, zaś w tonie jego głosu czuć było, iż święcie wierzy w to co mówi.
Ach... takie demony. Więc o to w tym wszystkim chodziło. Jakiś pieprzony fanatyk religijny dopatrzył się źródła tego całego szaleństwa w kobietach. Widać ci, których Suro zabił wraz ze swoimi towarzyszami nie byli poddani zarazie. Byli... religijni.
Ludzie... Nie wiedzieć czemu elf zaczął uważać ich za zwierzęta. Własne popędy tłumaczyli mrocznymi czarami stosowanymi przez kobiety. Ktoś musiał mieć poważne kompleksy na tle seksualnym, skoro doszło do czegoś takiego. Chociaż z drugiej strony... Jakież to ludzkie.
Zabójca rozejrzał się wkoło w poszukiwaniu swojego zbrojnego towarzysza. Nie znalazł go. Widać ten, już dostał się do miasta. No cóż trzeba było załatwić to samemu. Białowłosy sięgnął do twarzy, ściągając z niej chustę. Posłał strażnikowi najszerszy z możliwych uśmiechów.
- Dobrze... się... spisałeś... Idę... ją... zdobyć...
Północ nie była zbyt precyzyjnym określeniem. Suro, jednak był zadowolony. Wyglądało na to, że Haru nie była ani szalona, ani nieścigana przez normalne prawo. Ale i tak zamierzał ją odnaleźć. A później... Później może wpadnie do miasta powiedzieć odpowiednim osobom co o nich myśli.
Strażnik kiwnął na elfa głową, po czym wrócił do przepuszczania przez bramę wybranych jednostek. Surokaze był niezłym tropicielem... ale czy zapuszczanie się na pustkowia, samotnie i bez zapasów, było sensownym wyjściem? No i co miało stać się z towarzysząca im kobieta robotem, skoro tutaj wszystkie przedstawicielki płci żeńskiej były traktowane w jednakowy sposób.
Suro, dopiero teraz uświadomił sobie, że dwójka jego towarzyszy również została po tej stronie murów. O ile Elathornem nie specjalnie się przejmował, pozostawienie tutaj Belli byłoby takie... takie ludzkie. No i jeszcze trzeba było coś jeść. Kobiety jednak zasłaniały zdrowy rozsądek.
- Nie możesz zbliżyć się do bram miasta. – elf podszedł do swej towarzyszki. - Oni nie są normalni. Gdy tylko cię zobaczą, dołączysz do tych kobiet na wozie. Jak chcesz, możesz iść ze mną na północ. Jeśli nie, to rób, co chcesz. Ja idę załatwić coś do żarcia.
Białowłosy ponownie ruszył na spotkanie ze strażnikiem. Był świadom, że jeśli takie cyrki odbywały się w mieście, trzeba było się liczyć, że jedzenie będzie drogie. Może pieniądze i mithrilowe naramienniki wystarczą, by kupić zapasy chociaż na tydzień. Jeśli nie... Problemy się wycina.
- Jedzenie... Gdzie... Kupić... – zapytał się stróża „prawa”.
Bella spojrzała na Surokaze, lecz nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, ten był już przy strażniku. Mim oto kobieta stała w miejscu czekając na powrót elfa. Stary gwardzista z lekką irytacja spojrzał ponownie na elfa. - Ty nigdzie. -odparł zirytowany. - Takich dziwaków jak ty nie wpuszczamy do miasta. -dodał, a kilka sztuk broni zaskrzypiało, gdy halabardy i kusze zostały wycelowane w elfa.
Na twarzy białowłosego zagościł uśmiech. Od samego początku miał zamiar wejść do miasta, pchając przed sobą strażnika. I pomyśleć, że człowiek sam zaczął się o to prosić. Elf rozejrzał się bacznie po każdym trzymającym w ręku broń. Oceniał ich możliwości.
- Rozumiem... No cóż, chciałem po prostu wejść, zostawić trochę pieniędzy i wyjść. No ale skoro nie chcecie zarobić... – nie było sensu już udawać kogoś niespełna rozumu. - Słyszałeś może o Bractwie Wietrznych Szermierzy?
Strażnicy nie wyglądali na specjalnie wyszkolonych, od przeciętna lekko rozwinięta forma straży miejskiej. Problemem było jednak ich rozstawienie. Kilku kuszników na murach, którzy mogli spokojnie zasypać tłum i Surokaze mżawką bełtów, wraz z tymi których oczy spozierały na świat z okiennic w murze. Około tuzina uzbrojonych we włócznie mężczyzn pilnowało bramy, a wystarczyło by jeden uderzył w zabezpieczenie kołowrota, by odciąć tłuszcze od dostania się do miasta.
- A kto nie słyszał. -prychnął strażnik, a wprawne oko Surokaze zobaczyło jak jego dłoń na drzewcu włóczni, daje dyskretny znak reszcie zbrojnych. - A co, może wiesz coś o jakimś z członków tej przeklętej organizacji?
Elfowi niespecjalnie spodobało się nagłe ożywienie w postawie strażnika. Jego fanatyczne oddanie nagle wyparowało. Ale zapewne gdzieś tam się kryło. I trzeba było to wykorzystać.
-Przecież pokazywałem ci wizerunek jednego, a raczej jednej z nich. Ba, nawet chcę na nią zapolować. Tylko potrzebuję zapasów na wyprawę. – głos Suro był spokojny. I tylko głos. Ciało z każdą chwilą coraz bardziej nakręcało się na walkę. - Ale szanowny pan mi przeszkadza w ich zdobyciu. A to oznacza, że trzyma pan z nimi. Więc radzę iść do przełożonego i poprosić o aresztowanie.
Brew strażnika drgnęła nerwowo, czyżby elf trafił w czuły punkt? Czy ludzie w tym mieście, aż tak bali się jakichkolwiek powiązań z „demonami” że nawet wzmianka od nieznajomego, mogła ich przerazić.
- Jeżeli chcesz polować na demony to twoja sprawa, ale nie wpuszczę Cie do miasta. -powiedział w końcu gwardzista, jednak dodał. - Za to mogę posłać jednego z mych ludzi po zapasy dla Ciebie, jeżeli powiesz czego potrzebujesz i masz odpowiednią ilość gotówki. -zaproponował kompromis.
- Że też wcześniej o tym nie pomyślałem. - elf uśmiechnął się ciepło i nie za szeroko. Następnie sięgnął do pasa po sakiewkę i wyciągnął ją do strażnika. - Mam nadzieję, że wystarczy na jedzenie co najmniej na tydzień. Proszę o takie, które nie zepsuje się na pustkowiach. Suszone mięso czy coś w tym stylu.
Strażnik rzucił sakwę jednemu ze swych podwładnych, po czym wytłumaczył, o co chodzi.
- Teraz musisz poczekać. dodał krótko do Surokaze i gestem nakazał mu wycofanie się od bramy.
Co też elf zrobił bez najmniejszego ociągania. Wolał na razie nie zbliżać się do Belli. Dał też jej dyskretny znak by i ona trzymała się z dala od niego. Prawdopodobnie strażnicy w tej chwili interesowali się nim bardziej niż innymi. Nie powinno dawać się im powodu do agresji. Jeszcze nie teraz.
Suro, wyszukał w miarę czysty skrawek ziemi, na której usiadł na skrzyżowanych nogach, czekając na jedzenie. Pozostawało mieć nadzieję, że strażnik nie wystawi go do wiatru, a co gorsza, nie przyprowadzi posiłków, by pojmać białowłosego.
- O co chodzi tak właściwie? Co kombinujesz? -zapytał Elathorn, który przysiadł się do elfa, z jakimś grubym tomiszczem w ręce. - Jakieś problemy?
- Nie no, jeszcze żadnych problemów nie ma. – Suro pokazał towarzyszowi list gończy. - Ta tutaj to moja... dziewczyna. Sądzę, że nagroda jest za to, że jest kobietą. Ci tutaj nie lubią kobiet. No ale pewności nie mam. Dlatego zamierzam to sprawdzić. Strażnik mówił, że ostatni raz była widziana gdzieś na północy. Także zamierzam iść na północ. Powiedzmy, że chcę odpokutować za błędy przeszłości. – wyjaśnił pokrótce.
- Symmachia... -przytaknął przeciągle lodowy mag lekko mierzwiąc włosy. - A ja szukam Johna bo gdzieś mi zniknął...znowu. -dodał wyraźnie załamany tym iż jego sztuczki nie pozwalają mu na zlokalizowanie handlowca.- Ciężko mieć na niego oko. -dodał z niemrawym uśmiechem.
- Pewnie dostał się już do miasta. W końcu znowu tak dziwnie nie wygląda. – odparł elf, uśmiechając się lekko. - Widać jest z tych, którzy nie chcą się rzucać w oczy. Wiesz ile problemów można w taki sposób rozwiązać... A raczej o ile mniej można się nabawić? Też tak bym chciał no ale jestem, kim jestem. I samo to sprawia, że oczy innych będą mnie obserwować.
- On jest aż zbyt przeciętny. -westchnął mag i schował książkę do plecaka.- Wiesz, że jeżeli pójdziesz po swoją dziewczynę, nie będziemy na Ciebie czekać? -rzucił do elfa. - Zostaniemy tu pewnie góra dwa dni, po czym ruszamy w stronę góry. -dodał mag.
- I nie musicie na mnie czekać. Chodzę z wami bo ten czarnoskóry coś mi obiecał. I liczę, że dotrzyma słowa. - Suro nie specjalnie przejął się tym, że będzie musiał liczyć sam na siebie. Znowu... Jakbym nie zdążył, to powiedz mu, by co jakiś czas dawał dowody swojej bytności. Łatwiej was wtedy odnajdę. A i zajmij się Bellą. Zaproponowałem jej, by szła ze mną, ale pewno się nie zgodzi. Niech nawet nie zbliża się do strażników. Pewnie nie zwrócą uwagi, że nie jest specjalnie... ludzka.
Elathorn przytaknął, po czym odparł jedynie. - Nie ma sprawy... aczkolwiek znając Belle zrobi jak będzie chciała. To dość uparta i silna kobieta. Lepiej z nią pogadaj.- dodał jeszcze mag wstając z miejsca i spokojnym krokiem ruszył w stronę miejskiej bramy.
Suro, uśmiechnął się lekko.
-Wiem, że zrobi, co zechce. - rzucił w ślad za odchodzącym Elathornem.
Nie zamierzał nikogo do niczego zmuszać. Nigdy zresztą tak nie robił. Każdy miał swoją własną wolę i mógł mieć własne zdanie na każdy temat. To, co się działo z tymi, którzy mieli te zdania inne niż elf to już zdecydowanie inna kwestia...
Białowłosy wpatrywał się w strażnika przy bramie. Nigdy nie należał do cierpliwych. Teraz jednak siedział spokojnie, wiedząc jak dużo problemów, może spowodować utrata opanowania. Nie mając nic lepszego do roboty, zaczął rozmyślać.
Całe zamieszanie w tym mieście spowodowała zapewne jedna lub niewielka grupa osób. Strażnicy przy bramie i zapewne każdy z mieszkańców zachowywali się jak fanatycy. Czyli ktoś mieszał do tego religię. Skoro religia stała się prawem to ten ktoś musiał być wysoko usytuowany.
Po powrocie trzeba będzie odwiedzić lokum miejscowego włodarza. Podając się za łowcę nagród i mając ze sobą dowódczynię „demonów” nie powinno być z tym większych problemów. Zakładając jakże optymistyczną wersję, że miasto w tym czasie niezostanie zniszczone przez Gorta i Richtera.
Rozmyślając Surokaze czuł opadające krople deszczu na swej skórze. Silny wiatr poruszał flagami na zamku, czyżby tam znajdowała się osoba odpowiedzialna za całe zamieszanie? Możliwości było wiele... ukryta sekta, oszalała władza, albo jakaś pokręcona odmiana szaleństwa.
Krople ściekały po białych włosach na ziemię, gdy w końcu strażnik machnął na Surokaze dłonią unosząc w górę skórzany tobołek, w którym zapewne były zapasy. Gdy elf zbliżył się po swoje rzeczy, strażnik rzucił mu worek i stwierdził krótko. - Tylko na tyle starczyło ci pieniędzy. Powodzenia w łowieniu demonów, ale nie liczę, iż uda ci się wrócić. Omamią Cie swoja magią i skończysz u ich stóp.- wypowiedziane było to smutnym głosem zaś pokręcenie głową na boki nad beznadziejną sytuacją elfa, tylko wskazało na to iż gwardzista naprawdę wierzył w historie o kobietach z piekła rodem.
- Ach jakże optymistycznie. Nie martw się. Wrócę, nim się obejrzysz. I to nie sam. – elf odwrócił się od strażnika i powolnym krokiem skierował się w stronę Belli. Teraz, nawet jeśli jakiś strażnik zobaczyłby kobietę, nie było potrzeby bycia dla niego miłym.
- Więc jaką decyzję podjęłaś? – zapytał swojej towarzyszki, gdy stanął przed nią.
- Do miasta i tak mnie nie wpuszcza prawda? -rzuciła swym mechanicznym głosem kobieta, rozglądając się po tłumie. - Idę z tobą... mam przeczucie, że powinnam. -dodała poprawiając strzelbę na ramieniu i spojrzała swymi lekko świecącymi oczyma na długouchego. - Masz jakiś plan?
- A to potrzebujemy jakiegoś? - Facjatę elfa ozdobiło zdziwienie. Trudno było odgadnąć czy było ono szczere, czy udawane. - Nie wystarczy iść na północ, szukać po drodze oznak bytności tych „demonów z pustkowi” jak nazwał je strażnik? No i naturalnie likwidując wszystko, co będzie nam przeszkadzać posuwać się na przód. – Suro otworzył na chwilę worek z zapasami i zajrzał do środka. - Jeśli czegoś nie znajdziemy lub nie upolujemy jakiejś zwierzyny, nim dojdziemy do połowy zapasów, to wracamy i robimy rozróbę w mieście. Może być? - zapytał z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Wiesz, że idealnie pasujesz, do tej grupy? -zapytała patrząc na niego swoją twarzą bez emocji. - Masz dokładnie taki sam sposób myślenia jak jej zdecydowana większość.- dodała z lekkim chichotem, po czym podparła się dłońmi pod biodra. - Tym bardziej jestem ci potrzebna, by ktoś tutaj myślał, a nie tylko zabijał. -dodała hardo i spojrzała na północ. - Znasz te kobietę ze zdjęcia tak?
- Oj tam, oj tam. Nie moja wina, że lepiej mi idzie improwizacja niż planowanie. - odparł elf, robiąc obrażoną minę, która dość szybko zamieniła się w łobuzerski uśmiech. - I nie zapominaj o gotowaniu.
Na pytanie o kobiecie szermierz jednak spoważniał.
- Tak. Można by ją nazwać moją dziewczyną. Przynajmniej jakiś czas temu. Później życie mi się trochę skomplikowało i popełniłem poważny błąd. Teraz chcę go naprawić. Za wszelką cenę. – ton Suro wskazywał, że w słowie „wszelką” znajdowało się nawet jego życie.
- Czyli coś o niej wiesz. -skomentowała krótko metalowa kobieta. - Więc powinieneś wiedzieć, gdzie by się schowała w takiej sytuacji i jak to rozegrała. Pomyśl trochę. -dodała wpatrując się w niego.
Suro, spojrzał na swoją towarzyszkę, analizując jej słowa. W sumie miała rację. Powinien od tego zacząć. Bardzo dobrze znał Haru, przynajmniej tą sprzed upadku Bractwa.
W niektórych aspektach byli do siebie podobni. Ta sama broń, te same wietrzne techniki. Niemal identyczne olewanie wszystkich obowiązków z wyjątkiem codziennych treningów. Te odkąd między nimi zaiskrzyło, odbywali razem. Znali nawzajem każdy swój ruch. Każdy atak czy unik. Rytm oddechu czy bicie serca. Mogli walczyć ze sobą mając zamknięte oczy. Żadne nie zostałoby ranne.
Ale też różnili się od siebie. Suro, zawsze porywczy, bardzo łatwo wpadał w złość. Haru opanowana, trudna do wyprowadzenia z równowagi, ale gdy to następowało, lepiej było trzymać się od niej z daleka. Była też inteligentniejsza. O ile białowłosy kierował się mieszaniną zdrowego rozsądku i instynktu, ona zawsze miała wszystko przewidziane i zaplanowane. Mało rzeczy potrafiło ją zaskoczyć. A jeśli jakieś były w stanie to zrobić miały do czynienia z nim. Uzupełniali się.
- Jakby to rozegrała? – powtórzył pytanie. No właśnie jak? Zachowałaby się tak jak... on by się nie zachował nigdy.
- Najpierw zadbałaby o schronienie. Gdzieś gdzie w każdej chwili mogłaby uciec, gdyby miała kłopoty. Zawsze zacierałaby za sobą wszystkie ślady. Pozostawiała fałszywe tropy. Później... później obserwowałaby cel. Bez wdawania się w walkę. Dopiero gdy znałaby wszystkie słabe strony, przystąpiłaby do działania. Bez zbędnego ryzykowania. Pojedynczo. Cel za celem. Od najsłabszego. Powoli. Nie śpiesząc się. Atak i powrót do kryjówki. – elf zamilkł, zastanawiając się, czy jest coś jeszcze, co może pomóc... No tak. Jak mógł to przeoczyć. Podstawowa różnica między nimi... - Masz coś przeciwko pewnemu przedstawieniu? Ja fanatyk ogarnięty żądzą niszczenia demonów, ty ofiara tych żądz. Znając ją, to przyjdzie cię uratować. Ona lub któraś z jej podwładnych. Nie musimy ich szukać. Starczy na tyle rzucać się w oczy by to one znalazły nas. Tylko... Przekonasz je, że to przedstawienie? Sądząc po tym, co mężczyźni robią z kobietami tutaj, wolę nie wiedzieć co by zrobiły ze mną na pustkowiach.
- To całkiem ciekawy pomysł. -stwierdziła Bella, po chwili zamyślenia. - Jednak nie możemy chodzić po pustkowiu i co jakiś czas tego odgrywać, jeżeli by nas obserwowały, to szybko zrozumiałyby, że to podstęp.- poddała pod wątpliwość pewien aspekt planu, dziewczyna z Witlover. - Musi to być bardzo naturalne, no i trzeba mieć pewność, że wtedy wszystko zobaczą, albo przynajmniej mieć duże szanse by tak się stało.
- Nie miałem na myśli odgrywania co jakiś czas. Miałem na myśli, coś w stylu wędrówki z tobą do rodzinnej wioski w celu pokazania ziomkom jak rozprawia się z demonami. Pętla na szyi byś miała wolne ręce w razie jakichś niespodzianek – Elf nie lubił planować. Z planów nigdy nic nie wychodziło. Gdyby szedł sam, pewnie wszystko wymyśliłby w marszu. Z Bellą tak się nie dało. - Jakiś większy trakt znajdziemy czy coś w tym stylu. Którędyś kobiety muszą być przywożone do miasta. Droga powinna być obserwowana. Pewno polują na mniej strzeżone transporty. Jeśli nie uznają nas za przynętę, pewnie zaatakują szybko. W końcu jestem sam... - elf zamilkł, uświadamiając sobie coś jeszcze. - No i musimy uważać na plecy, bo może będziemy jednak odgrywać rolę przynęty dla tych tam. – gestem głowy wskazał w stronę murów.
Bella zerknęła dyskretnie w stronę murów, z których strażnicy czujnie obserwowali tłuszczę, napierająca na bramy. - Masz rację... a plan brzmi całkiem dobrze.-stwierdziła w końcu, po czym już weselej dodała. - Tylko się nie wczuj za bardzo, w rolę oprycha. Jakoś nie chce stracić głowy, tylko po to byś mógł znaleźć swoją dawną dziewczynę.- elf był pewien, że gdyby kobieta mogła, to by się uśmiechnęła.
- Moje wcielanie się będzie ograniczone tylko do słów. Także nie martw się, jeśli twoja głowa nie odleci od kilku ubliżań, to nic jej nie grozi. – wargi Suro wykrzywiły się w uśmiechu. - Jestem zbyt leniwy, by krzywdzić kogoś, kto nie dał mi ku temu stosownego powodu. A ty nie dość, że powodu mi nie dajesz, to jeszcze pomagasz. A poza tym muszę cię w końcu do wioski dostarczyć nietkniętą, o czym dowiedzą się wszyscy w zasięgu mojego głosu.
Białowłosy przymknął powieki. Lot kropel w jego pobliżu został zakłócony przez delikatny powiew wiatru. Gdy powieki zostały uniesione, nie tylko Bella mogła pochwalić się świecącymi oczyma.
- To idziemy? Zwiążę cię z dala od miasta. Po co zawczasu przyciągać niepotrzebne spojrzenia.
Kobieta ze stali przytaknęła ruchem głowy, po czym wykonał gest w stylu „Prowadź”, by podążyć za elfem we wskazanym kierunku.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline