Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-08-2013, 16:01   #261
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Zwierzątko
- Z pewnością jesteś najsilniejszy. - Faust wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo. Nie miał zamiaru walczyć z tą trójką. Nadal nie wiedział, czy osobnik znajdujący się na samym szczycie konstrukcji jest możliwy do pozbycia się. Jeśli dotrze z nimi do Lukrozu - problem sam się rozwiąże. Kto wie, może nawet zyska efektywną metodę transportu i nadgoni stracony czas?
“- Chyba nie zapomniałem jednak “prawdziwej” drogi - blondyn uśmiechnął się wewnątrz swej duszy. Adresat jego słów był niemalże oczywisty.”
- Jesteście najemnikami? - zapytał po chwili blodnyn. Warto wiedzieć, z czym dokładnie ma doczynienia.
Pierwszy odpowiedział ten który siedział na łóżku. A dokładniej spojrzał na Fausta w milczeniu, tak perfekcyjnie dopracowanym przez lata że wręcz namacalnym. Wymowne trzy kropki niemal uformowały się nad jego głową, gdy dalej bawił się swoją logiczną zagadką.
- Najemnicy nie znają piękna. -odezwał się ten który malował paznokcie, unosząc dłoń do góry by spojrzeć na swoje dzieło. - Tam gdzie go nie ma, nie znajdziesz też mnie.
- Ta najemnicy to banda słabiaków! -niemal wrzasnął osiłek, lecz nagle żyłka na jego skroni drgnęła niebezpiecznie. - Nazywasz mnie najemnikiem, bo sugerujesz że jestem słaby!? -ryknął w stronę Fausta, rzucając o ziemie sztangą, tak że ta niemal przebiła się przez podłogę. - Chcesz się bić!?
- Znajdujesz się tutaj ze względu na Nino? - blondyn zapytał istotę o wyjątkowej, nie koniecznie kojarzonej z jego płcią urodzie. Uśmiechnął się do niego, wiedząc że ten moment to jedno z nielicznych spotkań, których doświadczą. Zarówno on, jak i dotychczas niemy przedstawiciel prywatnego zespołu Luigiego zdawali się nie sprawiać problemów.
- Nie mam czasu ni chęci do spożytkowania w rozmowie z kimś takim jak ty, najsilniejszy z trójcy - uśmiechnął się szeroko, parodiując manierę w jakiej siłacz ukazuje zęby.
- Owszem, nasz piękny gospodarz. -odparł ten którego włosy mieniły się tęczą, natomiast osobnik o wiecznie szerokim uśmiechu, widzianym przez policzek, warknął groźnie. - Czy ty się ze mnie naigrywasz? Złamie Cie jak wykałaczkę!- dodał prężąc groźnie muskuły. Blondyna w czerni zaś niewzruszony, odłożył zabawkę i przewrócił się na bok twarzą do ściany.
- Zgadzam się, każdy Luigi jest intrygujący - Faust kontynuował rozmowę ze wzorem wszelakiego piękna i każdej z możliwych cnót, przynajmniej... gdyby bazować na jego wyglądzie. Wokół blondyna kłębiły się teraz wątpliwości. Tak jak siłacz zapewne zjawił się tutaj niczym czarnoskóry, w imię nadchodzących wyzwań, a przepiękny mężczyzna - w imię podobieństwa w swej wspaniałości do Nino, to milczący był jedną wielką niewiadomą.
- Nie czuję potrzeby walki, nie mam też zamiaru brać udziału w pokazie siły. - odpowiedział powoli blondyn. - Z przyjemnością oddaję ci stanowisko najsilniejszego. - dodał po chwili.
Spojrzał na milczącego - to on może być punktem decydującym o potencjalnej wolności, tylko po to, by wrócić do gnębienia siłacza w manierze tak bliskiej do tej stosowanej przez ich gospodarza.
- Gdy można uniknąć walki, jaki miałbym mieć motyw do kończenia żywotów innych? - zapytał. Wydawało się, że wewnątrz głowy Fausta nie istniała możliwość sparingu.
- Jak cie zwą? Ja jestem San. -odparł ten którego, włosy wprawiały w niezwykłe zdumienie, nawet najpiękniejsze z dam. Osiłek zaś zaśmiał się triumfalnie i ruszył w stronę swej sztangi. - Jednak masz trochę oleju w głowie, skoro wiesz że jestem najsilniejszy! -stwierdził by wrócić do ćwiczeń, rozwijających jedynie ciało nie zaś ducha. - Ej Milczek nie idziesz chyba jeszcze spać! -warknął jeszcze w stronę postaci na łóżku, która jednak nie odezwała się ani słowem.
- Wybaczcie me zachowanie. Jestem Faust IV - blondyn zachowywał się dumnie, niemal tak, jakby niedawne nie tylko przechytrzenie, co zwyczajna porażka w starciu z różowowłosym naukowcem nie miała miejsca.
- Skoro to środek transportu w którym porusza się Nino, to zapewne ma tutaj jakąś bibliotekę? - zapytał zgromadzonych po chwili.
- Książki są dla debili!- stwierdził swym potężnym głosem mięśniak, którego mięśnie ponownie napinały się pod ciężarem sztangi.
- Owszem Nino ma książki. -odparł najpiękniejszy w pokoju, gdy jego włosy przesunęły się po biurku w poszukiwaniu jednego z wielu grzebieni. - Ale nie sądzę by komukolwiek pozwolił ich dotykać.
- Domyślam się, że zarówno biblioteka jak i Nino znajdują się gdzieś na górze? - blondyn zdawał się nie czekać nawet na upewniającą go odpowiedź, zamiast tego - po prostu ruszył za drzwi, by ruszyć w kierunku bliżej nieokreślonej “góry”.
- Nie radzę. -stwierdził San, nawet się nie oglądając. - Zginiesz jeżeli tam pójdziesz. -dodał, a jego włosy zaczęły przy pomocy małego pędzelka malować paznokcie u jego stóp.
- Nie wiem czemu miałbym zginąć w bibliotece - stwierdził rozbawiony blondyn. - Książki są i owszem ciekawe, czasem “wciągają” cię w inną rzeczywistość - kontynuował, zaś na jego twarz wypłynął ustępujący tylko mięśniakowi uśmiech.
- Ale nie zabijają - zakończył.
- Ta książki są jak piękno... chociaż trochę gorsze.- przyznał tęczowowłosy. - Bowiem nawet najlepsza, nie jest wstanie równać się z moim pięknem. -dodał jak gdyby sam do siebie, zerkając w lustro by kontynuować stracony wątek. - Ale wkroczenie na, wyższy poziom, oznacza zirytowanie Nino... a to zaś prowadzi do tego że będziemy musieli Cie zabić.
Na te słowa San’a osobnik który dotąd nic nie powiedział, obrócił się na łóżku, wpatrując się w Fausta w kompletnej ciszy.
- L'art pour l'art - odparł blondyn rozbawiony faktem, jak i trafnością tego powiedzenia. Sztuka dla sztuki. Jakże piękne określenie, ciekawe, czy możliwym jest zmiana podmiotu tego powiedzenia na najwspanialszą z idei. Uśmiechnął się tylko blado na pożegnanie.
- Nino raz już mnie zabił, więc to chyba nic szczególnie bolesnego - dodał tylko, ruszając za drzwi.- W sumie nie musicie o tym wiedzieć - zaśmiał się, tym razem jednak nie był to przyjemne dźwięki, wręcz przeciwnie. Uderzały w nieznane dotychczas elementy dusz słuchaczy.
San wzruszył tylko ramionami. - Żeby nie było iż nie ostrzegałem. -stwierdził od niechcenia, zaś po chwili drzwi do pokoju zamknęły się. Faust stanął w korytarzu, z którego mógł ruszyć niemal w każdym kierunku, ruchomej twierdzy. Problemem było jednak to iż nie znał, jej architektury.
To jednak zdawało się być tylko dodatkowym motywem, czymś, co uczyni poszukiwania owocnymi niezależnie od tego, czy blondyn zdoła osiągnąć cokolwiek. Nadal musiał rozwiązać zagadkę kryjącą się za przedziwną, wieloraką istotą, którą niewątpliwie był Nino. Faust miał okazje spotkać kogoś, kto potrafił na kilka chwil stworzyć swego klona - nigdy nie było to jednak coś stałego. Oraz, co znacznie ważniejsze - technikom tego typu zawsze towarzyszyło sporo ograniczeń. Pozostawało tylko znaleźć jedno z nich, lub też, co całkiem prawdopodobne byt kierujący wszystkimi Nino, by... tego plan jeszcze nie opisywał. Zbyt wiele zależało od reakcji prawdziwego naukowca na upadek kurtyn zasłaniających jego tajemnicę.
Głęboki wdech, chwila przerwy, oraz cichy, powolny wydech. Miał wrażenie że w podziemiach rezydencji drugiej strony pierwszego, nie zobowiązującego do niczego kontaktu zawartego z kroczącej po ziemi istotą, udało mu się spojrzeć na otoczenie patrząc tylko przez pryzmat znajdujących się w okolicy duszy. Skupił się na tym wspomnieniu i spróbował je przywołać. Użyć tworzonej przez niego na bieżąco techniki pozwalającej na tak wiele możliwości, otwierającej sporą ilość pokojowych rozwiązań. Przywołał do siebie również doświadczenia związane z ranieniem i więzieniem dusz - w skrócie, z wszelakim kontaktem z tą formą bycia. Szukał w okolicy podobnych wrażeń, miejsc, oraz co najważniejsze - tej dziwniejszej, teoretycznie nie istniejącej stronie bytów.
Faust skupił się, a jego powieki opadły lekko, gdy starał się wykryć to co tak często zabierał. Jednak teraz gdy jego serce było już spokojne, nie było to takie proste. Wyczuwał jedynie drgania niewidzialnej składowej każdego bytu, w pokoju gdzie siedziało trzech jego współ lokatorów. Jednak nie był wstanie nawet rozpoznać, która cząstka należy do którego. Zbadanie całego kompleksu, ba nawet całego korytarza leżało zupełnie po za jego możliwościami.
Blondyn westchnął. Spodziewał się tego, że ta próba nie kończy się spektakularnym sukcesem. Miło jednak było wiedzieć, że jego domysły są słuszne, a on, prędzej czy później zdoła posiąść tą właśnie umiejętność. Tym razem wybrał losowy korytarz, kierując się bez szczególnych zamiarów czy wytycznych. Czekał na wiatr, który z kolei zwiastował pobliskie okno. Z całą pewnością to była najszybsza droga na szczyt.
- Wrr... ejdźmy tam, ciekawość watahy nie zna granic. - zarzucił tylko znajdującym się wewnątrz Fausta wilk, dolewając oliwy do ognia zwanego ciekawością.
Okno znalazło się bez problemów, jednak sama wizja wspinaczki nasunęła pewne wątpliwości.
Ta odmiana sportu, wymagała bowiem nie tylko zręczności, ale i siły, a ta nigdy nie była atutem czwartego z rodu. Ponadto maszyna pozostawała w ciągłym ruchu, co jeszcze utrudniać będzie podróż pionowo w górę. Oczywiście o tym że upadek z takiej wysokości, byłby śmiertelny, nie trzeba było nikomu mówić, było to oczywiste.
Faust nie obawiał się martwych przedmiotów. Ot, dziwaczna fobia przed chodzącymi domami zdawała się być urojeniem tylko dla nielicznych. Skupił się na zdolności byłego archeologa, który teraz wypełniał słoiki Nino od wewnątrz. Zebrał nieco energii podłoża gotów by wykorzystać ją jako jedno z ułatwień, które miał w zanadrzu. Biorąc pod uwagę fale uderzeniowe, równie dobrze mógł wykorzystać je nie do ranienia kogoś, lecz do przemieszczania swego ciała w powietrzu.
Stanął na parapecie, złapał górny element ramy okna, oraz wykorzystując energię Ksantosa wzmocnił swe wybicie tak, by po swoistym salcie znaleźć się nieco wyżej. Teraz pozostawało tylko wykorzystać zdolności zarówno boskiego rumaka, jak i całkowicie śmiertelnego kartografa.
Kolejne przeszkody znikały pod wpływem zdolności Fausta, który zdawał się nie męczyć tak bardzo, jak zwykle. Najwyraźniej energia, którą chłonął z ziemi pozwalała na zwiększenie efektywnej ilości energii, którą posiadał wspinający się strażnik równowagi. Minęło kilka pięter, kolejny odbić, a blondyn znalazł się przy jednym z okien w sekcji, która ze względu na bliskość szczytu była z całą pewnością tą, zwaną przez naukowca “górną”.
Czwarty z rodu zdrajców zamierzał błądzić po sekcji, sprawdzając każde możliwe pomieszczenie do momentu, w którym napotka Nino, bibliotekę, czy coś, co przykuje jego uwagę.
Faust wskoczył przez okno, a jego stopy uderzyły o deski. Mężczyzna zaczął przechadzać się po korytarzu, zaglądając do kolejnych pomieszczeń, głównie znajdowały sie tu pracownie alchemiczne, oraz zupełnie niezagospodarowane pomieszczenia - zapewne przyszłe magazyny na składniki. Dwa razy, oczy Fausta dostrzegły braci Alfy i omego, którzy pałętali się po pokojach ,czyszcząc, marudząc w swym języku... oraz od czasu do czasu grając w piłkę zwitkiem papierów.
Jednak po dłuższej chwili bezowocnych poszukiwań, gdy blond czupryna wraz z resztą głowy zajrzała do kolejnej sali, dostrzegł on plecy Nino, pochylonego nad kilkoma albemikami. Wyglądał on tak samo jak wszyscy których dotychczas spotkał czwarty z rodu.
- Yo Nino - strażnik równowagi o wątpliwej moralności stanął w progu drzwi, opierając jedną rękę na futrynie.
- Gdzie masz bibliotekę? - zapytał, jak gdyby zakaz wchodzenia na górne piętro ruchomej twierdzy nie istniał. Jego znak rozpoznawczy - nieco kpiący uśmiech, który tak rzadko schodził z ust dzierżyciela perłowej katany, znajdował się na swoim, najwyraźniej zarezerwowanym miejscu.
Faust widząc potencjalną ofiarę słyszał wycie wilka, który jeszcze zdawał się być zablokowany w prowizorycznym więzieniu - czy też po prostu szacunku do swego pana, przywódcy watahy. Żadne łańcuchy nie pętały wizerunku choroby, ten jednak ograniczał się do dawania prowokującego ciarki pokaz możliwości wokalnych.
Kilka kropel cieczy upadło z pipety do szklanego pojemnika, gdy Luigi w ciszy, odmierzał kolejne porcję specyfiku. - Zignorowałeś mój zakaz, więc równie dobrze ja mogę zignorować umowę, wiesz o tym?- odparł spokojnym tonem naukowiec o różowych włosach.
- Umowa nie mówiła o tym, że stanę się pionkiem, któremu będziesz wydawał rozkazy. - blondyn zripostował krótko. Faust IV pozostawał w bezruchu, spoglądając na obrażonego bibliotekarza.
- Odnosiła się do mojego żywota, oraz tego, co stanie się z pozbawionymi żywota ciałami. - kontynuował po kilku spokojnych wdechach. - Jakże wspaniały środek transportu, oraz trójka pomagierów blokująca moją prywatność i zabezpieczająca twą osobę jest poza umową. - w tym momencie strażnik zrobił teatralną przerwę, chcąc podkreślić następne słowa. - Nie muszę więc słuchać twoich zakazów jak najemnik. - podsumował, patrząc na Luigiego wzrokiem spragnionego lektury czytelnika.
Nino odwrócił się plecami do prowadzonego eksperymentu, opierając dłonie na rogu blatu. Jego palce delikatnie postukały o drewnianą strukturę a on skrzywił się wyraźnie, niczym inżynier, który zobaczył naprawdę spieprzoną robotę.
- Chłopcze, nie rozumiesz podstawowych prawideł istnienia. -powiedział dziwnie surowym głosem.- Tak w umowie nie ma wzmianki, o tym że masz mnie słuchać, czy współpracować. Ale umowa daje mi władze nad twoim życiem, w momencie gdy ją podpisaliśmy, przyznałeś iż twój żywot zależy teraz tylko od mej decyzji. -stwierdził, a delikatnym podmuchem wydychanego powietrza, poruszył grzywkę różowych włosów. - Tak więc masz spełniać moje polecenia, lub zadecyduje że czas zakończyć twój żywot. Czy to jasne?- zapytał mrużąc swe delikatne oczy.
Z całą pewnością to, co właśnie miało się stać było spowodowane mieszanką szaleństwa, oraz ostatniej sprzeczki z katem. Twarz czwartego z rodu przybrała nieco smutne wymiary, on zaś zaczął mówić.
- Gah, jesteś całkiem mądry - odparł wyraźnie zawiedziony tym faktem blondyn. Jednak cień negatywnych uczuć został szybko zmyty przez nieco wykrzywiony grymas, który prawdopodobnie wywodzi się z uśmiechu.
- Nie zmienia to faktu, że nie jestem twoim zwierzątkiem, i nie zamierzam być trzymany z resztą takowych - stwierdził. - Nie zamierzam pozbawiać ani ciebie, ani twych żyjątek żywota, chcę tylko dostępu do biblioteki. - zakończył, zaś po kilku chwilach Nino ujrzał język Fausta jak i jedną opadniętą powiekę, które jakby poprzedzały słowa: - O wielki i wspaniały/
- Możesz mieszkać z nimi, albo w klatce to twój wybór. -stwierdził ten który uchodził tu za geniusza, a jeden z bąbli jego stroju zaczął powoli puchnąć. - Biblioteka zaś to moja skarbnica, wiedza jest cenniejsza niż złoto. Królowie mają skarbce, smoki gromadzą kosztowności, ja zaś mam swój zbiór. Tylko mój. -dodał a kropla pękła. Na dłoń Nino upadła niezbyt gruba książka, którą rzucił blondynowi. - To będzie odpowiednie dla Ciebie. -rzekł z lekkim uśmieszkiem, gdy ten w czerwonej koszuli odruchowo pochwycił obiekt. Tytuł książki zaś nie był żadnym którego czwarty z rodu mógł pożądać. Brzmiał bowiem “Poradnik dla początkujących- Jak wytrenować swojego pupila”. Widać nawet geniusze lubili się czasem poprzekomarzać.
Wilcza wataha rozbrzmiewała teraz w duszy Fausta. Zabij. Wykończ. Pożryj. Rozwiń się. Wszystko kosztem jednej istoty, oraz ewentualnie rozgniewania nieco innej. Kat zapewne sceptycznie patrzył na to, jak jego jedyny wyznawca, oraz czempion daje sobą pomiatać naukowcy o nieograniczonej wręcz liczbie klonów, oraz, co gorsza - nie posiadającemu duszy.
“- Oi, Kacie, Wilczku, zapewne prawdziwy Nino jest gdzieś ukryty? - zapytał wewnątrz swego jestestwa. Jego świadomość zbliżyła się do kata, zapewniając że nie zamierza uciekać się do bezpodstawnej przemocy.
- Samoobrona jest OK! Nawet wataha nie zawsze atakuje bez powodu, jednak broni się do śmierci... przeciwnika - Szaleństwo zaśmiało się wewnątrz blondyna.”
- Pierwszy raz widzę kogoś, kto jest bardziej pyszny i próżny niż ja -Faust ukłonił się nisko, oddając respekt temu, kto znalazł się przed nim w rachunku ludzkiej słabości. Minę smutnego,wręcz skarconego zwierzątka zmył jednak blady uśmiech. Złapał książkę nieco pewniej, by po chwili, niczym Zodiak, wykorzystać wyssaną z podłoża energię i za pomocą fali uderzeniowej wysłać przyśpieszoną książkę na chemikalia. W razie wybuchu zamierzał wykorzystać “Kai”, oraz, jeśli będzie to potrzebne - barierę.
“- Jeżeli jest żywy, to na pewno gdzieś kryje swoje ciało i duszę.”- odparł Kat. W tym też momencie książka uderzyła o próbówki, a Faust wyskoczył z pokoju w którym rozpętała się mała ognista burza. Sadza pokryła resztki ścian, a strzępy sukni naukowca latały po gęstym od dymu powietrzu. W tym też momencie w całej budowli, rozbrzmiała głośna syrena... Nino chyba postanowił zerwać umowę, gdy jego ceny eksperyment został zniszczony.
- Ups. - powiedział szczerze zasmucony zniszczeniami blondyn. Smutek, który gromadził się na jego twarzy pokazywał, że wcale nie chciał doprowadzić do alarmu, czy też wielkiej bitwy, która miała nadejść.
Z drugiej strony - właśnie przybliżył się do wypełnienia zawartej z Nino umowy. Nieśmiertelność musi być ciekawa, ale niemożność umarcia jest najgorszym, co może się przytrafić żywej istocie. Najlepszym tego przykładem były umierające bóstwa, które już dawno straciły swych wyznawców.
“- Nie jestem w stanie znaleźć prawdziwego Nino. Nawet jeśli jestem w stanie ujrzeć cząsteczki duszy, to jest to wizja niewiele lepsza, niż ta rozciągająca się przed ślepym każdego dnia. - Faust przyznał się do swej słabości. To chyba największa zmiana, jaka zaszła w blondynie gdy w jego duszy zamieszkał tajemniczy wilk.
- Po co ci to? Zabij wrr.... szystkich! Kiedyś klony, jak i obstawa się skończą - Szaleństwo jak zwykle dorzucało swe wspaniałe rady. Karcący wzrok tego, który jeszcze posiadał władzę nad swym własnym bytem upewniał dwójkę “doradców”, że to nie jest rozsądna opcja.
Blondyn mógł udać się na sam szczyt, lub też kierować się do podstawy. Prawdopodobieństwo na to, że zdoła przewidzieć plan geniusza było nikłe. Mógł poruszać się po zakazanej strefie, lub, w myśl zasady głoszącej ciemność u podstawy latarni iść w kierunku mechanizmu poruszającego twierdzą. Obie opcje były zapewne uwzględnione przez Nino, więc wybór ograniczał się do bazowania na odczuciach.
Faust kontynuował zwiedzanie, zaś alarm zdawał się być dla niego tylko muzyką.
 
Zajcu jest offline