Troll był chyba tak zapalonym inżynierem jak Lothar. Korzystając z kawałka drewna posłał konia z jeźdźcem w powietrze. Trygve był pewien, że w zawodach “zbuduj z kawałka drewna wyrzutnię konia z jeźdźcem” Lothar poradziłby sobie lepiej od potwora, jednak to były zawody “uderzaj włócznią, mieczem i toporem”. I jak widać Lothar przegrywał w przedbiegach.
Norsmen jednak nie był jakimś tam chłopczykiem z południowych krain i w bitwach odnajdywał się bardzo dobrze. Śmiał twierdzić, że lepiej niż większość zielonoskórych rębajłów. Skoro więc przyszli do nich, należało ich godnie powitać, zwłaszcza ich przywódcę. Z wyciągniętą przed siebie włócznią Trygve wybiegł na spotkanie przeciwnika, ale udało mu się tylko przejechać ostrzem po jego bicepcie. Do walki włączył się także Glandir, co prawda niepotrzebnie. Już nie z takimi oponentami radził sobie Trygve, lecz gdy dwaj orkowie zaczęli wściekle siekać krasnoluda i człowieka, ten drugi musiał przyznać, że walka 3 na 2 jest znacznie lepsza niż 3 na 1.
Wymiana ciosów trwała kilkanaście sekund, aż Glandir odciął potężnemu orkowi czerep. Wtedy Trygve skierował swe ciosy w jednego z ochroniarzy, który najwyraźniej nie wytrzymał napięcia i upuścił na swój łeb siekacz. Zadowolony Trygve odwrócił się w kierunku ostatniego oponenta i zobaczył, że tamten brał już nogi za pas. Szybki rzut oka na pole bitwy uświadomił Norsmena, że troll padł, a orkowie dobiegają już do lasu. Czym prędzej ruszył za najbliższym w pościg. Na jego ustach zaś znowu zagościł uśmiech. |