Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2013, 21:08   #11
malkawiasz
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Zdołała w końcu oderwać się od kawałka techniki i odwzajemniła badawcze spojrzenie. Na wspomnienie przez Texa “włamania” chciała zareagować inaczej, ale dyplomatycznie ugryzła się w język. W końcu więcej much łapie się na łyżeczkę miodu niż na baryłkę octu. Kiwnęła więc głową w górę i w dół na znak, że dostosuje się do jego oczekiwań. Nawet królewna mogła jeden dzień robić za służkę. W końcu to i tak tych dwóch matołów odwali za nią większość pracy. Tchórze byli jej to dłużni, po tym jak zostawili ją na pastwę losu w tym nawiedzonym domu.
- Dobra panie kowboju, niech będzie - śmiało wyciągnęła dłoń w jego kierunku - Molly Samson. Mój tato jest tu szeryfem - teraz to ona czekała na jego reakcję i nie kryła wesołości. Młody mag faktycznie kojarzył osobnika nazwiskiem Samson. Kiedy był jeszcze dzieckiem, ów mężczyzna był tylko zdeterminowanym funkcjonariuszem. Najwyraźniej nadgorliwość potrafiła zdziałać wiele dla kogoś, kto chciał się piąć po szczeblach kariery.

Przyglądał się jej gdy zastanawiała się nad odpowiedzią. Patrzył w oczy, jakby starając się przejrzeć na wylot. Uśmiechnął delikatnie gdy zauważył jak podejmuje decyzję i zamiast mu odpyskować zgadza się na propozycję. Widać było, że jest zadowolony z tych obserwacji.
“Myślałem, ze to głupia gąska, a tu zdaje się panienka ma i rozum i temperament. Do tego córeczka szeryfa. Prosze, prosze. Pachnie od niej kłopotami na kilometr.”

- Miło mi. Jestem Tex. Jak trafnie się domyśliłaś odziedziczyłem ten teren. To jak odwieźć cię do domu?

Wydęła delikatnie dolną wargę, zastanawiając się nad ofertą. Nie chodziło o to, że miała jakieś obiekcje natury etycznej. Kiedy ktoś jej coś oferował, zwykle brała to i nigdy nie oglądała się za siebie. Ale dżentelmen w kapeluszu był jakiś dziwny, podobnie jak jego domek na prerii.
- Tak, wyglądasz jak Tex. Ten kapelusz, koszula, buty. Czuję się prawie jak na koncercie country - zachichotała. Chociaż zakryła palcami usta, uśmiech i tak się przebijał.
- Okej, jeśli nie robi ci to różnicy, po prostu podrzuć mnie do centrum. Tatko niezbyt przepada kiedy kręcą się wokół mnie faceci - nachyliła się i mrugnęła konspiracyjnie, jakby oboje wiedzieli o co chodzi - Aha, a tych dwóch odważnych nie kwalifikuje się na facetów.
W tym momencie do uszu czaroklety dobiegł odgłos telefonu. Niepokojące, biorąc pod uwagę, że ten był odcięty przez usługodawcę, bo stary nie zapłacił rachunku od prawie pół roku. Ale ona nie mogła o tym wiedzieć. Wystarczyło upewnić się, że kabel wciąż jest w ścianie żeby uniknąć sytuacji jaka miała miejsce z odtwarzaczem. Dziewuszka wykonała ponaglający gest dłonią.
- Idź, idź! No, dalej. Przecież nie ucieknę. Słowo harcerki.

- Taa. Kapelusz, te sprawy. No jasne. Tam gdzie mieszkam właśnie dla tego wołają na mnie Tex. Tutaj trochę mniej się wyróżniam. Choć fakt czasem dziwnie to może wyglądać.

Skinął głowa gdy mówiła o chłopakach i ojcu. Starał się nie uśmiechać pod nosem.

“Nie wiem co lalka sobie myśli, ale chyba przyzwyczajona do tego, że wszyscy za nią ganiają. Eh, może się jeszcze w życiu zdziwić nie raz.”

Dźwięk telefonu sprawił, że przez jego twarz przemknął grymas zaskoczenia. Wszak wiedział, że telefon nie powinien działać. Sprawdził to za pierwszym razem. Spojrzał w stronę domu i kilka myśli zaświtało mu w głowie.
“Może do tego “ktosia” od magicznych zaklęć? A może to on? Hm, najprostszy sposób, żeby to sprawdzić to odebrać.”

Mimo to wrodzony oportunizm sprawił, że w ostatniej chwili się rozmyślił. Wzruszył ramionami i z uśmiechem odpowiedział.

- Nigdy nie odbieram telefonów w obecności damy. To nie grzecznie. - wyszczerzył zęby i wskazał swojego pickupa. - To co jedziemy?
- Jasne, chodźmy - złapała pewniej swoje uszkodzone pudełko pełne magicznych dźwięków i podreptała skocznym chodem w kierunku drzwi. Telefon nadal dzwonił, trochę na złość rzeczywistości. Ucichł dopiero po szóstym sygnale, wskazując na wybitną upierdliwość osoby po drugiej stronie. Poza tym, wydawało się to trochę absurdalne. Jedyną osobą która wiedziała, że tu jest był przecież jego mentor.

Udał się wraz za nią wykorzystując czas by zerknąć jak prezentuje się z tyłu. Nie mógł się jednak nacieszyć widokiem bo samochód stał tuż tuż.


Nie była to fura, na którą można by podrywać laski. Wysłużony dodge swoje lata świetności miał już za sobą, mimo wszystko był jeszcze na chodzie. Zdrapany i poobijany gdzie nie gdzie czerwony lakier nie był już tak intensywny jak jeszcze kilka lat temu. Jednak gdy zagrał silnik od razu słychać było, że to nie jest samochód do prezentowania się lecz do jeżdżenia. Wykręcając, powoli, uważnie patrzył w lusterka. Właściwie nawet zbyt uważnie, jakby starał się w tym czasie nie zerkać na młodą szeryfówne.

- Tja, noga już ci chyba nie dokucza. - Rzucił z powaga na twarzy.
- No właśnie nie, chyba już ją rozchodziłam - chcąc przetestować tą teorię pokręciła kostką to w lewo, to znowu w prawo. Delikatny grymas wskazywał, że jeszcze nie wszystko jest w porządku, ale Molly nie zwykła lamentować nad swoim losem. To nie było w jej stylu.
- A nasz jeździec znikąd ma jakoś na nazwisko?- uniosła pytająco wyregulowane brwi, patrząc na niego z nutką uszczypliwego zaintrygowania. Faktycznie, panna Samson miała trochę wnerwiające nastawienie do świata, ale pasowało do niej. Ruch na drodze, jak to w Glory, był praktycznie nieistniejący. Pogoda też dopisywała, więc mag mógł teoretycznie poświęcić więcej uwagi swojej nowej znajomej.

Zastanawiał się chwilkę udając, ze skupia się na prowadzeniu. Zazwyczaj gdy mógł podawał jakieś zmyślone dane, miał ich w zanadrzu zawsze klika. Problem niestety był taki, że były to jego rodzinne strony. Poza tym Glory to wiocha, gdzie wszyscy, wszystkich znali. Kłamstwo pewnie wyszło by zaraz na jaw. Do tego gdyby tak się stało, pewnie obudził by dodatkowo ciekawość dziewczyny. Tylko tego mu jeszcze było potrzeba do pełni szczęścia.
- Evans.- Rzucił krótko na chwilę zerkając na nią i dotykając palcami ronda kapelusza. Błysnął bielą zębów w uśmiechu. Szczerym i radosnym. Potem zajął się na powrót kierownicą. Właściwie raczej zlustrowaniem wszystkich lusterek, sprawdzając czy nikt nie jedzie za nimi. Stare odruchy, żyją najdłużej. Często robił tak nawet jak wyjeżdżał z podwórka. Wiedział, że nigdy zbyt wiele ostrożności.

Oczywiście nikt ich nie śledził. Przynajmniej nikt, kogo dałoby się zobaczyć gołym okiem. Mimo to, prowadzący miał złe przeczucia. Te z kategorii nadnaturalnych. Czuł jakąś nieprzychylną obecność, której nie potrafił opisać, a już na pewno nie wskazać palcem. Zdawała się podobna do tej odnotowanej w domu. Pochodziła z tego samego źródła? Dopiero tylne lusterko rzuciło trochę światła na całą sprawę. A raczej szarości. Efekt Pierwszej wciąż działał i to dzięki niemu Tex zauważył jakiś cień. Humanoidalny, podążający za jego autem. Aparycja unosiła się kilka metrów nad falującym od gorąca asfaltem i gdyby nie ostrożność wynikająca z “zawodu” nawet nie zwróciłby nań uwagi.

Po raz pierwszy pożałował, że jest z nim dziewczyna. Cień zaniepokoił go, ale pamiętał, że ma pasażerkę więc starał się nie zerkać histerycznie w lusterko. Przynajmniej nie częściej niż dotychczas. Gdyby nie Molly mógłby pewnie zaimprowizować jakieś zaklęcie by trochę przypatrzeć się swojemu ogonowi. Teraz jednak Śpiąca wiązała mu ręce dosyć skutecznie. Zdawało się, że i tak już zyskał u niej opinię dziwaka, a nie zdrowo było by to jeszcze pogorszyć. Pewnie jutro już by wiedziała cała wiocha. O pardon, miasto.
Mimo wszystko był zaniepokojony. By przykryć trochę i zamaskować to uczucie popstrykał chwilę radiem, nastawiając cichutko jakąś lokalną rozgłośnie.

- Biorąc pod uwagę, że tachasz wszędzie ze sobą magnetofon pytanie czy lubisz muzykę było by pewnie nie mądre. - Bardziej stwierdził, niż zapytał. - Są tu w mieście jakieś kluby? Dyskoteki? - Zagadał by wciągnąć ją w jakąś rozmowę. Sam zaś zastanawiał się nad problemem cienia.

“Dupa. Może naruszyłem jakieś zaklęcie alarmowe? Przez te cholerne dzieciaki nie zdążyłem przebadać domu jak należy. Wysadzę ta lalkę. Kupie parę potrzebnych rzeczy i wracam na chatę. Oczywiście jak odkryję co to za ogon. Dobrze, że tarcza i wzrok magiczny jeszcze działają bo bym go przegapił. Cholera, szkoda, że miecz wrzuciłem na pakę. No ale nawet niewidoczny w kabinie byłby problemem.”


Stopniowo, delikatnie zwiększył prędkość. Miał nadzieję dojechać szybciej do centrum by odstawić Molly i zając się cieniem. Jednocześnie nie chciał by tamten zauważył, że został zdemaskowany więc nie szarżował. Emanacja utrzymywała raz ustaloną odległość. Błahostki pokroju prędkościomierza zdawały się być poza nią. Sunęła po niebie jak przerośnięty wąż utkany z dymu. Tex wyłapał jeszcze kilka szczegółów. Na przykład dwa świecące żółcią punkty, niczym świetliki w nocy. Nigdy nie spotkał się z takim dziwadłem, ale był dość pewny, że nie było to nic z Otchłani. Wyglądało tak... swojsko? Skąd więc się tu wzięło i czym dokładnie było? Jego magia nie mogła zapewnić odpowiedzi. A już z pewnością nie kiedy robił za taksówkę dla małolaty. Ta ostatnia, zachęcona przez jego własną gadaninę, podjęła temat.
- Kluby i dyskoteki? W Glory? W życiu! - rzuciła mu takie spojrzenie jakby zastanawiała się, czy ma wszystkie klepki - Chyba, że mówimy O klubie myśliwskim albo kółku gospodyń wie... miejskich. Jeśli szukasz porządnej rozrywki w weekend, trzeba zabrać się do Sanford.
Pokręciła głową, zdegustowana, jakby całość zła tego świata dało się zwalić na tutejszych hodowców bydła i ich zaściankowy styl bycia. Nagle naszła ją nowa myśl.
- Ale ty wyglądasz na kogoś, kto wie jak się bawić. Mam rację, Tex? - na jej ustach zatańczył podpuszczający uśmieszek. Chyba planowała coś konkretnego i niezbyt rozsądnego.
Dzięki uprawianej profesji, a zwłaszcza swojej Sztuce, Tex miał całkiem niezłą podzielność uwagi. Teraz jednak, gdy kierował samochodem, obserwował “ogon” i był manipulowany przez lokalną księżniczkę uznał, że chyba nawet jak dla niego to trochę za dużo. Tym bardziej, że wrodzona ciekawość i zamiłowanie do rozwiązywania zagadek podpowiadało mu by wysadzić Molly w tej chwili i wrócić do nawiedzonego domu. No, ale mógł mieć pretensje tylko do siebie, sam ją do tego naprowadził. Cóż, mimo wszystko chyba nie zaszkodzi mu jak trochę się rozerwie i zintegruje z miejscowymi. Poza tym Molly była dosyć interesującą osóbką. Zastanowił się co ma jej odpowiedzieć. Coś w stylu: “Tak lubię różne zabawy, wiesz przywołuje demony i anioły. Gadam z duchami. Rozkazuję Ifrytom i takie tam. Ogólnie rozrywkowy ze mnie chłop. Szczególnie jak jakiś stwór z Otchłani próbuje dosłownie mnie rozerwać.”
Odetchnął przez nos, jak go nauczył jego Mentor. Kilka takich oddechów sprawiało, że minęła mu ochota do sarkazm i odpowiedział normalnym tonem.
- Pewnie jak każdy. Kto by nie lubił się zabawić. - Już po chwili jednak jego myśli wróciły do kwestii najważniejszej.

“Co to do cholery jest?! Zaczyna mnie to drażnić. Widziałem już od cholery wszelkiego paskudztwa i to coś wydaje się wyglądać znajomo. Coś, wezwane z Otchłani chyba nie. Znam parę sztuczek, żeby się temu przyjrzeć ale musiałbym zatrzymać samochód. Czyli na razie odpada. Eh, cierpliwości Tex. Ćwicz cierpliwość. Staruszek Dawn by tak pewnie powiedział.”

Na wspomnienie starego Chińczyka zrobiło mu się lżej na duszy i postanowił na razie jedynie obserwować cień i sprawdzić co tamten będzie robił. Wszak do Glory było już niedaleko.
 
malkawiasz jest offline