Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-08-2013, 04:08   #262
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Guardian of balnce
Wypowiedziane posłuszeństwo.


Blondyn niezbyt spieszył się w swym pochodzie po górnym piętrze, ruchomej fortecy. Mimo iż mógł skorzystać z mocy Ksantosa, czy energii ziemi, było by to tylko niepotrzebne zużycie energii, która zapewne miała mu się jeszcze dziś przydać. Syrena alarmująca cały zamek, była iście denerwująca, ale po kilku minutach irytujący dźwięk ucichł, zapewne i tak już cały pojazd wiedział kogo szukać.
Górne sale w większości zajęte były przez różnego typu laboratoria, niektóre w których stoły uginały się pod ciężarem próbówek, kolejne zaś wyposażone w ogromne zbiorniki w których pływały dziwne elementy. Gdy czwarty z rodu zdrajców, trochę uważniej przyjrzał się jednej z dużych kadzi, dojrzał iż dziwne jajowate obiekty, to przezroczyste kule, w który spały malutkie kopie Alfy i Bety. Widać w taki sposób powstawali mali pomocnicy Nino, którzy byli w pewien sposób uroczy, ale przede wszystkim niegroźni. Żółte stworki bowiem nieraz mijały Fausta na korytarzu, czy wpadały Nan w jakimś pokoju, jednak żaden niezbyt się nim przejmował, ot wykonywały dalej swoje obowiązki, sprzątając i czyszcząc to co im kazano.
Zaglądając do jednej z sal, ten którego koszula, zabarwiona była czerwienią, aż lekko się uśmiechnął, widząc odpoczywającą grupkę sługusów, którzy z uśmiechem na swych buźkach wcinali kanapki.


Usadowieni na metalowej belce, w czymś co przypominało duży komin, cali umorsani od sadzy i smaru. Zapewne mieli nie dopuścić by, droga która para i spaliny wylatują na zewnątrz była zbyt brudna, wszak to mogło spowodować zatrzymanie pracy urządzenia. Wiedza tego który w swej głowie trzymał watahę, była niezwykle rozległa, nawet w kwestiach technicznych. Dla tego też zapamiętał położenie pokoju- bowiem jeżeli Nino nie będzie na górnych poziomach, to najkrótsza i najszybsza droga do źródła zasilania, prowadziła właśnie kanałami którymi podróżowały spaliny. Z pomocą Kai jak i energetycznych fal, zapewne przeprawa byłaby możliwa i dość sprawna.

Z każdym krokiem, zaś blondyn miał coraz więcej pewności w tym, iż na szczycie nie ma Nino. Obszedł bowiem już większość piętra, nie trafiając na nic szczególnego, widać naukowiec zastosował stary chwyt – zakaż komuś czegoś, bo wiesz ze wtedy tam pójdzie. Proste, ale jak często skuteczne.
Właściciel czerwonej koszuli, miał już zawracać w stronę komina, gdy z głośników, które wcześniej wyły w paskudny sposób, alarmując cały zamek, popłynęła muzyka.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=_SuSYk3dlI8[/MEDIA]

Piękny młody głos, rozpoczynał piosenkę której nie towarzyszył żaden instrument. Były w tych dźwiękach cos co chwytało za serce, jakaś czysta niewinność młodego wykonawcy. Głos śpiewającego, był jednak nad wyraz smutny, nie czerpał on przyjemności z tego co robi. Czyżby do śpiewu zmusił go bat i groźba? Może pieśń zwiastować miała coś niezwykle smutnego, a młody głos niczym urzędnik wyczytywał ostatnie winy skazańca, którego głowa leżała na pieńku. Delikatne odgłosy instrumentów, dołączyły po chwili do pieśni. Za plecami Fausta pojawił się kolejny głos, ten jednak nie był już uczestnikiem tej symfonii, mimo iż wyrażał wobec niej niezwykły podziw.
- Doskonała pieśń… nigdy nie zapomnę gdy usłyszałem ją po raz pierwszy, jak wstrząsnęła moją duszą udowadniając mi czym jest prawdziwa natura naszej duszy. –westchnął San, mężczyzna o kolorowych włosach, który wisiał kilkanaście centymetrów nad podłogą. Zniknęły warkoczyki i kitki, jego włosy były rozpuszczone, falowały lekko, jak gdyby bujając się w rytm muzyki. – Każdy dąży do piękna, tylko przez nie możemy dotrzeć do swej prawdziwej natury. Zaś czynniki takie jak te mają nam w tym pomóc. –oznajmił mężczyzna, zaś jego wzrok był dziwnie smutny. – Ty zaś chcesz zniszczyć dusze tego miejsca, kolory i barwy jakimi gra. Ostrzegałem Cie, ale nie słuchałeś, takim razie w twej krwi musimy odnaleźć piękno. –westchnął San przesuwając się kawałek wprzód. Jego mięśnie nawet nie drgnęły, gdy unosząc się nad drewnianą posadzką, niczym dawne bóstwo kierował się w stronę blondyna.
Jednak nie był to koniec niespodzianek, deski pod nogami Fausta zadrżały, a ten w ostatniej chwili zdołał odskoczyć. Strumień powietrza z głośnym hukiem, który zagłuszył na chwile pieśń, wystrzelił z posadzki. Wiatr otarł się o koszule, zrywając jej kawałki z piersi strażnika równowagi, by następnie uderzyć o sufit, przebijając się tez przez niego. Dwa piętra niżej, widoczny przez dziurę w ziemi, stał rzekomo najsilniejszy z całej trójki. Jego muskuły były napięte, a uniesiona w górę twarz jak zawsze wykrzywiona w szerokim uśmiechu.
Milczący osobnik jak na razie się nie pojawiał, ale nawet bez niego Faust miał nie lada problem- przeciwnicy znali teren, a on nie wiedział co potrafią.
Pieśń zaś trwała wciąż i wciąż, jak gdyby nie miała się nigdy skończyć.

Blackskin’s Brutes

Podziemny świat.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=0QYj36SnPEM[/MEDIA]

Gort powoli schodził po schodach na tyłach jednej ze spelun. Pochylał swój potężny kark, bowiem twórca tego przejścia, chyba nie myślał iż ktoś o jego sylwetce, będzie kiedyś tutaj wchodził. Czarnoskóry musiał przyznać kotku, który ich tu doprowadził, iż faktycznie miał sporo informacji. Gdy podali karczmarzowi tajne hasło, ten bez wahania wprowadził ich do miejsca gdzie gromadziły się najgorsze nasiona Lukrozu.
Każde miasto miało swoje pola grzechu, rosły nań kwiaty których ziarna podlewane były gniewem i nienawiścią. Zamiast słońca ukochały sobie mrok, zamiast deszczu krew, niczym chwasty walczyły o przejęcie całej uprawy. Nieraz było to słuszne, bowiem ich celem najczęściej był tylko ogrodnik, który nieraz krzywdził swe uprawy, tylko po to by samemu zabrać więcej. Mroczne nasiona, musiały przez pewien czas żerować, na nic niewinnych plonach, lecz gdy w końcu dopadały tego kto był winny, zwracali mu z nawiązką cały ból. Nawet chwast mógł marzyć by zostać prawdziwym kwiatem, robiąc wszystko by te marzenia spełnić.
Gort i Przydupas zostali wprowadzeni przez swoją nowa towarzyszkę, do sieci podziemnych komnat. Gęsto tu było od tytoniowego dymu i smrodu alkoholu, który przeszywał powietrze niczym nóż ciało. Zakazane mordy, pokryte bliznami i strupami zerknęły na chwile na nowo przybyłych, jednak szybko stracił zainteresowanie- jeżeli ktoś wchodził tu tak spokojnie znaczy iż był swój.
Kobieta w błękicie zamieniła kilka cichych słów, z jeszcze większą ilością osób, które wskazywały jej kolejnych rozmówców. Gort co prawda miał w dupie o czym gadają, bowiem najchętniej rozwaliłby cały zamek w proch, załatwiając sprawnie sprawnie i po męsku. Dopiero gdy z ust czarodziejki padło jego imię, a po Sali rozeszły się szepty na ustach Czarnoskórego zagościł lekki uśmieszek dumy. Wiedzieli kim był, bez trudu wychwycił z tłum takie zdania jak „ Ten pirat który…” ,” Czy to nie on obił mordę staremu Bliźnie?” , oraz podobne powtarzane raz p oraz plotki.
Przydupas krył się w cieniu swego kapitana, bowiem mimo iż nigdy uczciwym człowiekiem nie był, to dobrze wiedział, że w takich miejscach o nóż w bebechach nie trudno, czasem wystarczyło za głośno pierdnąć i było pozamiatane.
- Dobra chodź, tutejszy szef z nami pogada. –powiedziała w końcu Samanta, z lekkim uśmieszkiem na twarzy, kobieta była wyraźnie dumna iż udało jej się coś tu zdziałać.
- Ty zostajesz. –dodała do lekko przerażonego tym faktem przydupasa.
Cała trójka (licząc wcinającego rybę kota ), za przewodnictwem Samanty, została wprowadzona do sporej salki, która oddzielona była od reszty czarną kurtyną.
Całe pomieszczenie wyłożone było wygodnymi poduszkami, zaś tytoń którym tu pachniało był znacznie lepszej jakości, pomieszczenie zaś zajmowane było tylko przez jednego mężczyznę.


Młody chłopak o szczupłej, acz atletycznej budowie ciała, siedział rozwalony na stercie aksamitnych poduch. Większa część jego twarzy skryta była pod kapturem, który zawarł sojusz z burzą białych włosów, skutecznie zasłaniając oczy przed światem. Gruby skręt tkwił w ustach, zaś ciało zdobiło kilka niezrozumiałych dla pirata tatuaży. Koło tutejszego bosa, w pozłacanej szkatułce, leżały długie metalowe szpony, które w założeniu nasuwać się miało na dłonie by walczyć niczym tygrys. Co ciekawe murzyn poznawał, ten typ oręża, co prawda jego mózg potrzebował chwili na przetworzenie informacji, ale po chwili skojarzył osobę która z takich korzystała- człowiek pająk, jeden z zabójców przy lokomotywie, którą dotarli do Witlover.
- Co za spotkanie… Świat to jednak małe miejsce. –rozległo się nagle stwierdzenie spod sufitu komnaty. Po chwili z cichym stąpnięciem, na ziemie opadł…


… wspomniany przed chwila osobnik! Ostatni z żyjących zabójców, którzy pomagali Bachusowi, chudy mężczyzna o długich kończynach i egzotycznie wyglądającym turbanie. Osobnik, którego grupa zostawiła w podwodnej jaskini, musiał wydostać się tunelem którego użył archeolog, a następnie znanymi tylko opryszkom połączeniami, przy pomocy przemytników dostać się do Lukrozu.
- Pomyśleć, że dotarłem tu dopiero wczoraj a już na siebie wpadamy. –prychnął w stronę Gorta, ale białowłosy uciszył go ruchem dłoni.
- Siadajcie. –rzucił krótko szef tego miejsca, po czym zaciągnął się skrętem, kierując ukryte w mroku kaptura spojrzenie na Czarnoskórego. – Sporo się o Panu słyszy w naszym świecie Panie Gort. Cóż tu sprowadza tak słynnego korsarza i zawadiakę jak ty?

W czasie gdy kapitan piratów spotkał ponownie jednego ze swych pierwszych przeciwników na tej wyprawie, oraz szefa podziemnego światka, Przydupas kulił się na krześle, przy jednym z pustych stolików. Nerwowo masował palcami ,czarny pierścień mając nadzieje, iż w razie potrzeby artefakt go ochroni.


- Ty chcesz iść do zamku? –wychrypiał nagle ktoś do ucha jednookiego, a sękata dłoń zacisnęła się na jego ramieniu. Przydupas niemal podskoczył, jednak w porę się opanował i zerknął na przybysza. Był to stary dziad, od którego cuchnęło gorzałą, oraz zgnilizną. Jego oczy były niemal cały czas przymknięte, zaś biel ślepoty, ukazywała się tylko w gdy ten an chwile je otwierał. Starzec pozbawiony był jednej ręki, zaś prawa nogę zastępował mu kawał drewna. Potargana siwa broda, kryła w swych odmętach kawałki starego chleba, oraz mięsa- na pierwszy rzut oka szczurzego.
- Nie idź tam. –wychrypiał po raz kolejny dziadyga. – Kryją się tam rzeczy który nikt nie chce oglądać, kobiety to tylko zasłona, pożarcia i nieludzi trzeba się obawiać. – jęczał starzec coraz mocniej wpijając palce w ramię załoganta Czarnoskórego.
- Zostaw go wariacie! – młody głos, uderzył w uszy starca jaki Przydupasa, z przejścia do dalszych izb, podziemnej karczmy.


Oparty jedną dłonią o kamienną ścianę, młody chłopak o czarnych, związanych w krótką kitkę, włosach spoglądał wesoło na dziadygę i Przydupasa. Palce jego wolnej ręki, bawiły się nożem, który po chwili wylądował przy jego pasku. Ubrany był w dość ekstrawagancki sposób, jego strój był wielokolorowy, wręcz błyszczący. Przypominał bardziej gracza w kasynie, niżeli oprycha spod ciemnej gwiazdy.
- Nie słuchaj tego starego popaprańca, dostać się na zamek to żaden problem i ryzyko. –stwierdził dosiadając się do stolika. Jego akcent przypominał trochę ten, obecny na co dzień w mowie Khaliego. Czarnowłosy zapewne też pochodził ze wschodu, co potwierdzały rysy jego twarzy, jak nietypowe dla tych stron odsłonięte buty. – Laleczka mówiła, że kogoś szukacie, o co chodzi? Wiem wszystko co sie tu dzieje. –rzucił młodziak.
Palce starucha natomiast dalej wbijały się w ramię Przydupasa, a jego usta powoli formowały kolejne chrypliwe ostrzeżenia.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline