Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-08-2013, 04:26   #110
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Chciał tego czy nie. Krasnolud musiał zarzucić poszukiwania chłopca. Lasy wokół osady już nie raz i nie dwa udowodniły że są śmiertelnie niebezpieczne i nie mniej zdradliwe. Zrezygnowany, w złym humorze, Helvgrim powórcił do chaty i poinformował o swych bezowocnych poszukiwaniach resztę drużyny która pozostała w osadzie. To było dziwne uczucie, ale khazad podejrzewał że chłopiec ma większe szanse na przetrwanie sam niż z grupą rozbitków. Kto wie, może malec coś przeczuwał i oddalił się od wsi, może wiedział że nadchodzi tu jakieś potężne zło i lepiej nie siedzieć tu gdzie miało wydarzyć się coś strasznego.

Kiedy tylko Helvgrim dojrzał jak miewa się Hans i zmoczył okład na czoło dla chorego ponownie, udał się w stronę strumienia by sprawdzić sidła. Niestety, nic w nich nie było, ale co ważniejsze, las stał się jakby mroczniejszy i przyznać musiał przed sobą samym khazad że cieszył się na powrót do osady i robił to szybko, od czasu do czasu odwracając się za siebie i szukając czającego się być może w zaroślach pradawnego zła. Będąc już między domami, Helv rozpalił spore ognisko i począł piec sarnę na rożnie. Tego wieczora wszystkim należał się porządny kawał mięsiwa, szczególnie Helv myślał o chorych i rannych.

Z radością w duchu, wojownik ze szczytów Skadi, powitał nadchodzącą z głębi lasu grupę. Informacje jakie przekazali reszcie grupy były dziwne i niepokojące. Zresztą, sam nie miał lepszych. W sumie nie wiedział co myśleć o ucieczce chłopca... ten ruszył ku salwacji czy może miał zamiar ściągnąć na rozbitków gniew miejscowych ludzi lub bestii z piekielnych czeluści? Trud było powiedzieć.

Mało pocieszający był fakt że grupa wzbogaciła się o kolejną sztukę broni a nawet kolczy pancerz i choć może przeczucie Helvgrima nie było uzasadnione to radził on towarzyszom by kolczugę i miecz pozostawić w osadzie. To mogły być przeklęte przedmioty, zmyślnie zostawione w czarcim domu na zgube Arthura, Friedricha, Konrada i Urz'a. Kto by je tam miał zostawić, tego nie wiedział i przykładu przytoczyć nie potrafił, ale było to conajmniej dziwne znalezisko, zupełnie jakby zostawione tam z myślą o tym by ktoś wszedł w posiadanie tych przedmiotów i użył ich zgodnie z ich przeznaczeniem, być może by ściągnąć na siebie gniew istot tego lasu. Lepiej było dmuchać na zimne. Decyzja nie leżała w mocy krasnoluda, jednak swoje powiedział i czuł że mógł mieć rację.

Pieczoną sarninę podzielił równo między wojowników. Najlepsze kąski dostały się Hansowi, Burdenowi i Arthurowi. Dla siebie, Helvgrim, wziął resztki. To nie był dowód opieki nad innymi ze strony khazada, ale rozsądku. Syn Sverriego wiedział że jutro będą musieli wyruszyć w drogę i potrzebował by ludzie byli w miarę w jak najlepszej formie. Sam był wytrzymały na zmęczenie niczym kowalski młot, ale jak było z ludźmi, tego nie wiedział... wolał myśleć że najedzeni i wypoczęci będą w stanie walczyć i pomóc mu kiedy przyjdzie pora.

Kiedy wieczerzali, Helv wsłuchał się w słowa Starkada... norsmen miał wiele racji, ten plan omawiali już zresztą wcześniej, był identyczny. Pewnie byli by już dawno w drodze, ale i Arthur i Burden musieli wypocząć i wyleczyć rany... teraz tak było też z Hansem.

- Pójdziemy drogą, jak mówi Friedrich, to najlepsze wyjście. Prowiant już spakowałem... Gottfried, Warren i ja, przygotowaliśmy tobołki, koce, odzienie, bukłaki i flaszki z wodą pitną. Zmartwię was. Mamy mało żywności, trudno orzec na jak długo starczy. Ja będe niósł tobołek z całym jedzeniem, ale proponuje by Konrad rozdzielał racje żywnościowe. Człek to uczciwy i na skalowaniu się znający. Dziś uczta, a od jutra znów na głodowych racjach. Ruszmy jak tylko pierwsze promienie światła nas przywitają. - Helvgrim powiedział wszystko to co chciał. W sumie do dodania więcej nic nie miał.

Wieczorem przysiadł z Hansem i na jego prośbę opowiedział wszystko od momentu jak z Ur'zem spotkał ich w lesie, biegnących z dziwnego domku... uciekających przed nieumarłym. Wspomniał też o tym że Arthur dziwnie się zachowuje i jego spojrzenia są bardzo nieprzychylne, by powiedzieć w miarę jak najlżej. Kapłan też chyba tracił zmysły, o to podejrzewał go krasnolud. Helvgrim zaznaczył że muszą trzymać się razem, niezależnie od sytuacji... to miejsce, ta osada, wyspa, wybrzeże czy kontynent... to było jakieś przeklęte, dziwne miejsce gdzie wszyscy tracili zmysły.

***

Kolejny dzień. Ten zaczął się spokojnie i słonecznie. Zupełnie jakby byli w jakimś innym miejscu niż dotychczas. To byłoby wspaniałe uczucie... ale smród spalonych ciał mieszkańców osady i plama krwi Ulricha, wciąż tkwiły w tej zapomnianej przez bogów krainie i wróciły poczucie rzeczywistości. Kiedy wszyscy szykowali się do drogi, Helvgrim i Hans ruszyli by sprawdzić wnyki, jednak i tym razem szczęście się do nich nie uśmiechnęło. Krasnolud spakował pułapki w tobołek... mogły się jeszcze przydać.

Wkrótce byli już w drodze. Sverrisson obrócił się jeszcze za siebie i po raz, być może ostatni, spojrzał na osadę, miejsce które sprawiło że powstał rozłam w szeregach rozbitków... na ziemię która okazała się grobowcem dla czarownika Ulricha. Bezimienna osada. Najbliżej położone ludzkie sioło od wybrzeża gdzie zaginął Taran Północy, bezcenny topór khazada z Azkarh. Być może Helvgrim jeszcze tu wróci. Tylko Smednir to wiedział, jednak nie podzielił się tą wiedzą z nikim.

Razem z Hansem, krasnolud zajął miejsce na końcu pochodu. Wziął tobołek Hohenzolerna, tak by ten nie przemęczął się za bardzo i we dwóch raczyli się rozmową. Trzeba było obgadać co i jak, wiele przemyśleć, opracować możliwe scenariusze. To był dobry czas na takie rozmowy. Piesza podróż przez las zapowiadała się na długą.

 
VIX jest offline