Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-08-2013, 07:12   #53
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Zmęczenie i strach nadal determinowały postępowanie uciekinierów. Spokój, jaki panował w Ostoi rozleniwił ich i poniekąd uśpił czujność. Opowieści Trakasha, który wyrósł na eksperta od spraw wszelakich pochłonęły wszystkich. Nawet ciekawski Tarli słuchał z zapartym tchem tego, co mówił młody gnoll.
Czas płynął wolno i leniwie. Myśli o dalszej ucieczce zeszły na plan dalszy. Tutaj byli bezpieczni, a nikomu nie uśmiechała się niekończąca się wędrówka poprzez mroczne korytarza, gdzie czaiły się różne stwory i niebezpieczeństwa.
Byli niewolnicy jeden po drugi zapadali w sen.

Tym razem wszyscy mieli identyczny sen.
Stali w jakieś zamkowej sali. Przy długim, zastawiony wykwintnym jadłem stole, siedziało dwóch mężczyzn, którzy już na pierwszy rzut oka wyglądali na skoligaconych.
- Wyśmienita kolacja, ale powiedz mój drogi po co mnie tutaj tak naprawdę zaprosiłeś.
- Znasz mnie doskonale Richandzie. Zaiste kolacja była tylko pretekstem. Chciałem ci pokazać kilka moich nowych zaklęć.
- Czyżbyś znowu chciał się ze mną pojedynkować?
- Ależ skądże znowu. Uznałem już twoją wyższość po ostatniej naszej potyczce. Teraz chciałem ci tylko pokazać w jakim kierunku idą moje eksperymenty, a przy okazji zapytać o poradę i wskazówki. Nie wszystko niestety idzie, bowiem po mojej myśli.
- Cieszy mnie ta zmiana w twoim zachowaniu. W końcu zrozumiałeś, że jestem od ciebie lepszy.
- Zaiste Richandzie - powiedział wysoki mężczyzna i wstał od stołu. - Stań proszę tutaj.
Richand stanął w wyznaczonym miejscu, a jego rozmówca rozpoczął inkantacje zaklęcia.
Po wypowiedzeniu formuły wokół Richand pojawiło się kilkanaście małych smoków. Unosiły się one w powietrzu niczym latawce.
- Jak widzisz moja iluzja jest nie doskonała. Moim smokom brakuje witalności i wyglądają, jak drewniane zabawki.
- Cóż... zaklęcie nie jest złe. Same smoki też wyglądają całkiem realistycznie. Musisz jednak jeszcze je wprawić w ruch, aby złudzenie było całkowite. Pokazywałem ci kiedyś czar, który porusza stateczną iluzją. Użyj go. Zobaczymy, jak się zachowa twoja kreacja.
- Dobrze Richandzie. Twoje rady są jak zwykle nieocenione.
Padły kolejne formuły magiczne z ust mężczyzny i smoki faktycznie zaczęły się poruszać i machać skrzydłami.
- Widzisz, a nie mówi....
Richand przerwał w pół słowa, gdyż zauważył, że małe smoki zmieniają się sztylety. Wisiały one wokół niego, a ich ostrza wymierzone były wprost w jego serce.
- Co robisz idioto? - krzyknął Richand, jednocześnie próbował wypowiedzieć szybko jakąś magiczną formułę, a jego dłonie wykonywały specjalne gesty. Nic się jednak nie stało, a twarz Richanda w momencie stała się purpurowa.
- Nadszedł czas zemsty drogi Richandzie. Tyle lat na to czekałem, tyle lat. Dałeś się złapać, jak uczniak. Zgubiła cię twoja pycha.
- Zapłacisz mi za to.
- Wątpliwe, bardzo wątpliwe. To mój ostateczny triumf.
Mężczyzna wykonał prosty gest dłonią i sztylety jeden po drugim pomknęły w stronę Richanda. Kolejno wbijały się w ciało mężczyzny, a ten nie mógł się nawet poruszyć.
- Myślisz, że to koniec - powiedział czarownik do konającego Richanda - Bynajmniej, to dopiero początek.
Czarownik podszedł do skrzyni i wyciągnął z niego błyszczący wisior, który zawiesił sobie na szyi. Podszedł do Richanda i zaczął wypowiadać kolejne zaklęcie.
Przerażona twarz Richanda to było ostatnie, co zobaczyli śniący niewolnicy.

Obudził ich jakiś krzyk. Gdy otworzyli oczy ujrzeli, że to Ostoi wbiegł zakrwawiony, młody gnoll.
Trakash natychmiast podbiegł do niego i w ostatniej chwili uratował przed upadkiem.
Wszyscy zebrali się wokół konającego.
- Uciekajcie - wyszeptał - Bitwa przegrane... wszyscy zginęli. Wszyscy... Omlaki już tu idą... Uciekajcie...
To były ostatnie słowa rannego gnolla, który wyzionął ducha na rękach Trakasha. Ich przewodnik spojrzał na nich przerażonymi oczami.
Tymczasem w korytarzu dało się już słyszeć odgłos setek stóp, zbliżających się w ich stronę.
- Co robić? Co robić? - mruczał pod nosem Trakash.
Darug i Ardal stanęli na progu jaskini ściskając w dłoniach improwizowaną broń z łańcuchów i kilofów.
- Nie po to, żem uciekł z niewoli, by zginąć z ręką jakieś cuchnących psów. - warknął krasnolud i stanął w bojowej postawie.
- Lepiej uciekajmy - zapiszczał Tarli - Ich jest zbyt dużo, nie damy rady. Wszyscy tutaj zginiemy.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 05-08-2013 o 11:48.
Pinhead jest offline