Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-08-2013, 15:31   #14
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację


-Heeej! Mnichu! Jesteś stąd?! Wiesz może jak daleko do najbliższej wioski?! - Kuroichi nie grzeszył subtelnością, podobnie jak dobrymi manierami. Za to głos miał donośny.

- Yyy...Ja? - zdziwił się Atsuschi. - Nie, nie jestem stąd... Cóż zdaje się że bandyci zajęli znajdującą się tutaj kiedyś osadę. Ja sam zmierzam do Orishi i dodam, że nie za bardzo orientuję się w tutejszej okolicy - dodał mnich po chwili.

Shirakaba spiorunowała Kuro wzrokiem i pochyliła nisko w ukłonie - Wybacz, panie, brak manier mojego eee...towarzysza - wydusiła z siebie ostatnie słowo z wyraźną niechęcią - Samotna podróż może być niebezpieczna. Ludzie bez honoru - rzuciała szybkie spojrzenie na samuraja - gotowi są nawet zaatkować świętobliwego męża na szlaku...

Mnich natychmiast ukłonił się nisko na widok pięknej, młodej i najwidoczniej dobrze wychowanej kobiety. - Nic nie szkodzi. - uśmiechnął się mnich - Ja również przez miesiące podróży straciłem swoje zmysły kultury jakich nabyłem w rodzinnych stronach. Ale...Co robi tutaj tak...Hmm... Niezwykła para? - zapytał nieśmiało mnich.

- Ludź bez honoru pilnuje bezpieczeństwa honorowego dziewczęcia. Ot, ironia losu.- zaśmiał się Kuroichi i oparł dłoń o rękojeść no-dachi.- Polujemy... hai. Tak to najlepiej określić.

Na twarzy Atsushiego wymalował się szeroki uśmiech na słowa wojownika. - Polujecie? Czy jesteście panie tak okrutni by mówić, że polujecie na człowieka? - zapytał mnich. - Oczywiście... Powiem, że ludzie ci sobie na to jak najbardziej zasłużyli ale tak brutalne określenie jest tutaj jak najbardziej nie na miejscu. - rzekł mnich, nadal się uśmiechając po mimo danej nieznajomemu reprymendy.

- Będziemy polować - powiedziała z naciskiem dziewczyna - Niedawno wyruszyliśmy z miasta, na prośbę szanownego pana inspektora. Jeśli ktoś dopuszcza się zbrodni, nie jest niczym wiecej niż szkodnikiem - zgodziła się z samurajem - Choć być może ty umieszcz oddzielić ziarno od plew, świętobliwy mężu... i wskazać nam bardziej odpowiednie drogi.

- Jak tego nie nazwać i tak kończy się rozlewem krwi. A polowania pasuje do sytuacji. Jak to mówił mój ojciec. Karma niektórych jest skazana na śmierć od miecza. Karma tych którzy za miecz chwytają by zabić innych. Bandyci już wybrali swój rodzaj zgonu- wzruszył ramionami ronin, nic nie robiąc sobie z przytyku mnicha. Spojrzał za siebie.- Niemniej droga za nami prowadzi do Orishi i jest bezpieczna.

Atsushi kiwnął głową samurajowi. - Z pewnością racja leży i po twej stronie i po mojej samuraju. Nikt bowiem w pełni nie ma racji w niczym, czy to cesarz w rządach, czy piekarz w wypiekaniu chleba. Oh...I przepraszam za swe maniery. Nazywam się Atsushi - powiedział mnich ponownie się kłaniając. - Skoro droga do Orishi jest bezpieczna, nie pozostało mi nic innego jak tylko się tam udać i nie zawracać głowy tak zajętemu towarzystwu. - rzekł mnich, odwracając się na pięcie od wcześniejszych rozmówców, w głębi serca myśląc, czy czasem nie będzie im potrzebna jego pomoc.

- I dlatego... należy trzymać język za zębami przy uczonych. Cokolwiek byś mądrego nie powiedziała, oni zawsze powiedzą coś mądrzejszego... czego do końca nie pojmiesz.- wyłuszczył kolejne nauki Kuroichi, nie dbając o to, że jego towarzyszka zapewne nie jest zainteresowana ich wysłuchaniem. Spojrzał w kierunku z którego mnich szedł.- Poza tym... coś w tu okolicy brzydko pachnie... tak jakoś... nie wiem. Paskudnie w każdym razie.

- W jakim sensie coś “brzydko pachnie” samuraju? Chodzi ci o bandytów czy jakieś inne tajemne moce których z resztą byłem świadkiem? - zapytał mnich, odwracając się z powrotem w stronę uzbrojonego mężczyzny.

-Tajemne moce?- zaśmiał się lekko zakłopotany mężczyzna. -Iye. Ja jakoś nie byłem nigdy świadkiem działania tajemnych mocy. Ja miewam tylko przyziemne kłopoty.... Hai. Nie zabrzmiało zbyt szczerze.

- Tajemne moce? - milcząca dotąd dziewczyna zainteresowała się słowami mnicha - Jakiego rodzaju, Atsuhishi-sama? Powinniśmy się wystrzegać oni czy czegoś...podobnego? - rozejrzała się po otaczających ich górach.
- Haha...tak...tajemne moce. - powiedział mnich podśmiechując się z niewiedzy rozmówców.- Kiedy pójdziecie w stronę z której przybyłem, wystrzegajcie się ruin małego, chłopskiego domku. Mnie spotkało tam...a z resztą jest to opowieść na którą z pewnością nie macie czasu. - rzekł mężczyzna patrząc w stronę kobiety, która mimo tego że była wojowniczką zdała się być zainteresowana tematem tychże mocy, w przeciwieństwie do swego towarzysza podróży.

- My bardziej od martwych, szukamy żywych.- stwierdził wesoło Kuroichi.- I na takie historie czasu za bardzo nie ma. A ty mnichu do Orishi idziesz w jakimś konkretnym celu, czy tak... się błąkasz przypadkowi pozostawiając kierunek swej wędrówki?

- I nie zabłąkasz się przypadkiem w okolice obozu bandytów, by powiadomić ich o naszym przybyciu, prawda? - dodała dziewczyna z takim samym jak poprzednio życzliwym uśmiechem.

- Bardziej to drugie samuraju... aczkolwiek przez myśl przeszło mi by poszukać w mieście jakiegoś łowcy demonów który mógłby uspokoić dusze na które napatoczyłem się po drodze. Oczywiście... jestem mnichem, ale dość wcześnie opuściłem klasztor i nie posiadam aż tak dużej wiedzy jak moi bracia zamknięci za bezpiecznymi murami takiegoż miejsca kontemplacji. Gdybym pozostał w klasztorze... zapewne sam mógłbym zająć się problemem tych niespokojnych dusz... - powiedział Atsuschi, z wyczuwalną powagą w głosie.

- Kuro-san, myślę, że zostawienie w potrzebie świętobliwego męża byłoby naprawdę wielkim uchybieniem - Shirakaba dyskretnie usiłowała nadepnąć roninowi na stopę - Nalegałabym, byśmy mogli odprowadzić cię w jakieś bezpieczne miejsce, mnichu - pokłoniła się płytko.

- Ale mnisi... są biedni - mruknął cicho Kuro chwytając poufale Shirę za obi i przyciągając do siebie, by móc szeptać jej do ucha.- A on idzie do Orishi. Co mu się stanie? Komary go pogryzą? Bo nic większego w tej podróży, mu przeszkadzać nie będzie. A co do duchów i innych oni, to nie sądzę by twoje strzały mogły coś zdziałać, co?

Na taką poufałość dziewczyna momentalnie zesztywniała. Trudno powiedzieć czy z zaskoczenia, czy ze wściekłości. Na jej jasnej twarzy powoli zaczęły pojawiać się czerwone plamy. Zamknęła oczy, wypuściła z płuc powietrze i w końcu powiedziała - Dobrze. Nie będziemy cię zatrzymywać, mnichu. Życzę powodzenia twojej szlachetnej misji - dodała szybko, i wyszarpawszy się bez problemu z luźnego chwytu samuraja, odstąpiła kilka kroków w bok.

- A ja życzę powodzenia waszej. - rzekł mnich kłaniając się i ruszając drogą która prowadziła prosto do Orishi. - Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy. - dodał po chwili nie odwracając się do rozmówców.

Shiarakaba płonęła. Kiedy tylko mnich oddalił się na wystarczającą ilośc kroków, odwróciła się do ronina w postawie szermierczej i z żądzą mordu w oczach.

- Ba.. baka!!! - wycedziła przez zaciśnięte do bółu szczęk zęby - Przyszło ci do tego brudnego łba, że mnich mógł szpiegować dla bandytów? Czy tylko ja tu myślę? - podniosła do góry palec prawej ręki - A jeśli jeszcze raz... kiedykolwiek... mnie dotkniesz, będziesz musiał nauczyć się używać miecza jedną ręką, roninie - wysapała.

-Wątpię... mimo wszystko, nie ty pierwsza próbowałabyś obciąć mi rączkę - odparł ronin nie przejmując się pogróżkami.- A co do mnicha... Może i masz rację. Ale skoro idzie do Orishi, to nie będzie miał okazji spotkać się z bandytami. Więc... jeśli jest szpiegiem, spróbuje nas przegonić, a my zyskamy pewność, ne Shira-san?

Uśmiechnął się dodając.- I nie ma co robić rabanu o pochwycenie za obi, od tego jeszcze cnoty nikt nie stracił.

Wdech. Wydech. Dziewczyna powtórzyła w myślach kilka przykazań wojownika i uspokoiła się w końcu. Wstrętny ronin napawał ją najgorszymi odczuciami, a na dodatek był jak widać bezdennie głupi...Gdyby zamiast mnicha spotkaliby jakiegoś wieśniaka, Shirakaba nie wahałaby się posłać za nim strzały. Buddo daj mi siłę - pomyślała. Odwróciła się na pięcie i zaczęła wspinać ścieżką w górę.

A ronin ruszył tuż za nią, od czasu do czasu zakrywając nos dłonią. Coś w okolicy śmierdziało i był to zapaszek zwiastujący... koszmary... czasem.
Od czasu do czasu rozglądając się dookoła. A nuż dziewczyna miała rację? Dla Kuroichiego nie miało to znaczenia. Ostatecznie lepiej, żeby bandyci przyszli do nich, niż żeby oni sami ganiali po chaszczach za bandytami. Tym bardziej, że Kuro nie znał terenu i potencjalnych kryjówek banitów.

Póki więc droga była jednostajna i pozbawiona rozwidleń, mogli spokojnie iść i gotować się na zasadzkę, ze strony bandytów. Trzeba było przyznać, że ci mieli pole do popisu. Najpierw gęsty las, z licznymi wzniesieniami i nagłymi depresjami, dużo potencjalnych kryjówek, nieopodal długi strumyk, przy którym pewnie chciało się ochłodzić i odpocząć wielu wędrowców z pełnymi sakiewkami. Jednak dopiero gdy las zaczął ustępować bardziej surowemu terenowi, okazało się dlaczego garnizon w Orishi ma taki problem z wytępieniem tej plagi.

Choć wyszli na nizinę, to przed nimi rysował się obraz majestatyczny i niezapomniany. Spowite w zieleni, monumentalne, skalne giganty, może i nie dotykały chmur, ale z pewnością wyglądały, jakby wyciągały swoje czubki, starając się za wszelką cenę, choćby ich musnąć. Jakby się wydłużając i rosnąć, okręcały się i na górach powstawały szlaki wędrowne, z których z pewnością był piękny widok na okoliczne lasy, pola i rzeki.



Jednak gdzieś tam, w głębokich dziurach wydrążonych w górach, w jaskiniach i splądrowanej wiosce, kryli się ludzie niegodziwi. Ludzie bez honoru, godności poszanowania dla innych. Okrutne larwy, beszczeszczące spokój i niezwykłą harmonię tego miejsca, przepełnioną, jak mogłoby się zdawać, śpiewem samej natury, cichym i spokojnym, ale tak zaspakajającym zmysł słuchu.
Szli przez głównie kamienistą równinę, gdzie trawa rosła nisko, jednak wydeptana droga została starannie otoczona kamieniami, dzięki czemu wyglądała jak wyschnięte koryto jednej z tutejszych rzek.



W zasięgu ich wzroku, gdy powoli zaczynało zmierzchać, pojawiło się skrzyżowanie i było to już długo po tym, gdy teren przestał być równy. Zaczęli wchodzić na teren gigantycznych skał i gęstych, niezamieszkannych lasów. Na ów skrzyżowaniu znajdował się kolejny drogowskaz, jednak to nie nad nim krążyły i opadały w dół kruki, a nad stertą ciał wokół porzuconego wozu.

- Nałóż strzałę na cięciwę i trzymaj się... trzy cztery kroki za mną.- mruknął Kuroichi dobywając swej broni. I ostrożnie lekko pochylony ruszył w kierunku owego wozu.

Tym razem Shirakaba nie zamierzała się spierać z roninem. Odrzuciła kapelusz na plecy, odwinęła łuk z mataeriału i powoli położyła strzałę na cięciwie. Poczekała jednak dłużej, i ruszyła dopiero kiedy Kuro był dobre osiem metrów przed nią.

Dwa wozy, ciągnięte przez część martwych wieśniaków, został całkowicie ogołocone. Nie pozostawiono absolutnie nic, oprócz leżących wszędzie ciał. Gdy Kuro podchodził bliżej, zdołał naliczyć już kilkanaście. Zapewnie wieźli towary do miasta, w najbliższym czasie Orishi będzie potrzebowało więcej wszystkiego, z racji wizyty shoguna. Jednak ciał było naprawdę dużo... czterech chłopów było potrzebnych do ciągnięcia takiego wózka, a tutaj było ich co najmniej szesnaście, żaden nie wyglądał na wynajątego yojimbo, jednak obok niektórych ciał w z zakrwawionych ubraniach leżały miecze.
Pierwsi lepsi, których pobieżnie obrzucił spojrzeniem Kuro, mieli rane cięte, bądź kłute na wylot, ale wszystkie były zadane mieczami. Do ciał dopiero zaczynały zlatywać muchy, można było powiedzieć, że jeszcze byli ciepli.

- Nie jest źle... sami siepacze. - rzekł Kuro ni to to siebie, ni to do Shirakaby. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie próbować tropić morderców, ale... uznał, że nikomu nie pomoże gubiąc się w tych chaszczach. Wieśniacy powinni znać lepiej okolicę od niego.

Dziewczyna podeszła ostrożnie kilka kroków naprzód, rozglądając się po otaczających ich wzgórzach. - Trzeba znależć mnicha albo kapłana - powiedziała. - Dawno to się stało? Może uda nam się dogonić bandytów... Obładowani nie ujdą daleko.

Na wydeptanej ziemi, widać było również sporo śladów kopyt. Gdy przyjżeli się bliżej, dostrzegli też ślady wozu ciągniętego w drugą stronę niż tę, którą zmierzali wieśniacy.

- Zmarłym się nie spieszy... Możemy albo gonić za bandytami, albo ruszyć do wioski i powiadomić wieśniaków co tu się stało. Pewnie oni szybciej znajdą kogoś do pogrzebania zmarłych - zerknął na Shirakabę i westchnął. - Prowadź, gdzie chcesz iść... bandyci albo wioska.

Dziewczyna podeszła, z palcem wciąż na cięciwie. Przyjrzała się chwilę pobojowisku i zdecydowała bez wahania.

- Bandyci.

 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline