Ren nie chciał zbyt szybko obiecywać ochrony. Wysoko cenił swoje słowo. Postanowił więc odpowiedzieć pytaniem na pytanie:
- Czy ta kobieta Ci groziła?
- Nie. Nie widziała mnie. Ukryłem się w krzakach.
- Co wiesz o porwaniu?
- Czaiłem się na prezydenta. Chciałem go ubrudzić jagodami wystrzelonymi z dmuchawki. Gdy przejeżdżała prezydentowa, jakiś inny samochód zajechał jej drogę. Był duży, taki jakim czasem jeździ hycel lub listonosz. Furgonetka taka. Wyskoczyło z niego kilku dziwnych ludzi. Prezydentowa do nich strzelała. Większość zastrzeliła, ale gdy strzelała do tamtej kobiety, pociski nic jej nie robiły. A z jej ran wystrzeliwały takie czerwone błyskawice. Takie jakimi strzelają alchemicy. Kobieta doskoczyła do prezydentowej i jej palce przekształciły się w kolce. Dotknęła jej szyi i piersi, i powiedziała "Rzuć broń, albo zabiję Was oboje". Prezydentowa rzuciła broń, porywaczka rzekła "Pamiętam cię" i ogłuszyła ją, a potem z dwójką pozostałych bandytów zaciągnęła do samochodu.
Alchemiczne wyładowania, ślad po człowieku, którego stworzono... elementy układanki powolutku zaczynały do siebie pasować.
- Czy wiesz, w którą stronę później odjechali?
- W stronę miasta.
- Czy potrafiłbyś opisać dokładniej ten samochód bądź porywaczkę?
- Samochód był jasnoniebieski, lekko odrapany, ale nie zniszczony. Marki nie znam. Kobieta miała złote włosy i oczy, była ubrana w kurtkę skórzaną i jeansy. Tylko tyle widziałem. Bałem się, że mnie zobaczą.
- Dobrze się spisałeś. Byłeś odważny, ale też cichy i ostrożny. - Ren poklepał chłopca po ramieniu. - Może jak dorośniesz będziesz taki jak ja, hmm? Jakby przychodziła tu policja, to najlepiej nic im nie mów. A w każdmy razie omiń ten fragment o brudzeniu prezydenta. Mogliby nie być zachwyceni.
Sięgnął do kieszeni i wyciągnął dmuchawkę.
- To chyba należy do Ciebie - rzekł, podając ją chłopcu. - Bardzo mi pomogłeś. Dziękuję. - nisko się ukłonił. Słysząc kroki wewnątrz domu, postanowił wyjść oknem. Na zewnątrz nie widział nikogo, kto mógłby go przyłapać.
- Gdyby ktoś pytał, to nikogo tu nie było, a mnie nigdy nie widziałeś, dobrze? Uważaj na siebie.
Po tych słowach otworzył okno i wyskoczył na rosnące nieodpodal drzewo. Musiał szybko wrócić do Black Hayate i spróbować wytropić samochód porywaczy. Najpierw jednak weźmie trochę ziemi z miejsca, w którym wyczuł zaburzenie ki. Jeśli nie uda się tropienie z miejsca zdarzenia, to wróci do Mustanga złożyć raport. Później da tę ziemię to obwąchania psu i będzie mu pokazywał wszystkie jasnoniebieskie furgonetki w mieście, aż znajdzie właściwą. A jeśli wcześniej zapadnie zmrok, to sam wyruszy na poszukiwanie podobnego zaburzenia.
__________________ Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy |