Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-08-2013, 12:01   #4
Pan Błysk
 
Pan Błysk's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Błysk ma wyłączoną reputację
Zamach stanu. Słowa które raz po raz odbijały się echem przyciszonych głosów w sali. Słowa które nadały nowy bieg myślą wielu obecnych i wielu przeraziły. Te słowa dla Ludwika oznaczały tylko jedno, nowe możliwości. Fakt, że zamykały drogę kilku starym możliwością nie budził w nim niepokoju. Doświadczył już wielu mniejszych lub większych przewrotów w czasie licznych podróży, w młodości, i teraz mógłby przysiąc iż jest najspokojniejszym z ludzi na sali. Szybko przemyślał implikacje najnowszych wydarzeń i zaczął się bacznie przyglądać sąsiadom. W poszukiwaniu tej sepcyficznej mieszanki strachu i zdenerwowania, mieszanki w której strach zdecydowanie dominował. Szukał również kogoś kogo trudno było w tłumie wypatrzyć, ze względu na wzrost.
Grupa trzech stała pod ścianą i żywo dyskutowała. Widać było, że są bardzo zdenerwowani i przerażeni. Ktoś obyty w stosunkach panujących w Batradzie, doskonale wiedział, czym to jest spowodowane. Kimś takim był właśnie Aberoni. Widząc zbliżającego się mężczyznę, krasnoludy zamilkły i wyprostowały, jakby chciały powiększyć swój wzrost. Hardym wzrokiem spojrzeli na siwiejącego mężczyznę. W odpowiedzi na który Ludwik zmusił się do łagodnego, smutnego uśmiechu. Pokazując, że rozumie rozterki targające krasnoludami i podziela je. Skinął głową brodatym w tym niemym geście prosząc o pozwolenie zajęcia miejsca przy nich.
Nieufnie kranosludy przystały na to i czekały na pierwsze słowa mężczyzny.
- Dufam iż nie przeszkodziłem zbytnio? - Zagadnął dość przyjaźnie.
- Bystrości to ci widać brakuje. - rzekł z przekąsem jedna z brodaczy - Mów jednak, czego chcesz. Widać, że masz do nas jakieś słowo, to mów.
- Po przyjacielsku zagadnąć chciałem, w tych niespokojnych chwilach zawsze dobrze jest poszukać nowych przyjaciół.
- Zaiste niespokojne czasy. Kto by pomyślał, że Jazon może mieć jakiś wrogów. Ci tutaj wyrośli jak z podziemi.
- Nie dobrze to wróży Batradzie - dodał drugi - Ponoć sąsiedzi tylko czekają, aby ziemię przejąć. A takie wydarzenia tylko przyśpieszą bieg decyzji.
- Przyspieszą albo nie, to już od nowej władzy zależeć będzie. Mądry ten kto się na to za wczasu przygotuje.
- Dobrze prawisz, tylko jak się przygotować skoro nie wiadomo, co nas czeka.
- My tutaj tak gadu gadu, a z kim mamy przyjemność? - spytał milczący do tej pory krasnolud.
- Proszę wybaczyć mości panowie, przez tą awanturę o dobrych manierach zapomniałem. - Skłonił się nisko i dwornie jak przed samym królem. - Ludwik Filip Alberoni, kupiec i uniżony sługa bogini.
- Hamid, Thorgal i Swenson. Górnicy i przedstawiciele Cechu Wolnych Górników, wyznaczeni do poselstwa na tej uroczystości. - przedstawił wszystkich jeden z brodaczy. - Co cię panie tutaj sprowadza?
- I czego od nas chcesz? - dodał Swenson.
- Jak zdążyłem wspomnieć jestem kupcem a na dworze jego miłości Jazon... - zajągnał się niby przypadkiem - no tak... - zmieszał się.
- Dworu Jazona to raczej już nie ma - skomentował Swenson.
- Ano racja i nie mnie decydować czy to dobrze czy źle wróży nam wszystkim. Wracając jednak do rzeczy, reprezentuję potężne Konsorcjum. Pragnęliśmy założyć naszą placówkę w Batradzie, z korzyścią dla obu stron naturalnie.
- Widać jednak, że okoliczności nie sprzyjają interesom. - powiedział Swenson, który wydawał się być najbardziej rezolutnym z trójki brodaczy - Do tej pory sytuacja była stabilna i można było budować spokojną przyszłość. A teraz wszystko stanęło na głowie i w momencie się może zmienić. Ciekawe co to za jedni, co zamachu dokonali. Nic o nich nie wiadomo. Ponoć to jakaś armia z dalekich stron.
- Słyszałem, że jakieś prawdziwe dziedzice powróciły do Batrady.
- Polityka i nic więcej - skwitował Swenson - Ten jest regetem, kto potrafi władzę utrzymać i ma dość silną armię. Tyle w temacie.
- Armia armią a władza władzą. - Enigmatycznie dodał Ludwik. - Armia musi jeść, a skąd jedzenie weźmie jeśli chłopi się zbuntują? Siłą nie zagarnie bo to na krótko rozwiąże problem. A sąsiadom pretekst do podboju da, że niby ludzi od tyrana oswobodzą. Nie władza a armia to dwie różne rzeczy.
- Niby racja, ale dla nas to i tak bez różnicy. Nam to się już tylko bronić albo uciekać.
- Od tego są przyjaciele aby w trudnej sytuacji wspierać. A i wasza tak czarna nie jest jak to się wydawać może, tylko wartość trzeba własną znać. - Uśmiechnął się niczym lis wkradający się do kurnika.
- Wartość swoją znamy, tylko co nam z tego skoro nie my tu prawo ustalamy, ani nie my armie mamy. - żalił się Swenson - Do tej pory spokojnie było. Umowa była i urzędnicy pilnowali wszystkiego, a teraz...
- Teraz to chaos będzie i tyle - dopowiedział Hamid.
- Racja. I co ty nasz niespodziewany przyjacielu możesz w tej sytuacji poradzić? - spytał Swenson.
- Radą wspomóc mogę a może i nie tylko radą. Lecz niezbyt dobre to miejsce ani czas na tak głębokie rozważania. A i nowi władcy mogą się łaskawsi okazać i myśli czarne same precz pójdą. - Zadumał się chwilę. - Tak czy inaczej będzie, z nowymi przyjaciółmi wypada przy kuflu pełnym a nie pod ścianą rozmowy toczyć. Więc może póżniej wrócimy do tej rozmowy w karczmie lub nawet u mnie na pokojach. Mam zdaje się beczułkę znakomitego Ale. W mig ona smutek odgoni lub radość wzmoże jeśli nowa władza do jego miłości jazona podobna będzie.
- Zaiste, język twój wprawny i przekonywujący. Jakby jeszcze wiele mógł poza naszym gronem zdziałać, to ozłoconym mógłby być. Dobrze prawisz, że lepiej o szczegółach pomówić w innych okolicznościach. Czekajmy zatem na inauguracyjną mowę czekajmy. A ty panie, odwiedź nas niezależnie od tego co się wydarzy. Wydaje mi się, że wspólnym językiem, mimo różnicy kultur i ras, mówimy. - podsumował Swenson.

Czekali więc w milczeniu na to co przyniesie przyszłość i pierwsze wystąpienie nowej władzy.
 
__________________
Jemu co góry kruszy jemu nie | Jemu co słońce jego zatrzyma jemu nie
Jemu co młot jego rozbija jemu nie | Jemu co ogień jego przerazi jemu nie
Jemu co głowę jego podnosi nad jego serce | Jemu diament
On diament
Pan Błysk jest offline