Grishnak wybrał inną metodę niż druid, choć przyznać musiał że utorowana przez niego droga znacznie mu pomogła. Szaman wyrecytował zaklęcie i woda w ilości około większego dzbana rozbryzła się w miejscu przetartym przez jego towarzysza czarusia. Grishnak wiedział że płyn ograniczy tylko na chwilę płomienie, więc nie czekał ani sekundy dłużej. Krótki rozbieg, odbicie się i wsparcie się na kiju, postawiło człowieka z północy w przekomicznej pozie. Wyglądało to mniej więcej jak pokaz akrobaty parality, ale przyniosło oczekiwany skutek. Majtając nogami, przeleciał nad płomieniami i zwalił się na podłogę tuż za nimi.
Z trudem zebrał się z kamiennych płyt i wziął nogi za pas. Widoczność zrobiła się mocno ograniczona, bolała go ręka i stłuczony zadek, a dodatkowo dym cholernie gryzł w gardło. Krztusząc się i plując zdołał dopaść do jakiegoś wyjścia, nieszczęściem dla niego były to schody do piwnicy. Szaman jednak nie zamierzał zawracać, miał nadzieję że w dole znajdzie drogę wyjścia, na przykład do kanałów, albo zdoła przeczekać pożar w jakiejś wilgotnej krypcie. Odpalił pochodnię i zaczął schodzić w dół, oczywiście ostrożnie, gdyż usłyszał poniżej pospieszny tupot stóp. Widocznie nie tylko on sam szukał tutaj schronienia. |