Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-08-2013, 19:44   #11
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Szarża "Grzecznego" wielkoluda w pogoni za Ryżym skończyła się szczęśliwie dla Marlonna i reszty kompanionów spod ciemnej gwiazdy. Byczek Matt trochę oberwał bełtami, ale czego się nie robi dla dobra drużyny, prawda?

- Też reagujesz na czerwony kolor Burgen, tak jak minotaury? - zagaił przyjaźnie Marlonn, doskakując do tunelu, który wiódł w głąb biblioteki.

Znając ich szczęście opadał zapewne w cuchnące wilgocią podziemia. Choć biorąc pod uwagę, że za ich plecami grzało jak w piekle, może to i lepiej?

Gdy tylko zajrzał w głąb korytarza, przywitały go bełty ariergardy Castellsa. Jeden grot sypiąc iskrami zarysował ścianę i zdobiące ją reliefy.

- Ajaj!
- zakrzyknął Marlonn. - Gagatki chcą kąsać.

Jego wzrok padł na płonące drewniane pulpity czytelnicze, krzesła, a następnie stojący na uboczu sporawy wózek do przewożenia inkunabułów. Z uśmiechem na gębie półelf dopadł do wózka i począł układać na nim księgi. Gdy zabrał ich wystarczającą ilość, chwycił za nogę tlącego się krzesła i podpalił nim książki. Płonącą całość docisnął blatem pulpitu.

- Dobra nasza! - zakrzyknął, z całej siły pchając biblioteczny wagonik w kierunku opadającego korytarza.

- Chcecie zabawy, bydlaki? To proszę, kurwa, bardzo! - to mówiąc zepchnął płonący wózek w dół korytarza.

Rozległ się zgrzyt, gdy kółka wagonika odpadały na stopniach, ale raz rozpędzonej przesyłki nie dało się zatrzymać. Musiała dotrzeć na miejsce.

Rozległ się huk i krzyki.

Półelf odczekał trzy uderzenia serca i pomknął w głąb tunelu z mieczem w dłoni.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 06-08-2013 o 20:43.
kymil jest offline  
Stary 07-08-2013, 10:46   #12
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Grishnak wybrał inną metodę niż druid, choć przyznać musiał że utorowana przez niego droga znacznie mu pomogła. Szaman wyrecytował zaklęcie i woda w ilości około większego dzbana rozbryzła się w miejscu przetartym przez jego towarzysza czarusia. Grishnak wiedział że płyn ograniczy tylko na chwilę płomienie, więc nie czekał ani sekundy dłużej. Krótki rozbieg, odbicie się i wsparcie się na kiju, postawiło człowieka z północy w przekomicznej pozie. Wyglądało to mniej więcej jak pokaz akrobaty parality, ale przyniosło oczekiwany skutek. Majtając nogami, przeleciał nad płomieniami i zwalił się na podłogę tuż za nimi.

Z trudem zebrał się z kamiennych płyt i wziął nogi za pas. Widoczność zrobiła się mocno ograniczona, bolała go ręka i stłuczony zadek, a dodatkowo dym cholernie gryzł w gardło. Krztusząc się i plując zdołał dopaść do jakiegoś wyjścia, nieszczęściem dla niego były to schody do piwnicy. Szaman jednak nie zamierzał zawracać, miał nadzieję że w dole znajdzie drogę wyjścia, na przykład do kanałów, albo zdoła przeczekać pożar w jakiejś wilgotnej krypcie. Odpalił pochodnię i zaczął schodzić w dół, oczywiście ostrożnie, gdyż usłyszał poniżej pospieszny tupot stóp. Widocznie nie tylko on sam szukał tutaj schronienia.
 
Komtur jest offline  
Stary 07-08-2013, 14:44   #13
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Cliff Westrock
Job twoju mać!
Skąd mu przyszły do głowy te słowa. Nie wiadomo. Ale wszak płonące magiczne traktaty pełne były tego typu zwrotów. A jasnym, że z dymem lekko do głowy wejść mogły. Gdy regały padły, a opasłe tomy przestały się toczyć, nastała chwilka bezruchu. Lecz tylko chwilka, albowiem Cliff powstał niczym tytan, odrzucając wokoło tomiszcza szeleszczące pożółkłymi kartami i kłapiące okuciami.
Trochę nim zakołysało, ale nie na tyle by nie dostrzegł tasaka dzierżonego w krzepkiej dłoni.
- Ciort wazmi - powiedział Cliff i siadł ciężko, z rozmacham na półkę wystającą z rumowiska. Drugi koniec zakopany w księgach skoczył w górę, wyrzucając tomy w powietrze. Stado grimuarów niczym okute kruki śmieci poleciały na przeciwnika. Pierwszego rozciął na pół, drugi okuciem zbił tasak, a trzeci tom wyrznął go w pierś. Następny w bark kolejny w biodro. Cliff w tym czasie wygramolił się z pryzmy papierzysk i ruszył na pomoc literaturze.
Zbój ciął z góry, zza prawego ucha. Cliff doskoczył błyskawicznie, schwycił nadgarstek draba schodząc z linii ciosu, jednocześnie uderzył w jego łokieć od dołu. Kości z chrzęstem zagłuszonym nieludzki rykiem bólu przebiły skórę. Niestety zbój miał dwie ręce, i drugą właśnie kończył pchniecie ukrywanym dotąd w rękawie sztyletem. Cliff zobaczył błysk ostrza i skręcił się zbijając cios łokciem. Niestety zbyt wolno, ostrze zazgrzytało po żebrach i tnąc prawie ze stylowy kaftan, sięgnęło biodra. Zabijaka złapał go za nadgarstek i uderzył pięścią w mostek. I zanim opadnie adrenalina, poprawił drabowi z bańki. Potem szarpnął trzymany nadgarstek i wbił w gardło zbója z rozmacham jego własny sztylet. Przekręcił i pchnął bryzgającego krwią w tył, miedzy regały. Dopiero teraz pozwolił sobie na ból. Wyciągnął szmatę z sakwy przy pasie i wcisnął ją w rozcięcie kaftana i docisnął ramieniem do rany. Lekko kulejąc ruszył za uciekinierem. Widział jak jego kompan podpala stos rupieci i zrzuca je w tunel którym uciekł rudzielec, po czym wbiega tam beztrosko.
 
Mike jest offline  
Stary 07-08-2013, 14:54   #14
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
~ 20 sztuk złota za zniszczenie książki, pojebało? I to mnie nazywają oprychem? ~ Pomyślał wzburzony Isherwood czytając tabliczkę zawieszoną przy wejściu do biblioteki. Problem ten z resztą nie interesował go zbyt długo bo jego uwagę zwróciła symfonia zagrana na kuszach, można powiedzieć że jej wykonanie przyprawiało o ból głowy, to jest o tym miecznik wolał się nie przekonywać.

Rzucając co chwila uwagi o zoo w którym wylądował (widząc magiczne sztuczki) i kurwując pod nosem (widząc zapędy skautowskie jednego z imprezowiczów próbującego rozpalić ognisko w bibliotece) wylądował gdzieś między regałami, o dziwo bez bełtów w różnych częściach ciała. W łapie sam jakoś znalazł się wysłużony półtorak, lewa dłoń tańczyła tango z podrzucanym co rusz sztyletem gotowym do pierwszej podróży powietrznej. Tyle, że przeciwników jakoś ubyło co Isherwood połączył podświadomie z szarżującym taranem trzymającym dodatkowo drzwi. Gdyby nie miał w domu lustra pomyślałby, że takimi jak Matt można straszyć dzieci za niezjedzenie obiadu. W każdym razie z ważniejszych informacji było tyle, że ciągle mógł wypić wiadro wody i nie przeciekać. Przeszkadzał mu natomiast...

- Od dziś, ja kurwa rozpalam ogniska - skomentował rzucając wymowne spojrzenie autorowi całego tego huczącego i dymiącego burdelu. Jeden poleciał przez płomienie trzymając w dłoni tarczę (i to tarczę, nie coś wielkości talerza przymocowane do przedramienia Isherwooda), drugi wyczarował wodę i skoczył. Łowca z braku lepszych pomysłów poszedł w ślad tego drugiego nie przejmując się BHP i wymaganymi odległościami w trakcie skoku, praktycznie wylądował na magiku zanim ogień przybrał swoje zwyczajowe, niemiłe ja.

Oryginalny nie był, chcąc narobić większego bajzlu kopnął z całych sił otaczający go regał, a potem przeciwległy tworząc kolejne domina i rzucił się pędem za pozostałymi ku piwnicy.

Miał zajebiście złe przeczucia co do finału całego Project X w bibliotece, ale skoro już przywarto do niego łatkę "awanturnika" (co brzmiało dużo lepiej niż jego dotychczasowe przezwiska), musiał wyrabiać normę zabitych dziewic, wykopanych z zawiasów smoków i zgwałconych drzwi. Smoków i dziewic w okolicy nie było.
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline  
Stary 07-08-2013, 16:53   #15
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
„Skoncentrowanie na celu nie zawsze bywa opłacalne” pomyślał Herem, po tym gdy dwaj zbóje zaszli go z boku. W ferworze uskakiwania przed szybkimi cięciami noży, zapomniał o dzierżonym w lewym ręku rapierze. Trening dał jednak o sobie znać. W ostatniej chwili, gdy już miał zrobić pad do przewrotu, wypuścił przeszkadzającą broń i niezgrabnie, jak na niego, wykonał przewrót w tył.
Chaos starcia sprzyjał jednak młodzieńcowi. Walące się regały wpierw zasypały przeciwników księgami, potem swym ciężarem przygniotły.
Herem z uśmiechem, obserwował draba szamoczącego się pod stertą ksiąg, drugi wyglądał na ogłuszonego lub zabitego.
Wszystko oświetlał blask gorejących w pobliżu ksiąg.
Długo nie napawał się szczęściem, podniósł się podniesiony z podłogi rapier schował w do pochwy.
Powoli, jak na te warunki, uśmiechając się , zbliżył się do szarpiącego się draba. Płomieni błysnęły na wyciągniętym zza pasa ciężkim nadziaku.

- Masz problem. Wielki problem. - powiedział do szperackiego się przeciwnika.

Na te słowa zbój zaczął się się jeszcze bardziej szamotać. Na dalsze konwersacje nie było czasu, nadziak szybko opadł na głowę zamachowca. Trafienie było potężne. Tkwiący w oczodole nadziak trzeba było wyszarpnąć z siłą. Na jego dziobie dyndały przez chwilę resztki oka i mózgu marnego miłośnika noży.
Herm szybko strząsnął resztki z broni i ponownie zasadził za pas.
Odgarnął księgi i szybkim ruchem zerwał typowi sakiewkę z pasa.
Kontrolnie zatopił jeszcze drugiemu rapier w gardle na chwilę przyszpilając do podłogi.

Wokół nóg popiskując szalał Baron, całym swoim zachowaniem dając znak Heremowi, że nie podoba się mu się, to w co go znowu wpakował jego pan. Zamęt , ogień to nie to co fretki lubią najbardziej.

Przeskoczywszy księgi, Herem stracił jeszcze chwilę na odzyskanie bollas, w końcu mogło być jeszcze potrzebne.
Potem ruszył za reszta towarzystwa, rozglądając się tym razem już uważnej, wypatrując zasadzek.
W ręce, już prawidłowej prawej, dzierżył rapier.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 07-08-2013 o 20:26.
Cedryk jest offline  
Stary 07-08-2013, 18:08   #16
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Owain Graeff

Szczur zawsze potrafił czymś zaskoczyć. Częściej, po prawdzie, niemiło niż miło, niemniej wypad do biblioteki na mordercze rendez-vous chyba można było zaliczyć do tej drugiej kategorii.
Tak sądził Owain, dopóki nie załapali się na imprezę w świątyni wiedzy.

Pierwszym sygnałem, że coś jest nie halo, był podziurawiony bełtami cieć, leżący w malowniczo rozlanej kałuży krwi.
Drugim i ostatecznym, odgłosy harców niegodnych czcigodnego przybytku, dochodzące z czytelni.
Jego kompani, gorące głowy co do jednego, jak się okazało, hurmą wjechali do lektorium, z przodownikiem pracy Clintem i drzwiami przezeń wyjebanymi z zawiasów, na czele.
Ich zapał próbowano ostudzić salwą z kusz, ale niezbyt skutecznie i już po chwili wszyscy byli w środku.
Owain tymczasem oparł się o ścianę przy drzwiach z mieczem w łapie i gwizdał, czekając, aż z wejścia przestaną wylatywać bełty, ze stukotem żłobiące dziury w ścianie naprzeciwko.
Gdy ostrzał ustał, dla odmiany przez drzwi jął się ulatniać szarobury opar, nie woniejący jednak spalenizną.
Nie przejmując się tą zagadką, Owain wkroczył wreszcie do zadymionego pomieszczenia.
Jednolity front już zniknął i wyglądało na to, że początkowa wojna pozycyjna przekształciła się w gonitwę po labiryncie regałów, szafek, etażerek i wyjątkowo paskudnych meblościanek.
Owain przemykał przez salę, nie niepokojony przez nikogo, samemu zaś wykańczał tych maruderów, którzy nadal kampili w swoich fortach z półek, czekając, aż zwierzyna sama do nich przyjdzie.
Nie spodziewali się tylko, że to zwierzyna dopadnie ich.

W międzyczasie któryś geniusz zaprószył ogień. W pomieszczeniu, którego głównym i w zasadzie jedynym wyposażeniem były metry kwadratowe drewna i tony suchych pergaminów, papirusów i papierowych kart.
Słowem, czytelnia powoli zamieniała się w gigantyczny kamienny piec.
I wtedy dostrzegł rudego, który czmychał po schodach prowadzących gdzieś w dół.
Nie namyślając się wiele, bo pozostanie w czytelni nie wchodziło w grę, Owain wyrwał za nim.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 07-08-2013, 23:13   #17
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Matt "Grzeczny" Burgen

Wiedział, że te chuje mają przewagę, ale nie spodziewał się że ustoją. Nigdy widok szarżującego Matta nie pozwolił strzelcom ustać, ale też zwykle nie szarżował z drzwiami, tylko z orężem. Teraz było inaczej i za błędy trzeba było zapłacić.

Kiedy banda skupiła się na dorżnięciu gagatków i przygotowaniu dalszej przełamującej szarży w głąb wiodących do piwnicy schodów on przykucnął przy ścianie i fachowym okiem ocenił oba sterczące mu z uda bełty. "Szczęście w nieszczęściu" można by rzec. Bełty trafiły w udo, ale nie naruszyły niczego istotnego. Kiedy reszta się bawiła w najlepsze on musiał zająć się usuwaniem drzazg tych gnoi! Nie myśląc wiele Matt zacisnął szczęki i złamał oba sterczące z nogi patyki. Wściekły cisnął nimi w kąt i ruszył ku tunelowi. Tym razem dobył już noży, choć oba ostrza były na tyle masywne że i rzeźnik by się ich nie powstydził. Z zaciśniętymi szczękami Grzeczny podszedł do wiodącego w dół tunelu i niewiele myśląc skoczył w dół.

Wiedział, że nie jest to rozsądne, ale teraz chciał dopaść tych skurwieli, którzy popsuli mu portki. Kupił je w końcu w zeszłym tygodniu! Ktoś musiał za to zapłacić!!

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 08-08-2013, 14:57   #18
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Zabełtany w kałamarzu tusz schnął powoli, leniwie wyciągał się na pergaminie niechętny pozycji horyzontalnej. Skryba przebierał piórem raz za razem, zręcznymi, hipnotyzującymi ruchami umieszczał literkowych lokatorów w białej prerii papirusu. Końcówkę pracy pozostawił dla akrobatycznych wygibasów, które przerodziły się w biskupi podpis, sygnaturę kasztelańską i coś tam jeszcze, jakby imię z nazwiskiem, ale dobrze zakamuflowane pod kleksem. Teraz był czas, żeby dokument obeschnął, odpoczął po zbyt energicznym masażu. Zrolowany, przyduszony sznurkiem i zalakowany błękitną pieczęcią z gryfem, papier wjechał między ciasno ściśniętych braci bliźniaków zamieszkałych w tubusie z bawolego rogu.

Robota była niemal skończona, ale poza częścią pisaną, w sztuce, którą Samuel przygotowywał było mnóstwo partii mówionych. To prawda, w jednej tylko roli, ale roli narażającej jej wykonawcę na spotkania z dziesiątkami naturalnych talentów. W świecie naturszczyków, ludzi zrodzonych do danej im sceny, którą całe życie ciągnęli, on był intruzem. Dlatego teraz na jego bibliotecznym biurku zalegały przewodniki geograficzne i mapy, heraldyczno-genealogiczne zagmatwania, kroniki wojskowe i kalendaria ekonomiczne, lokalne bajki i klechdy, a pod tym wszystkim zawieruszył się nawet brutalnie potraktowany poradnik savoir-vivre’u. I chociaż już ta kupa pergaminu górowała nad niewysokim rudzielcem, opłacony szczodrze bibliotekarz co parę minut dowoził nowy ładunek wiedzy.

Do czasu, kiedy na żelaznym portalu u wejścia nie zadudniły sękate piąchy. Castells spłoszył się, jednak pozostał na miejscu. Napięty, gotów do skoku, nasłuchiwał odciąganego, włóczonego po ziemi łańcucha, szczękania stalowych sztab i odkręcanego z trudem zamka. Dopiero szepty, porozumiewawcze, dudniące echem zdrady szepty zerwały go zza biurka. Odźwierny źle skalkulował sprawę i jego nowi znajomi szybko go o błędzie w rachunkach uświadomili. Bogu ducha winny bibliotekarz przekonał się, jakich wiernych gości w swej świątyni moment później, ale tego Samuel już nie widział. Skryty wśród wiedzy wyczekiwał na pogoń. Nim jeszcze znaleźli go ci pierwsi, okutani w spraną czerń, w przedsionku byli już ci drudzy. Szczęk broni sugerował sporą grupkę, dawał nadzieję na duże zamieszanie. Kiedy wytatuowany zabijaka wjechał do środka w duecie z drzwiami, a najemnicy rozpoczęli ostrzał, rudy wiedział, że to jest ten moment. Ostatnia szansa na ucieczkę.

* * *


Upał, jak na tę porę roku, był w critwallskiej bibliotece naprawdę szalony. Wystarczyło małe zaklęcie i w czterech ścianach skarbnicy wiedzy wytworzył się mikroklimat, który wyżymał ganiających się między regałami z potu niby mokre ściery do podłogi. W puchnącym z każdą chwilą węgielnym obłoku ciężko było się połapać, co i kto gdzie jest, więc kompasem został świst bełtów i dzikie ryki Burgena. Widząc, że spisani na straty intruzi zbierają się do kupy i szarżują w dół, strzelcy rzucili kusze w pizdu i pognali w ciemność. Ciemność chwilową, bowiem pchnięty w pościgu, stojący w płomieniach wózek zwalił się po schodach na magazyn i poczęstował ogniem najbliższy zbiór starodruków. Lecący za pojazdem Marlon w przelocie rąbnął zaległego na schodach zbira, wyzuł z czerwieni, poprawił drugiemu, który zbierał się z kolan u stóp schodów. Ten zdążył nawet się zastawić, odbić wyprowadzone z impetem cięcie, ale Owain, Herem, a potem i Grzeczny, którzy zbili się w jedną niszczącą lawinę rozdarli nieszczęśnika na łaty. Mieli atom sekundy, by ocenić okolicę.

Jeśli liczyli na wilgotną piwnicę z beczkami wina czy podmokłą kryptę pewnie trochę się zasmucili. Piwnica była magazynem, gdzie nagromadzono księgi o szczególnym znaczeniu, starocie i białe kruki do których dostęp miał pozostać ograniczony tylko dla bibliotekarza i gości specjalnych. Teraz nadjedzony przez korniki mebel z dokumentami padł ofiarą ognistego szkodnika i w agonii rozświetlił okolicę ujawniając dziesiątki innych, podobnych mu szafek. Poza tym światła nie było żadnego, więc w mrokach, z dala od chrupanego przez iskry regału, widać nie było kompletnie nic, choć oko wykol. Gdzieś w tych cieniach czaił się Samuel i dwaj ostatni najmici posłani jego śladem. Pewnym było, że hala już wkrótce zajaśnieje ognistą jutrzenką, jednak niepewnym było, czy ktokolwiek tego zmycia mgły niepewności doczeka. Powietrze było już dość zaczadziałe, zostawiony za plecami parter powoli przeradzał się w popielniczkę i trującymi wyziewami wpełzał na kolejne terytoria.

Zaplątani w to szambo, zabijacy rozleźli się pośród zastawionych półek, cicho, po mysiemu sunęli wytężając wzrok w coraz gęstszej czerni. Z początku każdy pomagał sobie rozpaloną książką jako latarnią, ale wystarczyło małe potknięcie, szczur przebiegający pod nogami, a już żarzące się płatki spadały na wysuszone zwoje wokół i – trzask! – kolejna porcja alfabetu zajmowała się ogniem. To było wysoce niepożądane, gdy gwarantująca oddech przestrzeń kurczyła się z każdym krokiem, a nowe ogniska tylko sam proces przyspieszały. Do tego rozświetlone cele było łatwiej trafić, o czym z bólem przekonał się Matt, któremu ktoś przejechał żelastwem po plecach upuszczając juchy. Szczęśliwie nie była to poważna rana, a kiedy Grzeczny odwrócił się, żeby zareagować nikogo nie znalazł, ale zdarzenie zadziałało na grupę alarmująco. Sztylet, który przekoziołkował gdzieś z boku i odbił się od głowy Owaina plamiąc mu czuprynę czerwienią wygasił ostatnie pochodnie.

* * *


Grishnak miał oczy zapaskudzone pyłem. Spocona twarz wchłonęła sadzę barwiąc mu maskę w fantazyjne plamy i pasy, upodabniając pysk szamana do jednego z jego rodowych, rytualnych rekwizytów. Poobijany, zaślepiony buchającymi płomieniami zabłąkał się gdzieś w zakamarkach biblioteki, uciekając przed ogniem wymacał jakieś drzwi, przebił się, kaszląc i dysząc poleciał w dół obijając sobie nerki na kamiennych stopniach. Pochodnią, którą zgarnął ze ściany i odpalił przed zstąpieniem w mrok, sfajczył sobie skraj nogawki i przypalił łydkę. Spieczona skórka zaskwierczała, a jej właściciel krzywiąc się z bólu wbił zęby w jakiś gruby skórzany almanach, o mało co nie wyrywając pokaźnego kęsa literaków. Uch!

- Dobra, trzeba się pozbierać. Już – pomyślał zbierając się z podłogi i łapiąc się za znienawidzoną pochodnię, która dalej promieniowała gorącem i światłem. Wokół panował grobowy mrok, pełgająca jasność łuczywa ujawniała podobne sobie skórzane i drewniane grzbiety ksiąg drzemiących pod kołderką kurzu. Kompani byli gdzie indziej, w zawierusze musiał oderwać się od grupy i zbłądzić. Słyszał świst oręża, słyszał jęki i gulgotanie przerżniętych gardeł. Zlokalizować źródła dźwięków jednak nie potrafił. Zobaczył rozbiegające się na wszystkie strony świetliki, ale zwierzaczki zaraz zniknęły. I słychać było tylko trzaskanie encyklopedycznej podpałki, która mnożyła się w bardzo niebezpiecznym tempie.

Biedak brnął dalej i dalej, prześwietlał kolejne alejki nie trafiając nawet na ślad rudego. W końcu doczłapał się do jakiejś ściany, przy której odczucia wciąż jeszcze były odmienne niż w piekarskim piecu, co w podgrzewanej z minuty na minutę matni stanowiło niezłe znalezisko. Pod ścianą, pod wąskimi, zakratowanymi okienkami w witrażowej oprawie znajdowało się coś jeszcze. Coś o wiele bardziej niesamowitego. Na ciężkim, marmurowym piedestale spoczywał otwarty grymuar rozmiarów poważnego biurka. Bogato zdobiony, zapaćkany od marginesu do marginesu tajemniczymi esami-floresami wyglądał naprawdę okazale. Ale rzecz nie tkwiła w tym, jak wyglądał, a jak się go „czuło”. Bo czuć musiał go każdy, kto choćby na moment zetknął się z magicznym rzemiosłem, aura przedmiotu była po prostu oszałamiająca. Oczy Grishnaka zapłonęły chciwością. Gdyby gad miał dostęp do takiej magii pewnie niejeden z sekretów świata i niejedna życiowa bolączka wyparowałyby w oka mgnieniu! Ale to było porywanie się z motyką na słońce, moc skłębiona w kartach księgi była fizycznie odczuwalna, groziła wybuchem pod okiem niewprawnego, niepowołanego umysłu. Może…

Czad masakrował płuca bez zmiłowania, a ukrop z palonych księgozbiorów mnożył miejsca panowania ze zwierzęcą zawziętością. Zaklęcia błyskały w rozrysowanych na pergaminie kształtach, ale Grishnak wiedział, że sam nie będzie w stanie wydusić z grymuaru choćby najsłabszej inkanty bez ryzykowania postradaniem zmysłów, a w najlepszym razie fizycznym kalectwem. Z kimś do pomocy… Kto w drużynie kroczył mistyczną ścieżką, komu były nieobce arkana magii? Ten dziwak, jak mu tam, Nataniel? Dzięki bogom, trafił się ktoś znający Sztukę. To wciąż było szaleństwo, we dwóch mogli spróbować, ale mózg wyparowujący przez nos i oczodoły był bardzo realną wizją. Tylko co innego?

Pod wyjściami na górę szalała już pożoga, resztę hali skrywał mrok wzmocniony ciężkim, cuchnącym dymem. Ścieżkę ewakuacji trzeba było sobie wyrąbać magią, tylko to zostawało. Teraz znaleźć El’skanda… Bełt śmignął centymetry nad ramieniem szamana, odbił się od ściany i przekoziołkował w książkowy ocean znikając z oczu. Gwałtownie wyrwany z rozmyślań Grishnak potknął się przestraszony atakiem, upuszczając - mimo woli - dogasił pochodnię, poleciał w czerń alejek. Zwierzyna i łowca. Aktorzy tego teatru płynnie wymieniali się rolami.
 
Panicz jest offline  
Stary 09-08-2013, 20:33   #19
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Podziemna komnata stanowiła zapewne kiedyś archiwum biblioteki. W tej chwili jednak dym i płomienie uczyniły ją pułapką dla wszystkich w niej obecnych.

- Cieplutko tu... ygghy - półelf splunął pod nogi czarną plwociną.

Słaniał się lekko, nos miał zapchany sadzą, płuca płonęły żywym ogniem. Marlonn nie miał zamiaru oczadzieć. Schował miecz do pochwy. W takim tłoku, na gówno by mu się zdał. Następnie urwał kawał nadpalonej koszuli i zawiązał prowizoryczną chustę na twarzy. Pomogło trochę.

"Czas na nóż" - uznał Marlonn, gdy ręka sięgała do bandoletu.

Domyślał się, że kompani błąkali się w ciemnościach, narażeni na atak z zasadzki. Dojrzał, choć z trudem, Herema i Owaina. Gdzieś mignął mu "Grzeczny". Przysunął się do nich, tak by każdy z kompanów chronił drugiemu plecy.

- Zatarasujmy wyjście - syknął do koleżków. W ten sposób mogli szachować napastników i samego Castellsa.

- Dobra, skurwiesyny! - ryknął, gdy w miarę kontrolowali kawałek terenu, dając następnie popis elokwencji.
- Stąd nie ma drugiego wyjścia! Zdechniecie tu! Chyba, że się dogadamy. A Ty Ryży, wal do nas! Uratujesz swoje cztery litery, odpowiesz na parę pytań i wrócisz do swoich ksiąg. To jak będzie? - gdy tylko skończył kucnął. Zbłąkany bełt zawsze może trafić.

Półelf nie sądził, by jego mowa trawa wpłynęła znacząco na Ryżego, ale liczył że któryś z przeciwników parsknie, zarechocze, słowem zdradzi się z pozycją, zaś kamraci odnajdą wyjście z komnaty.
 
kymil jest offline  
Stary 09-08-2013, 23:09   #20
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Grishnak biegł tylko przez chwilę, bo w tych ciemnościach, przy większej prędkości można było rozwalić sobie łeb, a to wyręczyłoby tylko wrogów. Dobrze w każdym bądź razie nie było, szczególnie gdy jakiś skurwysyn siedział mu na karku z kuszą gotową do strzału. Szaman przylgnął do regału z manuskryptami i wyjął krzemienny rytualny sztylet. Starał się poruszać jak najciszej, sam jednocześnie nasłuchując jakiegokolwiek dźwięku, który ostrzeże go przed niebezpieczeństwem.

W sumie nie bardzo wiedział jak ma odnaleźć koleżkę druida, łażąc tutaj po omacku i starając się nie dać ustrzelić, szczęściem rozwiązanie przyszło samo. Przepity wrzeszczący głos Marlonna trudno było nie rozpoznać, a Grishnak słuch miał nie najgorszy. Tak więc szaman miał teraz w przybliżeniu ustalony kierunek marszu i tam powoli się skradał, trzeba było tylko uważać na konkurencyjnych zbirów.
 
Komtur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172