Tylko ciemność otaczała Wolfgrimma, krasnoludzkiego Zabójcę. Krasnolud stał po środku nicości, poza czasem i poza miejscem, jedynie gwiazdy mijały go w zastraszającym tempie a on stał, niczym okruch w porównaniu do otaczającego go wszechświata.
Ostatnie co pamiętał to jaskinia, chmara orków i olbrzymi troll wymachujący ogromnym drzewem, potem nic więcej prócz ciemności.
Nagle jak grom z jasnego nieba spadł ból, pieczenie i krzyk dobiegający gdzieś z oddali.
"Czyżbym trafił do otchłani? po tym wszystkim com w życiu uczynił jest mi pisana otchłań? wieczna walka z bólem i jękami otaczających mnie ...." Nagle światłość, nieprawdopodobny ból głowy i pieczenie oczu, jakiś jęk dobiegający z boku. Światłość rozprasza się obraz powoli zyskuje na ostrości a Wolfgrimm dostrzega Tupika, który sie nad nim schyla, mocny alkohol rozlewa się po rannej głowie, a potem smród porównywalny tylko do wnętrzności trolla, krasnolud czuje jak niziołek rozsmarowuje coś po jego czole, a potem słyszy rozkazy wydawane przez Kardela i znowu, zamyka oczy, zapada ciemność.