Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2013, 23:00   #6
Cohen
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Cohen; na gościnnych występach Pinhead

- Co to, kurwa, znaczy, że zniknął? - prawie krzyknął Garrett.
- Był widziany w stolicy tuż przed atakiem, są świadkowie, ale teraz nigdzie nie można go znaleźć. - wybąkał posłaniec, jeden z jego własnych ludzi, starając nie patrzeć się mu w oczy.
Garrett zaklął pod nosem.
Stali w holu Akademii, obecnie pustym, gdyż wszystkich uczniów i nauczycieli spędzono do największej sali wykładowej i zamknięto pod strażą.
Vaughan liczył, że będzie wśród nich i kierownik tego kramu, ale dziadyga najwyraźniej zdołał jakoś się wymknąć.
- Dobra, zapieczętujcie jego kwatery, a resztę trzymajcie pod kluczem. Muszę iść na zamek, zobaczyć jak tam sprawy wyglądają. Wyślij za mną pięciu ludzi.

***

- Gdzie jest żona Nillferta? - zapytał spotkanego zupełnym przypadkiem jednego z kundli Tybalda, który podążął gdzieś właśnie z naręczem pełnym cynowych, srebrnych i porcelanowych bibelotów różnych rozmiarów.
- Gdzieś w lochach. - odparł ten, wzruszając ramionami, co niebezpiecznie zachwiało stosikiem w jego rękach. - Tybald chciał tylko Jazona, reszta zdrajców go nie obchodziła.
Czeka teraz na ciebie.
- poinformował plecy Garretta, który już odchodził w stronę schodów.
- Powiedz mu, że zaraz będę. - zabrzmiała odpowiedź.

***

Obecność ubranej w wytworną suknię, pięknej, wręcz oszałamiająco pięknej kobiety w podłym lochu był widokiem dość nietypowym, a wręcz abstrakcyjnym. Mimo to żona regenta Batrady nadal zachowywała się dumnie i wyniośle.
Do celi wszedł szczupły mężczyzn, którego poznała jako jednego z tych którzy kierowali zamachem.
Ramona wstała i spojrzała na niego pewnym i butnym spojrzeniem.

- Stara szlachta, co? - zagaił rozmowę, taksując kobietę chłodnym spojrzeniem. - Podbródek zawsze wycelowany w sufit. Żaden wstyd, też tak mam.

- Przybyłeś panie na pogawędki, czy w jakieś konkretnej sprawie. A może już wydaliście na nas wyrok?

- W konkretnej sprawie. Bardzo konkretnej.
- odparł, ignorując ostatnią uwagę. - Gdzie jest czarownik? Dokąd uciekł, gdzie mógł się schronić?

- Vahid wam uciekł?
- zachichotała kobieta - To świetnie. Cudownie.
Szyderczy uśmiech zagościł na jej twarzy, a spojrzenie stało się zimne jak lód.
- Nie martw się panie. Znajdzie się szybciej niż przypuszczasz.

- To dobrze, nie mogę się doczekać, by uciąć sobie pogawędkę i z nim. Z uwagi na dzielone umiejętności, wasza dwójka bardzo mnie interesuje. Póki więc nie mam starucha, będziesz mi musiała wystarczyć ty.


- Jesteś zwykłym psem, którego dni są już policzone. Wasza władza nie potrwa długo. Zawiśniesz szybciej niż myślisz. - rzuciła w odpowiedzi Ramona.

- Tak, tak, nie wątpię. Cały kraj powstanie jak rzeka i obali najeźdźców. - rzekł znudzonym tonem, zbliżając się do kobiety. Przyjrzał się jej ponownie, tym razem rzucając czar, by oszacować jej magiczny potencjał.
Garrett skupił swe myśli i sięgnął po krążącą po pomieszczeniu moc, aby sprawdzić z jak silnym przeciwnikiem ma do czynienia. Informacje, jakie do niego dotarły budziły szacunek, a w nie jednym zapewne i grozę. Ramona nie broniła się przed inwigilacją. Patrzyła na czarownika pewnym siebie, zimnym spojrzeniem. Garrett zrozumial, że stoi przed nim osoba, która wręcz w mistrzowski sposób opanowała manipulację mocą, a co ciekawsze odkrył też, że jest ona powiązana z domeną. Rodzaju tego powiązania nie był jednak w stanie zbadać.

- Zadowolony? - spytała szorstko.

- Fascynujące. - powiedział tylko, a w jego oczach pojawił się głód, który nie miał nic wspólnego ani z pustym żołądkiem, ani z cielesnym pożądaniem.
- Ten twój magik... - wyprostował się i odsunął od księżnej - Jesteś jego uczennicą? Czy posiadłaś moc gdzieś i kiedy indziej?

- Domyśl się.

- Zaczynam się domyślać, że nie my pierwsi przeprowadziliśmy zamach stanu. Od jak dawna ty i ten dziadyga kręcicie tu wszystkim?


Ramona patrzyła prosto w oczy czarownika i milczała przez dłuższą chwilę.
- Znudziła mnie już ta rozmowa - rzekła w końcu - Pytałam na początku, czy przybyłeś na pogawędki, czy w konkretnej sprawie. Na rozmowy z kimś takim, jak ty szkoda mojego czasu i sił.

Garrett nie odpowiedział. Obrzucił ją spojrzeniem po raz ostatni i wyszedł.
- Wy wszyscy, precz. - warknął do strażników pilnujących celi i osobistego lekarza Erin, który zrobił urażoną minę i już miał otworzyć usta, by zaprotestować, ale Garrett pokazał mu gestem, by się wynosił .
- Wy zostajecie. - wskazał czterech ze swoich własnych ludzi, z którymi przyszedł. - Choćby nie wiem co się w środku działo, nie otwierać drzwi. Uważajcie na iluzje i uroki.
Zanim odszedł, obłożył komnatę prostym zaklęciem, które miało go zaalarmować, jeśli w celi użyto by magicznej komunikacji. Liczył, że tak słaby czar nie zwróci uwagi księżnej, ale dla pewności zamaskował jego echo silniejszym, magiczną pieczęcią zamka w drzwiach.

***

Szedł szybkim krokiem korytarzami niedawno co zdobytego zamku.
Wciąż jeszcze wte i wewte biegali żołnierze w barwach Lithansów, a to z jakimiś rzeczami, a to poganiając związanych, bądź nie, ludzi, zabezpieczali kolejne, dopiero co odkryte przejście czy pomieszczenie.
Ale to wszystko było już tylko dopieszczanie szczegółów, wygładzanie krawędzi, może nawet odrobina nadgorliwości.
Dzieło było już bowiem skończone - zamek, stolica i praktycznie całe księstwo było w ich rękach.

Pod drzwiami komnaty, w której zainstalował się Tybald, zostawił ostatniego z piątki ludzi, których zabrał z Akademii i wszedł do środka.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"

Ostatnio edytowane przez Cohen : 11-08-2013 o 22:19.
Cohen jest offline