Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-08-2013, 06:27   #25
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Plan Tupika wydawał się doskonały i taki też był, ale ktoś ich jednak ubiegł w maskaradzie i pomysłowości. Helvgrim postanowił jednak grać swą rolę do końca, być może wynikało to z jego braku rozeznania w tego typu rzeczach, a być może liczył na łut szczęścia. Przedstawienie musiało trwać.

- Aye, doskonale że go schwytaliście dobrzy ludzie. Nagroda was nie minie. - Sverrisson wyczuwał że coś jest nie tak jak trzeba, a do tego ta mina Tupika... to wszystko tłumaczyło. Plan nie idzie tak jak powinien. Zaskoczyło to krasnoluda. Zazwyczaj pomysły halifnga były bardzo błyskotliwe i przebiegłe. Trudno by ktoś go mógł okręcić wokół palca, a już na pewno nie jakiś miejski strażnik, gdzieś, na wschodnich rubieżach Imperium. Tym razem jednak coś się stało, coś poszło nie tak i bardzo nie spodobało się to Sverrissonowi... nawet Amelia jakby poczuła że coś się dzieje bo mocniej ścisnęła dłoń Helvgrima.

To że kierowali się ku strażnicy nie było jeszcze takie złe... ale zejście do piwnicy, do lochów z dzieckiem, to zakrawało już na coś bardziej niż podejrzanego. Kropla potu spłyneła po skroni khazada, a on sam poprawić chciał jedynie topór w olstrze i chrząknął na znak Tupikowi że nie powinni tu być. To wszystko bardzo źle wróżyło... tym bardziej że topora w olstrze nie było. Khazad zapomniał że dla uwiarygodnienia opowieści serwowanej miejskim strażnikom, topór ukryli w tobołku, a poprawić go chciał jedynie z przyzwyczajenia. Teraz Sverrisson poczuł się bardzo źle, bezbronny, bez zimnego dotyku azkrahańskiej stali. Choć i dłonie krasnoluda były silne jak imadła, to nie było to samo co gromrilowe ostrze. W ten czas cały misterny plan towarzysza został przeklęty przez Helvgrima... żałował że się nie udało, ale jeszcze bardziej żałował że dał się namówić na pozostawienie swej broni w miejscu innym niż olstro na własnym pasie.

Obawy okazały się uzasadnione. Kusza wycelowana przez strażnika w plecy Amelii, brodaty mężczyzna z szyderczym uśmieszkiem i wcale niewesołymi nowinami... do tego groźby o uśmierceniu dziecka. Helvgrim wiedział że strażnik który teraz celował w tę niewinną istotkę powinien umrzeć w męczarniach... i kto wie może tak właśnie miało się stać, wszak dzień był jeszcze wczesny.

Helvgrim był gotów by zaatakować. Zwrócił jednak uwagę na dyskretne spojrzenie przyjaciela i jego, jakże wymowne, zdanie które miało ostudzić khazadzką żądzę zemsty. Skadyjski wojownik uspokoił się zatem i wsłuchał w to co do powiedzenia miał człek który mianował się Konradem. To byłe dziwne że chciał dzielić się swą wiedzą na temat całego zajścia i samej Amelii, szczególnie że widać było iż herr Konrad ma zamiar zabić całą trójkę, a przynajmniej dwójkę ochroniarzy małej Amelii. Chęć rozmowy człowieka mogła wskazywać na kilka rzeczy, na przykład że on sam szukał jakiś wyjaśnień i może liczył że Tupik bądź Helvgrim, udzielą mu jakichś odpowiedzi. Możliwe też było że Konrad chce by dwójka przyjaciół zrobiła coś dla niego... inaczej już dawno powinien położyć wszystkich trupem.

- Zatem mów Konradzie. Oświeć nas. Kim jesteś i czego chcesz od małego dziecka? Tak jak mój przyjaciel cię zapytał. Jeśli uważasz że jesteś nam winiem wyjaśnienia, to może i czegoś od nas chcesz, co? - Sverrisson powtórzył pytanie von Goldenzungena i wtrącił swoje trzy grosze do rozmowy.

Krasnolud wciąż obmyślał plan ataku na strażnika oraz obrony przed nim i Konradem, ale najważniejsza była - ucieczka z miejskiej strażnicy. Wiedział że bezpieczeństwo Amelii jest najważniejsze. Zatem będzie musiał wziąć wraży bełt na siebie, kosztowało to niemało odwagi, ale co mógł zrobić innego? Tu nie chodziło o to że obiecał Skerifowi czy przeorowi klasztoru opiekę nad dzieckiem... nie chodziło nawet o honor, ale o życie tej małej, słodkiej istotki. Należało zmierzyć się z losem i liczyć na łaskę bogów. Jeśli tylko atmosfera w pomieszczeniu zrobiłaby się gęsta i zwiastowałaby że wkrótce dojdzie do ataku na którekolwiek z trójki podróżników, Helv postanowił zasłonić dziecko, wziąć bełt na siebie i nawet nim rażony dopaść strażnika, wyszarpnąć mu broń i ogłuszyć go.

Jedyną droga wyjścia było pochwycić Konrada i trzymając ostrze przy jego gardle, wyjść z garnizonu, a później z miasta. Chyba że ludzki brodacz miał inną propozycję. Czas miał pokazać. Smednirze miej to dziecko w swojej opiece. Modlił się w duchu Helv.
 
VIX jest offline