Kayle Slovinski
-Slovinski, Kayle, 68 pułk SOB Koryntu - wypowiedział ciężko, często przerywając wypowiedź udając ciężko rannego i zmęczonego walką. Miał nadzieję, że jego przykrywka nie zostanie odkryta i nie zostanie rostrzelany na miejscu. To była jego jedyna szansa a zabić wszystkich lub uciec nie miał szans.
- Pokaż dokumenty. - rozkazał sierżant patrząc uważnie na Kayle’a.
- Nie mam, zgubiłem w walce. Weźcie te, to są przyjaciela, który zginął. Zabrałem je aby oddać jego rodzinie. - Z każdą chwilą sytuacja snajpera się pogarszała. Już kończyły mu się pomysły, z każdym kolejnym kłamstwem miał wrażenie, że zbliża się jego koniec jednak nie dawał tego po sobie poznać.
- Kto jest twoim dowódcą, żołnierzu? - sierżant spojrzał na broń Kayle’a, uważnie obserwując jego każdy ruch.
-Ka... kapitan … - w tym momencie Kayle zemdlał, a przy najmniej udał utratę przytomności. W swoim fachu nie raz musiał udawać utratę przytomności lub śmierć. To była jego jedyna najdzieja na przeżycie. Nie znał żadnych nazwisk więc improwizował tak jak tylko mógł.
Tuż przed zapadnięciem w “omdlenie” Slovinsky zobaczył, że żołnierze spięli się i wycelowali w niego. Przez chwilę nic się nie działo, ale w końcu Kayle poczuł jak jest brutalnie chwytany i wymierzony został mu policzek.
- Kapitan kto?!
Broń snajpera została odkopnięta na bok... chociaż... nawet gdyby ją miał- co by zdziałał przeciwko całemu oddziałowi?
- Zaraportuj o odnalezieniu niezidentyfikowanego żołnierza. - polecił jednemu ze swoich podwładnych sierżant nie spuszczając Kayle’a z oka. Żołnierz bez zbędnych pytań wykonał polecenie przesyłając wiadomość przez komunikator.
Kiedy próby”ocucenia” Kayle’a nie przyniosły rezulatów sierżant ponownie zwrócił się do żołnierza z komunikatorem.
- Przekaż, że przyprowadzimy go, niech tylko podadzą miejsce.
__________________ "Widzieliście go ? Rycerz chędożony! Herbowy! trzy lwy w tarczy! Dwa srają, a trzeci warczy!" |