Nie da się ukryć, że sytuacja była całkiem komfortowa.
Wygodne miejsce, niczym w loży. Świetny widok na okolicę. I na toczącą się niezbyt daleko bitwę. No, potyczkę.
Zdecydowanie przyjemniej było patrzeć, jak durnowaci mieszkańcy Grissenwaldu pod wodzą jeszcze głupszego Karela Przerosniętego walczą z hordą zielonoskórców.
- Oby się wzajemnie powybijali - mruknął do sąsiadów. Fakt, że znaczna część walczących był ludźmi, w niczym nie wpływał na jego do nich stosunek. Gdyby na czele tego pospolitego ruszenia stała kapitan Mathylda Hess, to sprawa byłaby nieco inna. A tak...
Prawdę mówiąc, im mniej głupków na świecie, tym lepiej.
- Kogo masz zamiar wspierać? - zwrócił się do Ericha, podobnie jak tamten ładując kuszę.
- Naszych - odparł zapytany.
Mieli zatem podobne poglądy.
Konrad spojrzał w największy tłum, tam, gdzie zagrzewał do boju swych "poddanych" Strassdorfer.
- Wybić zielonych! - wrzeszczał Karel i walnął jakiegoś nieostrożnego lub zbyt odważnego goblina przez łeb.
Strassdorferowi na odwadze nie zbywało. Przynajmniej gdy walczył z mniejszymi od siebie i mniej licznymi na dodatek.
Starcie zamieniło się w szereg pojedynków jeden-na-jednego lub dwóch-na-jednego i trudno było zdecydować, kto może wygrać.
- Człowiek strzela... - powiedział Konrad, przymierzając się do strzału w goblina walczącego tuż obok Karela - ...bogowie bełty noszą.
Strzelił. |