Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-08-2013, 18:36   #36
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Obce wampiry prawdopodobnie udały się na spoczynek. Irmina znów przekazała księżnej pisemną wiadomość na temat ich pobytu. Te komórki... to było naprawdę fajne urządzenie. Mająca smykałkę do gadżetów wszelkiej maści Malkavianka przypuszczała, że za kilka lat przenośne telefony zrewolucjonizują rynek.

- No to chyba tyle. Czas zakończyć romantyczny spacer w blasku księżyca i wrócić do domu... zanim mama się dowie. - zażartowała, spoglądając zalotnie spod cylindra na Amona.

-Nie mamy czasu na owijanie w bawełnę. Gdzie chcesz bym Cię wysadził. - spojrzał chłodno na Wariatkę. Wysilił się na niewielki grymas, który u niego chyba pełnił rolę przyjaznego uśmiechu. - Mogę też zaoferować spoczynek w jednym z moich schronień. Mam coś co można nazwać pokojem gościnnym...
- Oh... nieczęsto zapraszasz do siebie kobiety, prawda? Taki szorrrstki...
- ostatnie słowa Malkavianka wymruczała, po czym wyprostowała się i bez zbędnych komentarzy podała swój adres.
- Będę wdzięczna za podwiezienie.
-Od jakiegoś czasu przestałem po prostu przywiązywać wagę do płci ludzi. To zbiegło się jakoś z moją śmiercią chyba...
- Amon znał miasto, a nazwa ulicy którą podała mu Malkavianka, nie zmieniła się w ciągu ostatnich kilkunastu lat, więc bez zbędnych pytań ruszył by zdążyć przed świtem.

-Zabawne, wygląda na to, że śmierć spowodowała, że jak na standardy obecnej epoki, stałem się, przynajmniej w kwestii równo uprawnienia i innych takich mrzonek, całkiem postępowy. Ciekawe to czasy gdy, wybacz mój język Irmino, wampiry, stają się awangardą postępu, zamiast ostoją konserwatyzmu i tradycjonalizmu, tak jak to miało miejsce przez wieki...


Jego towarzyszka zsunęła się niżej na oparciu fotela, a cylinder niemal całkiem zakrył jej oczy.

- Coś w tym jest. I wiesz, to też zabawna myśl... chyba brakuje mi mojej kobiecości.


Czyżby Malkavianka naprawdę westchnęła? A może to tylko reakcja na nierówności drogi?

-Jakie zamierzacie podjąć działania w świetle zdarzeń tej mijającej nazbyt prędko nocy? - obserwując reakcję Irminy, Amon postanowił nieco zmienić temat, choć zmiana tematu na politykę, przychodziła mu z najwyższym trudem i nieskrywanym bólem.

Wzruszyła ramionami.

- To chyba działka Księżnej. Zrobię, co będzie chciała. Nigdy mnie specjalnie nie obchodziły plany. Jest ktoś od myślenia i ktoś od roboty, ja jestem tym drugim. Ot filozofia.
- uśmiechnęła się słodko.
-Muszę powiedzieć, że w pełni ją podzielam, przynajmniej w kwestii polityki Camarilli. Może więc zadam pytanie nieco inaczej... Czego Camarilla będzie jutro żądała od swoich pionków jutrzejszej nocy? Jakie działania wymusi Księżna na swoich wasalach, w świetle tego, co tej nocy widzieliśmy?
- A kto powiedział, że jutro w ogóle nadejdzie? Wydajesz się bardziej zainteresowany niż chciałbyś to pokazać, Amonie. Nieważne, co przyniesie jutro. Ważne by czerpać z bieżącej chwili. Może to banalne, ale... gdybym martwiła się wszystkim, co nadejdzie...
- Nosferatu uchwycił drobną modulację w głosie - Pewnie nie wychodziłabym z łóżka. Na końcu przecież i tak czai się śmierć.
-Owszem, jestem zainteresowany. Bardziej niż bym tego chciał, wierz mi Irmino. Chcę po latach tułaczki osiąść w swoich, nazwijmy to rodzinnych stronach, a znając Camarillę aż za dobrze, wiem, że spokój w jej obrębie trzeba sobie tymczasowo wywalczyć, tak samo tymczasowo wykupić lub wypracowywać pracą niewolniczą i co gorsza, w naszym stanie, wiekuistą. To ostatnie nazywa się bodajże górnolotnym określeniem statusu w domenie, prawda?


Nagle Amon na ułamek sekundy stracił panowanie nad samochodem, kiedy targnął nim jakiś nagły spazm. Na całe szczęście, jechali wtedy z niewielką prędkością krętymi uliczkami, więc nie groziło im niebezpieczeństwo. Niemniej, sytuacja na chwilę stała się krępująca, zwłaszcza w chwili, w której Irmina zorientowała się, że Amon zareagował tak wpatrując się w kątem oka w jej stronę. Jego oczy na czas krótszy niż pojedyncze mrugniecie, wydawały się zachodzić bielmem jak u zwłok.

-Zaczynasz mówić z sensem. Rozumiem cię. Chyba. Czemu wiec wciąż się jej boisz, skoro sama jesteś chodzącym dowodem, że śmierć nie musi być końcem? - ton głosu Amona świadczył o tym, że przynajmniej dla niego, zupełnie nic się nie stało...
Ditrich spojrzała na niego. Trochę dłużej i trochę... bardziej wnikliwie niżby wypadało przy okazji niezobowiązującego zerknięcia. Nie skomentowała jednak sytuacji. Po chwili znów zanurzyła się w fotelu pasażera.

- Jesteś pewien? Myśmy tylko odwlekli to, co nieuchronne. Odwlekli na czas, który dla ludzi wydawać się może nieskończony, jednakoż... można nas zabić. A zatem na końcu drogi czekać będzie śmierć. Ta sama... może tylko trochę bardziej poirytowana oczekiwaniem. - mrugnęła porozumiewawczo.
-Nie będzie poirytowana, moja droga Irmino. - Malkavianka chyba pierwszy raz tej nocy usłyszała w głosie Amona szczerą... radość? - Znamy się z tą ladacznicą od dawna i mogę z sporą dozą pewności siebie zapewnić cię, że można ją przekupywać w nieskończoność. Stan nie-śmierci, stan wampiryzmu, odrzućmy tu na chwilę te frazesy typu Rodzina i Spokrewnienie, jest podpisaniem cyrografu, naprawdę solidnej i korzystnej dla obu stron umowy. Moja rodzina, ta prawdziwa, nie ta którą istoty nocy nie tylko piszą ale i wymawiają z dużej litery, zajmowała się tym od kilku pokoleń, naprawdę wiem co mówię. I nie, moja droga, nie urodziłem się z nazwiskiem Giovanni w metryce, jeśli wiesz o czym mówię. Niemniej, gdybyś chciała stawić czoła swoim lękom, myślę, że mógłbym pomóc Ci w otwarciu oczu i pokazać, że w tej szafie nic tak naprawdę nie straszy...-głos Amona był pogodny i emanował szczerością. w między czasie, docierali wreszcie na wskazane przez Irminę miejsce...
- Dlaczego miałbyś to zrobić? - wielki cylinder zdawał się powoli pożerać twarz Malkavianki, skrywając jej oblicze.
-Powiedzmy, że lubię pomagać ludziom. Przynajmniej w tej jednej sprawie.
- W porządku. Jeśli... jeśli nie będę widziała powodu, by trwać... zadzwonię. Ale ostrzegam. Lekko nie będzie.
- Irmina zamachała dłonią - O, tutaj mieszkam z koleżanką. - mówiąc to, wskazała sporą, ale dobrze utrzymaną willę z ogrodem i wielkim ogrodzeniem.
-Chyba nie do końca mnie zrozumiałaś, ale ja wiem, że w głębi ducha zapragniesz kiedyś posiąść tą wiedzę i uwolnić się od tego dziecięcego strachu przed śmiercią... Przyjazny dla oka budynek, ale nie chciałbym go oglądać w świetle dnia, więc chyba mnie zrozumiesz, jeśli w tym miejscu się pożegnam. Mam prośbę, zadzwoń wieczorem, jeśli zechcecie ruszyć tą sprawę dalej. Sprawy tej domeny, chyba i mnie dotyczą, skoro wróciłem tu jako syn marnotrawny. Śpij spokojnie i do zobaczenia.
- A może mnie odwiedzisz? jak już mówiłam... potrzebuję konsultacji w sprawie pewnych... znaczków.
-Dobrze, zjawię się, jak tylko o zmroku uporam się ze swoimi sprawami. Jeszcze raz w takim wypadku: Do zobaczenia i śpij spokojnie Irmino.
- Dobranoc.


Ditrich wysiadła i już miała zamykać drzwi samochodu, gdy nagle wsunęła głowę do środka, strącając tym samym obszerny cylinder i złożyła lekki jak muśnięcie skrzydeł motyla pocałunek na policzku Nosferatu.

- Jak randka to randka. - mrugnęła do niego, po czym opuściła pojazd.

Kiedy odjeżdżał, machała doń wielkim kapeluszem, dopóki samochód nie zniknął za zakrętem. Wtedy ruszyła do domu, podśpiewując pod nosem zasłyszany kiedyś przebój.

You really like rock 'n' roll
All of the fame and the masquerade
You like the concerts and studios
And all the money, honey, that I make, but
Do you love me, do you love me...
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline