Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-07-2013, 22:57   #31
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Gdy obudziła się z koszmaru, czuła zapach krwi, nigdy wcześniej nie kojarzyła go z tak smakowitą słodyczą. Była spragniona. Spojrzała w górę. Jej mętny wzrok skupił się na krwawiącej ranie. Nie obchodziło jej czyje ciało zostało rozerwane by dać jej ten nektar. Poderwała się i zamknęła usta na rozcięciu. Chłeptała posokę, jakby od tego zależało jej życie. W sumie, zaczynała podejrzewać, że tak właśnie było i sen o wampirach wcale nie był snem, albo oszalała, co i tak niewiele zmieniało. Piła i piła, wypiłaby pewnie więcej ale mężczyzna, który krwawił odepchnął ją niczym szmacianą lalkę.
Gdy się otrząsnęła i uświadomiła sobie, że ten straszliwy głód, który ją tak męczył nieco złagodniał i oddał jej władzę nad umysłem, zauważyła że obok niej z ziemi wystaje czyjaś prawica. Wstała, otrzepała się i trąciła oną prawicę stopą. Nic. Wzruszyła ramionami. Ktoś tu chyba dał ciała.
- Jedną rozerwała sfora. Druga najwyraźniej nie dała radę osiągnąć powierzchni. Szkoda liczyłem na pojedynek na zakończenie - demon, którty ją przemienił w to coś nowego przemówił do niej w te słowa - Wychodzi na to, że wygrałaś nowe życie. Jesteśmy Kainitami choć nazywają nas też spokrewnionymi - gówno prawda. Byli wampirami - Wy ludzie nazywacie nas wampirami - właśnie - A pewne ghule - popatrzył na białego kota, który był jej towarzyszem - Nocnymi ludźmi - och, Yorricku, czyż można pretensjonalniej? O mało nie przewróciła oczami - Niezależnie od nazewnictwa, jesteśmy istotami nadnaturalnymi - nie! Naprawdę? Zwołajcie konferencję prasową! - Nie jedynymi zresztą o czym być może kiedyś się przekonasz. Jestem twoim stwórcą, to taki odpowiednik matki i ojca w jednym w wampirzym świecie - matka jest tylko jedna, ty kurwi synu. Splunęła na ziemię - Tylko różnie bywa z tym jak traktujemy swoich potomków. To kwestia indywidualna, naszą dwójkę będą obowiązywać pewne zasady - chyba ciebie. Miała ochotę odwrócić się i pokazać mu dupę, ale podejrzewała, że mógłby ją złamać w pół, jak zapałkę, więc się tylko skrzywiła - Być może nie najlepsze, jednak z pewnością nie najgorsze. Pierwsza, możesz zadawać mi pytania im więcej ich zadasz tym lepiej dla ciebie - nie dziękuję - Dzięki temu unikniesz błędów, one zaś w naszym świecie drogo kosztują - bez błędów nie ma życia. Jestem pewna, że mistrz to gdzieś kiedyś napisał. Jeżeli nie, jego strata, sama to gdzieś bazgrnie na ścianie - Młodzi spokrewnieni często płacą najwyższą cenę. Druga, póki nie nauczysz się podstaw nie odstąpisz mnie na krok - nosz kurwa - Potem, miejmy nadzieję dość szybko, będziesz mogła poruszać się swobodniej dzięki bogu! Zaraz. Czy miała prawo wciąż się do boga zwracać? A co będzie krzyszała kiedy się będzie pieprzyć? Zaraz, zaraz. Czy w ogóle będzie się kiedyś pieprzyć? - Jednak pod czujnym okiem - podrapał kota za uchem. Zdradzieski futrzak. I ty, Brutusie? - Opiekunki. Jakieś pytania na początek?
Skończył tyradę, obserwował i czekał.
Aedan stała na szeroko rozstawionych nogach. Stała na ziemi. W powietrzu unosiły się zapachy lasu i śmierci. Na niebie świeciły gwiazdy. Słychać było odgłosy nocnych zwierząt. W ustach miała posmak krwi. Wciąż była głodna, zawzięcie oblizywała zęby i wargi, by choć trochę zaspokoić ten impuls.
Krew brzmiała jej smakowicie, a ciało się zmieniło. Może nie zewnętrznie, ale coś było z nią w środku nie tak, jak było wcześniej. Poza tym wygrzebała się właśnie z własnego grobu. Człowiek nie byłby w stanie czegoś takiego zrobić.
Tak, to by się zgadzało. Spojrzała na dłonie, dzięki którym przebiła wieko trumny. Były poharatane, miejscami widać było kość. Nie wydawało jej się to wielkim problemem. Opuściła ręce wzdłuż ciała i stanęła w bardziej rozluźnionej pozie. Possała jeszcze zęba i zastanowiła się przez kolejną chwilę nad implikacjami. Może nie wyglądała, ale nie była głupia. Nie była też opętana obsesją na punkcie zasad, czy oczekiwań, jakie stawiało przed nią społeczeństwo. Aedan zawsze była sobą. Zawsze żyła zgodnie ze swoim wewnętrznym ja. Zawsze postępowała zgodnie z impulsami. Dlaczego miałoby się to zmienić, tylko dlatego że zmieniła … gatunek? Tak, gatunek, to chyba odpowiednie słowo.
- Hn - mruknęła pod nosem - Nie poddawaj się rozpaczy. Życie nie jest lepsze ani gorsze od naszych marzeń, jest tylko zupełnie inne.
Przetarła brudną twarz dłonią i wytarła rękę o spodnie.
- To co mówiłeś, że mam robić? - skrzywiła się i dodała - Jestem głodna.
Rzucił jej 10 litrowy baniak pod nogi. Jeśli dodać to co ściągneła z niego powinna być już prawie pełna.
- Pij i zacznij słuchać trzeci raz nie powtórzę. Po czym powtórzył znudzonym tonem swój monolog. Nie miał do końca pojęcia jak wychowywać potomka. Więc robił to od niechcenia... A ona nie miała pojęcia, jak powinna postępować w tym nowym związku. Słuchała więc tylko jednym uchem. Gdy skończył zwrócił intensywne spojrzenie na kota i wydawało się, że...
- Rozmawiasz z kotem - Aedan opróżniła baniak błyskawicznie, a teraz wycierała twarz dłonią i zlizywała z niej resztki. Wyglądało to niemal jak kocia kąpiel.
-Owszem ty zapewne też z nią rozmawiałaś. Śnieg to ghul, taki stan pośredni między istotą początkową a wampirem. Ma cześć naszych mocy, może chodzić za dnia. Krew wampirów obudziła w niej wyższą inteligencję. Jednak daleko jej do możliwości spokrewnionych. Choć akurat Śnieg ma spore moce co świadczy, że jest bystrym i wiekowym ghulem.
- Miau!
- Więc teraz mam - pociągnęła nosem - Się uczyć jak być wampirem. Od ciebie i od kota. To … od czego zaczynamy?
-Od informacji, na bierząco będzie cię pilnowała Śnieg. Więc może nie zastaniesz końca nocy na dworze. By się wydostać zapewne odruchowo użyłaś dyscypliny. Na początek sprawdzimy jakie moce oddziedziłaś po mnie.
Moce, to akurat brzmiało ciekawie. Jej mistrz coś zaczął ględzić o sięganiu do wnętrza i wyciąganiu czegoś tam. Wzruszyła ramionami i skupiła się na tym co wydawało jej się najłatwiejrze. Zwierzęce pazury. Rzeczywiście poszło całkiem jak po maśle, choć troche ją obrzydził widok wysuwających się spod skóry ostrych jak brzytwy półksężyców.
Potem próbowała przyspieszyć. Kiedy wreszcie się jej udało pojęła co zastosował wobec niej ten chuj w lesie. Niech go tylko dorwie. Zaraz się jednak potknęła i wyrżnęła w drzewo, co pień oprotestował głośnym jękiem, trzaskiem i niebezpiecznym pochyleniem do przodu.
Została jeszcze nadwrażliwość, ale to było prostsze i nie bolało. Podobało jej się podsłuchiwanie lasu. Mogłaby tak siedzieć i słuchać do rana, ale chyba jednak nie. Nie chciała zostać kupką popiołu.
Spisała się, a przynajmniej takie odniosła wrażenie, gdy Mistrz pozwolił jej na spacer pod kocim nadzorem. Niestety, dołączył do nich Floki. Póki co Aedan była jednak w dobrym nastroju i zdecydowała się ignorować jego parszywą obecność. Ruszyła przez las, eksplorując go przy użyciu nowych umiejętności.
Śnieg i ten chuj Floki ględzili jednak cały czas o maskaradzie, więc starała się robić to dyskretnie. Pod koniec była bardzo zmęczona, ale chyba zadowolona. Na tyle na ile Aedan Caine w ogóle mogła być zadowolona.
Ta przygoda zapowiadała się całkiem nieźle.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline  
Stary 01-08-2013, 12:29   #32
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Flashback...

„Jasny, duszny dzień. Z każdym oddechem czuło się żar pustynnych piasków. Wokół majaczyły ciemne sylwetki mężczyzn, ubranych w habity. Każdy z dłońmi ukrytymi w rękawach, wydawali się krążyć bez celu. Ciepłe i wilgotne powietrze wydawało się im nie przeszkadzać, mimo grubego odzienia. Każdy z głową zwieszoną w dół. Mijali się, nie zwracając na siebie uwagi. Krążyli w cieniu, między kamiennymi filarami i ścianami ozdobionymi groteskowymi reliefami. Groteskowymi dla kogoś pochodzącego z dwudziestego pierwszego wieku…

„Mnisi” wydawali się być bardzo zajęci. Maszerowali, znikali w bocznych korytarzach, z których póżniej wylewały się nieprzerwane zastępy kolejnych ciemnych sylwetek. Ale żaden z nich nie wkroczył na oświetlony słońcem plac.

Prócz jednego. Ale on chyba nie był mnichem. Biały mężczyzna o kruczo czarnych włosach maszerował twardo przed siebie. Skóra na jego twarzy i dłoniach zaczęła skwierczeć, pokrywając się oparzeniami. Nie wyglądał na zbyt przejętego tym faktem. Wkroczył w cień korytarza, a obrażenia na jego skórze momentalnie znikły. Mimo to, na jego twarzy widać było czyste wkurwienie.”


************


Kurt czuł przerażenie. Jasność. Cierpienie. Strach. Chciał się schronić. Uciec. Uciekać, jak zwykle, gdy nie mógł wygrać… ale nie mógł. Kurt śnił.

Szarpał się, próbując jakby złapać dech. Błąd. Im więcej się ruszał, tym większy odczuwał ból… i przecież nie musiał oddychać. Widział światło. Widział dzień. Poruszał się w nim, jak gdyby był zwykłym człowiekiem, tuż przed przemianą. Mimo to, bał się jak jasna cholera. Głęboki niepokój sprawiał, że cały zalewał się potem. Próbował opanować drżenie rąk wkładając je w kieszenie kurtki. Nie robił nic wielkiego, ot, spacerował sobie ulicą. Za dnia.


************

Flashback c.d.

Wtem, zobaczył wyszczerzoną mordę Karla. Flashback. Kolejny. Kurt był głodny, ranny i wkurwiony. Zszedł schodami na dół. Zobaczył pierwszego, lepszego mężczyznę, w wieku około trzydziestu lat. Pierwszego lepszego. Kurt nie potrafił zapanować nad odruchem. Po prostu nie mógł się powstrzymać. „Będzie draka”, przemknęło mu przez myśl jedynie tyle. Kolejne sceny były jakby wyrwane z kontekstu. Szybki cios, może osiem, facet już zwijał się w kłębek, gdy Kurt wziął go za marynarkę i zaciągnął na koniec korytarza. Przywarł do jego szyi, spijając całą, pompowaną przez jego serce krew. Całą. Młody osunął się po ścianie, oblizując usta. Z poły marynarki wyciągnął jego portfel. Znalazł jego ID.
- Frank… Thompson


************

Flashback c.d.

Ciemność. Młody leżał oniemiały, bez znaku życia, w całkowitej ciemności. Nie mógł zliczyć godzin, ani dni, ile spędził w tej celi. Był przekonany, że stary zostawił go tu na pewną śmierć. Jednak Kurt wiedział, że tak nie zrobi. Marcus najpewniej przybiłby go do ściany w swoim salonie, kołkiem w serce, i obserwował pijąc five o’clock tea, albo oglądając sobotni mecz z kumplami przy piwie. Mógł dokładnie wyobrazić sobie jego słowa. „Patrzcie, jaki sobie sprawiłem nabytek. Wampir. Przybity kołkiem, na mojej ścianie. Fajny nie? A to obok? Guziec, renifer i Tur. W prawie idealnym stanie, ostatniego wytrzebiono w Europie jeszcze w siedemnastym wieku…” Choerlny skurwysyn długo by się nad nim pastwił.

Kurt zerwał się na nogi, słysząc szczęk skobla. Jasność pochodni z korytarza wypalała mu oczy.
- „Za mną.” – usłyszał warknięcie Markusa.
Młody wytoczył się z celi i posłusznie zatoczył się w kierunku starego. Długo szli kamiennymi korytarzami, skręcając często i, jak dla Kurta, włócząc się bez celu. Wtem, dotarli do wielkich drewnianych drzwi. Markus otworzył je z łomotem. Weszli do pomieszczenia, długiego na około sto stóp, i szerokiego na 30. Jednym oświetleniem były pochodnie przytwierdzone do ścian, dających dość skąpe światło, ale nadal zbyt ostre dla Kurta. Na środku stała jakaś postać. Podeszli do niej, a Markus stanął między Młodym, a mężczyzną.

- Panowie, rozwiążcie to między sobą. Tylko jeden wyjdzie stąd żywy.

Przed Kurtem stał Frank Thompson.


************

Teraźniejszość

Jego spowita snem jaźń wiedziała, co się dzieje. Do jego świadomości fakt, że widział świat oczami kogoś innego, dotarł trochę później. Obudził się później niż zwykle. Był zmęczony, jakby wcale nie spał. Wyjął z piersi wisiorek wręczony mu przez Rei’a. Na szczęście, stary nad nim nie stał. Skoro nic od niego nie chciał, to jemu było to zdecydowanie na rękę.

Sięgnął po paczkę czerwonych marlboro.

- Kurwa… ostatni. – szybkim ruchem zapalił fajka.

Kurt postanowił nacieszyć się daną mu wolnością i wybrał się w miasto. Przy odrobinie szczęścia znajdzie jakiś nocny, a może nawet i coś do żarcia się nawinie. Chwilowy zapał ostudził fakt, że będzie musiał się gadać po szwabsku. „A miało być tak pięknie…”

Niepostrzeżenie wydostał się z Elizjum. Ktoś zatrąbił na niego na ulicy. Pokazał mu środkowy palec i skręcił w boczną uliczkę. Z ulgą przyjął fakt, że wokół jeździło tyle samochodów. Dobrze jest się znaleźć w znanym sobie miejscu, w swojej… postaci.







W uliczce czekało na niego dwóch skinheadów. Zastąpili mu drogę.
- Hej, pancurze! – szukali zaczepki.
- Spierdalaj – warknął Kurt.
Nie czekając na zaproszenie, rozpędził się i wepchnął się między nich, rozpychając łokciami. Gdy był między nimi, coś poczuł… że też tak póżno. Na przedzie było następnych dwóch, z tyłu również dwóch, łącznie sześciu. I wszyscy byli kainitami.
- Wyjdziesz stąd w kawałkach, pizdo.
- Z tym w dupie. – w rękach skinów pojawiły się śrubokręty, młotki, łomy, łańcuchy i zardzewiała, metalowa rurka od kibla. Chyba wydawało im się, że utłuką Młodego do nieprzytomności, wbiją mu kilka ze swoich narzędzi w pewne miejsca, po czym będzie można je wyciągać śrubokrętem. Jednak sprytny Kurt ubiegł ich plan, wyrywając jednemu z nich rurkę i wsadzając ją dokładnie tam, gdzie jemu chciano to wsadzić. Mimo kainickiej krwi, skin nie zdołał nawet mrugnąć okiem. Reszta chyba w końcu zrozumiała, kim był Młody. I wtedy zaczęła się rzeźnia.
 

Ostatnio edytowane przez Revan : 12-09-2013 o 01:12.
Revan jest offline  
Stary 01-08-2013, 22:26   #33
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Gangrele mieli luźny stosunek do wychowywania potomstwa. Po prawdzie wielu swoje porzucało i dopiero jeśli przetrwali jakiś czas, uznawali je za godne. Tak jednak było kiedyś. Współcześnie zasady Maskarady, utrudniały takie rozwiązanie. Harald wybrał inną drogę, poddał swoich potomków próbie. Przetrwał jeden najsilniejszy choć zadanie nie były w jego odczuciu trudne. Aedan co z niej wyrośnie? Czy okaże się godna i dobrą towarzyszką na dłuższy czas? Tego Harald nie wiedział, dał jej nieco swobody i udał się zająć pilnymi sprawami księstwa. Zaczął od Zacka, wezwał go do siebie.

-W mieście są Sabatnicy, księżna ma cię jako pierwszego na liście podejrzanych o ich wspieranie. Co pewnie przesadnie nie dziwi chłopcze, sprawdzę twoje wspomnienia. Margot wypaliłaby ci mózg Dominacją. Jednak jesteś moim podopiecznym i powiedziałem, że cię sprawdzę. Nie zachwyca mnie to ale muszę to zrobić dla twojego dobra. To łagodniejsze od jej metoda gotowy?-spytał spokojnie Harald.
-Ja... nie... nie mam nic wspólnego z Sabatem... ja... naprawdę... nie mam... nic o nich nie wiem...
- Jak nie masz, to nie masz nic do ukrycia- pokręcił głową Harald- Nie wymiguj się bo oddam cię księżnej. Nie lubię gdy ktoś wystawia moją dobroć i cierpliwość na próbę.
Blacker nie wiedział najwidoczniej czy uciekać, czy zostać. Wahał sie wyraźnie przez dłuższą chwilę. W końcu uśmiechnął się słabo.
- Co mam zrobić?
- Odpręż się myśl o czymś przyjemnym i nie stawiaj wewnętrznego oporu, zaoszczędzimy dzięki temu czas.
- No dobra...

Zack naturalnie daleki był od odprężenia. Jednak Harald był na tyle silny by zacząć przeglądać jego wspomnienia. Nadał nawet konkretny tor tych poszukiwań. Nastawił się na wspomnienia przyjaciół i kontakty z ostatniego czasu z Sabatem. Młodszy Gangrel co prawda rozglądał się za Sabatem ale poza jednym przybyszem w domenie Herne i kimś w Essen nie widział nikogo.
Przyjaciół kilku miał według wspomnień. Ludzie z którymi siedział czasem przy piwie i gadał o wszystkim i niczym. - tego się obawiał z jakiegoś powodu. Jakby bał się, że jego przyjaźń ze śmiertelnymi zostanie źle odebrana. Dość żywe były wspomnienia z Sabatu, a właściwie z tego jak wyswabadzał się z więzów krwi z resztą sfory. Może po prostu są to mocne wspomnienia, może hasło sabat mu to wszystko przypomniało - Harald nie był w stanie stwierdzić. Wiąże też pojawienie się kocicy z działaniami sabatu - uważa, ze to byłby doskonały zwiadowca... Drugie “mocne” wspomnienie wiąże się z poszukiwaniami w porcie - był tam ponownie, odprawiał jakiś rytuał, ale chyba nie dał on efektu...

- Co do za rytuał z portu? -spytał gdy skończył przeszukiwać jego myśli.
- Poszukiwania... - odparł zaskoczony. - To sabatniczy rytuał, ale każdy mógłby się go nauczyć i jest niegroźny - dodał szybko.
- Spokojnie, nie zamierzam robić ci kłopotów. Poszukiwałeś Sabatników czy członków jakiejś konkretnej bandy?
- Tego... Tej istoty, która tam była, tej o której wspominała Śnieg... To nie był wampir, ani ghoul; albo był bardzo potężny... albo ja spierdoliłem... - uśmiechnął się na chwilę odzyskując swoją naturalną błazenadę. Spoważniał jednak natychmiast.
- W środku była ziemia więc to był raczej Tzimisce. Mógł być jednak potężny lub nawet nie być członkiem Sabatu. Starzy członkowie tego klanu podążają własnymi ścieżkami- powiedział z lekką dumą lubił takie niezależne postawy.- Jak dokładnie działa ten rytuał? Chciałbym się go nauczyć.
- W miejscu, w którym był poszukiwany wampir rysuje się własną krwią kilka run i wypowiada zaklęcie czy tam inkantację. Jeżeli wszystko poszło dobrze to pojawia się ścieżka, którą widać przez jakiś czas...
-Poćwiczysz to zemną dziś w nocy. Jak tylko roześlę ludzi.- powiedział Harald na koniec.
 
Icarius jest offline  
Stary 08-08-2013, 08:02   #34
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Podczas chodzenia po mieście, czy raczej jego parkach i okolicach dzielnic nienajlepszych zauważacie scenkę, w której kilku (sześciu, może siedmiu) skinheadów tłucze jakiś dwu małolatów. Jeden z “dużych i silnych” zauważył was i rzucił:
- Czego się gapicie? Spierdalać, albo też pociągne z glana.
Aedan zdjęła kurtkę by się nie podarła i rozciągnęla mięśnie barków. Podskoczyła parę razy, jak bokser i rozejrzała się za jakąś bronią, kawalkiem deski, rurki, łańcucha, czegokolwiek właściwie. Z braku laku zgarnęła dwa kamienie i zacisnęła na nich pięści. Oceniwszy wybór, jako dobry rzekła z namaszczeniem.
- I zobaczyła, że są dobre - zwróciła się do skina - No to chodź.
- He, he, he - wyszczerzył zęby w pseudo uśmiechu - Dajesz mała...
Oceniła sytuację. Jak wielu skinów zaprzestało kopania gówniarzy i teraz chciało wziąć udział w równej walce? Ta myśl wywołała u niej szeroki, złowieszczy uśmiech. Równa walka, a to dobre. Musiała tylko pamiętać, żeby nie zaszaleć z demonicznymi mocami i była w domu.


Śnieg fuknęła ostrzegawczo i potężnym skokiem znalazła się na twarzy przeciwnika drapiąc go boleśnie, a nawet wyrywając kawałek twarzy. Mężczyzna zaklnął i oderwał kota od twarzy rzucając nim w kierunku najbliższej ściany. Ciałko kotki odpadło od budynku razem z tynkiem i znieruchomiało pod ścianą.
- Co to za kurestwo było?!? - syknął tamten na chwilę otumaniony jeszcze atakiem... Otumaniony jednak niespacjalnie wzruszony.
- Spierdalaj cwelu - rzucił Floki chyba nie do końca wiedząc czy stać przy Aedan, czy zobaczyć co z kotką...
Aedan się nie cyndoliła, skorzystała z okazji i sprzedała skinowi ciężki podbródkowy, który może go nie zabije. Mężczyzna poleciał do tyłu i stracił równowagę.
- Zobacz co z kicią - syknęła do tego chuja Flokiego i z niepokojem spojrzała na bezwładne futrzane ciałko. kto by pomyślał, że ghule są takie słabe? Jej wzrok zatrzymał się jednak na czymś ciekawszym. podbiegła, chwyciła pręt i bez zająknięcia wpadła w wir walki. Chciała jak najwięcej gości załatwić odmownie, jak najszybciej. Waliła więc w łyse pały, jak w zepsute jaja.
Pierwszych kilka - zadanych w furii - ciosów prętem zdawało się nawet być trafnymi i siejącymi zniszczenie. Piąty, może szósty, zatrzymał się gwałtownie na ręce jednego ze skinów i ten szybko chwycił go drugą ręką:
- Dość tej zabawy kurwo - syknął i szarpnął pręt z siłą, o którą by go nie podejrzewała. Aedan utrzymała pręt, ale tamten z uśmiechem wyprowadził cios nogą i kapa rangersa uderzyła w skroń dziewczyny. Zamroczyło ją na ułamek sekundy. Kiedy ponownie spojrzała na przeciwnika, zauważyła, ze jego kły są zdecydowanie za długie... jak na człowieka. Stał jednak tylko przez chwilę, jego kompan zwalił go z nóg i usłyszała krzyk Flokiego:
- Spierdelaj! Aghrr... - ghoula Haralda zlało się w jedno z szamotaniną wstających przeciwników i odgłosami walki gdzieś z tyłu.
Aedan uśmiechnęła się szeroko, czuła że ta bójka będzie piękna. Miała do czynienia z jakimś Nienormalnym, więc nie musiała się tak bardzo hamować, prawda? Szarpnęła pręt z całej siły i jednocześnie posłała na spotkanie twarzy przeciwnika własne obuwie. Wybije mu zęby, to właśnie zrobi. Jak to było z tą akceleracją? Nie przy ludziach? Tu chyba nie było ich zbyt wielu, a nawet jeśli, kto wierzy własnym oczom w takim zamieszaniu?*
Skin puścił pręt i to zachwiało Aedan, której kopniak trafił jednego ze zbierających się mężczyzn. Z tyłu słychać było odgłos gruchotanych kości. Leżący na ziemi nie bawił się ze wstawaniem. Zdawało się, zę coś wyszeptał lub zainkantował. Cztery czarne - jakby ukształtowane z gęstego dymu macki pochwyciły wampirzycę ograniczająć jej ruchy i przerażając swoją nierzeczywistością. Prawie w tej samej chwili poczuła, że “czysta gra” się skończyła - z piersi wystawał jej kawał długiego noża.
Aedan przez ułamek sekundy dochodziła do odpowiednich wniosków, które mocno nią wstrząsnęły i zagotowały jej krew w żyłach. Wściekła się niezmiernie i w tej swojej wściekłości zaparła się i rzuciła na najbliższą kaprawą mordę jaką miała przed sobą. Macki ograniczały jej ruchy, ale nie miała zamiaru godzić sie z takim stanem rzeczy. Chciała jedynie wdeptać tamtego w ziemię, czy to tak dużo?*/**
Ktoś chwycił ją od tyłu za szczękę jednocześnie wyciągając nóż z jej torsu.
- Pożegnaj się ścierwo z życiem - wysyczał jej prawie do ucha. Wampirzyca po raz kolejny sciekle szarpnęła trzymające ją macki i dwie z nich zerwała wpadając na ostrze noża przyłożone do krtani. Huk wystrzału spowodował, że odruchowo spojrzała w tamtym kierunku. Jej twarz została ochlapana resztkami mózgu... Praktycznie naprzeciwko stał mężczyzna ubrany w bluzę z kapturem.


Opuścił broń jakby zastanawiająć się czy dobrze zrobił mieszając się w całą rozrubę. Wampirzyca zawyła z bólu kiedy jej noga od uda do kolana zaczęła palić jakby ktoś wylał na nią roztopione żelazo.
Aedan była bardzo zła. Wyrwała się ostatecznie ze swojego więzienia i otrząsnęła z resztek trupa. Wciąż trzymanym w garści prętem zaczęła okładać dupka który miał czelność ją zadrapać. Rozsmarować, rozsmarować na asfalcie.*
Wampirzyca zdazyla kilkakrotnie przywalić lezacemu, ktory po kazdym ciosie coraz bardzej przypominal mielone, kiedy ktos skoczył na nia z boku i mimo dosc stabilnej postawy - przewrocił na ziemie. Oczy napastnika plonely głeboka czerwienia, a dlugie pazury rozryly tors az do zeber, kiedy usilowal zmienic pozycje i dosiegnac klami szyi Aedan.
Wampirzyca puściła pręt i wysunęła własne pazury, jedną ręką odsunęła na ułamek sekundy gębę napastnika, pakując mu palce w oczy, a drugą wyrwała mu krtań, aż nie zobaczyła bieli kręgosłupa.***
Odrzuciła truchło na bok i wstała. Wciąż była zła, a teraz też głodna. Rozejrzała się dookoła. Wszędzie flaki i krew, ten słodki zapach śmierci otulał ją z każdej strony. Ślina zbierała się w ustach, a zęby nie chciały wrócić do normalności. W ogóle normalność wydawała się odległa koncepcją.
Floki nie miał kręgosłupa. Chyba jej się za to oberwie. Dwóch uciekło. Aedan nie czuła się na siłach gonić nikogo, ani się nawet obronić. Musiała się napić, musiała się zregenerować i musiała odnaleźć Haralda.
- Nieźle, jak na pierwszą noc, co? - zapytała rzeczywistości.
Rzeczywistość nie odpowiedziała, więc dziewczyna zajęła się opróżnianiem trupów. Jej stan był zły, trzeba było temu jak najszybciej zaradzić. Dzięki zastrzykowi energii udało jej się wyleczyć nogę i kilka pomniejszych zadrapań. Wciąż była głodna, ale przynajmniej nie ciągnęla za sobą nogi, jak jeden z tych idiotycznych żywych trupów. Mogła na kogoś zapolować. Kogokolwiek, najchętniej kogoś słabego, kto nie będzie uciekał, ani się rzucał. Bezdomni się nadadzą, albo jakaś dziwka. Załatwi to po drodze do Haralda. Gdzie on w ogóle się podziewał w tak dramatycznych chwilach?
Plany wyszły, jak zwykle średnio na jeża. Zabawiła w okolicy dłużej niż zamierzała. Blisko dwie godziny, jak uparcie twierdził stary czasomierz zgarnięty jednemu ze skinów. Pałętała się po ciemnych zaułkach, szukając ludzi. Ciekawe, zaczęła już o nich myśleć, jak o czymś ze szczytu piramidy żywieniowej. To chyba głód tak wyżerał z niej człowieczeństwo. Gdy wygarnęła pierwszego zasrańca zza śmietnika po sumieniu pozostało już jej tylko rzewne wspomnienie, a przynajmniej to próbowała sobie wmówić. Facet był otępiały ze strachu głodu i ogólnego wyniszczenia. Osuszyła go w parę minut i ruszyła na poszukiwanie kolejnego. Czuła się jak terier wyłapujący ostatnie, schorowane szczury w opustoszałym magazynie. Nie nazwałaby tego polowaniem, raczej wyjadaniem resztek. Pod koniec drugiej godziny czyła się już lepiej. Wyleczyła ostatnią ranę, którą była w stanie się zająć. Opatuliła się znalezionym w łachach jednej ze swoich ofiar płaszczem i przemykając wśród cieni ruszyła szukać Haralda.


* Akceleracja 1
** Potencja 1
*** Transformacja 1
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 08-08-2013 o 11:29.
F.leja jest offline  
Stary 08-08-2013, 10:09   #35
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Uwagę krążącego nad towarową stacją Haralda przykuło kilka jadących w kierunku dzielnicy Horst radiowozów. Dwa od strony centrum, i dwa kolejne od północy. Z centrum za radiowozami poruszała się jeszcze furgonetka koronera i dwa cywilne samochody.


Szybko okazało się, że kwartał budynków w Horst został odgrodzony policyjnymi taśmami i w migotliwym świetle radiowozów funkcjonariusze prowadzili czynności. Kilka białych płacht powoli nasiąkających czerwienią nie zwiastowało niczego dobrego. Wśród policjantów kręcił się ghoul księżnej - Otto Bhagen.



Przez pobliski park przechodziła Aedan, a przynajmniej tak - z postury - wyglądała opatulona w jakiś zniszczony płaszcz postać - z wysokości kilkudziesięciu metrów znad ziemi.
 
Aschaar jest offline  
Stary 08-08-2013, 18:36   #36
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Obce wampiry prawdopodobnie udały się na spoczynek. Irmina znów przekazała księżnej pisemną wiadomość na temat ich pobytu. Te komórki... to było naprawdę fajne urządzenie. Mająca smykałkę do gadżetów wszelkiej maści Malkavianka przypuszczała, że za kilka lat przenośne telefony zrewolucjonizują rynek.

- No to chyba tyle. Czas zakończyć romantyczny spacer w blasku księżyca i wrócić do domu... zanim mama się dowie. - zażartowała, spoglądając zalotnie spod cylindra na Amona.

-Nie mamy czasu na owijanie w bawełnę. Gdzie chcesz bym Cię wysadził. - spojrzał chłodno na Wariatkę. Wysilił się na niewielki grymas, który u niego chyba pełnił rolę przyjaznego uśmiechu. - Mogę też zaoferować spoczynek w jednym z moich schronień. Mam coś co można nazwać pokojem gościnnym...
- Oh... nieczęsto zapraszasz do siebie kobiety, prawda? Taki szorrrstki...
- ostatnie słowa Malkavianka wymruczała, po czym wyprostowała się i bez zbędnych komentarzy podała swój adres.
- Będę wdzięczna za podwiezienie.
-Od jakiegoś czasu przestałem po prostu przywiązywać wagę do płci ludzi. To zbiegło się jakoś z moją śmiercią chyba...
- Amon znał miasto, a nazwa ulicy którą podała mu Malkavianka, nie zmieniła się w ciągu ostatnich kilkunastu lat, więc bez zbędnych pytań ruszył by zdążyć przed świtem.

-Zabawne, wygląda na to, że śmierć spowodowała, że jak na standardy obecnej epoki, stałem się, przynajmniej w kwestii równo uprawnienia i innych takich mrzonek, całkiem postępowy. Ciekawe to czasy gdy, wybacz mój język Irmino, wampiry, stają się awangardą postępu, zamiast ostoją konserwatyzmu i tradycjonalizmu, tak jak to miało miejsce przez wieki...


Jego towarzyszka zsunęła się niżej na oparciu fotela, a cylinder niemal całkiem zakrył jej oczy.

- Coś w tym jest. I wiesz, to też zabawna myśl... chyba brakuje mi mojej kobiecości.


Czyżby Malkavianka naprawdę westchnęła? A może to tylko reakcja na nierówności drogi?

-Jakie zamierzacie podjąć działania w świetle zdarzeń tej mijającej nazbyt prędko nocy? - obserwując reakcję Irminy, Amon postanowił nieco zmienić temat, choć zmiana tematu na politykę, przychodziła mu z najwyższym trudem i nieskrywanym bólem.

Wzruszyła ramionami.

- To chyba działka Księżnej. Zrobię, co będzie chciała. Nigdy mnie specjalnie nie obchodziły plany. Jest ktoś od myślenia i ktoś od roboty, ja jestem tym drugim. Ot filozofia.
- uśmiechnęła się słodko.
-Muszę powiedzieć, że w pełni ją podzielam, przynajmniej w kwestii polityki Camarilli. Może więc zadam pytanie nieco inaczej... Czego Camarilla będzie jutro żądała od swoich pionków jutrzejszej nocy? Jakie działania wymusi Księżna na swoich wasalach, w świetle tego, co tej nocy widzieliśmy?
- A kto powiedział, że jutro w ogóle nadejdzie? Wydajesz się bardziej zainteresowany niż chciałbyś to pokazać, Amonie. Nieważne, co przyniesie jutro. Ważne by czerpać z bieżącej chwili. Może to banalne, ale... gdybym martwiła się wszystkim, co nadejdzie...
- Nosferatu uchwycił drobną modulację w głosie - Pewnie nie wychodziłabym z łóżka. Na końcu przecież i tak czai się śmierć.
-Owszem, jestem zainteresowany. Bardziej niż bym tego chciał, wierz mi Irmino. Chcę po latach tułaczki osiąść w swoich, nazwijmy to rodzinnych stronach, a znając Camarillę aż za dobrze, wiem, że spokój w jej obrębie trzeba sobie tymczasowo wywalczyć, tak samo tymczasowo wykupić lub wypracowywać pracą niewolniczą i co gorsza, w naszym stanie, wiekuistą. To ostatnie nazywa się bodajże górnolotnym określeniem statusu w domenie, prawda?


Nagle Amon na ułamek sekundy stracił panowanie nad samochodem, kiedy targnął nim jakiś nagły spazm. Na całe szczęście, jechali wtedy z niewielką prędkością krętymi uliczkami, więc nie groziło im niebezpieczeństwo. Niemniej, sytuacja na chwilę stała się krępująca, zwłaszcza w chwili, w której Irmina zorientowała się, że Amon zareagował tak wpatrując się w kątem oka w jej stronę. Jego oczy na czas krótszy niż pojedyncze mrugniecie, wydawały się zachodzić bielmem jak u zwłok.

-Zaczynasz mówić z sensem. Rozumiem cię. Chyba. Czemu wiec wciąż się jej boisz, skoro sama jesteś chodzącym dowodem, że śmierć nie musi być końcem? - ton głosu Amona świadczył o tym, że przynajmniej dla niego, zupełnie nic się nie stało...
Ditrich spojrzała na niego. Trochę dłużej i trochę... bardziej wnikliwie niżby wypadało przy okazji niezobowiązującego zerknięcia. Nie skomentowała jednak sytuacji. Po chwili znów zanurzyła się w fotelu pasażera.

- Jesteś pewien? Myśmy tylko odwlekli to, co nieuchronne. Odwlekli na czas, który dla ludzi wydawać się może nieskończony, jednakoż... można nas zabić. A zatem na końcu drogi czekać będzie śmierć. Ta sama... może tylko trochę bardziej poirytowana oczekiwaniem. - mrugnęła porozumiewawczo.
-Nie będzie poirytowana, moja droga Irmino. - Malkavianka chyba pierwszy raz tej nocy usłyszała w głosie Amona szczerą... radość? - Znamy się z tą ladacznicą od dawna i mogę z sporą dozą pewności siebie zapewnić cię, że można ją przekupywać w nieskończoność. Stan nie-śmierci, stan wampiryzmu, odrzućmy tu na chwilę te frazesy typu Rodzina i Spokrewnienie, jest podpisaniem cyrografu, naprawdę solidnej i korzystnej dla obu stron umowy. Moja rodzina, ta prawdziwa, nie ta którą istoty nocy nie tylko piszą ale i wymawiają z dużej litery, zajmowała się tym od kilku pokoleń, naprawdę wiem co mówię. I nie, moja droga, nie urodziłem się z nazwiskiem Giovanni w metryce, jeśli wiesz o czym mówię. Niemniej, gdybyś chciała stawić czoła swoim lękom, myślę, że mógłbym pomóc Ci w otwarciu oczu i pokazać, że w tej szafie nic tak naprawdę nie straszy...-głos Amona był pogodny i emanował szczerością. w między czasie, docierali wreszcie na wskazane przez Irminę miejsce...
- Dlaczego miałbyś to zrobić? - wielki cylinder zdawał się powoli pożerać twarz Malkavianki, skrywając jej oblicze.
-Powiedzmy, że lubię pomagać ludziom. Przynajmniej w tej jednej sprawie.
- W porządku. Jeśli... jeśli nie będę widziała powodu, by trwać... zadzwonię. Ale ostrzegam. Lekko nie będzie.
- Irmina zamachała dłonią - O, tutaj mieszkam z koleżanką. - mówiąc to, wskazała sporą, ale dobrze utrzymaną willę z ogrodem i wielkim ogrodzeniem.
-Chyba nie do końca mnie zrozumiałaś, ale ja wiem, że w głębi ducha zapragniesz kiedyś posiąść tą wiedzę i uwolnić się od tego dziecięcego strachu przed śmiercią... Przyjazny dla oka budynek, ale nie chciałbym go oglądać w świetle dnia, więc chyba mnie zrozumiesz, jeśli w tym miejscu się pożegnam. Mam prośbę, zadzwoń wieczorem, jeśli zechcecie ruszyć tą sprawę dalej. Sprawy tej domeny, chyba i mnie dotyczą, skoro wróciłem tu jako syn marnotrawny. Śpij spokojnie i do zobaczenia.
- A może mnie odwiedzisz? jak już mówiłam... potrzebuję konsultacji w sprawie pewnych... znaczków.
-Dobrze, zjawię się, jak tylko o zmroku uporam się ze swoimi sprawami. Jeszcze raz w takim wypadku: Do zobaczenia i śpij spokojnie Irmino.
- Dobranoc.


Ditrich wysiadła i już miała zamykać drzwi samochodu, gdy nagle wsunęła głowę do środka, strącając tym samym obszerny cylinder i złożyła lekki jak muśnięcie skrzydeł motyla pocałunek na policzku Nosferatu.

- Jak randka to randka. - mrugnęła do niego, po czym opuściła pojazd.

Kiedy odjeżdżał, machała doń wielkim kapeluszem, dopóki samochód nie zniknął za zakrętem. Wtedy ruszyła do domu, podśpiewując pod nosem zasłyszany kiedyś przebój.

You really like rock 'n' roll
All of the fame and the masquerade
You like the concerts and studios
And all the money, honey, that I make, but
Do you love me, do you love me...
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 28-08-2013, 23:48   #37
 
Pasiasty's Avatar
 
Reputacja: 1 Pasiasty jest po prostu świetnyPasiasty jest po prostu świetnyPasiasty jest po prostu świetnyPasiasty jest po prostu świetnyPasiasty jest po prostu świetnyPasiasty jest po prostu świetnyPasiasty jest po prostu świetnyPasiasty jest po prostu świetnyPasiasty jest po prostu świetnyPasiasty jest po prostu świetnyPasiasty jest po prostu świetny
Essen, godzina 19:30
-Kolejna nudna noc.- powiedział wchodząc do domu i odwieszając kurtkę na wieszak.- Kiedyś zabije mnie ta monotonia(śmiech). Ostatnie nawet zlecenia na projekty stały się jakieś dziwne, każdy nagle chce budować sobie działkę lub dobudować niewielkie pomieszczenie do domu.
Zanim położę się spać przejrzę czy nie mam zaległych projektów. A może nawet jest jakieś zlecenie. Jest. Po przeczytaniu maila zdziwiłem się bardzo, ponieważ niedość, że zamówienie na projekt różniło się od ostatnich, to jeszcze klient dawał wynagrodzenie trzy razy większe, niż za taką samą robotę powinno się dostać, był jeden warunek. Projekt musiał być gotowy w dwa tygodnie. Zazwyczaj przez dwa tygodnie to ja się zbieram do pracy. Miał też pewne zastrzeżenia, budynek co prawda miał być pod biura, ale z wieloma piwnicami, które układają się na przemian, tworząc swego rodzaju labirynt. Dość dziwne, ale za takie pieniądze, nie mogło być bardzo łatwo. Już następnego wieczora zabrałem się do pracy.


*************

Trzy miesiące później
Parę miesięcy temu narzekałem na monotonię i nudę pod względem zamówień na projekty. W tej chwili nie mogę tego stwierdzić, nie wyrabiam się. Mój dzień wygląda tak, budzę się, idę po papierosy, pracuję i idę spać. Trzeba się w końcu odchamić. Postanowiłem zadzwonić po kolegę, żebyśmy zrobili sobie mały wypad na miasto.
****************
Essen, godzina 20:00
Zaczynałem swoją pracę nad zaległym projektem, na skończenie którego miałem termin do wczoraj. Ogólne warunki mojego mieszkanie nie sprzyjały pracy twórczej. Były dość duży bałagan po wczorajszej imprezie nocnej. Nawet w średnio dużym salonie; wyposażonym tylko w niezbędne rzeczy takie jak: telewizor, sofa, ława na kawę, parę szafek i dość stare biurko- którę trzymam z sentymentu, ponieważ dostałem je zaraz po skończeniu studiów od mojej babci. Obecność kilku puszek po piwie, przewróconej lampce nocnej, 2 walających się butelkach po Wisky i pełnej popielniczce- może wywoływać efekt dość dziwny i nieodparte poczucie, wczorajszej imprezy.
Byłem dość mocno zagłębiony i pochłonięty zaległym projektem, nawet nie docierało do mnie odgłosy psa, który skamlał w niebo głosy- upominając się o wypuszczenie go na dwór. Z zamyślenia oderwał mnie dopiero telefon, który zaczął bardzo głośno dzwonić, aż podskoczyłem na krześle. Podbiegłem dość szybko, myśląc, że dzwoni kolega, który- w ramach rewanżu, chce mnie zaprosić dziś do siebie, jednak się zdziwiłem.
- Hallo, Kris Wilson, prawda?- powiedział jakiś głos w słuchawce, zanim ja zdążyłem powiedzieć “Słucham”.
-Tak, to ja, z kim mam przyjemność...
Rozmowa trwała dość długo, wliczając w ten czas moje kilku sekundowe zdziwienie, które oznajmiłem rozmówcy dość długą chwilą ciszy. Zdziwienie, bowiem zadzwonił do mnie Werner- książe Essen. Zwrócił się do mnie z prośbą( jak książe prosi, to jak odmówić... ładna mi prośba) o to aby jeszcze dziś pojechać na miejsce pewnego wypadku. Na miejscu miałe spodkać się z szeryfem lub jego ludzmi. Werner objaśnił mi tylko pokrótce, że chodzi o jakiś budynek. Nie zwlekając ubrałem się i odrazu zadzwoniłem po taksówkę.

***********
Zdążyłem spalić tylko pół papierosa, a taksówka meldowała się pod moim domem. Taksówkarz nie był zbyt rozmowny i rozgarnięty. Na powitanie mruknął tylko coś w stylu “Gdzie będzie”, jakby podwoził ludzi z wielką łaską i jakby on- jedyny to robił na całym świecie. W taksówce nic się nie zmieniło, kierowca dalej nie był rozmowny i co chwila spoglądał w lusterko wsteczne i przyglądał się mojej twarzy. Irytowało mnie to. Dobrze, że droga nie była długa- adres, który dostałem mieścił się zaledwie 10minut jazdy samochodem. Położyłem pieniądze na tylnim siedzeniu i bez słowa wyszedłem.

**********
Gdy wyszedłem z auta zobaczyłem, że jesteś w podupadającej części miasta- dziwne, że w czasie drogi tego nie zauważyłem, albo nie skojarzyłem po adresie. Dookoła otaczały mnie stare, zawalające się, brudne i dawno przeznaczone do rozbiórki magazyny. Wszystko to budowało dziwny klimat, po ujrzeniu w oddali taśmy policyjnej, a obok stojącego radiowuzu poczułem się dziwnie- tak jakby wystraszony. Chwilę się zamyśliłem... może pomyliłem adresy.
Z zamyślenia wyprowadził mnie dziwny szum wiatru, rezwanego gwałtownie. Odwróciłem się mimowolnie, a tuż za mną stał Dimitrij Kolnikov - szeryf.
- Dobrze, że już jesteś - głos Dimitra był jak zawsze lekko twardy, z wyraźnym rosyjskim akcentem. - Książę pewnie nie powiedział o co dokładnie chodzi?
- Powiedział mi tylko, że jak dojadę masz na mnie czekać ze swoimi ludzmi i chce zasięgnąć mojej opinii w sprawie jakiejś konstrukcji- powiedziałem to odpalając papierosa, którym poczęstował mnie Kolnikov.
- Tej - powiedział Szeryf wskazując ręką na wystające spod sterty gruzu światła Audi - Rankiem znalazła to Policja; wóz należy do jednego z nas. Pytanie jest dość proste - uderzył samochodem i się zawaliło i był to po prostu nieszczęśliwy wypadek; czy... morderstwo? Hager, bo to jego samochód, był wczoraj na otwarciu Elizjum w Gelsenkirchen, podobno z kimś się strasznie pokłócił nad ranem i wracał do Essen... Ta droga to skrót do jego schronienia, wiec niby wszystko pasuje. Ale ja wolę się upewnić, że nikt mu nie pomógł... Tu są plany budynku. - wyjął z tuby spory zwój kalki technicznej - ja sie na tym nie znam. Jakbyś czegoś potrzebował to daj znać.
- Oj!- skrzywiłem się na sam widok- Nic przyjemnego, oczywiście dla normalnego człowieka. Dzięki za plany- chwyciłem za zwój, który trzymał przed moim brzuchem- sytuacja jest dość dziwna, gołym okiem widac, że te mury są stare, ale nie aż tak, żeby można było przywalić samochodem, a one walą się jak domek z kart. Ile tutaj mógł jechać, 50?- wskazałem na dość krętą drogę, która wiodła pomiędzy licznymi budynkami.
- Z tego co wykopała policja - 120. Na takiej prędkości zatrzymał się szybkościomierz w chwili zderzenia.
- Ile waży samochód, mniej- więcej?- chciałem się coś upewnić, ponieważ coś mi tutaj nie grało.
- Jakieś półtorej tony. Około, dokładnie wie wiem. Mogę zapytać...
-Nie, to mi wystarczy... przyjmijmy, że 1500kg. Dziwne- przez chwilę byłem pochylony nad kartką, na której robiłem obliczenia- jeśli samochód o takiej masie udeży w ściane takiej grubości i wysokości jak ta to prędkość do tego aby ją zachwiać czy też zburzyć wynosi 120km/h- dało się zauważyć dziwny błysk w oku Dimitrij’a.
- Czyli jednak to jest upozorowane?
- Jeszcze nie mogę się pokłócić o jednoznaczne stwierdzenie tego, musze to na spokojnie wyliczyć, ale z wstępnych obliczeń wyszło, że tak. Sam przecież potrafisz lepiej łączyć dowody niż ja, 1. dziwne jak tutaj można jechać 120, 2. taka prędkość jest potrzebna do naruszenie, dość poważnie konstrukcji.- mówiłem mu to, ale odnosiłem wrażenie, że on to wszystko wie.
- Wolę być pewny. - odparł - Niby nie można tu tyle jechać, ale... skoro ludzie się nie przejmują przepisami tym bardziej.. Nie ma problemu skoro, chcesz to policzyć to... - przerwał, gdy zza policyjnej taśmy zawołał go jakiś młody chłopak - Zaraz!
- To ważne!
- Kr... Chcesz to jeszcze oglądać, czy mogą zacząć sprzątać ten bajzel?
-Nie, już możesz to sprzątnąć. dla mnie to jest jasne.- kończąc poczęstowałem Dimitrij’a czerwonym Marlborem.
- Aha, to ok. Jakbyś mógł mi napisać kilka słów opinii na papierze to byłbym wdzięczny. Będę musiał się trochę z tym pobujać, a nie chce zawracać ci gitary co chwile. Wczoraj ten wybuch w Elizjum w Gelsenkirchen, potem ten wypadek, a dzisiaj jakiś kolejny burdel...
- Dimitrij... - młody przerwał po raz kolejny.
- Stul pysk... Myśl lepiej nad jakimś dobrym blefem... Ty Kris jesteś dobry w wymyślaniu historyjek?
- Nie mnie to oceniać, ale jeśli zależy Ci na tym, żeby to był nieszczęśliwy wypadek, to nie ma sprawy. Dla mnie to chwila roboty- mówiąc to poklepałem Dimitrij’a po ramieniu i na znak zgody skinąłem głową.
- Nie o tym... Z tego bajzlu będziemy się musieli nieźle tłumaczyć przed tymi pieprzonymi Tremerami. Teraz jeszcze jest jakaś rozróba na granicy Essen i Gelsenkirchen... Tam trzeba już będzie wymyślić niezły kit. Jedziesz?
- Co prawda mam zaległy projekt do skończenia w domu, ale parę godzin przerwy tylko mi pomoże. Jeśli mam się na coś przydać lub dotrzymać towarzystwa, to z chęcią.
- Świetnie. Jedzmy. - wskazał ręką samochód. Gdy trzasnęły drzwi zapytał chłopaka za kierownicą: Jak to tam wygląda?
- Kiepsko. W sumie jedenaęcie trupów. Czterech kainitow i jeden ghoul powiedzmy skinheadzi, reszta ludzie - trzech punkowców oraz trzech kloszardów. Wygląda to na jakąś grubszą sieczkę, z której ktoś zniknął. Widziało to dwu świadków i teraz kilkunastu policjantów... Jest tam przydupas księżnej Margot i ten Brandt... Z jego gadanym to może już jakiś kit zaczął wstawiać...

Po kilkunastu minutach dojechaliście na miejsce - kilkunastu policjantów kręciło się po okolicy, kilka nasiąkających czerwienią prześcieradeł znaczyło miejsca gdzie leżały ciała. Brant zauważył Kolnikova gdy tylko ten wysiadł z samochodu. Przerwał rozmowę i szybkim krokiem podszedł do policyjnej taśmy:
- Towarzyszu Miegonov, dobrze, że już dotarliście - powiedział trochę zbyt głośno - Nie ruszaliśmy więcej niż to konieczne dla dobra śledztwa. Pozwólcie...
Gdy tylko wszyscy znaleźliście się trochę na uboczu dodał:
- Naszego Szeryfa gdzieś wcięło i pojawili się tu zwykli gliniarze. Pomachałem odpowiednimi papierami i historyjka, którą opowiedziałem sprowadza się do miedzy narodowej przestępczości z rosyjską mafią w tle. Ty występujesz jako jakieś KGB czy inny straszny trzyliterowy skrót. - spojrzał na Dimitrija i uśmiechnął się krzywo - wiem, mało orginalne, ale nie miałem za wiele czasu... Dobrze by było jakby ciała pojechały gdzieś
- Mogą pojechać do Essen, mam wtyki w kostnicy akademickiej. Znikną. - powiedział Kolnkov - Coś jeszcze?
- Przetrzepałem łby dwu świadków zdarzenia i narysowałem portrety pamięciowe podejrzanych - prawdopodobnie cała czwórka jest wampirami, bo nie sądzę, aby jakikolwiek człowiek był w stanie wyjść z tego cało. Nie widziałem nigdy nikogo z nich, więc wszystko wskazuje na to, że mamy wojnę.
- Kurwa mać! - zaklnął Dimitrij - Sabat?!? Gdzie te szkice?
- W moim samochodzie - wskazał luksusowego mercedesa i wyciągnął kluczyki z kieszeni.
- Kris weź - powiedział szeryf - poudajesz trochę ruskiego agenta ze mną, a potem będę miał prośbę...
Gdy po dłuższej chwili policjantów zaczęło ubywać z miejsce zbrodni podszedł do mnie Dimitrij i nachylając się lekko powiedział:
-Ciało ghula jest w fazie rozpadu, więc nic z nim nie zrobimy- mówił to z wyraźnym zdenerwowaniem.
-Dla odmiany wampiry były młode- kontynuował. A reszta została przemieniona do kilku dni temu.
- Ale co tutaj właściwie się stało, takie rozróby, z tyloma ofiarami nie zdarzają się często- przerwałem Szeryfowi.
- Oto właśnie chodzi, nie mamy za bardzo pojęcia.- pokręcił głową rozglądając się jeszcze raz po okolicy.- świadkowie widzieli parę osób szybko się przemieszczających z okolic miejsca zbrodni.
- Wyświadczysz mi przysługę?- zapytał- jeśli możesz weź samochód Branta i jedz do Bruchstrasse 1, wiesz tam gdzie znajduje się Elizjum. Zapytaj w budynku o księżną Margot. Jeśli zdołasz to dobrze byłoby jej przekazać te informacje z prośbą aby przekazała je Wernerowi. To jak?- uśmiechnął się lekko.
- Dobra, tylko czy księżna będzie chciała ze mną rozmawiać?
- Powołasz się na mnie i powiesz, że masz ważne informacje.- mówiąc to rzucił kluczyki w stronę Krisa.
Gdy otwierałem samochód i miałem już zasiąść przy kierownicy, dobiegł mnie głos Dimitrija.
- Bym zapomniał. Zadzwoń pod ten numer- podchodząc podał kartkę wyrwaną z notesu z widniejącym na niej numerem telefonu.
- Powiedz, że ja potrzebuję wszystkich posiłków w Gelsenkirchen w Horst.
- Nie ma sprawy.- powiedział Wilson odpalając silnik samochodu.
*************
Już po kilku minutach jazdy musiałem zatrzymać się na pobliskiej stacji paliw, w której chciałem kupić papierosy i przy okazji zadzwonić po posiłki.
Stacja benzynowa wyglądała prawie na opuszczona, w środku paliło sie słabe światło- jakby od świeczki-, które ledwo przebijało się przez brudna szybę. Sprzedawca też nie wyglądał na przyjemniaczka, więc postanowiłem wejść i ograniczyć moją rozmowę z nim do minimum.
I tej nocy nie siądę do projektu. Jest już dość późno, a ja jeszcze muszę pojechać do Elizjum i porozmawiać z księżną. Coś czuję, że ta rozmowa do najłatwiejszych należeć nie będzie.- myślał wchodząc do budynku.
 
__________________
"The oldest and strongest emotion of
mankind is fear" -H. P. Lovecraft
*****
Szukam MG, który przyjmie początkującego gracza pod swoje skrzydła ;)
Pasiasty jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172