Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-08-2013, 20:07   #93
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Całkowicie posłuszna słowom Księcia, Mary cierpliwie poczekała aż wszyscy twardogłowi opuszczą izbę obrad. Marco skrycie dziękował swoim pobratymcom za przekazane nauki. Gdyby nie mistyczna moc którą mu wpoili, pewnie stałby teraz z resztą tych idiotów i trząsł się jak osika w trosce o swój los. A wszystko przez tego zapchlonego kretyna z którym rozpoczął swoją współczesną wędrówkę! Już on się z nim rozprawi. Przy pierwszej lepszej sposobności. Ale kiedy drzwi w końcu się zamknęły, w ślicznej główce nie pozostał nawet ślad po tych mściwych obietnicach. Panna Marshall zdawała sobie sprawę z wszędobylskich zapędów Szaleńców. Z tego jak to lubią czasami pchać się ludziom do głowy nieproszeni. Bardzo aktywnie myślała więc o klubach nocnych i wizualizowała sobie swoją nie do końca realną siostrunię.
- Uhm. Proszę Księcia? Mieliśmy chyba zamienić parę słów? - zwróciła się śmiało w stronę Malkaviana, który ponownie chyba odpływał gdzieś myślami. Jak ktoś w łódce, niesiony przez prąd rzeki i pozbawiony jedynego wiosła.
- A tak, tak - mruknął nieco roztargnionym tonem Morgan. - Czyli... co mówiłaś o tym... o tej twojej kuzynce?
Mówił coraz ciszej, zmuszając ją, by podeszła bliżej i wsłuchała się w słowa Malkaviana.
- Pracowała w klubie, tak? Wiesz, w którym? A może jakieś... nazwisko?
Mimo tego z lekka nieprzytomnego tonu głosu, mówił całkiem sensownie. Można nawet powiedzieć, że niepokojąco sensownie. Jeśli zacznie pytać bardziej natarczywie, może zrobić się nieciekawie... Marionetka nie marionetka, ten wampir raczej nie jest bezbronny.
- Gwen Sawyer. Co do nazwy klubu, nie jestem pewna - wodnistą odpowiedzią trzasnęła jak z bicza, bez chwili namysłu - Gdybym była, wszystko szło by znacznie łatwiej, prawda?
Złączyła wargi w cienką linię i westchnęła narzekając na swój los.
- Powiem jednak, że bardzo miło zaskoczyło mnie książęce zatroskanie.
Koniuszki jej ust uniosły się w wesoło. Teraz to ona przeszła do werbalnej ofensywy. Subtelnej, ale zdecydowanej. Trzeba było pchnąć go w inną stronę, ukazać własne zaangażowanie. Albo słabość. Tyle, że inną niż ta, której ten wariat tak zajadle się doszukiwał. Dodatkowo, rodziła się możliwość sprawdzenia jak szczera była jego troska. Czas się przekonać.
- Czy są tu jakieś schronienia komunalne z których mogłabym skorzystać na czas wizyty? Przyznam się, że nie mam przy sobie zbyt dużo pieniędzy, a nie wiem jak długo zajmą poszukiwania...- nerwowo stukała gumowym czubkiem buta w płytę podłogową.
- Uh, miałam o to zapytać już wcześniej, ale przez sytuację z Gangrelem po prostu uleciało mi to z głowy - jej ekspresja zdradzała lekkie zakłopotanie, pewnie zwyczajnie wstydziła poprosić o coś takiego w obecności calej zgrai. Czerwona jak burak się nie zrobiła, ale to pewnie przez brak krążenia.
- Biedny ten Gangrel, nawet nie zdradził swego klanu, nie popełnił błędu Diabła, a jakoś na milę wszyscy widzą, kim jest - zauważył mimochodem książę. - Nawet moim... pomocnikom przedstawił się jako Brujah. Gwen Sawyer, tak? Zapamiętam i zapytam, kogo trzeba. Co do troski... przejawiałbym większą troskę o własne zdrowie i życie niż o to, czemu zawdzięczam cudzą troskę. Stoczyliśmy tutaj wiele batalii i doprawdy głupcem byłby ten, kto robiłby sobie wroga wszędzie, gdzie sięga jego wzrok, i nie szukałby... przyjaznych uczuć wszędzie, gdzie zdoła, nieprawdaż? - Malkavian uśmiechnął się uprzejmie. - Wierz mi, moja droga, dla mnie znalezienie jednej osoby i małego schronienia dla drugiej to drobiazg, gdy porównać go ze świadomością dobrego uczynku, jaki można... no tak, uczynić. I ze świadomością pewnego... subtelnego zobowiązania. Zaraz... schronienie... Tutaj, w Elizjum, mamy bardzo duże piwnice. Z których może skorzystać każdy, kto nie lęka się ewentualnego towarzystwa innych wampirów. Zaręczam, że ostatnia próba wszczęcia jakiejkolwiek burdy, zamachu ani czegokolwiek innego w tej piwnicy... skończyła się niewesoło. - Poklepał dziewczynę po ramieniu. - Jeśli masz czyste sumienie i naprawdę nie chcesz zrobić nic poza odnalezieniem panny Sawyer, zaręczam... nie masz się tutaj czego lękać.
Malkavian wbił w nią świdrujący wzrok, jakby próbował popatrzeć przez nią na wylot. Może jego obłąkana wyobraźnia kazała mu wierzyć, że może ujrzeć czystość intencji na twarzy rozmówcy? Kto wie, czym mogą kierować się szaleńcy i co uczynią za chwilę...

Czyste sumienie! Ha! Kiedy wypowiedział te dwa słowa, Mary omal nie wybuchła mu śmiechem w twarz. Ale taka eksplozja dobrego humoru kosztowałaby ją zdecydowanie zbyt wiele, toteż jej aparycja nadal miała wyraz zabłąkanego dzieciątka. Na pytanie odnośnie troskliwości odpowiedziała po prostu skinieniem głowy, najwyraźniej i tak uważał je za zupełnie retoryczne. Niechaj księciunio szuka sobie Gwen Sawyer aż do znudzenia. W tym czasie ona... on pogłębi swoją wiedzę na temat współczesnego świata. A kiedy łańcuchowe pieski nie znajdą nikogo, po prostu przeprosi za kłopot, odczeka parę dni i ruszy szlakiem do następnego miasta. Gdy dzierżący władzę syn Malkava zakomunikował, że Elizjum oferuje schronienie zagubionym wampirom, zarówno Marco jak i jego niewieścia maska podskoczyli i przyklasnęli w dłonie.
- To po prostu cudownie! A towarzystwo innych wampirów mi nie straszne! - dziewczyna dała upust narastającej ekscytacji. Można było odnieść wrażenie, że zaraz skoczy Księciu na szyję. Celem ukazania swojej nieziemskiej wdzięczności i całkowiego braku dobrych manier. W czasie tego teatrzyku, zamaskowany krwiopijca wpadł na pewien pomysł. Wysepka szczerości na oceanie kłamstwa. Czemu nie? Panna Marshall otworzyła oczy szerzej, jakby doznała chwilowego oświecenia. Po chwili namysłu, dodała:
- Nie chciałabym jednak nadużywać gościnności za długo! Mam na oku pewną smiertelniczkę i jeśli wszystko się ułoży, może zamieszkam z nią na czas mojej wizyty.
No, dalej. Niech tylko ten wariat da Mary swoje błogosławieństwo.
 
Highlander jest offline