Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-08-2013, 20:17   #91
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
-Ile razy wbijałeś miecz po rękojeść w trzewia swego wroga? Ile razy rozbijałeś jego czaszkę czując na dłoniach i twarzy lepkie fragmenty jego mózgu?
Ile razy widziałeś jak twojego towarzysza pozbawiono głowy bo stał akurat tam gdzie stał?
Jak często słyszałeś trzask pożogi i krzyki zawodzących matek?
Kiedy i gdzie karmiłeś się zaczadzoną zwierzyną którą pozostawiono uciekając przed tobą w popłochu?
Ile razy twe kochanki rzucały ci sięna szyję ciesząc się przywiezionymi dobrami i twoim ciałem w jednym kawałku? -
Skald mówił już całkiem spokojnie dostosowując ton do wypowiedzi księcia
- Ile razy wychylałeś kielich z miodem sławiąc czyny poległych, zarówno kamratów jak i przeciwników? A może tylko machałeś jak podlotek kuchennym kozikiem?
Czy kiedykolwiek stałeś dumny ze swej roli na tym świecie, szczerząc się w twarz wysłańcowi śmierci?
I czy potrafisz nadal czerpać przyjemnośc ze swej egzystencji pomimo świadomości, że dobrych starych czasów już nie będzie?
Wejrzyj w swą pamięć i nie zmazuj przeszłości. Upiększaj, barw i opowiedz innym, by mogli cieszyć się razem z Tobą.
Mości Steelu.


Skald skinął głową na znak tymczasowego rozejmu. Z szacunkiem pokłonił się również księciuotrzymując upragnione potwierdzenie autorytetu.
-Wybacz wodzu me zagubienie, pomnij że nie jesteśmy stąd ani ciałem ani duchem.

Skald czuł bijącą od Morgana władczość i doświadczenie. Trupi odór to bardzo uprzykrzająca nieżycie wada. Ludzie nie lubią takich zapachów. Książę musiał więc wiele razy się namęczyć by przetrwać. Fenrirsulfr odsunął się krok w tył dając pozostałym czas do rozmowy, a sobie wygospodarować chwilę wytchnienia w rozmyślaniach.
"Poczekam jeszcze, skoro jest sens wypowiedzi to będzie sens tu zostać, chociażby na chwilkę"
Wyciągnął jakby chcąc przeprosić rękę do leżącego nadal Nosferatu. Brzydal czy nie, wie więcej o tym świecie niż ktokolwiek z nich.
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.
Smirrnov jest offline  
Stary 08-08-2013, 14:53   #92
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Książe przemówił. W końcu. Tzimisce skłonił się lekko na znak zgody gdy Malkawian przemawiał bezpośrednio do niego i zakazał mu drażnienia Tremere. Rozumiał, że skoro zna Tremere i Tzimisce to w takim razie wcale tak nie myślał. Oczywistym było, ze nie zamierza nic wszczynać w sprawie czarodzieja. Nie teraz gdy był tak słaby i zdezinformowany. Był niestety w dużo gorszej sytuacji niż tamten i pewnie będzie musiał bardzo się starać by obronić się przed zausznikiem księcia. Cóż, przynajmniej nie będzie nudno. Słowa księcia w stronę Xaviera, zakazujące mu wrogości wobec niego również zbył mimo uszu. Ot taka wymiana uprzejmości. Coś co nic nie znaczy, ale wypadało by zostało powiedziane.
Spojrzał po reszcie, która zdawała panować nad sobą. Oczywiście oprócz Fenrisulfra, który uzyskał to co chciał, czyli pozwolenie opuszczenia Domeny.

„Jeden problem z głowy. Właściwie może i dwa bo teraz Steel zdaje się będzie miał kogo innego na czele swej listy.”

Spojrzał na Steela gotów do wyjścia z pomieszczenia. Miał jeszcze kilka spraw do obgadania, ale nie był mu potrzebny do tego Książę. Musiał zdobyć jak najwięcej informacji i chciał zdobyć jakieś schronienie. Zgadywał, że musieli w tym ich 21 wieku mieć jakąś porządną skarbnice manuskryptów. Jednym słowem potrzebował dowiedzieć się o miejską bibliotekę, jakiś uniwersytet, gildię bakałarzy lub chociaż przyświątynną składnice ksiąg. Poza tym potrzebny mu był krótki wykład na temat praw i zakazów w Domenie. Nie miał zamiaru przez głupotę wleźć jak neofita ponownie do parku pełnego groźnych stworzeń. Zerknał na Francesce czy również szykuje się do wyjścia, z nią przy boku Steel może być odrobinę łaskawszy i chętniejszy do współpracy.
 
malkawiasz jest offline  
Stary 08-08-2013, 20:07   #93
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Całkowicie posłuszna słowom Księcia, Mary cierpliwie poczekała aż wszyscy twardogłowi opuszczą izbę obrad. Marco skrycie dziękował swoim pobratymcom za przekazane nauki. Gdyby nie mistyczna moc którą mu wpoili, pewnie stałby teraz z resztą tych idiotów i trząsł się jak osika w trosce o swój los. A wszystko przez tego zapchlonego kretyna z którym rozpoczął swoją współczesną wędrówkę! Już on się z nim rozprawi. Przy pierwszej lepszej sposobności. Ale kiedy drzwi w końcu się zamknęły, w ślicznej główce nie pozostał nawet ślad po tych mściwych obietnicach. Panna Marshall zdawała sobie sprawę z wszędobylskich zapędów Szaleńców. Z tego jak to lubią czasami pchać się ludziom do głowy nieproszeni. Bardzo aktywnie myślała więc o klubach nocnych i wizualizowała sobie swoją nie do końca realną siostrunię.
- Uhm. Proszę Księcia? Mieliśmy chyba zamienić parę słów? - zwróciła się śmiało w stronę Malkaviana, który ponownie chyba odpływał gdzieś myślami. Jak ktoś w łódce, niesiony przez prąd rzeki i pozbawiony jedynego wiosła.
- A tak, tak - mruknął nieco roztargnionym tonem Morgan. - Czyli... co mówiłaś o tym... o tej twojej kuzynce?
Mówił coraz ciszej, zmuszając ją, by podeszła bliżej i wsłuchała się w słowa Malkaviana.
- Pracowała w klubie, tak? Wiesz, w którym? A może jakieś... nazwisko?
Mimo tego z lekka nieprzytomnego tonu głosu, mówił całkiem sensownie. Można nawet powiedzieć, że niepokojąco sensownie. Jeśli zacznie pytać bardziej natarczywie, może zrobić się nieciekawie... Marionetka nie marionetka, ten wampir raczej nie jest bezbronny.
- Gwen Sawyer. Co do nazwy klubu, nie jestem pewna - wodnistą odpowiedzią trzasnęła jak z bicza, bez chwili namysłu - Gdybym była, wszystko szło by znacznie łatwiej, prawda?
Złączyła wargi w cienką linię i westchnęła narzekając na swój los.
- Powiem jednak, że bardzo miło zaskoczyło mnie książęce zatroskanie.
Koniuszki jej ust uniosły się w wesoło. Teraz to ona przeszła do werbalnej ofensywy. Subtelnej, ale zdecydowanej. Trzeba było pchnąć go w inną stronę, ukazać własne zaangażowanie. Albo słabość. Tyle, że inną niż ta, której ten wariat tak zajadle się doszukiwał. Dodatkowo, rodziła się możliwość sprawdzenia jak szczera była jego troska. Czas się przekonać.
- Czy są tu jakieś schronienia komunalne z których mogłabym skorzystać na czas wizyty? Przyznam się, że nie mam przy sobie zbyt dużo pieniędzy, a nie wiem jak długo zajmą poszukiwania...- nerwowo stukała gumowym czubkiem buta w płytę podłogową.
- Uh, miałam o to zapytać już wcześniej, ale przez sytuację z Gangrelem po prostu uleciało mi to z głowy - jej ekspresja zdradzała lekkie zakłopotanie, pewnie zwyczajnie wstydziła poprosić o coś takiego w obecności calej zgrai. Czerwona jak burak się nie zrobiła, ale to pewnie przez brak krążenia.
- Biedny ten Gangrel, nawet nie zdradził swego klanu, nie popełnił błędu Diabła, a jakoś na milę wszyscy widzą, kim jest - zauważył mimochodem książę. - Nawet moim... pomocnikom przedstawił się jako Brujah. Gwen Sawyer, tak? Zapamiętam i zapytam, kogo trzeba. Co do troski... przejawiałbym większą troskę o własne zdrowie i życie niż o to, czemu zawdzięczam cudzą troskę. Stoczyliśmy tutaj wiele batalii i doprawdy głupcem byłby ten, kto robiłby sobie wroga wszędzie, gdzie sięga jego wzrok, i nie szukałby... przyjaznych uczuć wszędzie, gdzie zdoła, nieprawdaż? - Malkavian uśmiechnął się uprzejmie. - Wierz mi, moja droga, dla mnie znalezienie jednej osoby i małego schronienia dla drugiej to drobiazg, gdy porównać go ze świadomością dobrego uczynku, jaki można... no tak, uczynić. I ze świadomością pewnego... subtelnego zobowiązania. Zaraz... schronienie... Tutaj, w Elizjum, mamy bardzo duże piwnice. Z których może skorzystać każdy, kto nie lęka się ewentualnego towarzystwa innych wampirów. Zaręczam, że ostatnia próba wszczęcia jakiejkolwiek burdy, zamachu ani czegokolwiek innego w tej piwnicy... skończyła się niewesoło. - Poklepał dziewczynę po ramieniu. - Jeśli masz czyste sumienie i naprawdę nie chcesz zrobić nic poza odnalezieniem panny Sawyer, zaręczam... nie masz się tutaj czego lękać.
Malkavian wbił w nią świdrujący wzrok, jakby próbował popatrzeć przez nią na wylot. Może jego obłąkana wyobraźnia kazała mu wierzyć, że może ujrzeć czystość intencji na twarzy rozmówcy? Kto wie, czym mogą kierować się szaleńcy i co uczynią za chwilę...

Czyste sumienie! Ha! Kiedy wypowiedział te dwa słowa, Mary omal nie wybuchła mu śmiechem w twarz. Ale taka eksplozja dobrego humoru kosztowałaby ją zdecydowanie zbyt wiele, toteż jej aparycja nadal miała wyraz zabłąkanego dzieciątka. Na pytanie odnośnie troskliwości odpowiedziała po prostu skinieniem głowy, najwyraźniej i tak uważał je za zupełnie retoryczne. Niechaj księciunio szuka sobie Gwen Sawyer aż do znudzenia. W tym czasie ona... on pogłębi swoją wiedzę na temat współczesnego świata. A kiedy łańcuchowe pieski nie znajdą nikogo, po prostu przeprosi za kłopot, odczeka parę dni i ruszy szlakiem do następnego miasta. Gdy dzierżący władzę syn Malkava zakomunikował, że Elizjum oferuje schronienie zagubionym wampirom, zarówno Marco jak i jego niewieścia maska podskoczyli i przyklasnęli w dłonie.
- To po prostu cudownie! A towarzystwo innych wampirów mi nie straszne! - dziewczyna dała upust narastającej ekscytacji. Można było odnieść wrażenie, że zaraz skoczy Księciu na szyję. Celem ukazania swojej nieziemskiej wdzięczności i całkowiego braku dobrych manier. W czasie tego teatrzyku, zamaskowany krwiopijca wpadł na pewien pomysł. Wysepka szczerości na oceanie kłamstwa. Czemu nie? Panna Marshall otworzyła oczy szerzej, jakby doznała chwilowego oświecenia. Po chwili namysłu, dodała:
- Nie chciałabym jednak nadużywać gościnności za długo! Mam na oku pewną smiertelniczkę i jeśli wszystko się ułoży, może zamieszkam z nią na czas mojej wizyty.
No, dalej. Niech tylko ten wariat da Mary swoje błogosławieństwo.
 
Highlander jest offline  
Stary 16-08-2013, 10:28   #94
 
Irregular's Avatar
 
Reputacja: 1 Irregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputację
Jean-Luc... to znaczy panna Mary i sir Heldson
Richard uśmiechnął się delikatnie słysząc słowa księcia. Po pierwsze wyobraził sobie armię Malkavian, po drugie tego pajaca, wkraczającego na koniu przez bramy miejskie.
- Jestem pewien Panie, że by wam się to spodobało. Niezapomniane uczucie. Rozumiem, że nie macie nic przeciw mej obecności w waszej domenie i mogę już odejść? - zapytał Richard.
- Tak, tak, to przecież powiedziałem. - Odpowiedź księcia była odrobinę zirytowana. Zwrócił się to dziewczyny i potaknął ze znudzoną miną.
- Oczywiście, tylko proszę pamiętać, że stworzenie ghula wymaga zgody z góry. Ale pani z pewnością o tym wie, nieprawdaż?
- Wolałem się upewnić. Dziękuję więc za wysłuchanie. - odpowiedział krzyżowiec, a następnie zrobił trzy kroki w tył. Dopiero po nich obrócił się i zerknął w stronę tego, którego nazwano Steele. Zbliżył się i ponownie chcąc być pewnym zapytał:
- Sir Steele?

Fenrisulfr, Francesca i Gabor
Steele zerknął spode łba na skalda. W końcu uznał za najwłaściwsze zignorować jego wypowiedź. Może ten dureń jej nie zrozumiał?

Nosferatu wymamrotał pod nosem coś jak ,,to rewolwer, nie pistolet, idioto", ale być może było to tylko zagniewane mruczenie. Gdy zobaczył wyciągniętą ku sobie rękę, bez namysłu złapał ją i błyskawicznie podniósł do pozycji stojącej, po drodze drugą ręką podnosząc swoją dłoń.
- Dziękuję - mruknął, chociaż w rzeczywistości sam wykorzystał skalda jako podpórkę. Chyba Fenrisulfr mu nieco zaimponował.

Usłyszawszy głos Richarda, Steele zwrócił się do niego lekko zniecierpliwionym tonem:
- Tak, o co chodzi?
Chyba jemu także nie przypadła do gustu przeciągająca się trudna sytuacja.

Tremere gdzieś zniknął. Zapewne po prostu chciał zejść z oczu denerwującym przybyszom lub własnemu księciu.
 
__________________
Mole książkowe są zagrożone. Chrońmy ich naturalne ostoje! (biblioteki!)

Wkurzyłam kogoś? Coś pomyliłam? Sorry, ale biblioholik na odwyku to jeden wielki kłębek nerwów. Wybaczcie.
Irregular jest offline  
Stary 18-08-2013, 12:56   #95
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
We współczesnym języku istniał cały ogrom zwrotów, których można było użyć do określenia tego teatrzyku. Tak się składało, że większość z nich była niecenzuralna. Gangrel zarzekał się, że spakuje swoje manatki i opuści miasto. Bardzo dobrze, jeśli zajdzie potrzeba, Marco chętnie da mu kopa na zapęd. Z kolei rycerz chciał po prostu odbębnić całą prezentację i mieć ją za sobą. Najwyraźniej uznał, że osoba trzymająca władzę ani trochę nie zasługiwała na jego szacunek, podobnie jak dwójka jadowitych doradców. Mary mogła to zrozumieć. Świat się zmienił, zmianie uległy także metody trzymania podwładnych w ryzach. Jednak kodeks honorowy Richarda pozostał taki sam i to właśnie Ventrue mógł mieć teraz największy problem z przetrwaniem. Żeby zrozumieć dlaczego, wystarczyło samo wspomnienie terminu „demokracja”, który już wkrótce stanie mu ością w gardle. Ale nie było sensu użalać się nad innymi. Panna Marshall miała jednak własne niedogodności, którymi musiała się zająć. Jak wścibskie książątka.
- Nie, nie wiedziałam o tym – pokręciła przecząco głową - Do tej pory spotkałam się tylko z proszeniem o pozwolenie przy tworzeniu Potomka. Zapamiętam sobie na przyszłość.
Wewnątrz, irytacja walczyła z uznaniem dla książęcej paranoi. Działania tutejszych lalkarzy były dobrze skoordynowane. Może zbyt dobrze, skoro chcieli znać nawet imiona Ghouli należących do ich podwładnych. Ale przecież napokojny Vitae śmiertelnik był diabelnie ciężki do wykrycia… musieliby nakryć kogoś na gorącym uczynku! Więc sporządzając swoją małą listę bazowali pewnie na szczerości motywowanej strachem. Były to towary deficytowe w umyśle Marco, więc na niego nie mieli co liczyć.
- Dziękuję raz jeszcze. Teraz chciałabym już iść. Jestem zmęczona, a jutro muszę wcześniej wstać - stanęła przy drzwiach, gotowa do wyjścia - Ach, jeszcze jedno. Z kim powinnam porozmawiać w sprawie noclegu?
 
__________________
Beware he who would deny you access to information, for in his heart he dreams himself your master.
- Commisioner Pravin Lal, Alpha Centauri
Highlander jest offline  
Stary 19-08-2013, 00:51   #96
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Jak widać nie tylko Richard miał dosyć tych błazeńskich rozmów i cyrków wystawianych przez księcia. Prawdziwy władca powinien rządzić żelazną ręką, a nie prezentować poziom dziecka posadzonego na tron. Z tego co Ventrue usłyszał, to ważniejszy był tu nijaki Steele. Upewniwszy się, że trafił dobrze zadał mu parę pytań.
- Z tego co mi wiadomo to w mieście istnieją jakieś prawa, których do końca nie znam. Pewna kobieta z naszej rodziny ostrzegła mnie, że nie mogę korzystać z parku. Jako szlachetnie urodzony nie powinno się ograniczać moich przywilejów bez konkretnych przyczyn. Czy są jakieś jeszcze dziwne nakazy? Chciałbym dodatkowo ujrzeć dekrety wypisane przez władcę, który zarządza tymi ziemiami.

Richard był święcie przekonany, że prawo nie mogło się aż tak bardzo zmienić. Oby się nie mylił. Powinni latać wokół niego, skoro jest jednym z nie tylko dawnej ludzkiej, ale i wampirzej arystokracji.
 
__________________
Sanity if for the weak.
Aeshadiv jest offline  
Stary 19-08-2013, 00:57   #97
 
katai's Avatar
 
Reputacja: 1 katai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputację
Płomień w trzewiach rozlewał się przenikliwym mrowieniem do kończyn, nadając ruchom pospieszny charakter. Francesca walczyła z pragnieniem próbując zachować dostojność. Niespodziewany koniec audiencji wywołał cień ulgi na jej udręczonym obliczu. Szybkim, acz w miarę możliwości dystyngowanym krokiem, kobieta opuściła gabinet Morgana, zaciekle wpatrując się w drzwi wyjściowe. Przykładnie dzierżyła w dłoni połę sukni, unosząc nieco materiał znad ziemi. Druga dłoń nerwowo dociśnięta do brzucha nadawała dziewczynie nieco pompatycznego wyrazu. Mimo iż od 30 lat nie przebywała na dworze de Castelano, stare nawyki wychowania utkwiły nieodwracalnie w psychice odciskając się wyraźnie na aparycji. Mijając pozostałych, wysiliła się na uprzejme skinienie i lekki gest ręki. Płynnym, niemal lewitującym krokiem dotarła bezszelestnie do drzwi. Opuszczając budynek mogła sobie pozwolić na wyraz już kompletnie odmiennych uczuć. Zaciśnięte zęby błyszczały bielą spod wykrzywionych nieznacznie, drżących warg. Ogniki oczu odzwierciedlały wewnętrzny płomień trawiący wnętrzności..
Światła gościńca i pędzących “bezkonnych” powozów zlewały się w rozciągniętą mozaikę kolorów. Jasno żarzące się szyldy wszelakiej maści przybytków przyprawiały o zawrót głowy. Świat atakował nieszczęsną Francesce setkami bodźców na raz. Mimo późnej pory, wciąż mijała grupki hałaśliwych postaci, lub niepozornych, samotnych przechodniów łypiących podejrzliwie naokoło. Mijała kolejne wielkie jasno oświetlone okna eksponujące kolorowe pudła i przedmioty. W niektórych stały zastygnięte w groteskowych pozach kobiece i męskie sylwetki, blade i pozbawione twarzy. Przyodziane były w przedziwne i niekiedy nieprzyzwoicie skąpe szaty. Po pewnym czasie cały ten zgiełk i przepych nowego świata zobojętniał i ucichł w miarę jak Francesca przyzwyczajała się do otoczenia. Z otępienia wyrwały ją dźwięki muzyki i gwaru wydobywające się z właśnie gwałtownie otwartych drzwi budynku, sprawiającego wrażenie gospody. Z otworu wyskoczył podchmielony mężczyzna, szarpiący się z nieco wyższym i potężniejszym jegomościem. Zapewne gospodarz lub wynajęty wykidajło wyprowadził przewietrzyć niesfornego klienta. Mężczyzna, najwidoczniej niezbyt zadowolony z obrotu spraw wymierzył niecelny cios oraz kilka niewyszukanych uwag odnośnie drzewa genealogicznego ochroniarza, po czym klapnął na ziemie zwalony ciosem w nos przez wściekłego osiłka. Napastnik szykował się do poprawki jednak splunął jedynie pod nogi i kołyszącym krokiem wrócił do gospody zatrzaskując za sobą drzwi. Nieszczęśnik z rozbitą twarzą próbował silić się jeszcze na obelgi jednak szybko zamilkł stękając i pochrząkując. Nawet z tej odległości aromat świeżej krwi z rozbitego nosa, docierał do Francesci niebezpiecznie zbliżając ją do szału. Zdołała jednak przywołać siły i opanować szamoczącą się wewnątrz bestię. Mężczyzna sprawiał godne politowania wrażenie kwiląc cicho gniewne przekleństwa. Francesce wydał się jednak idealny. Niczym małe bezbronne dziecię w ciemnym lesie, nieświadome czyhającego wokół zagrożenia.

- Cóż za niegodziwość przytrafia się nieszczęsnym. Zacz pozwól Panie, podać sobie pomocną dłoń. - słowa przecięły noc przyprawiając siedzącego rozrabiakę o gęsią skórkę. Zwróconą pospiesznie twarz zdobiły ciemno szkarłatne smugi. Szeroko otwarte usta dyszały, na przemian przymykając się i otwierając. Mężczyzna całą uwagę skupił na wyciągniętej ku niemu smukłej błyszczącej bielą w świetle księżyca dłoni, przyozdobionej w długie paznokcie. Oczy Francesci błysnęły żarem wtórując przypływowi mentalnej dyscypliny. Mogła praktycznie wyczuć jak wdzierająca się w umysł ofiary, psychiczna nawałnica, poddaje próbie wolę, niczym chorągiewkę szarpaną wichrem. Moment przerażenia i zdumienia rozbłysł na jego obliczu by po chwili zgasnąć wraz z wszelakim oporem. Niespiesznie wsunął swoją dłoń w zimny uścisk kobiety. Stał potulnie z obojętnym wyrazem twarzy. Nieobecny wzrok nie rejestrował żadnych szczegółów, spoglądając na jakiś odległy, niewyraźny horyzont.

- Jak cię zwą Wać Panie?
- A... Alex - wymamrotał posłusznie.
- Alexander! Przepięknie. - zaszczebiotała, darząc go mesmeryzującym uśmiechem
- Ta... Tak - dodał uśmiechając się machinalnie.
- A zatem Alexandrze... daleko mieszkasz?
 
__________________
"You have to climb the statue of the demon to be closer to God."

Ostatnio edytowane przez katai : 19-08-2013 o 01:02.
katai jest offline  
Stary 20-08-2013, 09:54   #98
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Audiencja skończyła się jednak bez rozlewu krwi. Gabor nie wiedział czy się bardziej cieszy, czy może jednak żałuje. Pół na pół. Wyszedł wraz z niektórymi i podobnie jak Templariusz skierował swe kroki do Steel’a. Widocznie oboje nie lubili pośredników i jeśli już mieli negocjować to lepiej od razu z kimś kompetentnym. Zdążył akurat by usłyszeć część pytania Sir Richarda.

„Ta. Park. Tyle to już wiem. Szkoda, że wcześniej nikt mi nie powiedział. Choć z drugiej strony było nawet zabawnie.”

- Dokładnie. – Skinął głową zgadzając się przynajmniej częściowo z rycerzem. – Wiele się zapewne zmieniło do naszych czasów, a nie chciałbym uchybić gościnności gospodarzy przez nie wiedzę.

- Poza tym… – Zawahał się odrobinę. Nie wiedział na ile Steel panuje już nad sobą, ale założył, że skoro pozuje na szara eminencję to chyba powinien już wziąć się w garść. - … Moje przedstawienie wywołało sporo kontrowersji i wzburzenia. Możesz nam Panie wyjaśnić o co chodzi z tym całym Sabatem?

Miał jeszcze klika pytań, ale uznał, że te które zadali razem z Templariuszem są najpilniejsze. Poza tym nie spieszyło mu się, zamierzał skorzystać z gościnności tutejszych piwnic. Teren był jeszcze nie zbadany, a gdzież było bezpieczniej niż w Elizjum. Gest ten miał również w sobie odrobinę wyrachowania bo niby jak bardziej mógłby wykazać swoją dobra wolę i czyste intencję. Swoją drogą tak się jakoś dziwnie złożyło, że jego intencje tym razem były czyste jak śnieg. Nikogo tu nie znał, do nikogo nic nie miał. Nikomu źle nie życzył. Na razie.
 
malkawiasz jest offline  
Stary 26-08-2013, 18:06   #99
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
- Nie ma za co. I przepraszam - odburknął skald uprzejmie otrzepując Nosfera. Co jak zwykle było o wiele za mocnym “klepnięciem” niż te do którego przeciętny “mieszczuch” przywykł. Z powodu oczekiwanego rozluźnienia sytuacji zatknął toporek za pas, a zmarszczki stresu, kły i lekko wysunięte szpony pochowały się. Cała postać odzyskała spokojny wygląd. No prawie.
Fenrirsulfr wziął głęboki wdech i wypuścił powietrze długim wydechem. Co miało tylko formę przyzwyczajenia z poprzedniego życia, ale pozwalało mu uporządkować rozbiegane myśli.

-Jeśli można Cię prosić - zawiesił głos na krótką chwile - po tym wszystkim czego przyczyną się dziś stałem, to... - skald spojrzał na niezbyt urodziwego rozmówcę spokojnym, nieco sympatycznym wzrokiem - czy mógłbyś mi pokazać co i jak w tej cywilizacyjnej dżungli? A przede wszystkim jak stąd się wydostać? Niezbyt przepadam za miastami. Jakimikolwiek.

Mówił tonem jakby starszy brat prosił swojego młodszego o ukazanie mu tajemnic i trików w najprostszej zabawie, w którą grać starszemu “nie idzie”. Nie spodziewał się wybitnie przychylniej... przychylności. Lecz miał nadzieję że nie zostanie, jeszcze, wykopany na zbity pysk nim nie znajdzie w miaarę bezpiecznego schronienia. Od biedy zostałaby sterta śmieci w kanałach ale to wiązało się z “przyzwoleniem” trędowatych. Widział jak niektóre osoby wychodzą z pomieszczenia chcąc jak najszybciej się oddalić. On nie zamierzał nikogo więcej przepraszać. Najbardziej poszkodowanym już oddał wyrazy skruchy. A przynajmniej tym, którym się należało.
- A jeśli jednak nie, to chociaż podpowiedz jak zdobyć, hmmm, tutejsze odzienie. - dodał po chwili skald nim jeszcze Clive zdążył odpowiedzieć.

- W porządku - powiedział krótko Nosferatu. - Nie wątpię, że mogę przeznaczyć trochę czasu na krótki kurs przetrwania w straszliwej cywilizacji. Zasada numer jeden, póki niezbyt przesadnie nie rzucasz się w oczy, a zarazem groźnie wyglądasz, nawet pies z kulawą nogą cię nie zaczepi. - Zmierzył go wzrokiem. - Zbytnio rzucasz się w oczy, faktycznie musisz znaleźć sobie normalne ubranie. Zobaczymy, co da się… panie Steele? - Spojrzał niemal błagalnie na książęcego pomocnika.

Ten przywalająco skinął mu głową i machnął ręką w geście ,,a róbta, co chceta z tym przeklętym wampirem”.

Nosferatu naciągnął starannie kaptur na głowę.
- Znam jedno miejsce, w którym spokojnie zdołasz zaopatrzyć się w odpowiednią odzież. A potem… potem pokażę ci, którędy najlepiej opuścić miasto.


-Dzięki Ci. Może zacznijmy od odzienia, ale nie chciałbym rezygnować z całkowitej utraty tego - wskazał na ekwipunek - Kto wie czy przypadkiem nie zdołamy powrócić w nasze rodzinne strony. A wtemczas to - skald przesunął dłonią przed rozmówcą gestem “to wszystko cholerstwo co nosisz” - nie będzie jak najbardziej adekwatne do otoczenia.

Fenrirsulfr puścił przodem przewodnika. Reszta interesantów, powolnie ślimacząca się w hollu, została obdarzona przez niego wzrokiem wyraźnie dającym do zrozumienia, iż właściciel gałek ocznych nie zamierza za żadne skarby świata odpowiadać na najlichsze nawet pytania czy sugestie rozmowy. Gdy tylko pochłonęła ich cisza, przerywana z bardzo rzadka warczeniem pojazdu z dziwnym światłem i napisem “Taxi”, przypomniało się skaldowi o dziwnej nazwie wypowiedzianej jakąś chwilę, dwie temu w oprawie krzyków, warczeń i wszechobecnego rozgardiaszu.

-Słuchaj, nie mam pojęcia co to ten cały Sabat ale to nie my. Ostatnia akcja na rzecz politycznych zagrywek jaką pamiętam to coś na temat ograniczeń żywieniowych właśnie w takich kłębowiskach cywilizacji. - skald niemal wypluł to słowo - A tak na dobrą sprawę to mam szczerze gdzieś większość wymyślnych praw, byleby egzystowało się w miarę normalnie i bez chaosu, zbyt dużego. No ale wracając do celu. Gdzie dokładnie idziemy? Tłumacz jak małemu dziecku. NIe wiem nic, ale chętnie się dowiem. - “Oraz wykorzystam do własnych spraw. A im więcej wiem, tym łatwiej ze strategią” pomyślał rozglądając się bardziej z powodu ciągłej różnorodności świateł niż z powodu “natłoku” bydła."

Noc zatraciła już swoją głębię. Co raz więcej widać było delikatnych kształtów chmur, ciemniejszych “owieczek” na granatowym (ale już nie czarnym) niebie. Dopiero teraz, z pozycji gruntu Nord dostrzegł że każdy budynek posiada drogocenne (a może już nie) szkło. W większych lub jeszcze większych ilościach. Pełno czegoś co przypominało papier wisiało na okolicznych, metalowych palach latarni. Wyciągnął rękę i zerwał świstek z wyszczerbionego grzebienia podobnych świstków.

“Sprzątanie dywanów. Tanio.”
“Kontakt 210-338-446”

Na następnym słupie wisiały identyczne “zęby” z identycznym… ogłoszeniem?
Najwyraźniej w tych czasach zamawia się służbę do sieni w nieznany (jeszcze) skaldowi sposób. Ciąg cyfr nic nie mówił wikingowi. Widział kiedyś takie w jednej z ksiąg w budynku który plądrowali za morzem na zachód, u mnichów. Podobno służyła im do nauki. Potrafili dzięki temu “rachować” ale co dokładnie to jest to skald już nie za bardzo wiedział. Liczenie, owszem to mniej więcej znał, ale coś tak dziwnego jak rachowanie. Gdzie z kilku pięści robiła się cała setka palcy… Niepojęte.

- Możesz powtórzyć? - Fenrir dostrzegł, że Clive od krótkiej chwili coś tłumaczy a on nie skupia się na nim, tylko na swych wspomnieniach.

- Zdziwiłbyś się, jak często zdarza się jakiś niezorientowany wampir, który chodzi po mieście w XVII-wiecznym fraku lub próbuje konno albo starą karetą przejechać przez plac - powiedział Nosferatu. - Mamy parę miejsc, w których w miarę szybko można delikwenta uświadomić i uwspółcześnić. Niedaleko jest taki stary lombard, na zapleczu mamy sporą kolekcję różnych ubrań na podobne okazje. W mieście jest duże zagęszczenie naszych, a w niczyim interesie nie leży ujawnienie kogokolwiek…
Kainita spokojnie ruszył ulicą, co jakiś czas obracał się, by sprawdzić, czy skald idzie za nim.

Nawet bez oglądania można było wyczuć niezbyt dokładnie, a raczej od kilku tygodni wcale, umyte ciało skalda. Tak samo jak jego pomrukiwanie odbijające się podmuchami powietrza na wyczulonej skórze karku.
-Lom.. bard - Fenrisulfr powtórzył nowe słowo. - U nas są takie ogromne targi gdzie można dostać dosłownie wszystko. Znaczy, w portach. Ciężko o kupca pośród leśnych gęstwin. Ale i tak bardziej opłacalny jest po prostu “viking”. Więcej łupów i to niemal za bezcen. Ot kilka kropel krwi i parę odciętych głów. Pech dla właścicieli.

Oczy skalda rozglądały się niemal po 360ciu stopniach chłonąc różnorodność zaułków. Zapamiętując trasę i punkty orientacji. Czy to budynek z neonem “H&M” oraz dziwnymi nieruchomymi, niekiedy nagimi postaciami (posągami?) za szkłem. Czy też dziwna wiata z różnym ciągiem cyfr. Stały takie po obu stronach, czarnej niczym smoła ulicy i każde miało identyczny ciąg cyfr. Zmienne często dla innych wiat, szop, czy jak to się tam “współcześnie” nazywa. Po niedługim spacerku, a raczej czymś krótszym od przechadzki jak na przyzwyczajenia skalda, jego wzrok dostrzegło nieduże drzwi w kolorze zgniłej czerni ( o istnieje taki kolor) a przyciemniona wystawka -standardowo- za szkłem, zwieńczona była gzymsem nad którym ktoś wypaćkał farbą schludny napis “LOMBARD”, chociaż A było lekko pofalowane. Jakby stołek w nieodpowiednim momencie zachwiał się pod malującym ową nazwę.

Clive mruknął coś niezrozumiale, widać nie znajdując sensownej odpowiedzi.
- Szczerze mówiąc, kompletnie nie mam pojęcia, o czym mówisz - wyznał rozbrajająco, gdy już doszli do lombardu. - Zawsze myślałem, że wikingowie to tacy wielcy osiłkowie w rogatych hełmach, którzy pływają takimi wąskimi stateczkami z kwadratowym żaglem i smoczą głową z przodu, no i napadają tak po prostu na przybrzeżne wioseczki.
Pchnął drzwi umieszczone dokładnie pod napisem i wszedł do środka.
- Jesteśmy na miejscu.
Wnętrze przypominał trochę przykurzony, trochę zabałaganiony sklep z najrozmaitszymi przedmiotami, byle jak porozkładanymi na półkach. Atmosfera w środku kojarzyła się z czymś jak dawno zapomniany grobowiec, karczma od wieków pozbawiona gości. Drzwi poruszyły niewielkim dzwonkiem u sufitu. Rozległ się lekko zgrzytliwy, metaliczny dźwięk, który przywołał zza drzwi w głębi jakiegoś człowieka. Bardzo pasował do wnętrza lokalu, przygarbiony staruszek, który bez przerwy lekko pokaszliwał, jakby nie mogąc się pozbyć kurzu z głębi płuc.
- Witaj, Albercie - powiedział Nosferatu. - Zwykła sprawa od Neila. Tego z Carolina Street, pamiętasz?
Staruszek skinął głową, gestem zapraszając ich na zaplecze i ani na chwilę nie przestając kaszleć.


- Ludzie północy nie zajmują się wyłącznie wojaczką - odparł skald - Ja gwoli ścisłości głównie wychwalam czyny innych i przekazuję dawne dzieje potomnym. Nieprzychylni nazywają mnie śpiewakiem. Owszem, wyprawy wojenne czy łupieżcze są popularne i zyskowne, ale gdy częśc mężów wyruszy na wyprawę to dany rewir portowy przejmują kupcy. Życie jak w każdej osadzie, Po prostu nieco więcej powodów do układania sag. Ach…. - ostatnie słowa a raczej sylabę Fenrirsulfr wydał na widok tak bogatego i różnorodnego wnętrza przybytku.

Od razu zaczął przebierać w odzieniu ciesząc i dziwiąc się jak małe dziecko po raz pierwszy na targu. Powstrzymał się jednak od “sprawdzania” wytrzymałości materiału w sposób jednoznacznie destruktywny. Po bardzo długich oględzinach, w towarzystwie pomrukiwań i innych sylabicznych artykulacji, a także zwykłego odrzucania byle jak części niechcianej, skald wybrał co nieco dla siebie. Do gustu przypadła mu koszula dziwnego kroju i o nieznanym mu materiale z motywem upragnionej dla każdego wojownika Walkirii

Oczywiście, gdy tylko przywdział ją, okazało się że rozmiar jest nieco przyciasny, a całość opina się na porządnie zbudowanym mężu.

Do tego dobrał spodnie z mnóstwem przytroczonych na stałe sakw które wisiały smętnie na wieszaku a na dziwnej nici doczepiony był ich wizerunek na jakimś "tutejszym" podlotku


Na koniec zdjął z innego haka długi płaszcz doceniając jego przydatność w zgrabnym ukryciu jakiegokolwiek średniego oręża.



-Resztę zachowam - skomentował i podszedł do staruszka -Czy istnieje jakieś miejsce w tym przybytku gdzie zostawić będzie można własne, aktualnie nieprzydatne graty? Jestem do nich przywiązany i nie chciałbym ich nikomu oddawać nawet za całe królestwo - śpiewak zdjął z ramienia tarczę i puknął palcem w skórznię którą nosił.
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.
Smirrnov jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172