Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-08-2013, 20:30   #27
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Driada zawołała go gdy tylko go dojrzała. Nie siedziała, chyba już nie mogła wytrzymać; kręciła się wzdłuż bariery niczym psy na łańcuchach, jakie Nethadil widział w ludzkich wioskach. Szedł do niej ze zwieszonymi ramionami, złamany i pozbawiony nadziei. Ignorując ją usiadł ciężko na wyschniętej na wiór ziemi i wpatrzył się w zieleń, tak kusząco wyglądającą zza bariery.
- Niczego nie znalazłem - powiedział gorzko, nie patrząc na kobietę - Niczego co by nam się przydało. Umrzemy tutaj z pragnienia, Sse’stal. Przykro mi.
- Mężczyźni! Zawsze bezużyteczni! - driada zmierzyła go zimnym wzrokiem. - Nie! Niemożliwe! Musi się w końcu dać! - skoczyła w stronę Nethadila i szarpnęła jego plecak. - Musisz mieć tu coś przydatnego, tym razem musi się udać!
- Zostaw - powiedział łagodnie i przytrzymał jej dłonie - Nie trać sił. To nic nie da. Jedyne co możemy zrobić to zniszczyć tę roślinę która cię więziła. Spalimy ją i choć w ten sposób się zemścisz.
- Dureń! Mam już swoją zemstę! Teraz chcę wyyyyyjść! - zawyła i wczepiła się paznokciami... gałęziami w ręce półelfa. Ostre szpony przecięły skórę; pociekła krew. Tropiciel poczuł ból... i coś jeszcze. Zakręciło mi się w głowie. Driada wyrwała się z jego uścisku i odwróciła tyłem, mamrocząc znów coś do siebie.
Nethadil podparł się przerażony własną słabością, po czym z jeszcze większym przerażeniem sięgnął do Sse’stal. Pochwycił ją za ramię i obrócił ku sobie, spojrzał na jej twarz. Driada mocno zaciskała dłonie, a w oczach igrało szaleństwo i... głód.
- Naprawdę nic nie umiesz? Nic nie możesz zrobić? Nie masz towarzyszy, przyjaciół, rodziny, którzy cię tu znajdą? - dopytywała.
- Nie, nikt mnie tutaj nie będzie szukał - powiedział przez zaciśnięte zęby, zmrożony tym co znajdował w jej oczach - I nic nie mogę zrobić, tak samo jak wszyscy ci których szczątki znalazłem w piwnicy. Przykro mi. Inni też nie mogli ci pomóc, prawda?
Sse’stal tylko prychnęła pogardliwie. Chwilę jeszcze milczała, jakby rozważała coś w sobie, po czym z siłą tarana odepchnęła półelfa od siebie. Tropiciel przeleciał kilka metrów i z hukiem uderzył o ziemię.
- W takim razie możesz przydać mi się tylko na jedno - rzekła i zaczęła się zmieniać.



Nethadil potoczył się; nie mógł wydobyć z siebie krzyku a krew wypełniła mu usta. Ale też wyszczerzył zęby i sięgnął do toporzyska by wyszarpnąć broń zza pasa.
- Twarzą w twarz, Sse’stal, twarzą w twarz i uczciwie - wydyszał gdy wreszcie złapał oddech. Złapał przymocowaną do plecaka pochodni i mimo słabości poderwał się na nogi.
- Mnie chcesz spalić; ściąć? MNIE?! - Sse’stal zaniosła się zgrzytliwym śmiechem; brzmiał jak dźwięk ocierających się o siebie konarów w czasie burzy. - JA zdobyłam moc, JA zniszczyłam Z'triela, a TY chcesz mnie zabić TOPOREM?!
- Ktoś musi! - rzucił z nienawiścią o jaką siebie nigdy wcześniej nie podejrzewał. W swym zapamiętaniu ledwie poczuł przy tym, jak coś grzeje go przez skórznię. Uderzył przymocowaną do pochodni krzeszącą gałązką o pień, wdzięczny Polanie choć za to że nie było tu wilgoci która mogła zagasić ogień. Pochodnia zapłonęła.

Nie mógł pozwolić by Sse’stal zdążyła użyć czarów i rzucił się na nią z toporem i pochodnią. Z iście nadludzką zwinnością skręcił przed masywną istotą, pomknął w bok. Nie zamierzał się odsłaniać przy atakach; zamiast tego wypatrywał okazji i bronił się najlepiej jak umiał, zwijając się w unikach, odbijając stalą jej ciosy.

Maszkara prychnęła pogardliwie; też nie miała zamiaru od razu zabić przeciwnika. Zamiast tego zasłaniała się pnączami, które wijąc się jak macki raz po raz siekały ziemię wokół półelfa i jego samego. Ciosy toporem niewiele zdawały się czynić szkody - gdy odciął jeden pęd, niedługo dosięgał go następny; a wypełnione gąbczastą mazią wcale nie chciały się palić - najwyżej śmierdziały gdy ogień przypalał korę. Gałęzie powoli rozrastały się też na boki, jak gdyby mimochodem pełznąc wzdłuż bariery, bezowocnie szukając jej słabych punktów.

- Dlaczego?! - warknął odbijając cios pseudomacki - Co zrobiłaś i dlaczego?! Widziałem cię w swoim śnie! - krzyknął znowu atakując - Byłaś kochana, przez niego i nasze siostry!!! Jakie szaleństwo cię opętało?!

- Kochana? A na co mi była potrzebna jego miłość? Czyjakolwiek miłość? Och, na początku ja także go kochałam. Może nie na zabój, ale dość mocno by zgodzić się na zamążpójście. To był piękny ślub.... - rozmarzyła się, a ruchy macek spowolniały nieco. - Ale potem... życie w budynkach jest nudne, ale i nudny jest Wilczy Las, zwłaszcza odkąd poznałam świat przez okno Jego ksiąg. On też był nudny, taki dobry, solidny, zakochany... Za to jego moc... och, dzięki niej mógłby robić WSZYSTKO, a siedział na tym zadupiu! - wrzasnęła i sieknęła pnączem tak mocno, że wytrąciła Nethadilowi topór z dłoni.

Odskoczył, teraz już tylko z pochodnią w dłoni. Spojrzał na nią z twarzą wykrzywioną niedowierzaniem i wściekłością.
- Więc to o MAGIĘ ci chodziło?! Tobie?! Driadzie??!! - teraz on wrzasnął. - Ty Fe'ch gwahoddaf, yr anifail!!! - ryknął jeszcze głośniej i rzucił się na Sse’stal z samą pochodnią.

To było głupie i samobójcze, Nethadil dobrze o tym wiedział. Driada mogła go teraz z łatwością pochwycić i zgnieść, wyssać soki a kości dorzucić do pozostałych szkieletów … ale też miał ją dokładnie tam gdzie chciał, wyczekał na dokładnie właściwy moment, a w wyzwisku ukrył słowa przywołania.




Ogromny stwór wyrósł za plecami Sse’stal, przywołany dzięki darowi od innej baśniowej istoty, tak odmiennej od zdradzieckiej władczyni tego miejsca.
- Zabij ją! - wrzasnął Nethadil.
- Magia jest WSZYSTKIM! - driada z łatwością odbiła cios pochodni, lecz ataku skorpiona się nie spodziewała. Gigantyczny pajęczak z łatwością przecinał gąbczaste konary szczypcami i zbliżał się do samej Sse’stal. Ta jednak szybko otrząsnęła się z zaskoczenia.
- Wcześniej woda, teraz krew i mięso? Dziękuję, jesteś nazbyt uprzejmy!
- Nigdy stąd nie wyjdziesz, ON się o to postarał! - półelf rzucił się na driadę z samą pochodnią i zaciśniętymi pięściami, wściekły i nie dbając już o własne bezpieczeństwo, byle tylko dopaść ją i zabić.
- Aagrh! - wrzasnęła Sse’stal! Rozłażące się wzdłuż bariery pędy błyskawicznie zawróciły i owinęły się wokół ciała skorpiona, rozrastając się coraz bardziej. Ten, tnąc je szczypcami, powoli parł do przodu, lecz jego ciałem raz po raz wstrząsały dreszcze. Z drugiej strony Nethadil, bezskutecznie próbując przedrzeć się przez gąszcz pnączy, z przerażeniem dostrzegł, że roślina wypuszcza wąsy, które wdzierając się pod pancerz pulsowały rytmicznie.
- Nie myśl sobie, że wygrał! Mam czas, mam nieskończoną ilość czasu, w przeciwieństwie do ciebie i niego! A mogło być inaczej! Prosiłam, błagałam, płaszczyłam się, ale nie chciał mi dać nawet odrobiny! Ani jednego zaklęcia; zwoju! Twierdził, że mój umysł tego nie przyjmie, nie zniesie!
Ale wzięłam sobie sama! Każdy by wziął, prawda? Prawda?! Był taki zdumiony, gdy odkrył co robiłam w tajemnicy; jak zranione dziecko... Ale już wtedy byłam lepsza, silniejsza, mądrzejsza!
I nawet potem nie mógł się zdobyć na to, by mnie zabić. Stary głupiec. Pewnie widziałeś go tam, na zewnątrz, co? Stoi i pilnuje swej wieży i wiedzy, martwy jak wszystko wokoło... Ale i tak postawił na swoim, drań!! Zamknął na wieczność, bym schła, drewniała, gniła bez słońca, wody, ziemi... Lecz i tak przegrał, a ja miałam lata, setki lat by się doskonalić, PATRZ!

Nethadil poczuł, że driada splata zaklęcie. Robił co mógł, by jej przeszkodzić - z każdym kolejnym zepsutym czarem wzmagając jej gniew - lecz w końcu jej się udało. Obolały od ciosów półelf mógł tylko patrzeć, jak z dworu nadciągają ohydne istoty, stworzone z gałęzi i kości nieszczęśników zwabionych na Polanę.

Widział również, co wstrząsnęło nim jeszcze bardziej, jak zza stosu wyłaniają się duchy driad - opornie, szarpiąc się jak uwiązane na niewidzialnej nici, zbliżały się wraz z kreaturami stworzonymi przez nekromantyczną magię byłej driady. Tropiciel zrozumiał, że była ona czymś więcej niż opętaną żądzą władzy kobietą - sama przekształciła swe ciało na podobieństwo stworzeń, które teraz wezwała, a które stały teraz ustawione w rzędzie jak na wystawie.

- Patrz! Oto potęga! Tylko przez niego nikt nie może jej podziwiać, wielbić, służyć! Ale ty mnie uwolnisz, prawda kochany? Jesteś przecież rycerzem w lśniącej zbroi; bardem, który pisze bohaterskie opowieści... Słyszałam twą pieśń, była cudowna. Nie chciałbyś napisać jednej o mnie? O biednej, uwięzionej piękności? No powiedz... - gałęzie zafalowały tak, jakby miały zamiar objąć i przytulić półelfa. Z drugiej strony powoli dogorywał skorpion - mimo że poczynił wśród pnącz kolosalne szkody, to równocześnie dał im pożywkę do dalszego rozrostu. Jego jad nie działał na drewno, podobnie jak nie robiły na nim wrażenia elfie strzały.

Nethadil opuścił łuk i wepchnął go do łubia. Przegrywał, ale nie zamierzał się poddać czy czegokolwiek Sse’stal ułatwiać. Nie marnował już śliny czy oddechu na odpowiadanie; jego mędrkowanie i gadanie nic nie dało, teraz pozostało mu wziąć się za bary z konsekwencjami swoich błędów. Wyszczerzył zakrwawione zęby. Kobieta zajęta była skorpionem, a duchy i ożywieńcy jeszcze do niego nie dotarli. Doskoczył do broni, złapał topór i pochodnię, zakręcił kijem rozpalając bardziej ogień i z marnym skutkiem próbując podpalić poszycie. Potem rzucił się do biegu. Do jego uszu dotarł kolejny raniący uszy skrzek Sse’stal. Przywołaniec zniknął, a wraz z nim najpewniej wyssane z niego soki i życiodajna energia.

Nie pobiegł wprost ku dworowi, choć tam zmierzał. Ale nie zamierzał pozwolić na to, by dawna driada dostała jego medalion, a miał jeszcze za pasem tą dziwną gałązkę zabraną ze “stosu”. Biegnąc wzdłuż granicy Polany złapał pochodnię i topór w jedną dłoń, wyciągnął gałązkę i obrócił się, sprawdzając czy drzewa zasłoniły go przed wzrokiem Sse’stal i jej sług.
- Nie wiem czy to cokolwiek da jeśli spróbuję wyrzucić cię poza granicę - wychrypiał, mając gdzieś jak głupio to wygląda że gada do rośliny - Nie wiem czy to nie PRZEŁAMIE twojej bariery ale ona i tak się w końcu uwolni! Postaram się ją dopaść w wieży - powiedział i zamachnął się by rzucić gałązkę. Ku jego zdziwieniu bariera nie powstrzymała rośliny, która wbiła się w zieloną ziemię i zaczęła lśnić słabą, magiczną poświatą. Wyciągnął dłoń która jednak tak jak poprzednio naparła na elastyczną, niewidzialną powłokę. Zaklął gorzko, ale to była jedynie chwila, jeden moment przez który się głupio zdumiewał zamiast szykować do walki.

Zerwał z szyi bursztynowy medalion i cisnął w ślad za gałęzią.
- Mnie dostaniesz, padlino, ale nie to - warknął, odprowadzając wzrokiem dar matki. Potem pobiegł w kierunku dworu. Miał jeszcze oliwę, jeśli ogień dostatecznie osłabi nadwątloną konstrukcję kruszącej się, niższej wieży, jeśli Sse’stal pofatyguje się by go dorwać… istniała szansa że zemści się, choćby zza grobu. Ale najpierw musiał się upewnić że parszywa zdrajczyni pójdzie za nim.

Dobiegł do budynku i przystanął. Przyglądał się nieszczęsnym duszom i konstruktom wyłaniającym się z dworu i okolicy; ku jego zdumieniu nie atakowały go. W zasadzie wyglądało na to że mają stanowić widownię czy jakąś gwardię honorową. “Podziwiać, wielbić, służyć...” Czyżby nadciągająca z miejsca walki ze skorpionem wściekła Sse’stal zgromadziła swoją publiczność?

Miał to gdzieś, tak samo jak krew wypełniającą usta, wysilony oddech i pulsujący ból w żebrach, ani chybi pochodzący z pękniętej kości. Chciał zabić Sse’stal i tylko to się liczyło, a nie jakieś jego przeklęte rozterki, wątpliwości, szukanie prawdy. Ona zaś bawiła się nim jak kot myszą, obłąkańczo szczęśliwa, że w końcu ma do kogo otworzyć usta - nawet jeśli to będzie jej następny posiłek. Napiął łuk i z nienawiścią posłał pierwszą strzałę, potem drugą, trzecią i następne, cofając się krok za krokiem ku wieży Z'triela.
“No chodź do mnie ty ścierwo!!!”

Driada ruszyła w jego stronę. Odrzuciła większość pędów; zostawiła jedynie tyle, by zasłaniać się przed strzałami. Mimo to dwie przedarły się przez zasłonę, choć tropiciel nie wiedział jakich dokonały szkód. Kobieta była zdrewniała; może nieumarła jak i jej słudzy; ogień wydawał się jedyną opcją, lecz nie miał go zbyt wiele. A przede wszystkim, prócz pędów i kontroli swojej “świty”, Sse’stal nie popisała się do tej pory żadną inną magią. Jakąś musiała jeszcze znać, skoro pokonała swego męża... Nethadil miał nieprzyjemne uczucie, że czas gdy ją ujrzy jest bliski; driadę wyraźnie frustrowało to, że półelf nie chce uznać jej potęgi i racji.

Cofał się dopóki nie stanął w drzwiach wieży. Posłał ostatnią strzałę wprost w twarz driady i opuścił łuk. “Teraz do niższej wieży” - pomyślał i odwrócił się by wbiec do galeryjki.
Pierwszego ciosu uniknął szóstym zmysłem. Drugi podciął mu nogi; trzeciego ominął przetaczając się na bok i uderzając barkiem o skrzynię na ubrania. Pędy oplatające wieże czarnoksiężnika ożyły i próbowały... schwytać go? zabić? Kątem oka dostrzegł ruch w galerii i dworze. Przed wieżą stała Sse’stal, zaśmiewając się szaleńczo.
- Jesteś mój, móóóój!
Wypuszczony z dłoni łuk uderzył o podłogę. Zanurzony w morzu bólu Nethadil już nie myślał, instynkty przejęły nad nim kontrolę, tak samo jak wtedy gdy uciekał po walce z wilkami. Droga przez dwór była zablokowana, więc szybko jak myśl rzucił się ku schodom. Pognał na górę, a nienawiścią i żądzą mordu zionął niczym smok ogniem. Nic innego w nim nie pozostało. Wpadł na pierwsze piętro i dopadł okna wyglądającego na tyły dworzyszcza, spojrzał w dół by sprawdzić czy może bezpiecznie wyskoczyć.

Skok i nagłe szarpnięcie - tyle Nethadil pamiętał. Ocknął się gdy pędy ściągały go po schodach na parter. W głowie huczało od uderzeń o kamienne stopnie; w ustach czuł żelazisty posmak. Po chwili roślina wywlekła go na zewnątrz i spętany młodzieniec zawisł przed driadą.
- Może jednak zmienię zdanie... Nudno mi samej. Byłbyś moim towarzyszem; z twoją uporem i wytrwałością na pewno byś nas stąd wydostał, a wtedy... cały świat nasz! Co ty na to? Wystarczy, że powiesz “proszę”. Albo lepiej ”tak, Pani” - zachichotała zgrzytliwie.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 08-08-2013 o 21:01.
Sayane jest offline