Larry nie zamierzał dyskutować z Xavierem. W momencie, gdy zaatakował policjanta stał się z miejsca terrorystą, a z takimi nie można prowadzić negocjacji. Tak przynajmniej mówili na ostatnim kursie o bezpieczeństwie narodowym. Larry chwycił pewnie pistolet i wymierzył. Widział doskonale twarz Xaviera i jego perfidny uśmiech. Nie zgasł on nawet, gdy policjant pociągnął za spust. Tom przeraził się nie na żarty. Pierwszy raz był w takiej sytuacji. Od razu pomyślał o szefie, który pewnie będzie się z niego nabijał do emerytury, że jakiś meksykański pijaczek zabrał mu broń i przystawił do skroni.
Xavier nie był jednak zwykłym pijaczkiem i Tom wiedział to już doskonale. Była w nim jakaś dziwna siła, jakaś moc, która paraliżowała go od stóp do głów.
Prawdziwy strach miał jednak dopiero nadejść. Larry wycelował w Xaviera i pociągnął za spust.
Czas zwolnił tysiąckrotnie. Obaj policjanci widzieli chmurę dymu, jaka wydobyła się z pistoletu Larry'ego. Choć to niewiarygodne doskonale widzieli wylatującą z lufy kulę. Widzieli, jak wiruje wokół własnej osi i z każdym uderzeniem serca zbliża się w kierunku Toma.
Młody policjant spojrzał w oczy śmierci i w ostatnim desperackim odruchu spróbował odchylić się najbardziej, jak to możliwe. Czuł się, jakby pływał w gęstej smole. Jego ruchy były powolne i wymagały wręcz nieludzkiej siły i determinacji, żeby przesunąć się choć od kawałek.
Bum!
Czas wrócił do swojego prawidłowego biegu i kula w mgnieniu oka osiągnęła cel. Tom poczuł, że żelazny uścisk zelżał. Krew Xaviera zalała mu pół twarzy, a sam Meksykanin osunął się na kolana. Przez chwilę próbował jeszcze coś powiedzieć, ale były to tylko nieartykułowane dźwięki. W końcu padł na twarz tuż obok swojego zdezelowanego Forda Falcona.
__________________ "Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman |