Serce Toma o mało nie wyleciało z piersi gdy padł strzał. Wszystko to działo się tak szybko. Zaraz za meksykaninem opadł na kolana. Czuł ból, i ciepło. Ból znaczył, że żyje. Po czół ogromną ulgę. Ciepła spływającą po jego czole krew była jednak mniej przyjemnym doświadczeniem.
Będąc jeszcze w szoku spojrzał na meksykanina, oceniając tym samym czy na pewno nie żyje. Odetchnął głęboko i wstał. Obszedł trupa i podniósł poprzez chusteczkę swój pistolet. Wyciągnął kilka kolejnych chusteczek i zaczął przecierać twarz. Widok sztywniaka zalanego krwią nie wzbudzał w nim wymiotów, lecz słabość. Może to reakcja pewnego rodzaju szoku, a może natura Toma. Sam tego nie potrafił wyjaśnić, bo jeszcze nigdy nie doświadczył takowych sytuacji. -Tak, żyję. – odparł, sam nie wiedząc czy to dobrze – co teraz ? – zapytał, zarówno Larrego jak i siebie – może już więcej go nie zobaczymy – dodał po chwili lekko ironicznie.
Przez chwilę panowała cisza, którą przerwał ponownie Tom: -Powinniśmy zadzwonić po innych, powiadomić o zajściu? – zapytał nie pewnie, chyba pierwszy raz nie był pewny tego co powinien zrobić. – Trzymaliśmy się przecież procedur, nie zrobiliśmy nic czym byśmy wyszli po za nie? – następne słowa brzmiały także dość pytająco, pomimo, że pytaniem nie były
Tom wdychał głęboko powietrze, czuł się coraz słabiej widząc zwłoki. Podszedł do samochodu odkręcając się tym samym od ciała i przejrzał się w lusterku.
-Fuck - przeklął wycierając dokładnie czoło.
Po chwili zaczął się dokładnie przyglądać wnętrzu samochodu. - Zastanawia mnie wciąż ten samochód. Może powinniśmy go, no wiesz skoro i tak będziemy czekać to sprawdzić? Może tam znajdziemy jakieś odpowiedzi? – kolejne pytanie, sytuacja była bodźcem, który stwarzał ich mnóstwo
Wyciągnął rękę z czystą chusteczką i otworzył przez nią półkę, liczył, że już tutaj coś zobaczy. |