Grishnak biegł tylko przez chwilę, bo w tych ciemnościach, przy większej prędkości można było rozwalić sobie łeb, a to wyręczyłoby tylko wrogów. Dobrze w każdym bądź razie nie było, szczególnie gdy jakiś skurwysyn siedział mu na karku z kuszą gotową do strzału. Szaman przylgnął do regału z manuskryptami i wyjął krzemienny rytualny sztylet. Starał się poruszać jak najciszej, sam jednocześnie nasłuchując jakiegokolwiek dźwięku, który ostrzeże go przed niebezpieczeństwem.
W sumie nie bardzo wiedział jak ma odnaleźć koleżkę druida, łażąc tutaj po omacku i starając się nie dać ustrzelić, szczęściem rozwiązanie przyszło samo. Przepity wrzeszczący głos Marlonna trudno było nie rozpoznać, a Grishnak słuch miał nie najgorszy. Tak więc szaman miał teraz w przybliżeniu ustalony kierunek marszu i tam powoli się skradał, trzeba było tylko uważać na konkurencyjnych zbirów. |