Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-08-2013, 12:51   #45
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
10 Karakzet, czas Salferytu, roku Drum - Daar 5568 KK
Na powierzchni
8 drużyna, 5 pluton, 2 kompania Czarnego Sztandaru


Podróż była chyba jeszcze bardziej męcząca niż wcześniej. Czyżby to przez łupy ciążące niczym pływakowi kamień? Thorin miał ochotę obwiesić jeńca swoimi zdobyczami... z drugiej strony, bardziej przydałoby się go obładować rzeczami Skalliego które musiała dźwigać Ysassa. Thorin chciał jej to nawet zaproponować, ale głupia przecież nie była i nie trzeba było geniuszu by zrozumieć, że w rolę wchodził honor i upartość kobiety, a z tym nie chciał się mierzyć. Oczami wyobraźni widział jak wyklina wszystkich próbujących jej pomóc „ Bo co baranie, myślisz że nie dam rady?” Zamierzała najwyraźniej pokazać wszem i wobec z jakiej gliny jest ulepiona. Thorin nie potrzebował takich dowodów, zwłaszcza ze strony kobiety... i może właśnie dlatego tym bardziej potrzebowała pokazać wszystkim z kim mają do czynienia.
Kronikarz gubił się nieco, miał ją traktować jak równego sobie faceta, a jednocześnie przecież – natury nie oszukasz – widział że to baba i że trzeba ją traktować inaczej... Zagadka warta odnotowania. Tak jak i jej czyn wobec towarzysza o którego nie zamierzał pominąć w kronikach.

Tymczasem myśl o tym, że w końcu idą w kierunku wyjścia dodawała mu otuchy. Nie to, aby pragnął opuścić podziemne korytarze, ale dobrze było wiedzieć, że nie siedzą w pułapce niczym szczury którym ktoś zatkał jedyną dziurę.

W końcu wyszli, Thorin odetchnął z ulga i przekrzywił niemal natychmiast noc. Śmierdziało nieco roślinnością i brakowało naturalnej wilgoci podziemnych korytarzy. Nic to jednak, wyszli a przed nimi otwierały się zupełnie nowe możliwości. Zwłaszcza po przeczytaniu listu kronikarz zdawał sobie sprawę z stojącej przed nimi szansy i nie wahał się o niej opowiedzieć innym, zwłaszcza sierżantowi.

- Wygląda na to, że mamy szanse pójść po odsiecz dla twierdzy. Z tego co słyszałem wszyscy gońcy zginęli, być może jesteśmy jedyną szansą dla twierdzy na przyprowadzenie posiłków. Możemy udać się do mojej rodzinnej twierdzy Karak Azgal, lub do Karak Dron będzie tego kilka dni drogi na północ, albo i nieco dłużej … Stamtąd roześle się gońców do innych twierdz. Oczywiście najpierw zalejmy korytarze i …

Nie zdążył dokończyć gdy w wejściu pojawiły się skaveny, na szczęście zachowywał ciszę i nie trąbił głośno o swych planach. Przygotowana do strzału kusza w mig znalazła się w jego rękach, wymienił porozumiewawcze spojrzenia z Roranem i ruszył nisko i możliwie cicho zachodząc skaveny z flanki. Gdy był już bardzo blisko i usłyszał znak dany przez kamrata, wycelował i strzelił skavenowi prosto w jego łeb. Na podorędziu szykował już swój młot, gdyby trzeba było poprawić, okazało się jednak że szczurza czaszka nie jest zrobiona z metalu i posłusznie daje się przekłuć na wylot. Z bełta który wychylił się z drugiej strony głowy wystawały fragmenty przylepionego doń mózgu. A przynajmniej czegoś co u skavenów za mózg mogło uchodzić. Tej rany nie byłby w stanie zoperować choćby chciał... a nie chciał.

Chwile później przeciwnik skonał, za szybko zdaniem Thorina, na pocieszenie mieli jednak zabaweczkę...

Thornin spojrzał groźnie na skavena, po czym pokazał mu martwego towarzysza przebitego bełtem, oraz żywego jeńca ciągniętego na powrozie, dając mu jasno do zrozumienia, że może skończyć tak lub tak. W więźniu zawsze należy wzbudzić choć cień nadziei, nie ważne jak nierealniej, każdy chwyta się choć cienia szansy, że może przeżyć i idzie na współpracę.

Najpierw rzecz jasna Thorin spróbował mówić w językach jakie znał, nie było tego wiele, zawsze jednak była szansa, że któryś z tych języków skaven opanował choćby w podstawie. - Mówisz w naszym ? Fershtein zu dich ? Parle du Bretonee?
Mea Culpa Estaliano ?
- wtrącił Roran.

Ostrze noża obracające się w dłoniach kronikarza sugerowało, iż lepiej by było gdyby któryś z tych języków znał... albo szybko się nauczył.


Thornin spojrzał groźnie na skavena, po czym pokazał mu martwego towarzysza przebitego bełtem, oraz żywego jeńca ciągniętego na powrozie, dając mu jasno do zrozumienia, że może skończyć tak lub tak. W więźniu zawsze należy wzbudzić choć cień nadziei, nie ważne jak nierealniej, każdy chwyta się choć cienia szansy, że może przeżyć i idzie na współpracę.

Pisk , skowyt i szuranie łapskami, były jedynymi odpowiedziami, nie licząc nerwowego machania ogonem. Skaven był przerażony, co ze zdumieniem zanotował w pamięci Thorin. Po prawdzie nigdy nie miał do czynienia tak blisko z tą rasą, a już tym bardziej żadnej nie przesłuchiwał. Zdawali mu się bardziej... nieludzcy, wyprani z uczuć, a jednak...


Najwyraźniej strach był nieobcy nawet zwierzętom, a przecież skaveni uchodzili za coś więcej. Za rasę, choćby nie wiadomo jak plugawą

Thorin kucną przed skavenem chwycił kamyczek a skaven niemal odskoczył w miejscu. A przynajmniej próbowałby gdyby nie rece skrepowane liną z nogami i czujna postawa Rorana który stał nad nim z wyciągnięta bronią. Przeciągły pisk i zaciśnięte powieki sugerowały Thorinowi iż skaven obawia się o najgorsze.

- Co jest kurna myślisz że ci tym kamyczkiem oko wyłupie? Roześmiał się Thorin a dźwięk śmiechu chyba nieco uspokoił skavena.

Kronikarz wrócił do prób komunikacji, wskazał na skavena i położył przed nim kamyczek - piszczenie i potakiwanie głowom nie ułatwiało prób komunikacji...

Chwycił za drugi kamyczek wskazał na drugiego skavena i położył obok, ręką zagarnął kupe kamyczków , wskazał kolejno na skaweny , na jaskinie , i podsuwając kamyczki skavenowi kazał mu określić ich liczebność...

Przeciągły pisk i wymalowane na twarzy niezrozumienie. To dziwne - przebiegło przez głowę Thorinowi, ale szczur naprawdę starał się pomóc... A przynajmniej chęć życia sprawiała że próbował ocalić swą skórę, tyle że nie wiedział jak...

Skaven nie wiedział co ma zrobić z kamyczkami, w końcu jednak domyslił się, że przeciwnikom chodzi o jego lud. Wskazał na siebie, na martwego towarzysza, palcem na szczyt Azul i chwilę później głęboko w dół, po czym zaczął rysować niekończącą się ilość kresek na śniegu... Oczywiście piszczał przy tym i machał ogonem co niemiara.

- Dobry skaven - odrzekł dobrotliwie Thorin, w którym nic jednak z dobroci nie zostało, zwłaszcza po tym jak przypomniał sobie co szczury zrobiły z oddziałem po który mieli pójść.

Po chwili wpadł na jeszcze jeden pomysł.
- Pokaż mu ten sztandar czy co to tam jest, zobaczymy czy rozpozna. - rzucił Detlefowi. Ten wyciągnął kawałek zdobycznego płótna i przybliżył do skavena, nie dając mu go jednak do ręki. - A to poznajesz? - dopytywał kronikarz.

Skaven powąchał materiał i wyraźnie się wystraszył, szurając nogami piszcząc , skowycząc niemalże próbował odsunąć się od płachty materiału, dając reszcie wyraźnie do zrozumienia, że oto znaleźli “amulet” odstraszający skaveny. Thorin także powąchał materiał ale nic od niego nie czół. - Nie mam więcej pytań. Rzekł do pozostałych zaciskając dłonie na młocie , ale nie podnosząc go do góry. Nie chciał niepotrzebnie straszyć skavena, należała mu się w jego opinii szybka i prosta śmierć za okazane chęci współpracy. Decyzje jednak pozostawił sierżantowi.

Po chwili Thorina olśniło.

- Sierżancie, jeśli teraz zalejemy korytarze to całe to ogoniaste plugastwo wypełznie na powierzchnie i napatoczy się na zielonoskórych. Najpewniej wzajemnie się wykończą będzie to jednak wsparcie jakie przyda się twierdzy.
Kronikarz był wręcz podekscytowany pomysłem. Próbował wypytać nawet o imię skawena, długo wskazując na siebie i powtarzając swoje oraz na towarzyszy. Nawet głąb ze szczurzym mózgiem musiał w kopńcu załapać o co chodzi. usłyszał w końcu
- Ssysknsir , albo coś w tym guście. Imię skawena nie miało dotąd znaczenia i tak miał być martwy, teraz jednak sytuacja zmieniła się diametralnie.

- Co więcej, proponuje tego tu zabrać z nami do zbiorników wodnych, na jego oczach odkręcić śruby i wypuścić, dając mu czas aby ostrzegł resztę. Nie wydostaną się z tej góry inaczej niż przebijając się przez orki, a to zaoszczędzi nam pracy. Zresztą nawet zielonoskórzy rozpełźli się lub rozpełzną po podziemiach, więc nawet gdyby zostali na górnych poziomach, walki między nimi będą nieuniknione. W chwili obecnej to zieloni zagrażają twierdzy.

Nie chciał mówić , że wróg naszego wroga... bo daleki był od koncepcji przyjaźni ze skavenami. to się po prostu gryzło. Można było jednak jedno zagrożenie skierować na drugie , pozbywając się przynajmniej jednego z nich i znacząco osłabiając drugie.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 10-08-2013 o 13:57.
Eliasz jest offline