Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-08-2013, 12:21   #41
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
9 Karakzet, czas Azurytu, roku Drum - Daar 5568 KK
1047 stóp pod poziomem miasta, ostatni poziom jaskiń
8 drużyna, 5 pluton, 2 kompania Czarnego Sztandaru


Walka która rozgorzała po wejściu do pieczary trwała niezwykle krótko i skończyła się porażającym zwycięstwem. Thorin nie czół jednak dumy, nie wiedział czemu. Może z powodu rannego Skalliego którego bełt ugodził tak, że bujał się właśnie nad przepaścią śmierci i to na cienkiej , słabej, zapewne elfiej linie...

Być może z powodu tego jak oddział postąpił z tymi którzy się poddali... Do głowy mu nie przyszło ciągnąć wszystkich jeńców, trwała wojna i w tych okolicznościach było to zwyczajnie niemożliwe, jednak tu nastąpił szereg pojedynczych samosądów, a to źle wróżyło oddziałowi, świadczyło też o pewnej słabości dowództwa.

Thorgin nie miał jednak czasu na dłuższe analizy, rana którą dostał Skalli wymagała natychmiastowej reakcji. Sekundy dzieliły kamrata od śmierci. „Nie za mojej warty” – pomyślał ponuro, dobrze jednak wiedząc, że wszystko co może zrobić to co najwyżej spróbować. Sam nie dawał rannemu większych szans. Zwyczajnie nie chciał zostawić go bez choćby próby ocalenia.

Thorin dosłownie przeraził się obrażeniami Skalliego. Ruszył i dobiegł do rannego woja w ciągu jednej chwili. Padł przy nim i odrzucił na bok swą kuszę. Odwrócił Skalliego na bok, przechylił mu głowę tak by ten ostatni nie utopił się we własnej krwi. Krzyknął.

- Pomóż mi, przytrzymaj go, tu ściskaj. - Thorin krzyknął w stronę Galeba i Baldrika, którzy byli najbliżej całego zajścia, a nie mieli rąk zajętych walka na razie.

Szybka ocena rany i oddziałowy medyk wiedział że gorsza mogłaby być jedynie śmierć. Skalli miał przestrzelony w dwóch miejscach kark, rozerwany ostrzem grota podbródek, a co gorsze, po zbadaniu palcem wnętrza ust krasnoluda, okazało się że również język jest poważnie uszkodzony, właściwie rozerwany na pół. Szczęście w nieszczęściu, żaden z zębów nie został wybity, bogowie wiedzieli jedynie jak to było możliwe że żółte zęby Skalliego się uchowały bez szwanku. Ocena rany to jedno, ale Thorin doszedł do wniosku że lepiej na razie pozostawić bełt w rani, przynajmniej póki nie będzie mógł przygotować ostrza by skauteryzować ranę. Mocny wywar przechowywany przez Thorina w szklanej fiolce też tu nie mógł pomóc, rany były zbyt rozległe. Na szczęście nic nie utrudniało oddychania Skalliemu, a to dzięki szybkiej interwencji Thorina. Na razie jednak okazało się że najlepiej by było nie ruszać rannego, skoro krwawienie zmniejszyło się, zaczął pojawiać się obrzęk, a hardy wojownik stracił przytomność.

Gdy pochylał się nad rannym, tamując krew i przechylając go na bok aby się nią nie zadławił, paskudność rany przypomniała mu stary kawał o elfickich lekarzach...

„Elficcy medycy odkryli nerw łączący oko bezpośrednio z dupą.
Kiedy ukłuli pacjenta igłą w dupę, w jego oku pojawiła się łza.
Kiedy wbili te sama iglę w oko, pacjent się zesrał.”

Po chwili dostrzegł że potyczka dobiega końca i nie ma innych rannych by się nimi zająć, oczywiście poza wrogimi wojownikami, ale oni nie mieli większego znaczenia w porównaniu z życiem Skalliego. Torba felczera została otworzona, z niej cyrulik wyciągnął potrzebne narzędzia i medykamenty. Szykował się do trudnego zabiegu... musiał usunąć bełt który przeszył ciało w sześciu punktach, wliczając w to fakt że uszkodzony był język Skalliego. Taki rodzaj ran oznaczać tylko mógł poważne krwawienie. Ogólnie Thorin ocenił stan zdrowia wojownika na stabilny i nie zagrażający życiu, ale to mogło się zmienić w każdej chwili po usunięciu wrażego bełtu z karku i jamy ustnej. Od tego tez zależeć mogło czy Skalli jeszcze kiedyś będzie mógł normalnie mówić, czy może do końca życia będzie seplenił jak bezzębny kupczyk. Wszystko było gotowe, błyskawiczna diagnoza, instrumenty medyka i cenne maści, teraz tylko brakowało źródła ognia i możliwie dużego zapasu wody i spirytusu, na szczęście tego Thorin miał pod dostatkiem. Dziwny rodzaj lampy czy piecyka, cyrulik dostrzegł na środku pomieszczenia. Zostawił zatem Skalliego pod opieką Galeba i ruszył by zbadać to dziwne znalezisko.

W czasie zabiegu jaki przeprowadził Thorin z pomocą Galeba, Skalli był wciąż nieprzytomny. Cyrulik dokonywał cudów. Bełt został ucięty zaraz przy lotce, po czym Thorin wyciągał go przez usta, cal za calem, a kiedy tylko pierwsza rana była wolna od pocisku, była natychmiast czyszczona, dezynfekowana, kauteryzowana i zszywana. Thorin robił to powoli, tu nie można było się śpieszyć, nie należało. Do kauteryzacji użyto sztyletu rozgrzanego nad dziwnym znaleziskiem Thorina, olejowym piecykiem, który był z całą pewnością khazadzkiej roboty, sądząc po dokładności wykonania i zdobieniach. Obiekt ciężki, choć niewielki, wykonany z mosiądzu, stali i brązu. Ogień płonący na szczycie tego ustrojstwa dawał mało światła, ale sporo ciepła i w jakiś niezrozumiały sposób, olej spalał się dość szybko dając tym samym bardzo wysoką temperaturę płomienia, to mogło mieć coś wspólnego z ciśnieniem w zbiorniku olejowym i małą, ręczną pompą u boku mechanizmu. Tak czy inaczej, Skalli był wkrótce opatrzony, przypalony i pozszywany. Szyja i kark rannego wojownika była bardzo spuchnięta co nadało mu dziwny, jakby niedorozwinięty wygląd facjaty. Skalli nasmarowany maściami i owinięty bandażami, które wkrótce zmieniły kolor z bieli na szary z plamami czerwieni, spał jeszcze przez jakiś czas, nie dłużej niż potrzeba by spalić dwie godzinowe świece. Po przebudzeniu chciał mówić, majaczył, ale nie był w stanie otworzyć ust. Poza tym był w dobrej kondycji, mógł iść, w końcu nic nie stało się jego nogom, rękom czy ważnym organom wewnętrznym. Jedyne co się zmieniło to fakt że Skalli był cicho... zupełnie jak nie on. Ysassa zaopiekowała się kolegą ze zwiadu, od tej pory pomagała mu iść i wzięła też jego tobołek.

Thorin, Galeb i Dorrin ruszyli na przeszukiwanie obozowiska w tym czasie. Hargin zajął się sprawdzeniem ciała wartownika którego położył strzałem z kuszy. Baldrik obszukiwał kieszenie zabitego khazada, a Detlef zajął się człowiekiem w czerwieni. Jedynie Roran i Glandir wzięli jeńca w obroty i przepytywali go bez wytchnienia. Thorin choć miał ochotę wziąć człeka z Księstw Granicznych na spytki to nie mia na to szansy, na początku zbyt zajęty opatrywaniem Skalliego, a kiedy skończył... cóż, przesłuchanie zakończyło się również.

Przynajmniej miał choć cząstkę łupów, choć nawet nie miał co porównywać zdobyczy do tego co znaleźli inni. Zwłaszcza Detlef, który rozwinął bogato zdobione płótno, wyglądające jak sztandar. Idealne wprost do obszycia wewnętrznego kroniki, zwłaszcza jeśli był to sztandar oddziału który właśnie pokonali. Nie omieszkał zapytać o to Detlefa, ten jednak stwierdził, że to za mały kawałek, aby można było stwierdzić czy to dzieło ludzie, krasnoludzkie czy nawet tfu elfie. Czyżby skaveńskie? Zastanawiał się Thorin, w takim przypadku mogło nabrać wartości dla kroniki, jedynie w przypadku gdyby khazaldzi z Czarnego Sztandaru musieli potykać się z szczurami. Dostał jednak od Detlefa modlitwę znalezioną przy zwłokach, miała ponoć chronić przed śmiercią i ranami, ale najwyraźniej nie działała. Do kronik jednak nadawała się w sam raz. Podobnie jak pierścienie poległych wojowników, z których można by zrobić łańcuszek przymocowany do kroniki...

Dostrzegł też zwłoki zabitego przez Skalliego i Ysassę wojownika. Właściwie tylko dlatego, że Ysassa wydawała się nim nie zainteresowana, a Skalli zwyczajnie nie mógł, Thorin podszedł do zwłok, jak się okazało nie sam.
Wisior sędziego imperialnego wykonany ze srebra stanowił niezłą pamiątkę po starciu i być może lepiej y się nadał na łańcuch do kronik niż zestaw pierścieni... Z drugiej strony, mógł mieć jakąś wartość innego typu, Thorin póki co nie wiedział jaka, ale zamierzał sprawdzić w Bibliotece, do czegóż mógł służyć. I czy stanowił jakąś wartość poza salą sądową. Nie licząc rzecz jasna ogólnej wartości srebra.

Z miejsca zaopiekował się tez bukłakiem z wodą, butelką brandy z etykietą prowincji Ostandu, osełką do miecza i zestawem kości do gry. Zaciekawiła go także mała statuetka Morra wykonana z drzewa cedru, nie wiedział jeszcze co mógłby z nią począć, ale był pewny, że coś wymyśli... Pierścieniami zaopiekował się w tym czasie Roran jak również sakiewką.
Nie pogardził też oferowanymi kolczymi nogawicami i czepcem, wiedząc, że taniej będzie je naprawić i dopasować, niż kupić nowe.

Po przeszukaniu zwłok pozostawało wrócić do Skalliego jak i do pozostałych kamratów.

- Jeżeli znaleźliście coś, co może być wkładem w kronikę, co może stać się jej elementarną częścią, lub chociaż o czym warto w niej wspomnieć to chętnie bym to zobaczył lub przyjął. – powiedział spokojnie i poważnie. Wiedział, że w istocie są to ważne kwestie, ale nie zamierzał się też płaszczyć w prośbach. Rozumiał, ze niektórzy mogą zwyczajnie nie chcieć oddać swego, choć za niektóre rzeczy gotów był nawet sam zapłacić, gdyby zaszła taka konieczność. - Darczyńcy zostaną wymienieni w kronikach. – dodał po chwili , mając nadzieję, że zachęci tym niezdecydowanych. - Ostatecznie niektóre rzeczy po prostu odkupie - dodał już mrucząc niezadowolony, nie chciał by cenne pamiątki przepadły gdzieś wśród kupców którzy patrzyliby nań jedynie pod kątem wartości przedmiotów, pomijając wartość historyczną i dowodową, która mogła mieć znaczenie wyłącznie dla kronikarza.

Przyjrzał się też miksturze która znalazł Detlef, która po zapachu, kolorze, gęstości mógł przyrównać do znanych sobie z medycznego doświadczenia mikstur. Zawsze tez można było wypróbować ją na jeńcu, przynajmniej małą dawkę... wolał jednak nie wlec na wpół przytomnego od zatrucia jeńca, a nie mógł wykluczyć, że tak się to skończy.

Bardziej zainteresował się listem i mapą, które zamierzał dokładnie przejrzeć, o ile ich właściciel nie widziałby w tym przeszkód. Nie musiał nawet wspominać, jak wartościowe byłyby to przedmioty źródłowe do kroniki którą tworzył...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 09-08-2013 o 17:51.
Eliasz jest offline  
Stary 09-08-2013, 22:43   #42
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny


Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
10 Karakzet, czas Salferytu, roku Drum - Daar 5568 KK
Kompleks jaskiń pod twierdzą Karak Azul


Skalli cierpiał, to było pewne. Wystarczyło spojrzeć na jego twarz. Teraz bez hełmu, zabandażowana razem z szyją. Opatrunki były brudne od pyłu i poznaczone szkarłatem krwi. Prawe oko było prawie niewidoczne ze względu na potężną opuchliznę powstałą od straszliwej rany. Bełt raził kark, podbródek i język khazada. Pewnym nie było czy Skalli będzie mógł jeszcze kiedyś mówić. Los ciężko go doświadczył, i to już drugiego dnia służby pod Czarnym Sztandarem. Teraz to było już nie tak ważne... Skalli idąc musiał opierać się o skalne występy, odpoczywać po pokonaniu każdych stu kroków, pluć krwią co kilka chwil i jakby tego było mało to zataczał się od czasu do czasu. Wstydził się, a u innych wzbudzał obawy czy aby uda im się dotrzeć na powierzchnię z tak rannym towarzyszem? Nikt zostawić go jednak nie miał zamiaru.

Tak, był to drugi dzień. Każdy inny zgubił by może rachubę czasu, ale nie Thorin. Cyrulik i kronikarz zarazem. Krasnolud który uratował życie Skalliemu, a teraz idąc korytarzami wschodnich jaskiń Azul, obliczał ile to czasu musiało minąć od kiedy rozłączyli się z przewodnikiem. Ponad doba, tak wynikało z rachuby. To nie była dobra wiadomość. Szczególnie biorąc pod uwagę że na powierzchni trwały przygotowania do obrony twierdzy... a wróg szykował się do ataku. Thorin szedł i myślał o tym, nawet nie wiedział kiedy, a jego stan zdrowia poprawił się. Dreszcze ustały i te chwilowe zachwiania równowagi również odeszły precz. Jedyna dobra wiadomość tego dnia pewnie, tym bardziej że Thorin kreślił wciąż mapę podziemi, co łatwym zadaniem nie było biorąc pod uwagę warunki w jakich przyszło im podróżować.

Ciężar tobołów był potworny. Ysassa uginała się pod nim, ale dzielnie stawiała krok za krokiem. Pot brał swe źródła od czubka głowy i pod pachami, przez plecy, piersi oraz uda... nie było kawałka ciała hardej khazadzkiej wojowniczki który nie byłby teraz mokry z wysiłku. Było gorąco. Głęboko pod ziemią, bliżej ognistego serca planety niż można by było sobie wyobrazić. Do tego jeszcze te manele. Nieść swój ekwipunek i oręż to jedno, ale teraz Ysassa była skazana by taszczyć ze sobą również własność Skalliego. Ten nie był zdolny by nieść teraz cokolwiek. Dzika khazadka mogłaby poprosić by ktoś inny ją wyręczył w zadaniu, ale nie chciała tego zrobić. Skalli był jej kamratem ze zwiadu. Poczuła swego rodzaju dziwną więź z tym opanowanym wojownikiem, tak bardzo odmiennym od niej samej.

Tak, Skalli był opanowanym wojownikiem... ale tak dziwnej, niespotykanej postawy wśród khazadów, jaką przedstawiał Hargin, nawet Skalli nie potrafił okazać. Hargin milczący, zawsze cichy niczym mysz, wędrował ze swą nieodzowną kuszą i zamykał podziemny pochód. Patrzył w ciemność za plecami oddziału i pilnował by nikt nie zaszedł ich od tyłu. Glandir nadał mu taką funkcję... tylna straż. Hargin cieszył się z tego, nadawał się do tej roboty jak mało kto. Nawet te kilka rzeczy które ściągnął z martwego wroga nie zrobiło różnicy, wiecznie milczącemu wojownikowi, w obciążeniu... dalej mógł być szybki i zwinny, niewidoczny niczym cień.

W tylnej straży podążał również Detlef. Zatwardziały wojownik z Zhufbaru. Doskonały w walce na dystans co pokazał już kilkakrotnie. Znacznie ciężej opancerzony niż Hargin, ale nie wiele mniej zwinny. Jeśli przyrównać można było Hargina do doskonałego obserwatora i kusznika zaporowego, tak Detlef był skałą która miała zatrzymać ewentualny pościg. Ścianą o którą rozbić mieli się wrogowie. Jego bliźniacze topory potrafiły zebrać potężne krwawe żniwo, a zbroja była solidna i gruba na krasnoludzki palec. Detlef zdecydowanie był na swoim miejscu, tym bardziej że zawsze obawiał się ciosu od tyłu i był na niego bardzo wyczulony.

Zwiad pod postaciami Skalliego i Ysassy, tylna straż Detlefa i Hargina, Thorin jako powszechny uczony, medyk i kronikarz, który tak dobrze jak piórem robić potrafił również sztyletem i kuszą. Oddział pod dówództwem Glandira Thorrinssona począł się z wolna kształtować. W tej formacji to Galebowi przypadło grać rolę zbrojmistrza, płatnerza i znawcę spraw magicznych i mechanicznych. On jeden miał ku temu wykształcenie i potrzebne doświadczenie. Poza sprawami dotyczącymi szeroko pojętej magii, również inni mogli się wykazać, jednak jeśli szło o tajemne znaki, magiczne runy i wiedzę o naturze wszechmocnych wiatrów magii, tylko Galeb mógł pochwalić się taką znajomości tematu. Teraz, doskonale opancerzony, w stal kutą własnymi dłońmi, podróżował u boku Thorina. Obaj tworzyli zaplecze logistyczne formacji. Pozycje dumne i honorowe.

Każdy powoli odnajdywał się w roli żołnierza, każdy także obierał sobie funkcję lub które z rozwagą przydzielał sierżant. Podobnie było z najmłodszym krasnoludem, Baldrikiem. Ten choć twarzy od wiatrów ogorzałej jeszcze nie miał, ni też oczu i zwiadowczych umiejętności jak Ysassa czy Skalli, ani wiedzy jak Galeb i Thorin... to posiadał inne przydatne dla grupy zdolności. Baldrikowi przypadła rola w oddziale specjalna. To on pierwszy wspinał w górę kominów powietrznych i opuszczał się w dół sztolni. Zabezpieczał węzły i sprawdzał jakość zejścia linowego. Młodzian był szybki jak górska kozica. Chwytał linę i po chwili był już poziom wyżej by ją umiejętnie przywiązać. Na razie tylko tyle pokazał, na tyle miał szansę... jednak jego osoba kryła w sobie jeszcze wiele niespodzianek, które miał zaprezentować kolegom z drużyny. Jeśli tylko bogowie dadzą mu na to szanse... jeśli uda się im opuścić skomplikowany labirynt korytarzy.

Dorrin i Roran stali się siłą uderzeniową, mięśniami 8 drużyny Czarnego Sztandaru pod dowództwem sierżanta Glandira. Dorrin, wytrawny górnik i woj o którego masie można by napisać wiele śmiesznych opowieści... ogromny, groteskowy i niepowstrzymany w boju. Oczywiście nikt by tych śmiesznych opowiastek w twarz mu nie rzucił, ale mało kto wiedział że Dorrin miał poczucie humoru i optymizm jakiego zazdrościć mu mogli tylko inni. Żadna tragedia nie była w stanie wzruszyć tego mocarnego kolosa. Ruszał do walki ze śmiechem, wracał we krwi... wciąż się śmiejąc. Teraz gotów był by w każdej chwili ruszyć na spotkanie wroga, czy to na tyłach oddziału czy może na szpicy. Glandir musiał rozporządzać mądrze siłą jaka drzemała w Dorrinie, ale i nie tylko siłą, również jego berserkerską postawą. Zarkan był jak odbezpieczony krasnoludzki granat ręczny, mógł eksplodować w każdej chwili i razić tak wrogów jak i przyjaciół.

Zupełnie inny był Roran. Ten stary i doświadczony wojownik, który zwiedził połowę znanego ludziom świata, stał się duszą oddziału. Silny, nieustraszony, walczący bez pardonu, bez zbędnych emocji i bezsensownych honorowych zachowań tak częstych wśród khazadów. Roran trwał po to by zwyciężać, za wszelką ceną, bez względu na koszta. Sztylet w gardło, topór w plecy czy włócznia w serce wroga. Każdy sposób walki dla Rorana był dobry. Jego wiedza zebrana z licznych pól bitewnych była przyjmowana z wielkim szacunkiem przez resztę towarzyszy, ale dla wielu były to tylko opowieści z przeszłości, zwykłe historyjki... jednak nie dla sierżanta Glandira. Ten młody dowódca czerpał z obeznania Rorana na wojennym rzemiośle niczym ze studni wiedzy. Pełmnymi wiadrami. Roran nie protestował, z chęcią doradzał i pomagał i tak jak Dorrin, był potężnym wojownikiem gotowym nieść pomoc w każde miejsce, tam gdzie rzucił go sierżant lub zdrowy rozsądek. Teraz to właśnie Roran zajmował się jeńcem. Prowadził go związanego i zakneblowanego na kawałku powrozu. Dla wielu kolegów było dziwne że khazad ma, można by powiedzieć, dobry stosunek do pojmanego. Jednak Roran Ronagaldson żył wedle prawideł wojennych. Wiedział że dziś on ma jeńca... jutro sam Roran mógł być jeńcem. Podejście do wojny kapral miał bardzo chaotyczne, tak jak sama jest wojna... tylko on jeden rozumiał w pełni swe postępowanie, czasem dla wszystkich jasne, innym razem jedynie dla niego. Wszystko co robił miało jednak jakiś sens. W umyśle tego sędziwego kaprala nic nie działo się bez powodu.

Ciężar dowodzenia spadał na Glandira. Khazad bardzo młody jak na sierżanta... jednak szlachetnej krwi i odwagi jakiej pozazdrościć mogli tylko inni. Każdy z oddziału miał wiele charakterystycznych sobie cech... ale odwaga, honor, poświęcenie... tak można było opisać najkrócej Glandira, syna Torrina. Krasnolud z zacnego rodu, w którego żyłach płynęła krew wspomnianego Torrina, syna Jorruna, khazada który okrył się sławą w wielu bitwach o Karak Norn. Glandir czuł na sobie nie tylko ciężar sprawowania dowodzenia nad formacją 8 drużyny, ale czuł również ciężar dziedzictwa. Duchy przodków prześladowały go w snach, domagając się by był wojownikiem który okryje się nieśmiertelną chwałą tak jak jego ojciec i wujowstwo. Jak na razie Glandir nie był z siebie zadowolony. Wiedział że dał się wmanipulować w jakąś dziwną, być może polityczną grę... przez to pociągnął za sobą, na dno - dosłownie, wszystkich swych podkomendnych. Wiedział ze musi naprawić swój błąd. Rozpracować nie mógł jedynie o co w tym wszystkim chodziło. Dlaczego ktoś chciał pozbyć się jego samego i jego towarzyszy? Pewnym nie był czy powinien dopełnić zadania i zalać wschodnie tunele... nie wiedział jaki czeka ich los. Do tego jeszcze ta grupa najemna którą Glandir rozbił w pył. Czego oni pilnowali i po co? Śluzy, zaworów, ale po jakiego diabła? Jeniec który ponoć zwał się Walgram Acco, powiedział im wszystko co wiedział, tak przynajmniej można było przypuszczać. Najważniejsze że wiedział jak wyjść z kompleksu podziemnych tuneli. Ta informacja była na wagę życia. Odrobine światła na całą rzecz mógł rzucić także list który Glandir otrzymał od Detlefa, list znaleziony przy ciele Irvina Złotoustego.




***

Drużyna ruszając z Sali Akwenu, zebrała wcześniej wszelkie łupy wojenne które im się prawnie należały. Ciała pozostawiono byle jak, rzucone pod ścianą, nie było ich jak pochować, zresztą na pochówek sobie raczej zabici nie zasłużyli. Glandir podjął decyzję. Ruszali tunelami by odszukać zaginiony oddział Łamaczy Żelaza. Droga była trudna, jak zawsze kiedy podróżowało się pod górę. Tym gorzej że jak mówił Acco, tunel do wyjścia który on znał, brał swój początek na najniższym poziomie jaskiń, więc musieli wrócić jeszcze do Sali Akwenu. Penetrowanie tuneli nie było sprawą ni łatwą ni przyjemną. Gorąco, zmęczenie, wieczna ciasnota korytarzy. Thorin wciąż kreślił mapy i miał ich już pokaźny stosik... bez tego khazada szanse na opuszczenie labiryntu równały się prawie zeru. Jednak szansą mógł, choć nie musiał, być jeszcze Dorrin. Ten zaprawiony w górniczym rzemiośle krasnolud, znaczył drogę w sobie jedynie znany sposób, taki który mógłby rozpoznać może inny górnik, ale raczej nie grupa żołnierzy. Jednak sposób Zarkana opierał się głównie na domysłach, goelogii, doświadczeniu... nie dawał pewnego wyjścia, ale jedynie jego nadzieję.

Sala po sali, tunel za tunelem, godzina za godziną. Wolnym marszem, grupa pokonywała trudności związane ze wspinaczką i ciągłym widmem ataku najemnej grupy Bonarges lub skaveńskiego pomiotu. W końcu. Na jedenastym poziomie, przy północnej ścianie zigguratu... oddział Glandira, odnalazł to czego szukał. Pokaźnych rozmiarów pieczarę, w której zbudowano kamienne ściany po jej bokach i ustanowiono coś w rodzaju niskiego budynku strażniczego. Tunel którego bronić miał owy mur i strażnica, był ogromny, lekką noga mogło przemaszerować tędy może nawet dwudziestu khazadów ramie w ramię. Teraz jednak był zawalony. Bliższe oględziny całego miejsca nie dały odzianym w czarne tuniki khazadom żadnych znalezisk poza jednym. Spod zawaliska kamieni dostrzec dało się kończyny zgniecionych na miazgę krasnoludów. Wystający but lub rękawica, a nawet zmiażdżona twarz wojownika podziemnego. Na szczycie tego wszystkiego wymalowany krwią był znak, prosty ale jakże złowrogi. Mógł oznaczać tylko jedno. Skaveny.


Pewności nie było czy był to zaginiony oddział, ale można było tak właśnie przypuszczać. Zasmucona 8 drużyna musiała jednak ruszać dalej. Glandir zakomenderował po raz kolejny. Tym razem kierowali się do sekretnego wyjścia na północnym zachodzie, tego które znał pojmany Walgram Acco, wciąż prowadzony przez Rorana na postronku niczym averlandzka świnia. Wiele godzin póżniej... już na najniższym poziomie kompleksu jaskiń, Walgram pokazał tajemny tunel którym sam przybył do Sali Akwenu i tym właśnie tunelem drużyna poczęła piąć się ku wyjściu. Była to długa wedrówka, ale co raz to świeższe powietrze jasno dawało do zrozumienia że kierują się ku wyjściu. Radości ogromnej nie było wsród żołnierzy, jak na razie oba zadania nie zostały ukończone, a wyjście? Cóż wyjście na powierzchnię po dwóch dnia pod ziemią nie było czymś wspaniałym dla grupy khazadów która mogła przecież spędzić nawet całe swe życie pod ogromnymi pokładami Azulskich skał... byle tylko mieli piwo i jadło.

Wkrótce znaleźli wyjście. Zmierzchało na zewnątrz. Kapral Ysassa ruszyła przodem, wyszła z tunelu na ośnieżone górskie zbocze i odnalazła ślady czyjegoś obozowania. Śmieci, odchody, kilka butelek po brandy, ten sam gatunek który odnaleźli wcześniej przy zabitym wartowniku. Co ciekawsze, śnieg zaczął pokrywać już ciało lekko odzianego orka. Zielony zabity został z broni dystansowej i rzucony jak ścierwo by zgnił, choć czy było to możliwe w tak niskiej temperaturze?


Ysassa dała znak i reszta oddziału dołączyła do niej. Zaczęto przeszukiwać obóz. Wkrótce trafiono na ślady grupy która podążyła przełęczą w dół, w stronę skutych lodem niskich gór. Jedynie Hargin i Detlef pilnowali wejścia do ukrytego tunelu... i zrozumieli jedno... ktoś za nimi podążał od dłuższego czasu. Ktoś lub coś się zbliżało i wkrótce miało osiągnąć wyjście na przełęcz. Dali znać sierżantowi, a ten nakazał ukryć się za skałami. Długo czekać nie musieli. Najpierw z czerni tunelu wysunał się wąsaty nos, począł węszyć. Kilka uderzeń serca później, dwaj skaveni uzbrojeni w pordzewiałe miecze wyszli z korytarza i ukazali się w całej swej szczurzej ochydności. Jeden z nich spojrzał w górę, na zbocze skały Azul... drugi padł na śnieg i zaczął węszyć w nim nosem... kręcił się wokół po śladach khazadów. Popiskiwali między sobą w jakimś dziwnym języku. Było kwestią czasu nim zwęszą khazadzką grupę, ale żaden z żołnierzy nie wierzył że dwóch skavenów może przypuścić atak na drużynę Czarnego Sztandaru.

 
VIX jest offline  
Stary 10-08-2013, 11:42   #43
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
W tej sytuacji wszystko zdawało się jasne. Pierwsze: trzeba wyeliminować skaveny z zastrzeżeniem że jednego z nich trzeba przesłuchać. Skinął głową na kronikarz a którym zrozumieli się chyba doskonale. Ten, dobywszy cicho kuszy zbliżył się od prawej strony, zbójnik zaś zostawiwszy graty po za linką i nożem ruszył od lewej. Po krótkiej chwili, gdy obaj mieli dość czasu na znalezienie się na pozycjach, Roran zahukał cicho jak sowa. Dwa oddechy później większy szczurek padł na glebę, z łbem przebitym bełtem. Weteran nie wahając się, wyskoczył z krzaków i z całej pary jebnął mniejszego szczurka w tył głowy. Zdążył on zresztą dostać postrzał od któregoś z co bardziej narwanych kompanów krasnoluda. Mniejszy szczur zapewne jest bardziej strachliwy a więc łatwiej go będzie zastraszać. Szybkie przeszukanie pozbawiło go wszystkiego co nie plugawe. Po chwili kronikarz i kapral wrócili do reszty ciągnąć nowego jeńca a nogi na lince. Tu kronikarz, mędrzec zresztą wziął się za przesłuchanie. Roran zaś wyjaśnił reszcie:

- Słuchajcie, skoro wiemy że wejście już niepilnowane, wracajmy, odkręćmy zalewanie i spadamy na zewnątrz. Thorin zdaje się proponował co by iść po odsiecz do twierdzy, może nas za to za jaja nie powieszą..co wy na to. Zwłaszcza ty Glandirze, to twa decyzja.

Póki co Roran był zadowolony. Sierżant był rozsądny, łupy niezłe, a kompani sensowni. Przejrzał graty szczura., te od drugiego zostawiając kronikarzowi. Uważał przy tym, z Tilei wiedział że szczury mają jakieś mutagenne kamyki co je wszędzie wciskają. Oby dalsze decyzje były mądre.
 

Ostatnio edytowane przez vanadu : 10-08-2013 o 12:28.
vanadu jest offline  
Stary 10-08-2013, 12:15   #44
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
10 Karakzet, czas Salferytu, roku Drum - Daar 5568 KK
Kompleks jaskiń pod twierdzą Karak Azul


Tylna straż. Właśnie tak nazywało się zadanie Hargina. Faktycznie był z tego zadania zadowolony. Hargin Gildorhn był tarczownikiem i nie raz walczył w pierwszym szeregu z masą wrogów, osłaniając się tarczą i rąbiąc w odpowiedniej chwili toporem. Nie raz otrzymał ranę, dlatego że szedł jako jeden z pierwszych w swoim starym oddziale. Nigdy nie przepadał za całkowitym okuciem w zbroję, twierdząc że swoboda nóg w lekkim pancerzu jest często kluczem do zwycięstwa. A teraz było inaczej. Nie dlatego że miał na nogach cięższy pancerz, bo nosił nowo zdobytą kolczugę, ale dlatego że szedł z tyłu. Maszerował z Detlefem mając baczenie na tyły. Nie musiał przejmować się przodem, że wpadnie w jakąś pułapkę. Nie musiał iść ciągle z uniesioną tarczą obawiając się strzały z ciemności. Teraz jego zadaniem było nasłuchiwanie.
Detlef był młodszy od Hargina ale to mu w ogóle nie przeszkadzało. Wiedział że z wiekiem nabiera się doświadczenia i hartu ducha, a że Detlef najmłodszy nie był to już nieco potrafił.
Najmniej Hargin zazdrościł sierżantowi, bo to on pełnił tu najbardziej odpowiedzialną funkcję. Musiał podejmować liczne decyzje, które dopiero później mogły okazać się słuszne bądź nie. Sam Gildorhn miał pewnie z racji wieku nieco więcej doświadczenia w bojach i życiu niż Glandir, ale sam też nigdy nie chciał być sierżantem. Towarzyszyło mu wrażenie że by nie podołał, że to zbyt duża odpowiedzialność. Zawsze odpowiadała mu rola żołnierza, rola by wykonywać rozkazy a nie je wydawać. Choć z tym zwykle wiązał się mniejszy żołd... Jednak Glandir dobrze sobie radził w swojej roli, miał zawsze parę kaprlów którzy mogli mu służyć dobrą radą i wsparciem w dowodzeniu. No cóż... w oczach Hargina oddział powoli zaczął się kształtować i zespalać.

***

Wędrówka ciągnęła się długimi godzinami. Hargin cały czas miał dziwne wrażenie że ktoś idzie za ich grupą ale sam nic nie widział i nie był do końca pewien swoich obaw, jednak one nie ustalały a wręcz przeciwnie - nasilały się. Co jakiś Gildorhn spoglądał na Detlefa, by zobaczyć czy jego też coś niepokoi. I tak było.
Wreszcie grupa dotarła do większej jaskini. Najprawdopodobniej było to miejsce gdzie krasnoludy trzymały straż, być może stacjonował tu oddział Łamaczy Żelaza. Jednak wszystko było zniszczone a krasnoludy wybite. Wyglądało to trochę jakby ktoś zawalił na nich własne konstrukcje. Gdzieś tam został namalowany typowy znak skavenów. Hargin splunął na jego widok
- Przeklęte skaveny. To ich sprawka. Ciekawe dlaczego i jak krasnoludy tu obozujące dały się im zaskoczyć? - zapytał retorycznie grupę, która nie znała przecież odpowiedzi na to pytanie - Skoro szczurze pomioty tu były, to pewnie będą i dalej.
Ruszyli dalej w stronę tunelu który znał pojmany. Ostatecznie drużyna znalazła owy tunel, który piął się do góry a oddział razem z nim.
Krótki zwiad krasnoludki przyniósł owoc. Znalazła obóz, do którego już raczej nikt nie miał zamiaru wracać, patrząc po bałaganie i leżącym orku. Tylna straż zajęła jednak swoje pozycje nie przeszukując obozu bardziej. Hargin i Detlef w pewnym momencie naraz spojrzeli na siebie słysząc dochodzące z tunelu dźwięki.
- Idź powiedzieć sierżantowi że ktoś się zbliża - zaproponował Hargin by nie drzeć się do sierżanta. Ten nie zlekceważył zagrożenia i szybko rozkazał by zając pozycję za skałami. Długo czekać nie trzeba było. Szczury, dwa skąpie odziane szczury, może niewolnicy, wyszły na powierzchnię by zwęszyć co się dzieje. Hargin nie miał zamiaru czekać aż ich wywęszą i przycelowując w jednego oddał strzał z kuszy. Wiedział że nie ma co ich niewolić, bo przecież szczury i tak nic nie powiedzą po krasnoludzku.
 
__________________
"Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków.
wysłannik jest offline  
Stary 10-08-2013, 12:51   #45
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
10 Karakzet, czas Salferytu, roku Drum - Daar 5568 KK
Na powierzchni
8 drużyna, 5 pluton, 2 kompania Czarnego Sztandaru


Podróż była chyba jeszcze bardziej męcząca niż wcześniej. Czyżby to przez łupy ciążące niczym pływakowi kamień? Thorin miał ochotę obwiesić jeńca swoimi zdobyczami... z drugiej strony, bardziej przydałoby się go obładować rzeczami Skalliego które musiała dźwigać Ysassa. Thorin chciał jej to nawet zaproponować, ale głupia przecież nie była i nie trzeba było geniuszu by zrozumieć, że w rolę wchodził honor i upartość kobiety, a z tym nie chciał się mierzyć. Oczami wyobraźni widział jak wyklina wszystkich próbujących jej pomóc „ Bo co baranie, myślisz że nie dam rady?” Zamierzała najwyraźniej pokazać wszem i wobec z jakiej gliny jest ulepiona. Thorin nie potrzebował takich dowodów, zwłaszcza ze strony kobiety... i może właśnie dlatego tym bardziej potrzebowała pokazać wszystkim z kim mają do czynienia.
Kronikarz gubił się nieco, miał ją traktować jak równego sobie faceta, a jednocześnie przecież – natury nie oszukasz – widział że to baba i że trzeba ją traktować inaczej... Zagadka warta odnotowania. Tak jak i jej czyn wobec towarzysza o którego nie zamierzał pominąć w kronikach.

Tymczasem myśl o tym, że w końcu idą w kierunku wyjścia dodawała mu otuchy. Nie to, aby pragnął opuścić podziemne korytarze, ale dobrze było wiedzieć, że nie siedzą w pułapce niczym szczury którym ktoś zatkał jedyną dziurę.

W końcu wyszli, Thorin odetchnął z ulga i przekrzywił niemal natychmiast noc. Śmierdziało nieco roślinnością i brakowało naturalnej wilgoci podziemnych korytarzy. Nic to jednak, wyszli a przed nimi otwierały się zupełnie nowe możliwości. Zwłaszcza po przeczytaniu listu kronikarz zdawał sobie sprawę z stojącej przed nimi szansy i nie wahał się o niej opowiedzieć innym, zwłaszcza sierżantowi.

- Wygląda na to, że mamy szanse pójść po odsiecz dla twierdzy. Z tego co słyszałem wszyscy gońcy zginęli, być może jesteśmy jedyną szansą dla twierdzy na przyprowadzenie posiłków. Możemy udać się do mojej rodzinnej twierdzy Karak Azgal, lub do Karak Dron będzie tego kilka dni drogi na północ, albo i nieco dłużej … Stamtąd roześle się gońców do innych twierdz. Oczywiście najpierw zalejmy korytarze i …

Nie zdążył dokończyć gdy w wejściu pojawiły się skaveny, na szczęście zachowywał ciszę i nie trąbił głośno o swych planach. Przygotowana do strzału kusza w mig znalazła się w jego rękach, wymienił porozumiewawcze spojrzenia z Roranem i ruszył nisko i możliwie cicho zachodząc skaveny z flanki. Gdy był już bardzo blisko i usłyszał znak dany przez kamrata, wycelował i strzelił skavenowi prosto w jego łeb. Na podorędziu szykował już swój młot, gdyby trzeba było poprawić, okazało się jednak że szczurza czaszka nie jest zrobiona z metalu i posłusznie daje się przekłuć na wylot. Z bełta który wychylił się z drugiej strony głowy wystawały fragmenty przylepionego doń mózgu. A przynajmniej czegoś co u skavenów za mózg mogło uchodzić. Tej rany nie byłby w stanie zoperować choćby chciał... a nie chciał.

Chwile później przeciwnik skonał, za szybko zdaniem Thorina, na pocieszenie mieli jednak zabaweczkę...

Thornin spojrzał groźnie na skavena, po czym pokazał mu martwego towarzysza przebitego bełtem, oraz żywego jeńca ciągniętego na powrozie, dając mu jasno do zrozumienia, że może skończyć tak lub tak. W więźniu zawsze należy wzbudzić choć cień nadziei, nie ważne jak nierealniej, każdy chwyta się choć cienia szansy, że może przeżyć i idzie na współpracę.

Najpierw rzecz jasna Thorin spróbował mówić w językach jakie znał, nie było tego wiele, zawsze jednak była szansa, że któryś z tych języków skaven opanował choćby w podstawie. - Mówisz w naszym ? Fershtein zu dich ? Parle du Bretonee?
Mea Culpa Estaliano ?
- wtrącił Roran.

Ostrze noża obracające się w dłoniach kronikarza sugerowało, iż lepiej by było gdyby któryś z tych języków znał... albo szybko się nauczył.


Thornin spojrzał groźnie na skavena, po czym pokazał mu martwego towarzysza przebitego bełtem, oraz żywego jeńca ciągniętego na powrozie, dając mu jasno do zrozumienia, że może skończyć tak lub tak. W więźniu zawsze należy wzbudzić choć cień nadziei, nie ważne jak nierealniej, każdy chwyta się choć cienia szansy, że może przeżyć i idzie na współpracę.

Pisk , skowyt i szuranie łapskami, były jedynymi odpowiedziami, nie licząc nerwowego machania ogonem. Skaven był przerażony, co ze zdumieniem zanotował w pamięci Thorin. Po prawdzie nigdy nie miał do czynienia tak blisko z tą rasą, a już tym bardziej żadnej nie przesłuchiwał. Zdawali mu się bardziej... nieludzcy, wyprani z uczuć, a jednak...


Najwyraźniej strach był nieobcy nawet zwierzętom, a przecież skaveni uchodzili za coś więcej. Za rasę, choćby nie wiadomo jak plugawą

Thorin kucną przed skavenem chwycił kamyczek a skaven niemal odskoczył w miejscu. A przynajmniej próbowałby gdyby nie rece skrepowane liną z nogami i czujna postawa Rorana który stał nad nim z wyciągnięta bronią. Przeciągły pisk i zaciśnięte powieki sugerowały Thorinowi iż skaven obawia się o najgorsze.

- Co jest kurna myślisz że ci tym kamyczkiem oko wyłupie? Roześmiał się Thorin a dźwięk śmiechu chyba nieco uspokoił skavena.

Kronikarz wrócił do prób komunikacji, wskazał na skavena i położył przed nim kamyczek - piszczenie i potakiwanie głowom nie ułatwiało prób komunikacji...

Chwycił za drugi kamyczek wskazał na drugiego skavena i położył obok, ręką zagarnął kupe kamyczków , wskazał kolejno na skaweny , na jaskinie , i podsuwając kamyczki skavenowi kazał mu określić ich liczebność...

Przeciągły pisk i wymalowane na twarzy niezrozumienie. To dziwne - przebiegło przez głowę Thorinowi, ale szczur naprawdę starał się pomóc... A przynajmniej chęć życia sprawiała że próbował ocalić swą skórę, tyle że nie wiedział jak...

Skaven nie wiedział co ma zrobić z kamyczkami, w końcu jednak domyslił się, że przeciwnikom chodzi o jego lud. Wskazał na siebie, na martwego towarzysza, palcem na szczyt Azul i chwilę później głęboko w dół, po czym zaczął rysować niekończącą się ilość kresek na śniegu... Oczywiście piszczał przy tym i machał ogonem co niemiara.

- Dobry skaven - odrzekł dobrotliwie Thorin, w którym nic jednak z dobroci nie zostało, zwłaszcza po tym jak przypomniał sobie co szczury zrobiły z oddziałem po który mieli pójść.

Po chwili wpadł na jeszcze jeden pomysł.
- Pokaż mu ten sztandar czy co to tam jest, zobaczymy czy rozpozna. - rzucił Detlefowi. Ten wyciągnął kawałek zdobycznego płótna i przybliżył do skavena, nie dając mu go jednak do ręki. - A to poznajesz? - dopytywał kronikarz.

Skaven powąchał materiał i wyraźnie się wystraszył, szurając nogami piszcząc , skowycząc niemalże próbował odsunąć się od płachty materiału, dając reszcie wyraźnie do zrozumienia, że oto znaleźli “amulet” odstraszający skaveny. Thorin także powąchał materiał ale nic od niego nie czół. - Nie mam więcej pytań. Rzekł do pozostałych zaciskając dłonie na młocie , ale nie podnosząc go do góry. Nie chciał niepotrzebnie straszyć skavena, należała mu się w jego opinii szybka i prosta śmierć za okazane chęci współpracy. Decyzje jednak pozostawił sierżantowi.

Po chwili Thorina olśniło.

- Sierżancie, jeśli teraz zalejemy korytarze to całe to ogoniaste plugastwo wypełznie na powierzchnie i napatoczy się na zielonoskórych. Najpewniej wzajemnie się wykończą będzie to jednak wsparcie jakie przyda się twierdzy.
Kronikarz był wręcz podekscytowany pomysłem. Próbował wypytać nawet o imię skawena, długo wskazując na siebie i powtarzając swoje oraz na towarzyszy. Nawet głąb ze szczurzym mózgiem musiał w kopńcu załapać o co chodzi. usłyszał w końcu
- Ssysknsir , albo coś w tym guście. Imię skawena nie miało dotąd znaczenia i tak miał być martwy, teraz jednak sytuacja zmieniła się diametralnie.

- Co więcej, proponuje tego tu zabrać z nami do zbiorników wodnych, na jego oczach odkręcić śruby i wypuścić, dając mu czas aby ostrzegł resztę. Nie wydostaną się z tej góry inaczej niż przebijając się przez orki, a to zaoszczędzi nam pracy. Zresztą nawet zielonoskórzy rozpełźli się lub rozpełzną po podziemiach, więc nawet gdyby zostali na górnych poziomach, walki między nimi będą nieuniknione. W chwili obecnej to zieloni zagrażają twierdzy.

Nie chciał mówić , że wróg naszego wroga... bo daleki był od koncepcji przyjaźni ze skavenami. to się po prostu gryzło. Można było jednak jedno zagrożenie skierować na drugie , pozbywając się przynajmniej jednego z nich i znacząco osłabiając drugie.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 10-08-2013 o 13:57.
Eliasz jest offline  
Stary 11-08-2013, 15:31   #46
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- To ryzykowny pomysł - stwierdził Galeb - Bardzo. Myślisz że zdołasz zmanipulować skaveny? Skąd wiemy czy ten śmierdziel nie zna naszego języka i czy przypadkiem nie udaje. Cały plan spali wtedy na panewce. Dodaj do tego że szczury drążą tunele naprawdę głębokie i rozległe podkopując prawie cały świat. Mogłyby zwiać w którą kolwiek stronę. Jednego jestem pewiem - zalanie tuneli zaoszczędzi nam walki na kolejnym froncie. Lecz i my wtedy z tego nie skorzystamy... w sensie sekretnego szlaku komunikacyjnego.

- Obawiam się po za tym czy mamy az tyle farta dodał kapral Roran - Z drugiej strony....spróbować można. Tunele są głębokie lecz niżej zyją istoty gorsze od zielonych czy szczurów. Ma to sens choć nie jestem pewien czy wyjdziemy żywi

- Za bardzo się starał porozumieć, aby nie przemówić w naszym gdyby tylko go znał. Są to inteligentne stwory, ale nie przesadzajmy, zresztą to i tak nie ma większego znaczenia, nawet jeśli wie o czym mówimy. Są skaveni, są orki, prędzej czy później natrafią na siebie jeśli wykurzymy tych pierwszych, grunt, aby możliwie wielu skavenów przeżyło zalenie, będą wtedy stanowić silniejszą przeciwwagę dla zielonoskórych. - Stwierdził Thorin dodając po chwili - I tak i tak mamy zalać tunele, dobrze by było mimo wszystko ocalić możliwie dużo skavenów, bo niebawem tunele zostaną “zalane” przez orki. Z tego co wiem, te rasy nie przepadają za sobą i sojusz między nimi jest niemożliwy. Kto wie, może przy odrobinie szczęścia poczytają wypuszczenie tego jeńca z informacją o powodzi jako gest dobrej woli i w przyszłości dwa razy pomyślą nim zaatakują khazaldów, o ile przeżyją nawałnice z zielonymi. Zabicie jednego skavena nie polepszy specjalnie naszej sytuacji, to co proponuje, może zmienić wszystko. - Thorin był przekonany o swojej racji, wiedział, że jest szansa nakierować wrogów na siebie i szkoda byłoby ją stracić.
- Po za tą częścia o ich wdzięczności przyznaje ci racje. Wdzięczności nie okażą, zabiją gdy dadzą radę, gdy nie uciekną, inaczej nie czynią , nie znają wdzięczności nawet dla swoich skrzywił się kapral.

- Heh, być może - wzruszył ramionami Thorin - Nie liczyłbym na to specjalnie, ale też nie chce go puścić przy zbiorniku tylko po to by nam jakąś wdzięczność okazywali. Grunt aby wielu z nich ocalało i psuło szyki orkom. Po raz pierwszy od dłuższego czasu mógł wyciągnąć swoją rzeźbioną fajkę i zapalić na otwartej przestrzeni, nie ryzykując, że dym zdradzi oddział. Po kilku buchach postanowił podzielić się jeszcze jedną refleksją - Jeżeli wielu skavenów utonie i zostanie ich garstka, to nie będą ryzykować starciami z orkami, a jedynie chować się i uciekać, aby przeżyć. Instynkt. Jeśli zachowają siłę, wówczas będą walczyć na całego o swoje terytorium.

- Wybiec wybiegną....na to w jakimś stopniu musimy liczyć. O ile wyprzedzimy ich w wyjściu na powierzchnię...tak, to ma sens. To może się udać, jeśli ruszymy żwawo podsumowal kapral.

Thorin jedynie pokiwał głową dorzucając - Kiedy my będziemy szli wprost na powierzchnię, lub do twierdzy w zależności od decyzji sierżanta, skaven będzie musiał dobiec do swoich, tam rozpoczną ewakuację i zanim dobiegną do wyjścia to nas już dawno nie będzie. Po prostu nie możemy się ociągać gdy już popuścimy kurki... tak czy inaczej nie możemy zwlekać, bo nas zaleje... Zresztą nie jest powiedziane, że i tak nas nie zaleje, przy tym całym systemie dziur, pomp, przejść i systemów, woda może zalewać nawet wyżej położone korytarze. Thorin już teraz szykował system porzucenia jednym pociągnięciem wszystkich zbędnych, ciężkich tobołków. W razie czego na pierwszy ogień miały iść ostatnie zdobycze, ale nie tylko.

Westchnienie wyszło od Kowala Run. Mogliby chociaż skopać tego skavena, cholera... Nieważne. Trudno.

- Dobra. Piwo w mojej beczce się już skończyło po tym ostatnim postoju. Jeżeli ktoś jest zbyt dociążony mogę przejąć trochę ładunku. - rzekł Galeb.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 11-08-2013 o 16:02.
Stalowy jest offline  
Stary 11-08-2013, 19:55   #47
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Detlef siedział na zadku i miał baczenie na ciemny otwór tunelu. Nie wtrącał się, kiedy próbowano przesłuchiwać skavena mimo, że pomysł dyskutowania z wrogiem, do tego najwidoczniej nie znającym nawet staroświatowego wydawał mu się po prostu durny. Skaven to skaven i podobnie jak zielonoskóry będzie uciekał na widok krasnoluda, albo zaatakuje mając przewagę liczebną. Nie będzie stronił od skrytobójstwa, czy podłożenia pułapki i z pewnością nie jest czymś, czemu można by ufać. Nigdy. Tak jak nie ufa się najzagorzalszym wrogom swej rasy. Grungni jeden wiedział ile krasnoludzkich twierdz padło z powodu tuneli drążonych przez te istoty. Skavenów się zabija, nie rozmawia.

Teraz jednak Thorin próbował za pomocą złapanego skavena zrealizować plan. Plan, o ile by się powiódł był całkiem sensowny. Jednak warunkiem uznania go za takowy był właśnie wymóg "powiódł się".

- Skąd przekonanie, że skaveny zaatakują właśnie zielonoskórych? Może zamiast wychodzić na powierzchnię, na której czują się niepewnie jeśli nie są pod osłoną nocy, tylko przejdą szybami w górę i zaatakuję twierdzę z tej strony? Twierdza ma dosyć zmartwień z armią grobich, nie trzeba im szczurków od spodu. - Detlef nie byłby jednak sobą, gdyby nie spróbował popsuć zbyt optymistycznych jego zdaniem nastrojów co do pomyślnej realizacji planu.

- Jeśli nasze zadanie miało polegać właśnie na tym, żeby zalewając tunele uniemożliwić szczuroludziom atak, to ostrzegając ich przed zalaniem robimy coś zupełnie odwrotnego. Jeśli nawet nie zdecydują się na zaatakowanie twierdzy, to przemieszczą się w inne miejsce, być może pod Karak Azgal, albo na północ, w kierunku Karak Osiem Szczytów... Nie mają żadnego interesu w tym, żeby atakować armię zielonoskórych. Zielone paskudy nie wchodzą na ich teren - unikają tuneli na ile to możliwe... - przerwał na chwilę biorąc głęboki wdech. - Zalanie tuneli wtedy tylko ma sens, jeśli uniemożliwi grobim i skavenon dostęp do twierdzy od dołu. Jeśli je ostrzeżemy i, jak mówiliście, większość skavenów przeżyje, to będą miały dość czasu, żeby przedostać się na górę i zająć nie zalane górne tunele. Karak Azul zostanie kompletnie odcięta i ewentualna pomoc najpierw będzie musiała przebić się przez pozbawione możliwości wycofania skaveny...

- Znacie moje zdanie, a zrobicie jak uważacie za słuszne... - nie zamierzał wdawać się w dyskusje, bo poleganie na złapanym szczurku, a później na reakcji całego roju było w jego ocenie... przynajmniej nieroztropne. Na świecie było niewiele spraw, na których można było polegać. Góry. Były na długo przed i będą na długo po zamieszkujących je krasnoludach. Honor. Tutaj widział ostatnio coraz więcej przykładów na to, że honor staniał okrutnie. Trzecią sprawą była zapiekła nienawiść wrogów górskiego ludu. Żaden krasnolud nie wyszedł dobrze na układaniu się z zielonymi, czy szczurami. To się nie miało prawa udać. Tak już było. Taki był świat. Taki był świat w oczach Detlefa...
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 11-08-2013, 20:23   #48
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
- Co więcej, proponuje tego tu zabrać z nami do zbiorników wodnych, na jego oczach odkręcić śruby i wypuścić, dając mu czas aby ostrzegł resztę. Nie wydostaną się z tej góry inaczej niż przebijając się przez orki, a to zaoszczędzi nam pracy. Zresztą nawet zielonoskórzy rozpełźli się lub rozpełzną po podziemiach, więc nawet gdyby zostali na górnych poziomach, walki między nimi będą nieuniknione. W chwili obecnej to zieloni zagrażają twierdzy.


- To ryzykowny pomysł - stwierdził Galeb - Bardzo. Myślisz że zdołasz zmanipulować skaveny? Skąd wiemy czy ten śmierdziel nie zna naszego języka i czy przypadkiem nie udaje. Cały plan spali wtedy na panewce. Dodaj do tego że szczury drążą tunele naprawdę głębokie i rozległe podkopując prawie cały świat. Mogłyby zwiać w którą ktokolwiek stronę. Jednego jestem pewien - zalanie tuneli zaoszczędzi nam walki na kolejnym froncie. Lecz i my wtedy z tego nie skorzystamy... w sensie sekretnego szlaku komunikacyjnego.

- Obawiam się po za tym czy mamy aż tyle farta dodał kapral Roran - Z drugiej strony....spróbować można. Tunele są głębokie lecz niżej żyją istoty gorsze od zielonych czy szczurów. Ma to sens choć nie jestem pewien czy wyjdziemy żywi

- Za bardzo się starał porozumieć, aby nie przemówić w naszym gdyby tylko go znał. Są to inteligentne stwory, ale nie przesadzajmy, zresztą to i tak nie ma większego znaczenia, nawet jeśli wie o czym mówimy. Są skaveni, są orki, prędzej czy później natrafią na siebie jeśli wykurzymy tych pierwszych, grunt, aby możliwie wielu skavenów przeżyło zalenie, będą wtedy stanowić silniejszą przeciwwagę dla zielonoskórych. - Stwierdził Thorin dodając po chwili - I tak i tak mamy zalać tunele, dobrze by było mimo wszystko ocalić możliwie dużo skavenów, bo niebawem tunele zostaną “zalane” przez orki. Z tego co wiem, te rasy nie przepadają za sobą i sojusz między nimi jest niemożliwy. Kto wie, może przy odrobinie szczęścia poczytają wypuszczenie tego jeńca z informacją o powodzi jako gest dobrej woli i w przyszłości dwa razy pomyślą nim zaatakują khazaldów, o ile przeżyją nawałnice z zielonymi. Zabicie jednego skavena nie polepszy specjalnie naszej sytuacji, to co proponuje, może zmienić wszystko. - Thorin był przekonany o swojej racji, wiedział, że jest szansa nakierować wrogów na siebie i szkoda byłoby ją stracić.
- Po za tą częścia o ich wdzięczności przyznaje ci racje. Wdzięczności nie okażą, zabiją gdy dadzą radę, gdy nie uciekną, inaczej nie czynią , nie znają wdzięczności nawet dla swoich skrzywił się kapral.

- Heh, być może - wzruszył ramionami Thorin - Nie liczyłbym na to specjalnie, ale też nie chce go puścić przy zbiorniku tylko po to by nam jakąś wdzięczność okazywali. Grunt aby wielu z nich ocalało i psuło szyki orkom. Po raz pierwszy od dłuższego czasu mógł wyciągnąć swoją rzeźbioną fajkę i zapalić na otwartej przestrzeni, nie ryzykując, że dym zdradzi oddział. Po kilku buchach postanowił podzielić się jeszcze jedną refleksją - Jeżeli wielu skavenów utonie i zostanie ich garstka, to nie będą ryzykować starciami z orkami, a jedynie chować się i uciekać, aby przeżyć. Instynkt. Jeśli zachowają siłę, wówczas będą walczyć na całego o swoje terytorium.

- Wybiec wybiegną....na to w jakimś stopniu musimy liczyć. O ile wyprzedzimy ich w wyjściu na powierzchnię...tak, to ma sens. To może się udać, jeśli ruszymy żwawo podsumowal kapral.

Thorin jedynie pokiwał głową dorzucając - Kiedy my będziemy szli wprost na powierzchnię, lub do twierdzy w zależności od decyzji sierżanta, skaven będzie musiał dobiec do swoich, tam rozpoczną ewakuację i zanim dobiegną do wyjścia to nas już dawno nie będzie. Po prostu nie możemy się ociągać gdy już popuścimy kurki... tak czy inaczej nie możemy zwlekać, bo nas zaleje... Zresztą nie jest powiedziane, że i tak nas nie zaleje, przy tym całym systemie dziur, pomp, przejść i systemów, woda może zalewać nawet wyżej położone korytarze. Thorin już teraz szykował system porzucenia jednym pociągnięciem wszystkich zbędnych, ciężkich tobołków. W razie czego na pierwszy ogień miały iść ostatnie zdobycze, ale nie tylko.
 
vanadu jest offline  
Stary 11-08-2013, 20:49   #49
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Glandir rad był widząc, jak Skalli odzyskał przytomność a niedługo potem był w stanie wstać i maszerować. Jego rana i ogólny stan wyglądały paskudnie, lecz napawały optymizmem. Bez dwóch zdań brodacz był twardy jak skała.
-Da się Ciebie w ogóle zabić?- spytał retorycznie sierżant kładąc dłoń na jego ramieniu -Kawał skurwiela... Choć nie większy od Ysassy.- dodał żartem spoglądając na kobietę, która pierwsza była do bitki a i pośród grupy krasnoludzkich twardzieli to ona zajmowała się taszczeniem rzeczy rannego Skalliego. Od czasu do czasu, Glandir odwracał się. O tyły był spokojny. Hargin i Detlef stanowili niezłomną tarczę tyłów oddziału. Z troski spoglądał na Skalliego. Brodacz był twardzielem, lecz to nie oznaczało, że nie można się było o niego martwić o nie.

Z wielkim smutkiem przyjął widok poturbowanego oddziału khazadów, napotkanego na swej drodze. Czy to byli Łamacze? Być może, obojętnie kim z resztą nie byli zabity krasnolud zawsze stanowił smutny i przykry widok świadczący o tym iż nawet ta harda i niezłomna rasa była tylko rasą śmiertelników, której nie omijały bełty, a ostrza mieczy potrafiły normalnie zranić. Glandir wziął głęboki wdech, odmówił krótką modlitwę do wszystkich krasnoludzkich bogów i niedługo później grupa ruszyła dalej.
Widok wyjścia z jaskini Glandir przyjął z wielką ulgą. Cieszył go ten widok, wszak oznaczał, że może jeszcze kiedyś wyjdą z podziemi. Krótkie refleksje i wewnętrzne rozterki przerwała obecność szczuroludzi. Dwójka zbłąkanych a może i nie skavenów pokazała jak dobrze zorganizowaną grupą była ósemka, jak to w skrócie nazywał ich oddział Glandir.

Roran i Thorrin szybko wzięli sprawy w swoje ręce i rozkazy Glandira nie były tu zbytnio potrzebne po kilku chwilach grupa miała kolejnego jeńca. Glandir stał tuż obok przyglądając się temu jak Thorrin próbował nawiązać kontakt z przeklętą istotą. Na jego twarzy był wymalowany ogromny spokój. Nie pokazywał po sobie wzruszenia, o nie. Ze spokojem również wysłuchał pomysłów i propozycji towarzyszy. Słuchał uważnie, analizując w głowie każdą możliwość, każdy scenariusz. Gdy głos zabrał kolejno Galeb, Glandir zamyślił się. Przypomniało mu się kiedyś jak dziad, zabrał go do karczmy, gdzie miał spotkać się ze starym znajomym. Glandir zawiesił ręce na piersi, skupił swój wzrok gdzieś na głębi ciemnego korytarza, z którego wyłoniły się skaveni i wytężył pamięć by przypomnieć sobie jak najwięcej szczegółów tamtego dnia.

~***~


-Aj aj przyjacielu!- głos Jorunna rozniósł się głośnym echem po opustoszałym szynku. Małe, khazadzkie dziecko kurczowo trzymające się jego nogawicy rozglądało się z zainteresowaniem po wnętrzu szynku. Za standardową dla krasnoludzkiej karczmy ladą stał stary, gruby gospodarz o imieniu Gumbir. Ten ponoć był w całym Karak Norn najlepszym zawodnikiem w piciu ilości kufli piwa na czas. Przynajmniej dziad, tak opisywał swego znajomka.
-Co tu tak pusto stary pryku?! Znowuś zwiększył ceny za piwo?!- zaśmiał się Jorunn.
-Weź przestań! Dwa dni temu, podczas ulewy zatkały się studzienki i aorty odpływowe. Całą piwnice z zapasami mi zalało do kurwy nędzy!- odrzekł Gumbir -Z zapasami nic się nie stało, bo wszystkie trunki w beczkach i flaszach szczelnie zamknięte, ale sera od chuja pogniło, zmarnowało się kilka garnców z oliwą do lamp ale nie to jest najgorsze.- rzekł nachylając się nad ladą.

-Kiedy woda dostała się do środka, moja stara zeszła żeby sprawdzić co tam taki hałas, a to rozumiesz woda spłukała z jednego z regałów kilka naczyń. Cholera jedna zeszła po schodach i co? Masa szczurów ją zaatakowała! Ha ha!- zaśmiał się gromko -Prawie skonała ze strachu widząc tuzin popiskujących skurwysynów wdrapujących się po schodach w jej kierunku! Ha ha! Pamiętaj Jorunnie! Szczur to inteligentne stworzonko. Nie ucieknie do nory, czy coś, nie. Jeśli jest zagrożony zalaniem, zawsze będzie się wdrapywał w górę, tak żeby uciec przed wodą. Ha ha. Połapałem skurwysynów i...-

~***~

Glandir podniósł zmrużył brwi i wejrzał na spętanego skavena, na którego temat toczyła się dyskusja. Glandir bez słowa chwycił kuszę i bez większego zastanowienia oddał jeden, celny i co najważniejsze śmiertelny strzał prosto w szczurze serce skavena.
-Szczury zawsze uciekają w górę.- rzekł chłodno, gdy na jego osobie skupiła się każda para oczu, otaczających go kompanów.
-Jeśli damy im możliwość wyboru drogi ucieczki pójdą ku górze i mogą zaatakować twierdzę od środka. Potopimy skurwysynów w ich parszywych norach, a o orków będziemy martwić się potem. - rzekł spoglądając na Detlefa, którego zdanie w pełni podzielał. -Zalejemy tunele i pójdziemy powiadomić Karak Azgal o zagrożeniu, które dopadło Azul. Rodzina Thorina pewnie nam pomoże powiadomić odpowiednie osoby w Karak Azgal.-
Brodacz spojrzał na Thorina -Oni roześlą dalej informacje o potrzebnym wsparciu pod murami Karak Azul, my zaś wrócimy z posiłkami by donieść o wykonanych zadaniach. I tak chcieli nas tu stracić w podziemiach, więc jeśli nie wyjdziemy teraz, a za kilka tygodni czy nawet miesięcy nie zrobi im to różnicy, bo w końcu o to im chodziło.- wziął głęboki wdech zaczynał coraz bardziej odczuwać piętno podejmowanych decyzji -Ruszajmy, by nie tracić czasu.-
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 11-08-2013, 23:26   #50
 
dejmien25's Avatar
 
Reputacja: 1 dejmien25 nie jest za bardzo znanydejmien25 nie jest za bardzo znanydejmien25 nie jest za bardzo znanydejmien25 nie jest za bardzo znanydejmien25 nie jest za bardzo znany
~ mały, śmierdzący i taki przerażony... -pomyślał Baldrik patrząc na wijącego się podczas przesłuchania skavena. Był to pierwszy przedstawiciel tego gatunku, którego spotkał i widział na własne oczy. Skaveny wyobrażał sobie jako wielkie silne bestie z ogromnymi szponami i kłami, które mogą rozerwać krasnoluda na strzępy... ale ten osobnik przypominał bardziej mysz, na którą ktoś nadepnął...

Odszedł kilka metrów od swojej grupy i usiadł na jednym z głazów, miał dość jęków tego przerośniętego szczura. Delektował się świeżym powietrzem, mimo iż był krasnoludem to jednak podziemne tunele nie były dla niego, nie chciał tam już wracać, gdy podczas dyskusji jego towarzyszy padały propozycje aby wrócić do tunelu, Baldrik miał cichą nadzieje, że Glandir nie skorzysta z ich rad. Gdy zamykał oczy wciąż miał przed oczami przerażoną twarz khazada, którego bez litości zabił podczas potyczki w tunelu, być może powinien mu darować życie, działał pod wpływem emocji...
~ zamordowałem go z zimną krwią, był bezbronny... - z transu rozmyślania wybił go jęk skavena, obejrzał się w stronę towarzyszy i zobaczył Glandira z kusza w rękach... skaven leżał martwy z bełtem wbitym w miejscu, gdzie być może znajdowało się serce szczura o ile takowe posiadał. Zbliżył się do drużyny by lepiej słyszeć to co ma do powiedzenia sierżant. Baldrik uważał Glandira za wyjątkowo rozsądnego i mądrego khazada i się nie pomylił... decyzja o powiadomieniu Karak Azgal o ataku na Karak Azul była bardzo mądra, gdyby był sierżantem podjął by taką samą. Według młodego khazada w oddziale tylko kilka krasnoludów potrafiło kierować się rozumem a to było dla niego najważniejsze ... Yassa, Skalli, Detlef, wszyscy byli świetnymi wojownikami z którymi raczej nie chciał by skrzyżować oręża, ale łączyło ich to że myśleli toporami... całe szczęście, że oddział miał takich krasnoludów jak Galeb, Thorin i Glandir, którzy przekładali zdrowy rozsądek nad żądzę walki.. przynajmniej tak mu się wydawało... ojciec zawsze go uczył żeby w życiu kierować się rozumem...

Nie mógł się doczekać, aż wyruszą do Azgal, jednak najpierw trzeba było wrócić do podziemi i zalać tunele a to go bardzo niepokoiło... nienawidził tego uczucia niepokoju.. zwiastowało ono złe zdarzenia...
 
dejmien25 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172