Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-08-2013, 04:31   #20
pteroslaw
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Oślepiający błysk… nagły huk… i cisza. Nowy podróżnik trafił do tego przeklętego świata, a wraz z nim cały jego statek. Tylko, dlaczego wylądował w lesie? Po krótkiej drzemce nastąpiło przebudzenie. Marynarz wiedział, że jest w innym miejscu. Tylko, jakim? Statek wylądował na polanie. Las jest jasny i przejrzysty. Zaczyna świtać.
Admirał wstał.
-Chyba się udało.- Mruknął z uśmiechem.- Tylko gdzie jestem?- Pytanie padło w próżnię. W okolicy nie było nikogo, kto mógłby mu odpowiedzieć.
Shujin stanął w swojej ulubionej pozycji. Z rękami założonymi na piersi, na dziobie statku. Okręt powoli zaczął unosić się w powietrze. Daidaiwashi unosił go ponad drzewa, prosto w górę, chciał znaleźć się wysoko, by móc zobaczyć gdzie są ludzkie osiedla.
Z jego plecami znajdowały się olbrzymie pasmo górskie. Przed nim na Północnym-zachodzie widać były szczyty jakiegoś gmachu. Najpewniej musieli być tam ludzie, a gdzie ludzie tam i miasto.
Statek zaczął powoli szybować w kierunku gmachów. Pierwsze wrażenie było najważniejsze, a Shujin chciałby ludzie w tym miejscu od początku wiedzieli, z kim mają do czynienia.
Przy bramie miasta zrobił się popłoch. Ludzie, najpewniej strażnicy zaczęli się zbiegać. Tak też nim statek przybył na miejsce stała tam już mała armia. Na czele wojska stało 2 rycerzy. Jeden dorównywał wzrostem najwyższym ludziom z marynarki. Miał prawie 3 metry wzrostu. Ubrany w ciężką zbroję z kolczugą i ciężki dwuręczny miecz przy pasie.

Statek osiadł spokojnie na ziemi. Shujin zszedł po trapie. Podszedł spokojnie do najwyższego mężczyzny.
-Spocznij!- Powiedział głosem nawykłym do wydawania rozkazów.- Jestem Admirał Daidaiwashi. Szukam tutaj pewnego mężczyzny. Mojego wzrostu, ubrany w czarny garnitur. Ma pewne, niespotykane umiejętności.
Ton głosu najwidoczniej nie spodobał się większemu rycerzowi. Machnął jednak ręką na znak by jego wojsko się rozeszło.
- Rozejść się panowie. Fałszywy alarm. - Powiedział spokojnie. Rycerz, który pozostał przy dowódcy wykrzyczał otrzymane rozkazy to swoich towarzyszy. - Filipie. Rozmów się z panem. Ja wracam na zamek. - Mówił jak zwykle spokojnie i zawrócił do miasta.
- Ależ nam pan stracha napędził tym latającym statkiem. - Rzekł rycerz. - No, ale cóż. Odrobina treningu dobrze zrobi naszym chłopakom. A teraz: ktoś pan i w czym mogę pomóc?.

-Ja już mówiłem. Jestem Admirał Daidaiwashi. Szukam pewnego mężczyzny. Jest mojego wzrostu, nosi czarny garnitur. Może posługiwać się pseudonimem Kuroryu, ale tego nie jestem pewien.
- Kuroryu... hmm? Gdzie ja to słyszałem? A tak rzeczywiście ten nowy przybysz. Był tutaj jeszcze, zdaje się 2 dni temu. Mogę wiedzieć, po co on panu potrzebny? - Zapytał z przezorności
-Jestem jego dowódcą, jego nauczyciel poprosił mnie bym go odnalazł. Marynarka nie może sobie pozwolić na stratę takiego człowieka. Gdzie mogę go znaleźć?- Zapytał Shujin tonem nieznoszącym żadnego sprzeciwu.
Rycerz ostentacyjnie pogładził swój hełm.
- Wyruszył na południe. Na polowanie. Może niedługo wrócić, chyba, że pojechał gdzieś dalej z resztą drużyny.
-Mógł się gdzieś zatrzymać po drodze? W jakimś miasteczku, wsi, wyspie, albo czymś podobnym?
- Wyspie? - Zaśmiał się pod nosem strażnik - Hmm. Na południu stacjonuje nasz dywizjon... Jeżeli już to tam. Choć kto wie może nadal poluje w górach. Żadnych wieści jeszcze nie dostałem, więc więcej przydatnych informacji nie mam.
-Na południu garnizon. Cóż, to chyba będzie dobry trop. Dziękuję.- Admirał odwrócił się i wszedł na pokład okrętu.
Statek ponownie uniósł się w powietrze, tym razem jednak zaczął szybować na południe.
- Chwila! - Wykrzyczał jeszcze rycerz. - Radzę nie podlatywać pod sam garnizon tym statkiem. Oni najpierw strzelają później pytają! - Pomachał na dowiedzenia.
Admirał nie przejmował się kulami armatnimi, wiedział, co z nimi zrobić. Planował je po prostu zatrzymać swoimi mocami, nie zamierzał zostawiać statku pod czyjąś opieką. W jego świecie okręty były wymagane, a skoro do tego świata można było wkroczyć przez morze, to prawdopodobnie można była z niego też wyjść na środek morza, a tego Shujin wolał uniknąć.
Po dość długim locie nad łąkami i lasami w końcu zobaczył na horyzoncie obozowisko. Nim tam doleciał zrobiło się zamieszanie i znów mała armia stała na przedpolach. Tym razem nie czekano na powitanie. Wystrzelone zostały strzały z łuków, kusz i 2 balist.
Shujin nawet nie drgnął, a strzały zatrzymały się w powietrzu. Amunicja wystrzelona w jego stronę spadła na ziemię, nie raniąc nikogo. Balisty zostały zgniecione jakąś dziwną siłą, nim żołnierze zorientowali się, co się dzieje, statek był już na ziemi. Admirał spokojnie wszedł na burtę, po czym zeskoczył na ziemię. Stanął przed okrętem z założonymi rękami.
-Jestem Admirał Daidaiwashi!- Jego głos rozniósł się echem po całej okolicy.- Szukam mężczyzny posługującego się pseudonimem Kuroryu!
Armia stała w gotowości. Na przodzie Shihou, Gramon, Kasou i jakaś pomarańczowo-włosa dziewczynka z czymś na plecach.

Gramon był cały mokry, zapewne wyrwano go z kąpieli. Shihou uważnie wysłuchała przemówienia cały czas obserwując nowego przybysza. Co więcej celowała w jego stronę z włóczni dowódcy?•- Twój kolega? - Zapytała stojącego obok niej Kasou, nie zmieniając pozycji celowniczej. - Dlaczego przyleciał statkiem?
- Niewiarygodne... - Wyszeptał Kuroryū - Shujin-Taishō! - Wykrzyknął na powitanie z dużą dozą radości w głosie. Teleportował się tuż przed nim, i zasalutował służbiście. - Sir, jestem zaskoczony pańskim pojawieniem się. Co pan tu robi? - Zapytał spokojnie, stojąc naprzeciw Admirała - I przyprowadził pan ze sobą statek. W pańskim stylu, z tego, co pamiętam - uśmiechnął się delikatnie pod nosem.
-Sakazuki poprosił mnie bym cię odnalazł. Co ważniejsze, od kiedy jesteś w stanie się teleportować?- Zapytał szczerze zdziwiony admirał.
- Pika Pika no Mi. - Rzucił z uśmiechem Kuroryū - Najwidoczniej ten świat ma większy wpływ na zdolności logii niż paramencii. I nie musiałeś wypowiadać wojny światu tylko po to żeby mnie znaleźć - dorzucił, w dalszym ciągu się uśmiechając. Z racji bycia uczniem i wychowankiem Akainu, był w o wiele luźniejszych stosunkach z admiralicją niż większość marines.
-Doskonale wiesz, że gdybym chciał walczyć w tym świecie, to niewiele by z niego zostało.- Powiedział z lekkim uśmiechem admirał.- Poza tym ten statek to dobry środek transportu.- Ostatnie zdanie Shujin wypowiedział tonem jakby się z czegoś tłumaczył. Po chwili wyjął z kieszeni niewielki notatnik i coś w nim odhaczył.- No. To znalezienie ciebie mam już z głowy. Jeszcze tylko musimy wrócić. Co tutaj robiłeś przez te kilka dni?
- Przeprowadzałem zwiad. - Rzucił spokojnie - Planuję wstąpić do specjalnych oddziałów królewskich. Najwyraźniej mają więcej informacji na temat tego, co się dzieje niż większość. - Uśmiechnął się delikatnie - Zdołałeś zaskoczyć większość moich obecnych współpracowników, zdajesz sobie z tego sprawę? Najwidoczniej są nieprzyzwyczajeni do latających okrętów.
Cała armia nadal stała w miejscu czekając na rozkaz mianowanego dowódcy.
Shujin nie zwracał uwagi na armię stojącą za plecami jego podkomendnego.
-Cóż, skoro już tu jesteśmy. Zróbmy Akainu niespodziankę. Zostajemy tutaj. Będę cię trenował. Wrócisz silniejszy niż kiedykolwiek byłeś. Co ty na to, Kuroryu?
Kontradmirał był wyraźnie zaskoczony propozycją. Uśmiechnął się szeroko.
- Twoje opanowanie Haki jest powszechnie znane. Z chęcią będę pod tobą trenować. - Westchnął odrobinkę - Ale na razie chyba musimy wytłumaczyć, co się dzieje. - Spojrzał na niego uważnie - Udało mi się uzyskać dobre stosunki z miejscowymi, więc postaraj się nikogo nie zabić, dobrze?
-Chyba, że mnie zaatakują.- Powiedział ze śmiechem admirał.- Dobra. Odmaszerować i wytłumaczyć sytuację.
Kuroryū skinął głową i teleportował się z powrotem do Shihou.
- Wiecie, macie niewiarygodne szczęście, że ja tutaj byłem. - Rzucił do niej spokojnie - Inaczej już bylibyście martwi. - Przetarł czoło, nieco zmęczony - W każdym razie, to fałszywy alarm. Możecie przestać celować w mojego przełożonego bronią, proszę?
Shihou przestała celować, jednak broń wciąż trzymała w ręku.
- Gdyby nie ty... Strącilibyśmy jego statek. A co do reszty wyszłoby w praniu. Czy nikt nie ostrzegł tego głąba by nie latać statkiem w okolicach obozów wojskowych? Ech mniejsza. Całość! Odmaszerować! Fałszywy alarm! - Powiedziała do podkomendnych. - Przekaż koledze by następnym razem uważał. A na razie niech się zachowuje. - Rzekła ozięble.
Marine parsknął śmiechem.
- Mam poważne podejrzenia, że nie posiadacie broni zdolnej zniszczyć jego statek. Nie, gdy on jest na pokładzie. - Spojrzał na nią poważnie - Więcej ostrożności. Nie macie zielonego pojęcia, w kogo właśnie celowaliście.
- Gdyby do był ten statek, który podejrzewaliśmy to żadna ostrożność nic by nam nie dała. - Powiedziała ponuro. - Co do strącenia statku dali byśmy radę? - Popatrzyła na włócznię dowódcy - Skoro jednak nie ma nie bezpieczeństwa muszę to odnieść. Możecie wrócić do rozmowy, ja się zbieram do gmachu.
- Och, jeszcze jedno, Shihou-san - rzucił do niej Kuroryū, zanim odeszła - prosiłbym by żołnierze wstrzymali się od niepotrzebnych prowokacji. Zwłaszcza, jeśli chodzi o Gorna. Padną trupy. - Pokręcił głową - Osoba, która tam stoi to Admirał. Przyzwyczajony do szacunku i postrachu. Może źle zareagować na obrazę. A ja - pewne rzeczy trzeba było postawić jasno - jestem winien mu lojalność. W razie konfrontacji, stanę po jego stronie.
Kobieta dała znak ręką, że zrozumiała. Miała w tym miejscu wielki autorytet, więc jej słowo powinno wystarczyć.
W czasie, gdy Kuroryu rozmawiał z miejscowymi, admirał zaczął bawić się z psem, który się do niego przyplątał. Od czasu do czasu rzucał tylko okiem w kierunku swojego podkomendnego, by zobaczyć jak idzie mu rozmowa.
Kontradmirał tylko westchnął.
- Gramon - rzucił do stojącego niedaleko mężczyzny - pragnę żebyś rozważył dla mnie teoretyczne pytanie. - Spojrzał na niego poważnie - Widziałeś jak walczę. W teoretycznej konfrontacji między mną a dywizjonem... Kto by wygrał? Jak sądzisz?
Wojownik chwilę się zamyślił. Najwidoczniej nie wiedział, co się dzieje, gdyż dopiero, co wrócił do obozu.
- Możliwe, że udałoby nam się wygrać... Ale ponieślibyśmy duże straty. - Odparł dość racjonalnie - To z innymi przybyszami byś miał większy problem. Ale i tak wszystko dotyczy indywiduów. Może i udałoby ci się pokonać całą armię bez szwanku, a okazało by się, że dla innego przybysza nie jesteś żadną przeszkodą. Wiesz, o czym mówię. Ten dywizjon ma może ze 4 silne osoby... Echhh... Idę się napić. Daj znać, jeżeli będziesz jeszcze czegoś potrzebował.
W tym samym momencie marine stanął obok swojego bezpośredniego przełożonego.
- Pójdziemy, Daidaiwashi-san? Chciałbym cię przedstawić Gramonowi. To mój najnowszy współpracownik, dysponuje zaskakującą ilością informacji o tym świecie. - Uśmiechnął się delikatnie - A oprócz tego... Chciałbym przedstawić ci moje plany względem naszej przyszłości w tym świecie.
Admirał pogłaskał na pożegnanie psa, z którym się bawił.
-Cóż innego robić, statku raczej nie ukradną, więc prowadź.- Powiedział z lekkim uśmiechem.
Kontradmirał poprowadził swojego dowódcę do baru, w którym aktualnie urzędował Gramon, z zamiarem przedstawienia go.
W barze nie widać było nikogo nowego. Przy stoliku zasiadał Gramon z 3 kuflami piwa w towarzystwie Shihou.
Kuroryū podszedł do baru, zamawiając sake, a następnie dosiadł się do Gramona, wraz ze swoim przełożonym.
- A zatem, skoro już rozwiązaliśmy sytuację, pozwolę sobie przedstawić - wskazał na admirała - Daidaiwashi, Admirał Marynarki. - Wskazał dłonią na drugi koniec stołu - Admirale, przedstawiam Gramona i Shihou. Są oni członkami sił zbrojnych tego świata.
- Miło nam! - Odparł uprzejmie Gramon unosząc symbolicznie kufel piwa. Shihou grzecznie ukłoniła głowę. - A więc Kuroryu. Jakie teraz masz plany?
- Dość proste. - Westchnął delikatnie - Muszę odzyskać pełnię swojej mocy. Podejrzewam, że wasi magowie mogą mi w tym pomóc. - Potarł tył głowy - Oprócz tego, najwyraźniej mogę już dołączyć do oddziałów specjalnych. Hogen mówił, że podobno ty masz szczegóły.
- Raczej drobne informacje i przestrogi. - Upił łyk piwa - Pierwszą sprawą był test. Drugą jest zaufanie. Potrzebujesz “dobrego słowa” 2 członków oddziałów. Moje już masz. - Uśmiechnął się.
- Ostatnią sprawą jest władca - powiedziała Shihou. - Hołd oddawany władcy, jako uznanie jego zwierzchnictwa.
- Tylko tu jest trochę więcej roboty. - Powiedział - Nie subordynacja jest wielce karana. Dlatego wybór odpowiedniego władcy jest tak ważny.
- Hmm - wymruczał cicho marine - A jacy władcy są do wyboru, jeśli można spytać?
- Diuk Edmund, Król Ruperd i Król Alexander. Tylko ta trójka stanowi władców krajów środkowych. Czwarty władca odciął się od świata.
- I co możesz mi o nich powiedzieć? Jakimi ludźmi są?
- Najlepiej samemu to sprawdzić. Diuk Edmund posiada najmniejsze włości i jest dość skrytą osobą. Zyskał szacunek tym, że na jego terenach panuje spokój. Wschodnia Marża ma się rozumieć.
- Król Ruperd jest dość porywczym władcą. Dla niego liczą się tylko efekty. - Powiedziała kobieta upijając swój trunek.
- Nie ma się, co dziwić ma najwięcej problemów i jednocześnie najłatwiej do niego trafić. Jednak to prawda jest dość bojowy. - Upił łyk - Ostatnim władcą jest Alexander. Wyjątkowa osoba. Najtrudniej się do niego dostać gdyż jest głową całej unii. Ma sporo roboty na głowie. Część decyzji pozostawił jednak pod pieczą swej córki. Krótko mówiąc jej decyzja ma jego zgodę.
- A co z tym szaleńcem? - Dopytała dziewczyna
- On był dość specyficzną osobą. Dołączył do unii by chwilę później odciąć się od problemów z zewnątrz. Jednak trzeba przyznać przy nim nie można było się nudzić.
Kuroryū upił łyk sake, i westchnął cicho.
- Któryś z nich toczy aktualnie jakieś wojny? Zawsze najlepiej czułem się na polu bitwy.
- Jest stosunkowy spokój. - Odpowiedział gramon - Wiesz jak to jest. Każdy władca dąży do spokoju, ale zawsze zdarzą się jakieś konflikty. Na północnej rubieży trwa konflikt o las. - Prychnął śmiechem - To głupie. Ale król Ruperd się zawziął i nic się nie poradzi. Słyszałem, że w Przystani, daleko na południu, trwa wojna domowa o władzę. Sprzeczki klanowe. Jednak jest to dość zamknięty krąg. Reszta problemów to głównie pogoń za artefaktami, potwory, demony i przybysze.- Upił łyk.
Kuroryū również upił łyk swojego drinka.
- Jest jeszcze jedna rzecz... - Rzucił cicho - Ale to później. Sądzę, że Alexander najbardziej będzie odpowiadał moim potrzebom. W końcu - uśmiechnął się delikatnie - należy mierzyć wysoko, nieprawdaż?
- Tak. - Odparł jakby z westchnieniem. - Może nie będziesz miał przy nim dużo zajęć, na pewno będziesz miał swobodę. - A ty Shihou? Też masz zamiar do nas dołączyć?
- Nie wujku. Może kiedyś, ale na razie pozostanę w dywizjonie. Dobrze. Na mnie już pora. Wracam do gmachu. Życzę miłego dnia. - Dopiła trunek i wyszła z piwiarni.
Marine zastukał palcami w stół. Wyraźnie wahał się czy coś powiedzieć. Odetchnął głęboko, i rzucił spokojnie.
- Chciałbym również stworzyć odpowiednik Marines, armii, do której należę w swoim świecie, w tym świecie. Ale...- Pogładził brodę - to są marzenia na dość odległą przyszłość. Na razie potrzebujemy wyruszyć do stolicy, a następnie do Króla Alexandra.
- Łatwiej będzie się dostać do księżniczki niż do króla. Żeby z nim porozmawiać trzeba mieć niezłe znajomości, lub reputację. A i pamiętaj, że potrzebujesz jeszcze zaświadczenia od innego członka oddziałów. - Skończył 2 kufel piwa i zabrał się za trzeci - A co z panem? - Zwrócił się do drugiego marines.
Admirał poderwał się lekko, wybudzony z drzemki, w którą zapadł.
-Co? A tak, ja zamierzam znaleźć sposób jak wrócić do naszego świata. Prócz tego zamierzam nadzorować trening Kuroryu.
- Hmm - zamruczał - To może być problem. Nie sądzę bym znał jeszcze jakiegoś członka oddziałów... prawda? - Zawahał się Kuroryū.
- Henryk. Ale nie ma dla ciebie żadnego zajęcia, więc raczej nie da swojego słowa. Trudno. Poszuka się kogoś później. Albo w stolicy się na kogoś trafi. Tym bym się raczej nie martwił na razie. - Upił łyk.
-Powiedz mi proszę. Macie tu jakieś odizolowane wyspy, albo niedostępne doliny- Admirał zapytał mężczyznę
- Znajdą się... Te doliny, kotliny, kaniony. Co do wysp to nie wiem? Nie jestem żeglarzem. - Uśmiechnął się i upił łyk.
-A znasz może kogoś, kto będzie nas mógł skierować w takie miejsce?
- Wystarczy zwykła mapa to wskażę wam jakieś dogodne miejsce. Tylko nie wiem czy te miejsca będą aż tak niedostępne. A jeżeli pytasz o wyspy z tym będzie niemały problem.
- Powiedz mi proszę, dlaczego będzie problem z wyspami. A co do niedostępności to chodzi mi bardziej o brak ludzi.
-, Jeżeli chodzi tylko o brak ludzi to problemów nie widzę. A z wyspami... Nie ma nigdzie portu morskiego. Był na klifie, ale tam nie można wejść. Na północy raczej portów nie mają. W przystani jest, ale trwa tam wojna domowa, a raczej konflikt. Więc raczej, w tym czasie, pomocy tam nie uzyskacie.
-Brak portu nie stanowi dla mnie problemu, statek posiadam. Więc, uznając, że jestem w stanie go zwodować i wypłynąć, jak wyglądałaby sytuacja z wyspami?
- Jak mówiłem nie jestem żeglarzem. - Upił łyk piwa. - Mało, który kartograf będzie posiadał morską mapę. Jeżeli jest taka to tylko w przystani. Ale tak myślę, że z wodowaniem nie będzie problemu. Bariera nie zabrała całego dostępu do morza. Nie byłem dawno w tamtych stronach, więc rozumiesz pamięć trochę szwankuje. - Upił kolejny łyk.
-Więc wychodzi na to, że skierujemy się w góry, by przeprowadzić twój trening Kuroryu, skocz załatwić jakąś mapę.
- Najpierw potrzebuję sprzedać to, co zostało z smoka, którego zabiłem. - Zastanowił się przez moment - Jeśli weźmiemy statek do stolicy powinniśmy wszystko załatwić dość szybko.
- Tak... Nie! Przy najmniej nie w taki sposób jak w wcześniej go przenieśliście. Nim dolecicie do stolicy zostaniecie zestrzeleni. - Powiedział spokojnie.- Nie zaciekawiło was, dlaczego nikt aż tak bardzo nie był zdziwiony latającym statkiem? - Zapytał z uśmiechem.
-W sumie to nie. Jestem tu za krótko. Czemu?
- Tego nie trudno jest się domyślić? - Odparł i uważnie przyglądał się Marines. Czekał na ich odpowiedź.
-, Ponieważ zapewne macie tu jakiegoś przybysza, który posiada latający okręt i regularnie najeżdża, co pomniejsze wioski. - Rzucił spokojnie kontr-admirał.
- Ha ha. No widzisz nie było trudno zgadnąć. - Zaśmiał się na cały głos - Tak jest jeszcze jeden okręt, który lata. Trochę zabawny, bo ma barana na przodzie statku. Też lata, tyle, że nie najeżdża wiosek. Specyfik. Rozwalił za to 3 garnizony. Nie sposób się go pozbyć. Ale aż tak bardzo nie szkodzi. Więc Król Alexander zbył to kiwnięciem ręki.- Dokończył 3 kufel.
- Hmm. - Zastanowił się przez moment marine - Admirale, może go zniszczymy? To byłoby dość przydatne w budowaniu naszej reputacji w tym świecie.
-Myślimy o tym samym Kuroryu. To będzie dobry trening, będę mógł zobaczyć twoje nowe zdolności w akcji. Jak znaleźć ten statek?
Gramon był lekko zdziwiony.
- Lata na północy unii. Tuż pod lasem. Najczęściej można go spotkać na Północnej Rubieży w okolicy garnizonów. Nie zawsze jest, ale czasem się pojawi. Tylko ostrzegam to twarda sztuka i lepiej nie lećcie tam statkiem. Zrobicie niemałe zamieszanie.
- Najpierw stolica. Swoją drogą, Gramon, możemy zostawić tu statek? - Zapytał spokojnie Kuroryu - Wezmę waszą dwójką i resztę naszych zdobyczy na sprzedaż i przeniosę nas do stolicy. Nie powinno zająć więcej niż parę sekund. - Rzucił spokojnie, powoli dopijając sake.
- Pewnie. - Zaczepił jakiegoś żołnierza i dał mu monetę - Poleć no chłopcze do Shihou i powiedz, że ten statek zostaje tutaj pod jej opieką, a tu masz na kolejkę. - Żołnierz spokojnym krokiem wyszedł z baru - Twoje łupy mam w worku, więc możemy ruszać w każdej chwili.
- Dobrze. - Odwrócił się w stronę admirała - Czy jest coś, co potrzebujesz zabrać z okrętu, sir?
-Nie, wydaję mi się, że już tam nie ma nic mojego.
-, Zatem proszę za mną. - Rzucił do nich Kuroryu, dopijając sake i wychodząc na zewnątrz.
Gramon oddał puste kufle barmanowi i wyszedł za towarzyszem, zabierając ze sobą worek.
Stojąc już na zewnątrz, marine odwrócił się do Gramona.
- W którym kierunku jest stolica? - Zapytał spokojnie
- W tamtym. - Wskazał Gramon - Za wzniesieniami jakieś ja wiem 2 dni drogi. Zatrzymaj się jeszcze kawałek przed miastem. Pięknie wygląda o wschodzie słońca.
Kuroryu skinął głową. Chwytając obu mężczyzn teleportował się pionowo w górę, a następnie w przeciągu ułamka sekundy przeniósł się przed wejście do stolicy.
- Wystarczający kawałek przed? - Zapytał z uśmiechem Gramona.
 
pteroslaw jest offline