Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-08-2013, 15:27   #267
Karmazyn
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Poszukiwanie przeszłości: Odnalezienie

Gdyby nie panująca pogoda i chusta zasłaniająca usta, nieznajoma mogłaby zobaczyć szeroki uśmiech na twarzy Surokaze. „Demony” odnalazły się szybciej, niż przypuszczał. Teraz trzeba było jedynie sprawić, by kobiety nie przerobiły go w jeża.
Szermierz rozpoczął analizować ustawienie kobiet, zastanawiając się czy zwykłe wietrzne cięcie wystarczy, by zmienić lot strzał. Dla pewności jednak z jego pleców zaczęły powoli wyrastać wietrzne ręce, które – gdyby rozmowy nie przyniosły skutku – miały chwycić włócznie i wytworzyć tarczę z wiatru.

- Widzisz, tutaj mamy poważny problem. – elf przemówił spokojnym głosem, puszczając jednocześnie sznur, który był przywiązany do szyi Belli. - Znaczy się puścić ją puszczę bez problemu, szczególnie że nie jest moim więźniem a towarzyszką. Tylko to o śmierci nie za bardzo mi się podoba i z chęcią bym o tym porozmawiał.
Zabójca miał nadzieję, że powiedzenie od razu prawdy przyniesie więcej korzyści niż kłopotów.

Elf otoczony był przez łuczniczki z każdej strony, tak więc jedno cięcie na pewno sprawy by nie rozwiązało. Mimo wypuszczenia Belli kobiety dalej mierzyły w jego sylwetkę.
- Podejdź do mnie moja droga. -rzuciła łuczniczka w stronę metalowej kobiety, a Bella przestąpiła niepewnie parę kroków w przód.
- A ty nas nie przekonasz teraz szaleńcze. Zginiesz za to, co zrobiłeś tej biednej dziewczynie. -krzyknęła, a jej palce zadrżały gotowe, by wpuścić pocisk.

- Pozwól, że przedstawię ci kilka powodów, dla których nie zabijesz mnie. - głos zabójcy nie zdradzał żadnych emocji, tak jakby Suro nie przejmował się sytuacją, w której się znalazł. - Po pierwsze, jedna z twoich dowódczyń pewnie nie będzie zadowolona z tego, że mnie zabijesz. Po drugie, mogę wprowadzić jedną z was, tą samą, o której mowa w punkcie pierwszym do Lukrozu. Po trzecie ta sama osoba pewnie z chęcią poddałaby mnie torturą, a przyjemniej chyba patrzeć jak facet cierpi niż ot, tak zastrzelić go z łuku, prawda? -Elf przerwał. Zaczął węszyć teatralnie, obracając lekko głową. - Po czwarte, to miejsce nie zostanie grobem dla twoich jedenastu towarzyszek. Po piąte, jesteś pewna, że dasz radę mnie zabić? - Z każdym wypowiedzianym słowem ręce – zarówno prawdziwe, jak i zrobione z wiatru – coraz bardziej zbliżały się do broni.

- On mi nic nie zrobił, chcieliśmy was tylko znaleźć!- krzyknęła Bella na potwierdzenie słów elfa. Łuczniczka jednak nie opuszczała broni, przekrzykując lejący się z nieba deszcz i huczący głośno wiatr.
- Czyli chcieliście nas wydać władzą Lukrozu!? Nie damy się tak łatwo oszukac! -widac strach przed stosem, potrafił sprawić, że racjonalne myślenie szło na daleki spacer.

- Nie chce was kurde wydać władzą Lukrozu. – Suro zaczął powoli wątpić w dalszą rozmowę. - Chcę spokojnie porozmawiać z Haru. Nic więcej. – Może gdyby tak wybić część łuczniczek, ta krzykaczka będzie bardziej rozmowna? Szermierzowi nie uśmiechała się perspektywa rozmowy z lubą po tym jak wyrżnie jej podwładne. A może by tak je sprowokować? W końcu zabójstwo w samoobronie to zupełnie inna sprawa...
- Wy kurde jakieś ciężkie dni macie, że takie agresywne jesteście?

- Polują na nie... to logiczne, że są nieufne. -mruknęła Bella, zaś łuczniczka lekko opuściła broń. - Skąd znasz Haru? -krzyknęła ciemnoskóra.

– Dużo nas w przeszłości łączyło. - odparł Suro, a jego dłonie spokojnie oddalały się od broni. Wyglądało na to, że zagrożenie minęło. Może będzie okazja normalnie porozmawiać bez niepotrzebnych nikomu popisów a tym bardziej rozlewu krwi.
- Teraz pewnie poddałaby mnie z chęcią torturom. – kontynuował elf wyraźnie zażenowany faktem, o którym powiedział. - Więc możecie być dla niej miłe i mnie do niej zaprowadzić. Nie mam wobec was żadnych złych zamiarów. Po prostu chcę z nią spokojnie porozmawiać.

- Zwiążemy Cie, twoją przyjaciółkę też... jedna sztuczka i zrobimy z Ciebie poduszkę do strzał, czy to jasne? -zapytała powoli zbliżając się powoli w stronę elfa.

- Jakbyście były w stanie... - rzucił pod nosem Suro, po czym dodał głośniej - Nie zamierzam nic kombinować, jeśli wy też nie będziecie. - Szermierz wyciągnął przed siebie ręce.- Tylko nie za mocno. Chcę później móc nimi ruszać.

Po chwili ręce Surokaze były obwiązane, tak samo zresztą, jak jego oczy oraz usta, coby za dużo nie gadał. Nie wiedział jak potraktowano Belle, ale po chwili ktoś szarpnął za dłuższy koniec sznura, nakazując mu iść szybkim rytmem.

~*~

Marsz zajął trochę czasu, głównie dlatego, iż kobiety wiele razy kluczyły i zawracały nagle, tylko po to by Surokaze nie wiedział gdzie dokładnie jest. Oczywiście dzięki swym wietrznym zmysłom, dobrze wiedział, w która stronę zmierzają, ale poco psuć zabawę łuczniczką?
W końcu grupka dotarła do sporego, samotnego głazu. Czarnoskóra przedstawicielka płci pięknej zapukała w niego w odpowiednim rytmie, a ten powoli przesunął się, ukazując schody w dół.
Deszcz w końcu przestał uderzać w kark elfa, a cieplejsze powietrze uderzyło w ciało. Ktoś niezbyt delikatnie posadził go na długiej ławie, a dźwięk zasuwanych krat, był jasnym znakiem, iż został umieszczony w celi.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=ETju6vL4FyY[/media]

Kolejna chwila czekania, a czyjeś dłonie zdjęły opaskę z jego oczu. Serce młodziana lekko drgnęło, gdy jego oczy zobaczyły twarz dawnej ukochanej. Jej brwi zbiegły się ku sobie, gdy zobaczyła twarz białowłosego, ale lekki uśmieszek wykwitł w kąciku jej usteczek.
- No...no...no kogo ja tu widzę. Co tu robisz łajzo? -mruknęła wesoło, przyciągając sobie krzesło.

- A ty miła jak zwykle. - odparł z lekka wesołym głosem Suro. - Zaczęło mi twoich docinek brakować. Z chęcią bym trochę wysłuchał.
Dwóch miesięcy nie można było nazwać szczególnie długim odcinkiem czasu. Czas jednak miał to do siebie, że nie dla każdego płynął tak samo. Zwykli, szarzy ludzie często nawet nie zdawali sobie sprawy z tak marnego okresu. Dla zakochanych – a do takich można by zaliczyć elfa – dwa miesiące braku kontaktu z drugą połówką ciągnęły się niemal w nieskończoność. Każda chwila spędzona samotnie uderzała w obdarzonych tym najcudowniejszym, lecz jednocześnie najniebezpieczniejszym uczuciem niemal jak młot dzierżony przez kowala uderza w kowadło. Szermierz odczuł każde z tych uderzeń właśnie w tej chwili. W chwili, gdy ponownie znalazł się przed tą, która skradła jego serce. Uświadomił sobie, jakim był idiotą. Wtedy w Złotym Mieście wybrał to, co wydawało mu się odpowiednie. Odpowiednie w tym właśnie momencie. Samotna wyprawa w poszukiwaniu zemsty i odkupienia w imię większych ideałów. Ideałów, które zapewne umarły wraz z jego ojcem. Chciał, by mianowanie się Wietrznym Szermierzem niosło ze sobą dumę, a nie strach. Chciał, by to wszystko, co stało się przez szaleństwo, zostało zwrócone...
Teraz zrozumiał... Popełnił błąd... Wtedy, składając przysięgę, obiecał odbudować Bractwo... Jak miał to zrobić skoro sam przestał być tym, kim był...
-Przyszedłem prosić o wybaczenie za swoją głupotę. – głos zabójcy spoważniał. Wyraz jego twarzy - gdy zdjął z niej chustę - również był poważny.
Nie można było liczyć, że coś będzie takie jak dawniej, gdy samemu stało się innym. Nie można było uganiać się za wyniosłymi ideałami, poświęcając dla nich to, co było najważniejsze...

Dziewczyna również spoważniała, gdy z ust Suro wypłynęło ostatnie zdanie. Jej oczy w milczeniu wodziły po jego sylwetce, zaś usta milczały przez dłuższą chwile. W końcu dłoń szybka niczym sam wiatr, strzeliła elfa w tył głowy, niczym małego chłopca, który właśnie zjadł o jednego cukierka za dużo.
- A tobie co, na sentymenty się zebrało? Bo jeszcze pomyśle, że ci się ta zaraza na mózg rzuciła. -prychnęła, po czym pochwyciła kołnierz koszuli Surokaze i przyciągnąwszy do siebie złączyła swoje usta z jego, na krótki acz jakże przyjemny moment. Po kilku sekundach tej subtelnej pieszczoty, jej twarz znowu nabrała łobuzerskiego wyrazu, zaś struga wiatru uwolniła elfa z więzów.

- A bo się rzuciła. – odparł elf rozmasowując sobie nadgarstki. - W końcu miłość od szaleństwa dzieli tylko kilka drobnych kroczków. Poza tym... wtedy... to było głupie z mojej strony...
Pomimo że krew powoli odpływała z mózgu szermierza kierując się w niżej położony rejon ciała, ten nie zamierzał dać się ponieść chwili. Chciał wyjawić wszystko, co leżało mu na sercu.
- Zachowałem się jak skończony idiota zostawiając cię samą. To było samolubne. Straciłem z umysłu to, co najważniejsze. Stałem się... – Suro zamilkł. Mówienie o własnych uczuciach, zresztą o jakichkolwiek uczuciach nie było nigdy jego mocną stroną. Przeszukiwał zakamarki umysłu w poszukiwaniu odpowiednich słów i sformułowań. Dzięki temu procesowi uświadomił sobie jedną bardzo ważną rzecz. - Stałem się ofiarą szaleństwa. Chociaż zachowałem zmysły i własną wolę, kierowała mną choroba. Zostawiłem cię... A powinienem trwać przy tobie bez względu na wszystko... Ja... przepraszam.

- Zawsze byłeś głupkiem, nie martw się zdążyłam przywyknąć do twoich debilnych wyczynów. -westchnęła elfka, podpierając się pod biodra. - Przeprosiny przyjęte, o ile za moment znowu ci do łba nie strzeli, by ruszać samotnie ratować bractwo, świat i gwiazdy. -dodała wesoło, po czym usiadła obok białowłosego, a jego głowa po chwili została przyciągnięta delikatnie acz stanowczo do biustu kobiety, która miarowo głaskała jego białe włosy. - Tęskniłam. -dodała jeszcze cicho, widać i ona o uczuciach nie umiała mówić z łatwością.

Suro, bez najmniejszych protestów poddał się pieszczotą kobiety.
- Ja też tęskniłem. – również wyszeptał, układając się wygodniej na piersiach swojej dziewczyny. - Gwiazd nigdy nie zamierzałem ratować. Świat też mnie nie interesuje. Bractwo... Skoro, nie mogę sam to decyzja pozostaje w twoich rękach. Razem lub w ogóle.
Elf wpatrywał się w oczy Haru niczym w najpiękniejszy z pejzaży. Mędrcy twierdzili, że oczy są zwierciadłem duszy. Można też było dojrzeć w nich odbicie osoby, która w nie spojrzała. Jedynie od patrzącego zależało na co zwróci uwagę. Suro, pomimo że widział swoją pokrytą bliznami twarz nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. Bardziej interesowało go, to co oczy jego lubej mówią o niej samej. Jej smutki, problemy, wątpliwości. Wszystko to, czego nie chciała mówić na głos. Wszystko to, czego szermierz pozbyłby się ze szczerą przyjemnością.

Oczy to prawdziwe studnie bez dna, dwa punkty, które potrafią zdradzić o wiele więcej niż całe elaboraty. Elfka, mimo że z pozoru pogodna, kryła w nich zmęczenie i jakiś dziwny smutek... odpowiedzialność? Uczucia mieszały się w nich niczym zapachy w sklepie alchemicznym.
- W takim razie na razie bractwo musi poczekać, póki nie załatwie spraw tutaj. -westchnęła Haru, a jej palce miarowo przesuwały się po włosach Surokaze. - Kobieta, z która przybyłeś... byłeś w Witlover i zaciągnąłeś ja do kompanii? -zapytała dziewczyna marszcząc lekko brwi.

Smutek i odpowiedzialność... Widać sprawy kobiet zarówno tych pod jej dowództwem, jak i w Lukrozie zostawiły swój znak na Haru. Zabójca bardziej zapragnął zrealizować wcześniej podjęte decyzje dotyczące tej sekty zatruwającej okoliczne ziemie. Teraz tylko znalazł w tym sens. Robienie czegoś dla dobra innych nie leżało w jego naturze. Robienie czegoś dla ukochanej było zupełnie czym innym. W tym wypadku, bycie wsparciem dla lubej i bycie wsparciem dla innych zostało połączone w sposób niemożliwy do rozdzielenia.
Elf swe obserwacje zachował jednak dla siebie. Chciał, by wszelkie troski opuściły choć na chwilę Haru a podjęcie kroków ku wyzwoleniu miasta raczej nic by tutaj nie zdziałało. Pewne rzeczy – pomimo ich niewątpliwej ważności – musiały zostać odłożone na za chwilę.
- Nie, nie byłem tam. I to nie ja zaciągnąłem ją, co raczej zostałem zaciągnięty do kompanii, w której ona była. Polowałem na Artara w ruinach kilka dni drogi od miasta i tak jakoś moje drogi zeszły się z kilkoma typami, których za normalnych uznać nie można. Jak ta kobieta mi powiedziała pasuję do tej kompanii idealnie. – Suro skrzywił się w udawany sposób. -A ona... Ma na imię Bella, umie gotować, w Lukrozie by ją złapali więc wziąłem ją ze sobą i odegraliśmy to przedstawienie. – szermierz spojrzał w twarz elfki szukając jakichkolwiek oznak nadchodzącej złości. Zazdrosna kobieta mogła być słodko miła lub wściekle groźna. Białowłosy nie chciał sprawdzać, do którego rodzaju zalicza się jego luba, dlatego też szybko dodał. - Mam nadzieję, że nie jesteś zła.

Co prawda palce na chwile mocniej przejechały po włosach, ale dość szybko wróciły do miarowego delikatnego rytmu.- Dobrze, że ją tu zabrałeś, w mieście skończyłaby na stosie, albo pniaku. -westchnęła Haru, a jej druga ręka powoli rozpinała guziki w koszuli długouchego. - Czyli znalazłeś sobie towarzyszy równie narwanych co ty? -zapytała parskając cicho. - Aż trudno w to uwierzyć, opowiesz mi o nich? -widać elfka próbowała tą prostą rozmowa uspokoić swe zszargane myśli.

- E gdzie narwanych. Ja narwany? – głos z elfa z każdym kolejnym słowem nabierał na sile, jednak wyszczerzone zęby zaraz po zamilknięciu świadczyły, że jest to tylko udawany gniew. - Może i jestem. No ale tutaj chodziło bardziej o rozpatrywanie zabicia kogoś jako jedną z możliwości rozmowy. - Suro nie miał ochoty opowiadać w tej chwili o swoich towarzyszach. Miał ochotę zdecydowanie na co innego. Jednak podświadomie wyczuł, że właśnie opowieść będzie w tej chwili na miejscu.
- Więc tak... Jest ta Bella, cholernie upierdliwa, bo wymaga gotowych planów działania. Jest piracki kapitan Gort Czarnoskóry. Prawdopodobnie najsilniejszy z nas. Jego chęci do bitki również są największe. Lubi bawić się i umie wytwarzać różnorakie kamienie. Dba o swoich kompanów. No i ma u mnie dług. Jest sir Richter von Jakiśtam, zwany potocznie Puszka, bo jest zakuty w zbroję. Normalnie wydaje się miły, chociaż jego facjata może przestraszyć. Ciągle lecą mu łzy. W walce natomiast jest brutalny. Wręcz bardzo brutalny. Jest Elathorn. Mądrala, ale się nie wymądrza. Ciągle lata z książką. Jest też... – białowłosy zamilkł, próbując przypomnieć sobie coś o ostatnim członku kompanii. – Jest też Johan, John czy jakoś tak... Nie mam pojęcia, jak wygląda, chociaż z nim rozmawiałem. Nie lubi walczyć i rzucać się w oczy. No i jestem ja. Twój narwany, bezmyślny i kochany Suro - Wymawiając swoje imię, białowłosy podniósł się gwałtownie i przyciągając twarz Haru do swojej, pocałował ją. Nie był to długi pocałunek. Bardziej zachęta do dalszych działań, co było też widać po szelmowskim uśmiechu szermierza, gdy jego głowa z powrotem opadła na swoje jakże przyjemne leże.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=Ifl673U2b8E[/media]

Haru zareagowała na wyzwanie rzucone przez szermierza. Przygryzając lekko dolną wargę, zniżyła się do jego twarzy i złączyła ich usta w pocałunku, który miał dać wyraz jej miłości, jak i tęsknoty za białowłosym. Ten w czasie tego intymnego zbliżenia zupełnie przestał zwracać uwagę na otaczający go świat. Skoncentrował się tylko na ustach swej lubej. Miało to swoje minusy, o czym dość szybko się przekonał. Gdy zabrakło już w płucach powietrza, gry wargi zostały od siebie oderwane Suro z błogim uśmiechem na twarzy opadł na piersi kobiety. A raczej taki miał zamiar. Jego głowa nie znalazła na swej drodze ani biustu, ani nóg elfki. Z cichym jękiem zaskoczenia wydobywającym się z ust, jego czaszka uderzyła w ławę. Ciemne włosy spłynęły na jego twarz, gdy kobieta pochyliła się nad nim.
- Chodź – wyszeptała zalotnym głosem tuż przy jego uchu, by po chwili udać się w stronę jedynego łóżka w celi.

Posłanie przyjęło dwa nagie ciała z lekkim zgrzytem. Ona szukająca miłości, ciepła i chwili zapomnienia. On zamierzający jej to wszystko dać. Wszelkie słowa były zbędne. W tych miłosnych zmaganiach liczyły się tylko czyny. Jej palce wczepione w jego włosy. Jego język delikatnie pieszczący jej piersi. Jej ciche jęki rozkoszy odpowiadające na każdy jego ruch. Jego ręce błądzące na przemian po jej plecach i pośladkach. On dawał jej pieszczoty. Ona nie pozostawała dłużna oddając wszystko, co przyjęła.
Dla niej liczył się on. Dla niego liczyła się ona. Nic mniej, nic więcej. Byli połączeni ciałem i umysłem. Połączeni pragnieniami. Połączeni tęsknotą. Połączeni miłością. Tak blisko siebie, że bliżej się nie dało. Wszystko, co działo się wokół nich, wszelkie problemy, wszelkie troski w tej - przepełnionej przyjemnością - chwili nie miały najmniejszego znaczenia. Choćby wybuchła wojna, choćby świat się kończył, oni byli przy siebie i absolutnie nic nie mogło tego zmienić.
Potrzebowali się. Poszukiwali się. Łóżko skrzypiało odpowiadając na każdy kolejny sposób poszukiwań. Jęk narastał z każdą chwilą, by osiągnąć szczyt możliwości strun głosowych, gdy w końcu się odnaleźli.

Zdyszani i spoceni leżeli wtuleni w siebie. Gdy uspokoi się oddech, gdy umysł będzie w stanie skupić się na czym innym niż dwie krągłości dumnie górujące nad torsem Haru, gdy cała magia tej chwili rozwieje się, wtedy wróci rzeczywistość i jej zmartwienia. Trzeba będzie poradzić coś w sprawie Lukrozu. Trzeba będzie zrobić wiele rzeczy. Ale teraz... Teraz trwali przy sobie a w ich uszach brzmiały dwa słowa wypowiedziane w tym samym momencie przed dwie pary ust.
- Kocham cię.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline