Długowłosy mężczyzna uśmiechnął się z politowaniem, gdy niziołek spytał o jego funkcję, podkreślając, że nie obchodzi go imię nieznajomego. Człek zawiesił ręce na piersi i pokręcił głową nie spuszczając Tupika z oczu, jakby to niziołek w jego uznaniu był bardziej niebezpieczny niż złowrogo spoglądający nań khazad.
-Moje imię i tak nic by wam nie powiedziało. Ale to fakt... Jest nic nie znaczące. Jestem pośrednikiem. Osobą, która pragnie odprowadzić to zbłąkane dziecię do swego ojca.- rzekł, zaś takowej odpowiedzi chyba nikt się nie spodziewał. Nawet Amelia na chwilę się uspokoiła i jakby spoważniała na krótką chwilę myśląc nad sensem słów nieznajomego.
-Z pewnością jesteście zdziwieni, że z wami rozmawiam. Spodziewaliście się tego, że ktoś taki jak ja w końcu was znajdzie na trakcie z dziewczynką. Akurat to ja miałem farta, bo wielu innych jej szukało. Nie ważne.- rzekł, po czym machnął ręką ignorująco.
-Tatuś na ciebie czeka dziecinko...- rzekł robiąc niewinną minę -On wiedział, że cały czas była w klasztorze, ale z jakiegoś powodu nie chciał tam wejść. Zabronił również nam tam wchodzić. W sensie mi zabronił, ale jak się domyślam, innym najemnikom również. Nie pytajcie o jej ojca, bo sam nie znam nawet jego imienia. Wiem tylko, że pracujący dla niego krasnolud o imieniu Grumbar, najął mnie i zapłacił złotem... Z góry. W zasadzie... To chyba wszystko co mogłem wam powiedzieć. Mógłbym wypytać, czy dziecko wykazuje jakieś specjalne zdolności... Ale będę miał dość czasu w drodze na wschód, żeby się tego dowiedzieć...- mężczyzna spojrzał na strażnika, stojącego pod drzwiami z kuszą gotową do strzału. Człek nawet się nie zawahał. Bez mrugnięcia okiem uniósł kuszę w górę i zwolnił spust. Bełt wystrzelił i trafił bezbłędnie w nie spodziewającego się strzału Tupika.
Niziołek padł na ziemię z bełtem wystającym z karku. Jego ciało momentalnie zbladło, a kilka chwil później brudna i zakurzona posadzka zabarwiła się na czerwono od krwi Tupika. Pisk Amelii mógłby zbudzić nawet niedźwiedzia w środku zimy. Dziewczynka błyskawicznie wyrwała się z pod opiekuńczej dłoni khazada uciekając pod stół, za którym wyczekiwał ich wcześniej nieznajomy.
Helvgrim nie mógł uwierzyć w to co się stało. Przez chwilę zdawało mu się, że to jakiś koszmar i zaraz obudzi się w jakiejś jaskini na szlaku, obok czuwającego wartę niziołka i śpiącej jak aniołek dziewczynki. Rzeczywistość jednak była zimna i brutalna. Jego przyjaciel leżał praktycznie umierając, tuż pod jego stopami. Strażnik od razu cisnął kuszą gdzieś w bok i sięgnął prawicą po miecz, by nie cackając się zbytnio dokończyć sprawę z krasnoludem. Brodacz od razu doskoczył do człeka posyłając mu potężny cios pod żebra. Mężczyzna zgiął się w pół z bólu, nabierając kolorów na twarzy.
Jeszcze ostatkiem sił próbował wziąć zamach mieczem, lecz brakło i siły i precyzji. Za to na tym wszystkim skorzystał Helv. Zwinnie uniknął ostrza, posyłając strażnikowi potężny kopniak w twarzy. Nie było w tym żadnego problemu, gdyż człek z bólu i niemożności złapania tchu aż się zgiął w pół prosząc się niemalże o taki obrót spraw. Stalowy bucior khazada pozbawił strażnika przytomności, tuż pod drzwiami do lochu.
-Helvgrim!- krzyk Amelii skupił uwagę pięknobrodego na drugim z oponentów w pomieszczeniu. Ten o dziwo nie sięgnął po dziewczynkę, choć to mógłby być jego as w rękawie. Być może obawiał się, iż w ferworze walki Amelia ucierpi a tego chyba nie chciał. Mężczyzna trzymał w ręku sztylet z ząbkowanym ostrzem do patroszenia zwierząt, szedł energicznym krokiem, gotowy do zadania ciosu.
Krasnoludzcy bogowie czuwali nad nim. Może nawet nie tylko krasnoludzcy. Brodaty wojak zdążył schylić się i złapać w garść miecz, po który sięgał nieprzytomny strażnik. Człek z długimi włosami zbastował momentalnie widząc, że ma teraz nie lada problem. Mimo to, coś podpowiadało mu, że jeśli nie zginie w tej potyczce, ktoś inny może odebrać mu życie za nie wykonanie zadania. Człek stanął w lekkim rozkroku i skoczył w końcu w przód biorąc energiczny zamach na wysokości szyi brodacza. Helvgrim uskoczył bez problemu. Brodacz ciął od dołu pozostawiając na udzie oponenta potężną bruzdę, z której ciekła masa krwi. Długowłosy oprych skrzywił się i syknął z bólu, lecz mimo to udało mu się uskoczyć przed kolejnym ciosem. Miecz świsnął mu przed twarzą. Osobnik naparł na krasnoluda całym swoim ciałem próbując go przygwoździć, korzystając z przewagi atutów fizycznych, jednak to był głupi ruch. W szamotaninie Helvgrim znalazł dość miejsca by zadać ostateczny cios. Ostrze miecza weszło w bok mężczyzny, po samą rękojeść. Człek spojrzał tępo na krasnoluda. Z ust uleciała mu stróżka krwi. Osobnik osunął się na kolana a po chwili padł martwy u stóp Helvgrima. Brodacz błyskawicznie wejrzał pod stół, lecz dziecka tam nie było. Szybko rozejrzał się po pomieszczeniu. Amelia klęczała przy ciele Tupika z splecionymi do modlitwy dłońmi. Na jej małych i niewinnych rączkach znajdowała się krew, lecz bardziej zadziwiający był fakt, że bełt, który przed chwilą tkwił w ciele niziołka leżał teraz na kamiennej posadzce obok, a rana, która była niemalże śmiertelnym wyrokiem... Była zasklepiona tak jakby w ogóle jej tam wcześniej nie było...
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |