Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-08-2013, 23:41   #115
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Podczas żmudnej podróży leśną drogą, Hans i Helvgrim trzymali tylną straż. Rozmawiali i uzupełniali wiedzę, podejmowali decyzje. Częścią tych ustaleń było także dokończenie rozmowy z Warrenem, którą to zaczęli dwa dni temu. Kiedy tylko nadarzyła się ku temu okazja. Hevlgrim poprosił Warrena by ten dołączył do nich na tyłach pochodu.

- Jakżem powiedział Warrenie. Masz me słowo, słowo khazada, że to co nam powiesz zostanie między tobą a mną. Prawdą zyskasz sobie nasze wsparcie, a wiadomo że ufać sobie musimy. Sprawy, jak widzisz, wyglądają na bardziej skomplikowane niż może to się wydawać na pierwszy rzut oka. - Helvgrim spojrzał na Hansa, po czym przeniósł wzrok na Warrena.
Warren rozejrzał się po pozostałych aby upewnić się, że nikt nie podsłuchuje po czym spojrzał na Helvgrima.

- Prawda jest taka, że nie mam na imię Warren. Na statku znaliście mnie pod imieniem Tobruk. A tak na prawdę nazywam się Valdred Ohrsten. Ta wiodomość na pewno was nie ucieszy, ale jestem złodziejaszkiem. Wskoczyłem na statek aby się obłowić i zwiać w następnym porcie, nawet nie wiedziałem dokąd płynie i wylądowałem tutaj z wami. Nie musicie się przejmować tym kim jestem. Tutaj nie będę miał żadnego interesu w okradaniu was czy innych członków naszej grupy. Nawet jeśli bym to zrobił to nie miałbym gdzie tego sprzedać. Dodatkowo samemu nie ma szans żebym przetrwał więc w miarę możliwości będę pomagać. To chyba wszystko co miałem wam do powiedzenia, jak macie jakieś pytania to rzucajcie. - Po wyjawieniu swojej tajemnicy Valdred był gotowy na wszystko, nawet na gniew któregoś z kompanów.

Hans odetchnął z ulgą. - Już się bałem, że oznajmisz nam, że jestes kultystą, magiem renegatem, że masz mutacje, wściekliznę lub inne ustrojstwo. - Do ulgi dołączył uśmiech - Tu nawet nie ma czego kraść, a poza tym znam ja was dobrze , w sekretnym języku złodziejskim, który niczym nie różnił się od staroświatowego powiedział wprost - Nie sra się do własnego gniazda. Potarcie karku dawało jednak dodatkową wymowę całemu zdaniu, sugerowało w złodziejskim, że jest się częścią owego gniazda... Słowa pozostawały te samy, znaczenie również, przynajmniej dopóki gąszcz znaków nie nadawał im dodatkowego charakteru, albo nie zmieniał ich znaczenia.

- Czyli wracamy do większych zmartwień... Zastanawiałem się czy o tym wspomnieć, ale uważajcie na Arthura. Nie tylko wzrok ma pogardliwy jak już wspomniałeś Helvgrimie. Najwyraźniej był w jakiejś komitywie z zabitym plugawcem, bo nie przyjął jego śmierci jak inni, nawet ci którzy najbardziej go bronili. Nie wiem, nie jestem w pełni pewny, ale chyba mnie dusił gdy leżałem zlany gorączką na wpół przytomny. Innych tego typu zwidów nie miałem i jeszcze to spojrzenie jakim mnie obdarzył gdy już wyszedłem z choroby... Nie zostawiajcie mnie już z nim w podobnej sytuacji - Hans zasępił się nieco wiedząc, jak łatwo mógł zginąć. - Nie czyńcie też proszę jakichś reperkusji wobec niego. Nie mogę was całkowicie zapewnić, że tak było, skłamałbym mówiąc, że jestem tego absolutnie pewny, że to co się wydarzyło było rzeczywistością a nie majakiem, jednak jeśli był to majak to był całkiem przekonujący.

Hans nie miał lustra ale wystarczył rzut okiem Helvgrima czy Valdreda by stwierdzić, że pozostały mu sińce na szyi. Duszenie obmierzone na zabicie nie mogło nie pozostawić śladów. Gdyby Hans był martwy sińce te - pośmiertne - byłyby jeszcze bardziej wyraźne.

- Zresztą jeśli tak się stało, ważne że odstąpił, nie trzeba nam kolejnej śmierci, ale mówię ku przestrodze, to człek który postradał rozum i trzeba być przy nim ostrożnym, nie obracałbym się doń plecami gdy ten trzyma broń... - zakończył wywód, który widać leżał mu na sercu, z ulgą pomyślał, że jeśli jednak zdarzy mu się zemrzeć podstępnie to nie będzie to śmierć niepomszczona.

W drodze nie ustawał w próbach odnalezienia jakichkolwiek przydatnych ziół w które to miejsce jak dotąd nie obfitowało.

Pierwsze słowa Valdreda Helvgrim przyjmował w skupieniu, również i on spodziewał się informacji o tym że może Valdred miał drugą głowę bądź to on zatopił statek aktem sabotażu. Tak jednak nie było. Na szczęście. To że Tobruk vel Warren vel Valdred, był złodziejem, to nie było miłe, krasnolud nie szanował tego typu ludzi, ale z drugiej strony stały się dwie rzeczy ważne. Raz. Valdred przyznał się, zaufał komuś, zaryzykował swoje życie. Taka postawa była warta uwagi, bo nie była dyktowana nadmierną pewnością siebie, to było pewne. Dwa. Być może to miejsce odludne, ten las przeklęty, jest jakimś nowym początkiem... nową drogą dla Valdreda, czymś co pozwoli mu zostać prawym człowiekiem? To może były i myśli godne jedynie marzycieli i kapłanów... ale choć mało kto o tym wiedział, to Helv był i jednym i drugim.

- Na mury twierdzy Drak, wiedziałem. Wiedziałem że widziałem cię na statku i że nosiłeś imię Tobruk. Prostym nie jest by starego khazada o sokolim wzroku oszukać. - Helvgrim uśmiechnął się do Valdreda, ale tak na wszelki wypadek spojrzał na Hansa. Ucieszył się w duchu że i ten do tego lekko podchodzi, zresztą jego słowa tłumaczyły to wyraźnie.
- Wiesz Valderdzie Ohrstenie, na razie zostaniesz Warrenem by innych nie kłopotać niepotrzebną wiedzą, Ur’z to rycerz i pewnikim by ci dłonie odjął za twą profesję. Domyślasz się pewnie że i my, khazadz, nie lubujemy złodziejaszków. Jednak ta podróż może wiele zmienić w towim życiu, wiesz? Nim zamknie się krąg twego losu, twe doświadczenia pozwolą ci obrać nową ścieżkę w życiu. Oczywiście jeśli do tego czasu przeżyjemy. - Sverrisson zarechotał ochryple i potarł wąsy.

- Druga sprawa ważniejsza jest. Hans, druhu... jeśli ci się majak przed oczyma kołysał, a w nim Arthur był i rękami ci szyję uciskał to tak być musiało. Siniaki na twym gardle mówią same za siebie. Co do konszachtów z przeklętym czarownikiem też możesz mieć rację, może obaj byli w zmowie. Trzeba będzie uważać na tego Arthura. Może to ta ziemia przeklęta zawładnęła umysłem naszych towarzyszy. Kapłan też wydaje się dziwny jakiś. Teraz jest już nas trzech. Dobrze. Tak musimy kombinować by zawsze jeden z nas na straży stał nocą... i czas zacząć zastanawiać się kto jeszcze jest godny zaufania, a kto nie? Być może będziemy musieli robić rzeczy okrutne by przetrwać, a nie każdy w stanie to będzie wytrzymać. - Podsumował Sverrisson. W głębi serca zganił się za to że pozostawił Hansa sam na sam z Arturem w chacie... no ale przecież nie mógł go strzec cały czas, to było niewykonalne. Na szczęście Hohenzolern był już prawie zdrów i znając go oraz jego umiejętność posługiwania się mieczem, wiedział że teraz da sobie on radę. Jednak co gorsze, okazało się że jedynie Helvgrim i Hans są nieuzbrojeni na tę chwilę. To należało zmienić jak najszybciej.

-Jeśli o mnie chodzi, nie ma problemu. Jestem w stanie przypilnować każdego po kolei z tutaj zgromadzonych, jeśli chcecie to zapewnie was, że we śnie nie zbliży się do was nikt, w między czasie będę obserwował pozostałych- Valdred odpowiedział dwójce towarzyszy

- Nawet nie pytam, coś zrobił z bronią - Hans nie był w nastroju do prawienia kazań, że w tej ekipie broni należało zwyczajnie pilnować. Jedyny plus tej sytuacji był taki, że bez broni, czy choćby z naprędce zorganizowanym solidnym drągiem, nie zamierzał się pchać do walki... a przynajmniej nie w pierwszej linii.

Hans nie miał problemu z decyzją dotycząca mokradeł.

- Zdecydowanie powinniśmy je obejść. - stwierdził stanowczo. Zresztą i tak wątpił by starczyło mu sił na przedzieranie się przez torfowiska, był to wymarzony wręcz klimat do nawrotu choróbska. Żałował że w ogóle opuścili domostwa, dałoby się tam przeżyć nie małą ilość czasu - łowiąc ryby i polując na zwierzynę. Nie wiedział zupełnie, dokąd się tak wszystkim spieszyło, bez pieniędzy, bez możliwości powrotu... zresztą on, włóczykij i tak nie miał większego nacisku aby wracać gdziekolwiek. Wiedział dobrze , że w każdej podróży potrzebny jest wypoczynek, a tego mieli zdecydowanie za mało...
 
Eliasz jest offline