Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-08-2013, 08:20   #111
 
SyskaXIII's Avatar
 
Reputacja: 1 SyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnie
Valdred nie był zadowolony z faktu, że ruszają dalej. Jednak kryjówka jest już spalona a na wieczność nie chciałby zostać z tą zgrają w jednym miejscu. Co innego gdyby byli pięknymi dziewojami. Wtedy to nawet w lepiance by mógł zostać. Teraz jednak ruszali i musieli znaleźć jakieś nowe miejsce przed zmrokiem. Ta kraina dała się już we znaki gdy się ciemno robi, a Ohrsten nie chciałby aby padła teraz kolej na niego. Nie za bardzo uśmiecha się na widok siebie leżącego w łóżku z chorobą lub paplającego się w kałuży własnej krwi.

Na chwilę przed wyruszeniem zwrócił się do krasnoluda i jego przyjaciela:
- Zdaję się, że mieliśmy o czymś porozmawiać, jak będziecie mieli czas i chęci to zagadajcie. Tylko tak żeby inni nie słyszeli, zwłaszcza ten cały niedźwiadek
 
__________________
"Widzieliście go ? Rycerz chędożony! Herbowy! trzy lwy w tarczy! Dwa srają, a trzeci warczy!"
SyskaXIII jest offline  
Stary 11-08-2013, 20:20   #112
 
Luffy's Avatar
 
Reputacja: 1 Luffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skał
No dobra Hans, dosyć zbijania bąków

Zdanie, które powtarzał sobie w myślach od kiedy ocknął się po walce z rycerzem wreszcie mogło znaleźć odpowiedź w jego czynach. Za sprawą mikstury przyniesionej przez troskliwych kompanów Buźka zdrowiał w oczach i mógł wreszcie przejść się po wiosce. Gnębiło go jednak poczucie zmarnowanego czasu, czuł się niepotrzebny i niepomocny. Obiecał sobie, że od tego momentu będzie dawał z siebie dwa razy więcej niż dotychczas.

Ulgę przyniósł Burdenowi fakt, że Arthur oddał mu broń, lepszy topór który przyniósł przegraną niż bycie bezbronnym niczym dziecko. Drewnianą laskę zatknął za pas, biorąc siekierę do ręki i wykonując próbne machnięcie. Rana jeszcze bolała, lecz nic nie wskazywało na to by miała sie otwierać. Wziął przydzieloną mu porcję jedzenia i zapakował bezpiecznie. Wiedział, że jeśli je zgubi marny będzie jego los.

Przed wymarszem z wioski, który niemało go ucieszył, zaproponował bycie strażą przednią. Umówił się z pozostałymi, że wyruszy chwilę wcześniej i będzie szedł lasem na skraju widoczności dla osób znajdujących się na ścieszce, tak by w porę ostrzec ich przed niebezpieczeństwem. Wchodząc na trakt poczuł powiew chłodu i nie był przekonany, czy był to cień rzucony przez stare drzewa czy raczej strach, zupełnie naturalny dla kogoś, kto samotnie wchodzi do nieznanego lasu. Poprawił uścisk na trzonku siekiery i ruszył pewniejszym krokiem między drzewa.
 

Ostatnio edytowane przez Luffy : 11-08-2013 o 20:22.
Luffy jest offline  
Stary 11-08-2013, 20:52   #113
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację


Ciężar przeznaczenia


Rozdział II: W poszukiwaniu prawdy


Ruszyli. To było niczym nowy rozdział w ich nowym życiu. Jakby nie patrzeć, ocalenie ze sztormu można było nazwać nowym życiem, gdyż wszystko musieli zacząć od nowa... Zgodnie z ustaleniami ruszyli przed siebie w poszukiwaniu jakiejś cywilizacji. Ich drogą ku temu była wydeptana, leśna ścieżka, która prowadziła w nieznanym im kierunku. Najbardziej obawiali się tajemniczej mgły, która podczas pierwszy dnia pobytu na wybrzeżu zwiastowała fatalny koniec mieszkańców bezimiennej wioski, znajdującej się nieopodal plaży.
Tempo, którym się poruszali nie było zbyt energiczne, ze względu na wciąż nieidealny stan zdrowia Hansów. Buźka momentami czuł na piersi doskwierającą ranę po ciosie Niedźwiedzia. Drugi z mężczyzn o imieniu Hans, wciąż odczuwał efekty wysokiej gorączki. Jego organizm był zmęczony, mały apetyt sprawiał, że nie przyjmował tak chętnie posiłków w czasie postojów jak reszta podróżników.

Albrecht

Mężczyzna nie wiedział co było powodem jego spokojnych nocy. Koszmar, który przeżywał w czasie podróży na okręcie minął chwilowo, co wcale nie oznaczało, że bezpowrotnie. Mimo to ciężko mu było spać nocami. Męczyło go sumienie. Cała sytuacja, spojrzenia niektórych z towarzyszy, oraz paskudna blizna na piersi Hansa, którą Albrecht widział momentami, kiedy kompan się przebierał, albo gdy Konrad doglądał jego rany. Czy to wciąż była kara od Sigmara, jakiegoś rodzaju pokuta? Na pewno. Czy Sigmar uznał, że nadszedł czas na jej zakończenie? Możliwe. Czas miał pokazać...

Trzy dni później

Wędrówka lasem dobiegła końca. Komary i masa innych leśnych owadów nie dawała życia podróżnikom. Koniec końców las powoli zaczął się przerzedzać, lecz to nie oznaczało, że natrętne owady dadzą grupie spokój. Zapowiadało się wręcz odwrotnie.
-Moczary...- burknął Starkad, gdy dostrzegł u podnóża pożółkłej, wysokiej na półtora metra trawy zieloną od glonów wodę.
-Kiepsko, kiepsko...- dodał po chwili. Faktycznie nie pomylił się. Bo niedługo potem dostrzegli obszerne moczary.
-Te grzęzawiska mogą się ciągnąć długimi milami... Nie wiem, czy to dobry pomysł, żebyśmy tędy maszerowali...-

 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 11-08-2013, 21:36   #114
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Moczary, bagno, grzęzawisko, topielisko...
Jak zwał, tak zwał - wszystkie te nazwy oznaczały tylko i wyłącznie jedno - miejsce, gdzie woda była za rzadka do orki i zbyt gęsta, by ją pić. A może ziemia? Jeden pies.
Przez coś takiego mogły przejść najwyżej zwierzęta, a i to pewnie nie wszystkie. Ewentualnie tubylcy, którzy znali każdy cal drogi, jaką należało podążać. A oni nie należeli ani do jednych, ani do drugich. A skoro nie potrafili latać, ani nie byli samobójcami, to mieli przed sobą niewielki wybór - musieli bagna obejść.

- Skręćmy w lewo - zaproponował Friedrich. - Kiedyś te bagna się skończą, a obejście będzie bezpieczniejsze i próba przeprawienia się, Zatrzymamy się, zanim zrobi się ciemno i przeczekamy do rana. A potem pójdziemy dalej.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-08-2013, 23:41   #115
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Podczas żmudnej podróży leśną drogą, Hans i Helvgrim trzymali tylną straż. Rozmawiali i uzupełniali wiedzę, podejmowali decyzje. Częścią tych ustaleń było także dokończenie rozmowy z Warrenem, którą to zaczęli dwa dni temu. Kiedy tylko nadarzyła się ku temu okazja. Hevlgrim poprosił Warrena by ten dołączył do nich na tyłach pochodu.

- Jakżem powiedział Warrenie. Masz me słowo, słowo khazada, że to co nam powiesz zostanie między tobą a mną. Prawdą zyskasz sobie nasze wsparcie, a wiadomo że ufać sobie musimy. Sprawy, jak widzisz, wyglądają na bardziej skomplikowane niż może to się wydawać na pierwszy rzut oka. - Helvgrim spojrzał na Hansa, po czym przeniósł wzrok na Warrena.
Warren rozejrzał się po pozostałych aby upewnić się, że nikt nie podsłuchuje po czym spojrzał na Helvgrima.

- Prawda jest taka, że nie mam na imię Warren. Na statku znaliście mnie pod imieniem Tobruk. A tak na prawdę nazywam się Valdred Ohrsten. Ta wiodomość na pewno was nie ucieszy, ale jestem złodziejaszkiem. Wskoczyłem na statek aby się obłowić i zwiać w następnym porcie, nawet nie wiedziałem dokąd płynie i wylądowałem tutaj z wami. Nie musicie się przejmować tym kim jestem. Tutaj nie będę miał żadnego interesu w okradaniu was czy innych członków naszej grupy. Nawet jeśli bym to zrobił to nie miałbym gdzie tego sprzedać. Dodatkowo samemu nie ma szans żebym przetrwał więc w miarę możliwości będę pomagać. To chyba wszystko co miałem wam do powiedzenia, jak macie jakieś pytania to rzucajcie. - Po wyjawieniu swojej tajemnicy Valdred był gotowy na wszystko, nawet na gniew któregoś z kompanów.

Hans odetchnął z ulgą. - Już się bałem, że oznajmisz nam, że jestes kultystą, magiem renegatem, że masz mutacje, wściekliznę lub inne ustrojstwo. - Do ulgi dołączył uśmiech - Tu nawet nie ma czego kraść, a poza tym znam ja was dobrze , w sekretnym języku złodziejskim, który niczym nie różnił się od staroświatowego powiedział wprost - Nie sra się do własnego gniazda. Potarcie karku dawało jednak dodatkową wymowę całemu zdaniu, sugerowało w złodziejskim, że jest się częścią owego gniazda... Słowa pozostawały te samy, znaczenie również, przynajmniej dopóki gąszcz znaków nie nadawał im dodatkowego charakteru, albo nie zmieniał ich znaczenia.

- Czyli wracamy do większych zmartwień... Zastanawiałem się czy o tym wspomnieć, ale uważajcie na Arthura. Nie tylko wzrok ma pogardliwy jak już wspomniałeś Helvgrimie. Najwyraźniej był w jakiejś komitywie z zabitym plugawcem, bo nie przyjął jego śmierci jak inni, nawet ci którzy najbardziej go bronili. Nie wiem, nie jestem w pełni pewny, ale chyba mnie dusił gdy leżałem zlany gorączką na wpół przytomny. Innych tego typu zwidów nie miałem i jeszcze to spojrzenie jakim mnie obdarzył gdy już wyszedłem z choroby... Nie zostawiajcie mnie już z nim w podobnej sytuacji - Hans zasępił się nieco wiedząc, jak łatwo mógł zginąć. - Nie czyńcie też proszę jakichś reperkusji wobec niego. Nie mogę was całkowicie zapewnić, że tak było, skłamałbym mówiąc, że jestem tego absolutnie pewny, że to co się wydarzyło było rzeczywistością a nie majakiem, jednak jeśli był to majak to był całkiem przekonujący.

Hans nie miał lustra ale wystarczył rzut okiem Helvgrima czy Valdreda by stwierdzić, że pozostały mu sińce na szyi. Duszenie obmierzone na zabicie nie mogło nie pozostawić śladów. Gdyby Hans był martwy sińce te - pośmiertne - byłyby jeszcze bardziej wyraźne.

- Zresztą jeśli tak się stało, ważne że odstąpił, nie trzeba nam kolejnej śmierci, ale mówię ku przestrodze, to człek który postradał rozum i trzeba być przy nim ostrożnym, nie obracałbym się doń plecami gdy ten trzyma broń... - zakończył wywód, który widać leżał mu na sercu, z ulgą pomyślał, że jeśli jednak zdarzy mu się zemrzeć podstępnie to nie będzie to śmierć niepomszczona.

W drodze nie ustawał w próbach odnalezienia jakichkolwiek przydatnych ziół w które to miejsce jak dotąd nie obfitowało.

Pierwsze słowa Valdreda Helvgrim przyjmował w skupieniu, również i on spodziewał się informacji o tym że może Valdred miał drugą głowę bądź to on zatopił statek aktem sabotażu. Tak jednak nie było. Na szczęście. To że Tobruk vel Warren vel Valdred, był złodziejem, to nie było miłe, krasnolud nie szanował tego typu ludzi, ale z drugiej strony stały się dwie rzeczy ważne. Raz. Valdred przyznał się, zaufał komuś, zaryzykował swoje życie. Taka postawa była warta uwagi, bo nie była dyktowana nadmierną pewnością siebie, to było pewne. Dwa. Być może to miejsce odludne, ten las przeklęty, jest jakimś nowym początkiem... nową drogą dla Valdreda, czymś co pozwoli mu zostać prawym człowiekiem? To może były i myśli godne jedynie marzycieli i kapłanów... ale choć mało kto o tym wiedział, to Helv był i jednym i drugim.

- Na mury twierdzy Drak, wiedziałem. Wiedziałem że widziałem cię na statku i że nosiłeś imię Tobruk. Prostym nie jest by starego khazada o sokolim wzroku oszukać. - Helvgrim uśmiechnął się do Valdreda, ale tak na wszelki wypadek spojrzał na Hansa. Ucieszył się w duchu że i ten do tego lekko podchodzi, zresztą jego słowa tłumaczyły to wyraźnie.
- Wiesz Valderdzie Ohrstenie, na razie zostaniesz Warrenem by innych nie kłopotać niepotrzebną wiedzą, Ur’z to rycerz i pewnikim by ci dłonie odjął za twą profesję. Domyślasz się pewnie że i my, khazadz, nie lubujemy złodziejaszków. Jednak ta podróż może wiele zmienić w towim życiu, wiesz? Nim zamknie się krąg twego losu, twe doświadczenia pozwolą ci obrać nową ścieżkę w życiu. Oczywiście jeśli do tego czasu przeżyjemy. - Sverrisson zarechotał ochryple i potarł wąsy.

- Druga sprawa ważniejsza jest. Hans, druhu... jeśli ci się majak przed oczyma kołysał, a w nim Arthur był i rękami ci szyję uciskał to tak być musiało. Siniaki na twym gardle mówią same za siebie. Co do konszachtów z przeklętym czarownikiem też możesz mieć rację, może obaj byli w zmowie. Trzeba będzie uważać na tego Arthura. Może to ta ziemia przeklęta zawładnęła umysłem naszych towarzyszy. Kapłan też wydaje się dziwny jakiś. Teraz jest już nas trzech. Dobrze. Tak musimy kombinować by zawsze jeden z nas na straży stał nocą... i czas zacząć zastanawiać się kto jeszcze jest godny zaufania, a kto nie? Być może będziemy musieli robić rzeczy okrutne by przetrwać, a nie każdy w stanie to będzie wytrzymać. - Podsumował Sverrisson. W głębi serca zganił się za to że pozostawił Hansa sam na sam z Arturem w chacie... no ale przecież nie mógł go strzec cały czas, to było niewykonalne. Na szczęście Hohenzolern był już prawie zdrów i znając go oraz jego umiejętność posługiwania się mieczem, wiedział że teraz da sobie on radę. Jednak co gorsze, okazało się że jedynie Helvgrim i Hans są nieuzbrojeni na tę chwilę. To należało zmienić jak najszybciej.

-Jeśli o mnie chodzi, nie ma problemu. Jestem w stanie przypilnować każdego po kolei z tutaj zgromadzonych, jeśli chcecie to zapewnie was, że we śnie nie zbliży się do was nikt, w między czasie będę obserwował pozostałych- Valdred odpowiedział dwójce towarzyszy

- Nawet nie pytam, coś zrobił z bronią - Hans nie był w nastroju do prawienia kazań, że w tej ekipie broni należało zwyczajnie pilnować. Jedyny plus tej sytuacji był taki, że bez broni, czy choćby z naprędce zorganizowanym solidnym drągiem, nie zamierzał się pchać do walki... a przynajmniej nie w pierwszej linii.

Hans nie miał problemu z decyzją dotycząca mokradeł.

- Zdecydowanie powinniśmy je obejść. - stwierdził stanowczo. Zresztą i tak wątpił by starczyło mu sił na przedzieranie się przez torfowiska, był to wymarzony wręcz klimat do nawrotu choróbska. Żałował że w ogóle opuścili domostwa, dałoby się tam przeżyć nie małą ilość czasu - łowiąc ryby i polując na zwierzynę. Nie wiedział zupełnie, dokąd się tak wszystkim spieszyło, bez pieniędzy, bez możliwości powrotu... zresztą on, włóczykij i tak nie miał większego nacisku aby wracać gdziekolwiek. Wiedział dobrze , że w każdej podróży potrzebny jest wypoczynek, a tego mieli zdecydowanie za mało...
 
Eliasz jest offline  
Stary 12-08-2013, 12:56   #116
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Niedźwiedź szedł pośród towarzyszy swej niedoli wyraźnie zasmucony. Zresztą wesoły nie bywał od czasu morderstwa czarownika. Dziwiło go to bardzo, w rodzimych stronach nie zawahałby się zabić czarnoksiężnika, ba zapewne poprawiłoby mu to znacznie humor. Rycerz liczył, że po kilku dniach spędzonych z rozbitkami sytuacja się nieco wyklaruje. Tak nie było. Moc Ulricha chyba była większa niż podejrzewał, albowiem zaczęły się dziać same przykre rzeczy. Choroby, rany, truposze, szaleństwo – to wszystko towarzyszyło rozbitkom na tej przeklętej ziemi. Nie mogąc dłużej wytrzymać Niedźwiedź rzucił do wszystkich podczas drogi:

-Spotykają nas nieszczęścia bo bezbożnika broniliście, Sigmar nas pokarał za wasze poparcie dla złego. Uratować nas może tylko wasza skrucha i pokuta..

Niedźwiedź realnie bał się wpływów złych mocy w tym miejscu. Co do teorii, którą przed chwilą wygłosił miał spore dowody na swe twierdzenie. Gottfried, który bronił maga, zaczynał wariować, podobnie jak Arthur. Obaj mogli być w mocy Ulricha, która nadal pewnie działała. Buźka już odebrał swą karę, a Friedrich… no cóż, może ten truposz miał być jego karą? Tak czy inaczej przed zemstą Sigmara nie ucieknie. Oni wszyscy będą osądzeni, smuciło to rycerza, ale jednocześnie dawało mu poczucie sprawiedliwości. Niedźwiedź zaczął tęsknić za Middenheim, gdzie bez tłumaczenia mógł zabijać wszelkich bezbożników i wszystkim wychodziło to na dobre. Idąc starał się unikać Burdena za wszelką cenę. Bał się jego wzroku, bał się, że znów powróci do tematu tak niewygodnego dla rycerza. Wtem zoczył bagno i westchnął. Kolejna przeszkoda. Przytaknął przedmówcom, nie było sensu pchać się przez niebezpieczne mokradła.
 
MrKroffin jest offline  
Stary 13-08-2013, 16:21   #117
 
Luffy's Avatar
 
Reputacja: 1 Luffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skał
Ich podróż przebiegała zaskakująco spokojnie. Starał się ze wszystkich sił wypatrzeć zagrożenie jako zwiadowca drużyny, lecz takiego po prostu nie było w tym lesie. Przynajmniej na razie. Co nie znaczyło, że szło im się przyjemnie. Burden wyczuwał, jak atmosfera w grupie stawała się coraz bardziej napięta i czuł się za to po części odpowiedzialny. Uporczywie myślał nad rozwiązaniem i postanowił, że w najbliższym czasie skupi się na poprawie ich relacji.

Musiał oczywiście zacząć od rycerza, nie mógł nie zauważyć jak Niedźwiedź omija go wzrokiem i stara się siadać zawsze po drugiej stronie ogniska. W duchu cieszył się z tego, że większość dnia spędzał z dala od reszty, nie wiedział czy zachowanie rycerza było spowodowane strachem i poczuciem winy czy może niechęcią w stosunku do kogoś, kto bronił maga. Uznał, że poczeka na odpowiedni moment by przełamać milczenie.

Gdy dotarli do mokradeł mina zrzedła mu jeszcze bardziej. Niestety nie widział innego sposobu jak obejść zdradliwe moczary. Dla pewności postanowił rozejrzeć się, czy przypadkiem miejscowi nie zostawili tu żadnych znaków ułatwiających podróż wtajemniczonym ludziom.
 
Luffy jest offline  
Stary 20-08-2013, 20:41   #118
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
- Przeklęte komary. - Helv mówił jakby sam do siebie. Insekty o rozmiarze imperialnej monety, otoczyły podróżnych kilkoma rojami i dopomninały się o zapłatę we krwi za bezpieczne przejście drogą. Faktycznie, droga była bezpieczna, przynajmniej przez ostatnie trzy dni. Dni spokojnego spaceru po lesie rzec by można, ale z wolna krajobraz zmieniał się z jakby nordlandzkich lasów na ten bardziej podobny okolicom wsi Faulgmiere, na Przeklętych Bagnach. Wyczuć dało się w powietrzu wilgoć, ale jedynie węchem nawykłym do tego typu zapachów... poza tym temperatura była raczej niska. Tworzyło to pewnego rodzaju równowagę i podróżowało się przez to całkiem znośnie. Gdyby tylko nie te dziwne humory które prezentowała soba większość kompanów, można to było jednak zrozumieć, wszak sytuacja grupy była nieciekawa.

Helvgrim trzymał się z Hansem, jak zwykle. Pewnym było że na pewno mogą zaufać tylko sobie, ale i Warren, który okazał się Valdredem, wykazywał chęć przystania do dwójki kompanów by zabezpieczyć tyły. Miał rację, również Sverrisson ucieszył się na ten pomysł. Przeszłość Valdreda, owszem, budziła pewne wątpliwości i stawiała pod znakiem zapytania lojalność tego człowieka, ale z drugiej strony Helvgrim, gdyby był na miejscu Valdreda, pewnie postąpił by tak samo. Jednak stawianie się w butach złodzieja nie było mądrym pomysłem, na samą myśl o tym, Sverrisson splunął wulgarnie na jedno z mijanych drzew.

Burden, Konrad i Friedrich, ta trójka nie budziła żadnego niepokoju w sercu krasnoluda, ale rycerz Ur'z, kapłan Gottfried oraz Arthur, człek który ponoć zapomniał swego imienia, a stawał w obronie czarownika Ulricha i być może, próbował zabić Hansa... tak, ta trójka budziła pewne obawy. Szczególnie Arthur... przesądne i fanatyczne zachowania rycerza i kapłana można było jeszcze zrozumieć, szczególnie że i khazad potrafił podążać za słowem modlitwy lub być uparty niczym niedźwiedź. Jednak Helvgrim postanowił mieć całą trójkę na oku... obawiał się że być może Ulrich przed śmiercią zaklął ich i teraz może duch jego zły podążał w sercu owej trójki.

Najgorszy był fakt że to właśnie Hans i Helvgrim byli nieuzbrojeni, mieli jakąś broń ale nawet w połowi nie tak dobrą jak reszta. Inni mieli topory, miecze, włócznie lub sztylety... a Helv miał jedynie sękaty drąg który dzierżył od momentu kiedy zebrali się w grupę na plaży, zaraz po tym jak sztorm pochłonął statek, a rozbitków rzucił na nieznaną ziemię. Tą dysproporcję należało jak najszybciej uzupełnić. Gdy krasnolud myślał o tym że być może jakaś wieś czeka ich na końcu drogi, to ta prowadziła jedynie na bagna. To był smutny moment, jak z otchłani, wróciły wspomnienia Faulgmiere, okrutnej potwory z bagien i śmierci towarzysza broni, Tasselhofa... ~ oby tym razem nie skończyło się czyjąś śmiercią. ~ Myślał Sverrisson.

Trochę to było dziwne że droga tu się właśnie kończyła, ciekawym stało się czy być może miejscowi przeprawiali się przez bagnisko jakąś łodzią? Friedrich zaproponował by ruszyć drogą w lewo, na południe i obejść bagna... w sumie każdy kierunek byłby dobry więc czemu by nie na południe właśnie. Azkarhański krasnolud martwił się tylko tym, czy aby ruszając gdziekolwiek indziej niż drogą na wprost, przez moczary, nie oddalają się od jakiejś osady, która mogła być całkiem blisko, a jedynie poza zasięgiem ciekawskich oczu podróżnych, stojących na drodze, tak jak robiła to grupa w której był Helv. Decyzję jednak trzeba było podjąć szybko, a wizja przeprawy przez podmokły i zdradliwy teren nie była zbyt miła... zatem postanowiono - południe.

- Idźmy w lewo zatem. Kierunek dobry jak każdy inny. Musimy jednak przyśpieszyć. Tylko patrzec jak braknie nam jadła. - Ocenił sytuację syn Svergrima. Ostatnie słowa były ważne. Kończyło się jedzenie, szczęściem wody pitnej było pod dostatkiem. Wnyki były puste, o zmierzchu i o świcie, wtedy kiedy krasnolud rozstawiał je. Zupełnie jakby zwierzyna omijała to miejsce z daleka, i choć puste wnyki mogły być efektem marnych zdolności łowczyk Helvgrima, to ogólny brak zwierząt w zasięgu wzroku był bardzo niepokojący. Dobrą widomością było jedynie to że Hans, dzień za dniem, czuł się lepiej, to było bardzo ważne dla wszystkich, szczególnie dla samego zainteresowanego i Helva.

- Hans... zauważyłeś że nie słychać ptactwa, ni też jednej wiewiórki tu nie ma? Jedynie te spragnione krwi komary. - Na potwierdzenie swych słów, krepy wojownik, spojrzał za siebie, po czym trzasnął otwartą prawą dłonią w lewe ramię i zabił tym ruchem sporego krwiopijcę. Została po nim tylko krwawa plama.
 
VIX jest offline  
Stary 25-08-2013, 13:47   #119
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Ominięcie bagien było dla grupy oczywistą oczywistością. Nikt o zdrowych zmysłach bez zapasów jedzenia i z nie w pełni zdrowymi kompanami nie pchałby się w nieznany teren, znajdujący się na moczarach. Ruszyli zatem w lewo. Wybór był dość prosty i z pewnością nie ciążyła na nim jakaś szczególna odpowiedzialność. Wnioski, do których doszedł Helvgrim były dość przerażające i niektórzy, uzmysłowiwszy sobie, że brodacz ma rację poczuli na plecach ciarki. Gdzie do ciężkiej cholery była cała fauna w tej okolicy? Żadnych zwierząt, żadnych dźwięków, ani innych dowodów jakiegokolwiek życia w tej okolicy. Co by nie powiedzieć, do członków ocalonej załogi z każdym kolejnym krokiem prowadzącym przed siebie docierało, że przetrwanie tego sztormu nie koniecznie było losem szczęścia.
-Widziałem ten symbol nieopodal wioski...- odezwał się Starkad, widząc na drzewie wyryty symbol wilczej głowy. Ci którzy widzieli wcześniej ów "dzieło" mogli stwierdzić, że choć przedstawiony symbol jest ten sam, to z pewnością ten tutaj napotkany jest zdecydowanie mniej starannie przyrządzony.
-Ruszajmy dalej... Mam złe przeczucia.- rzekł w końcu rosły Norsmen.

~***~

Dwa dni nieustannego marszu w celu okrążenia bagien zmęczyło nie tylko fizycznie grupę mężczyzn. Każdy z nich miał już dość nieustannego rozglądania się dookoła i nieprzespanych nocy, spowodowanych dziwaczną aurą tego miejsca. Zapasy skurczyły się tak bardzo, że Helvgrim już teraz wiedział, że głodówka będzie nieunikniona. Obawiał się iż niektórzy z członków ich grupy zaczną walczyć o pożywienie i doprowadzi to do rozlewu krwi. Nagle jakby ktoś w końcu postanowił się nad nimi zlitować dostrzegli w oddali niewielką chatkę. Stała ona na drewnianych palach wysokości półtorej stopy, mimo iż do mokradeł dzieliło ją dobre trzydzieści stóp. Być może ktoś profilaktycznie tutaj ją budując stwierdził, że w razie gdyby okoliczne mokradła wezbrały, można uchronić chatę od podtopienia.

Nie byłoby w tym wszystkim nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że z kominka unosił się dym, rozwiewany przez porywisty wiatr nad koronami drzew. Kompani wejrzeli na siebie nawzajem i ruszyli dziarskim krokiem w tym kierunku.
-Ktoś tam jest.- syknął Niedźwiedź, który jako pierwszy dostrzegł męża w sile wieku, odzianego w skórzaną zbroję, wnoszącego po dwóch stopniach do chaty kilka kawałków drewna. Mężczyzna miał wielodniowy zarost, zaś jego przeciętna postura raczej nie budziła respektu. Mimo to sprawiał dziwne wrażenie, gdyż jego wzrok jakby obłędnie skakał z miejsca na miejsce, jakby nie potrafił skupić się na jednym punkcie.

 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 25-08-2013, 21:21   #120
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Bagna, bagna, bagna. Na szczęście nie były nieskończone, chociaż Friedrichowi wydawało się, że lezą przez całą wieczność, mając tuż obok siebie bezkresne na pozór trzęsawiska.
Na szczęście (wbrew licznym opowieściom snutym przez bardów i ciemnowidzów) nic nie wylazło z tych bagien, by spróbować skonsumować jednego lub paru członków małej grupki. Oczywiście prócz latającego robactwa różnego kalibru, które usiłowało się dobrać do skóry i krwi nie tylko Friedricha, ale i pozostałych. Co, w gruncie rzeczy, było całkiem sprawiedliwe.

Chata, na jaką się szczęśliwie natknęli nim zapadła noc, w pierwszej chwili skojarzyła się Friedrichowi z myśliwską chatą, zamieszkałą przez truposza.
Na szczęście, jak się okazało, mieszkańcem był zwykły człowiek. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.

- Jeśli pójdziemy tam wszyscy równocześnie - powiedział cicho Friedrich - to się może przestraszyć.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172