Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2013, 02:27   #34
Gwena
 
Gwena's Avatar
 
Reputacja: 1 Gwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemu
Ciało kupca zainteresowałoby może medyka, całe zabłocone, podrapane, pogryzione, pokrwawione, brzuch wydarty. Widać jednak było, że był sprawnym mężczyzną w sile wieku. Dlaczego i jak zginął? Może gdzieś pod tą krwawą masą kryła się odpowiedź, lecz Ilse nie zamierzała przeprowadzać sekcji. Zresztą jak w tych warunkach? Niech się tym straże zajmą.
Natomiast – nie licząc strzały w oku – mutant był nietknięty. Podeszła, pochyliła się nad zwłokami. Nie mogła uwierzyć w to co widziała. Obróciła ciało stwora raz i drugi. Był zupełnie nagi, ale dobrze odżywiony, skóra bez zadrapań jakich musiałby się nabawić żyjąc w lesie, dłonie i stopy gładkie, bez odcisków, a nawet włosy równej długości. Musiały być kiedyś przycięte, może byle jak, ale przycięte.
Blada skóra – ewidentnie nigdy nie była wystawiona na działanie słońca – była w wielu miejscach pokryta łuską, miał też kilka, dość świeżych, blizn po operacjach z wyraźnie widocznymi śladami po szwach.
Karl, który się trudził przy kopaniu grobu dla nieznajomego, rzucił Ilse kilka spojrzeń które wyraźnie sugerowały, że uważa jej zachowanie za co najmniej dziwaczne. Westchnęła, postanowiła powstrzymać swoją ciekawość i mu pomóc. Zaczęła obchodzić miejsce – jak zaczęła w myślach nazywać – zbrodni szukając bezskutecznie jakiś śladów jeszcze jakichś osób i poprzynosiła mu znalezione przy okazji kamienie.

Po pochówku ruszyli dalej w kierunku Krugenheim śladami galopującego konia. Ilse szła zamyślona, prawie nie zwracała uwagi na otoczenie. Po chwili ujrzeli w rowie wywrócony wóz. Z wozu wysypane były cenne przedmioty, głównie piękna i bardzo ozdobna broń. Niestety – jak oceniła na pierwszy rzut oka Ilse – były to rzeczy dla dworaków. Żadnego dobrego solidnego topora...
Gwizdnęła cicho na ten widok.
– No to mamy kłopot. Za kimś takie rzeczy wożącym to zapewne zaraz poszukiwania się rozpoczną. I do nas się przyczepić mogą. – zwróciła się do Karla. – Zgłosić, źle, bo jeszcze o rabunek posądzą, nie zgłosić, a znajdą, to od razu wieszać będą...
– Jeśli nas najpierw zabiją, a potem zaczną pytać –
odpowiedział – to będzie to pewien kłopot. W innym przypadku zdołamy się wytłumaczyć.
– Idziemy dalej, czy po prostu usiądziemy i poczekamy na tych, co przyjadą szukać tych dóbr?
– spytał.
– Sama nie wiem, czekać można długo i nie wiadomo kto pierwszy się napatoczy– odparła Ilse. – Jak pójdziemy, a ktoś to znajdzie i zabierze sobie to nas oskarżą, ze ukryliśmy część rzeczy. Może jedno z nas zostanie pilnować, a drugie pójdzie do miasta?
Karl nie zdążył zastanowić się nad tą propozycją, gdyż ledwie podeszli do pomalowanego na czerwono, bogato zdobionego wozu, usłyszeli tętent koni. Ilse wyszła na środek drogi, popatrzyła przez chwilę na nadjeżdżających i powiedziała: – Mundury jakieś noszą, pewnie straż – Czekała na nich, pozornie zachowując spokój.
Nadjeżdżający się zatrzymali z 10 kroków przed Ilse i Karlem, ich dowódca podjechał bliżej i wygłosił niezgrabne przemówienie:
– Według zeznań jednego ze świadków zajścia które miało tu miejsce jakieś stworzenie zaatakowało handlarza Willhelma Fedrika. Towar który jak zdążyliśmy zauważyć, spodobał się wam, zostanie zabrany i doręczony rodzinie kupca. Jednakże... jesteśmy zmuszeni zabrać was do Krugenheim na przesłuchanie, gdzie opowiecie o tym co ujrzeliście, wiemy, że nie jesteście zamieszani w tą sprawę. Ej wy! Zabrać towary i ciała!
Strażnicy zeskoczyli z koni i chcieli się zabrać za zbieranie rozrzuconych rzeczy.
– Stać! – ryknęła Ilse głosem godnym kaprala musztry – zadepczecie ślady. Sierżancie – zwróciła się już normalnie do dowódcy – wszystko wskazuje na to, że tego kupca zamordowano. Jak ktoś z waszych ludzi umie czytać ślady, to sprawdźmy najpierw co tu się działo, a potem możecie sobie pozbierać rzeczy.
– Co tu jest do sprawdzania? Pani, da pani spokój... handlarza zeżarł mutant i tyle nam wystarczy, nikt go nie zamordował, świadek widział –
odparł dowódca.
– Ten mutant zżarł, prawda, ale zwłoki. I skoro chcecie mnie zawieźć na przesłuchanie do Krugenheim to tam zeznam, że mordercą nie był mutant... – zawiesiła głos – a straż nie chciała zbadać kto naprawdę zabił kupca. W ogóle ten mutant – wiem bo go zabiłam i obejrzałam ciało – był nieuzbrojony, słaby i głupi tak, że nie mógłby zabić mężczyzny w sile wieku. Właściwie... tak, tak, jestem tego pewna ten mutant nie żył w tych lasach. W ogóle nie żył w lasach... – Spojrzała na pustą skrzynię leżącą w rowie i zamarła na moment – Czy możliwe, że morderca go przywiózł w tym pudle? Trzeba sprawdzić. – odwróciła się od strażnika i podeszła do skrzyni.
– Pewnie jakieś złodzieje ukradły zawartość kufra, da se pani spokój – odparł dowódca
– Tak, i zostawili cenny oręż... – Ilse podeszła do skrzyni, zaczęła ją oglądać i wąchać.
– A ja wiem co im wpadło do głowy za głupstwo? Może świadek zabrał zawartość.
– Sierżancie – niejednego mutanta żeś na pewno widział, ale ilu widziałeś całkiem nagich i bez choćby pałki z konara w łapie? Ja dwa dziesiątki lat w lasach żyję i jeszcze takiego nie widziałam. Aż do dziś... Więc dziwna sprawa to jest.
– Te, to faktycznie dziwna sprawa, kupiec mógł se z takim poradzić raz, dwa albo zdążyć uciec, ale ja nie od dochodzenia jestem w tym momencie, tą sprawą zajmują się już miejskie straże –
odparł
– Spójrzcie, mimo to, sierżancie – widzicie jak ktoś niedawno wydłubał dziury w wieku... jak by kto w środku leżał to akurat koło nosa by wypadły... a fuuujj... jak śmierdzi, jakby świnie w niej wieźli, albo...
– Pani, pani strasznie podejrzliwa jest, po jaką cholerę ktoś miałby mordować handlarza i wypuszczać mutanta ze skrzyni?
– A jak sądzicie, ten kupiec zamożny był? Ktoś po nim te dukaty odziedziczy... może nie chciał czekać.
– Ja nic nie sądzę proszę pani, a za fałszywe oskarżenie to krótsza o głową może pani się stać –
odparł dowódca przez zaciśnięte zęby.
– Nie straszcie sierżancie, bo za zacieranie śladów morderstwa może być to samo, a co najmniej degradacja – odpaliła Ilse.
– My zabieramy ciała i towary, a analizą zajmą się miejskie straże... powiedziałem już raz i teraz drugi, a trzeci nie będę powtarzał – powiedział.
Ilse wzruszyła ramionami – Jak chcecie, ale powiedzcie mi, kto był tym świadkiem?
– No syn kupca, co to z nim jeździł zawsze, silny facet chronił swojego ojca... tym razem mu się nie udało – odparł.
– Ja tego mutanta ubiłam jednym strzałem... a i gołymi rękami bym go pokonała. A wy mówicie, ze on silny...
– Bo się pewnie wystraszył chłopaczyna, nie wiem...
– powiedział dowódca.
– To jak sierżancie, silny facet czy strachliwy chłopaczyna...? – zakpiła Ilse – Jedźcie tam i obejrzyjcie truchło... a sami zrozumiecie, że nikt się go nie mógł wystraszyć. A ja poczekam sobie. – Ilse siadła wygodnie i przyglądała się strażnikom zbierających manele.
Dowódca nie odezwał się, ponownie wskoczył na swojego konia i czekał aż jego ludzie skończą swoją robotę.
– Mógł to być wypadek – stwierdził nagle, ni stąd ni zowąd, Karl. – Koń się spłoszył, kupiec spadł. Zanim doszedł do siebie było za późno, bo go mutant dopadł. A na widok mutanta niejeden bierze nogi za pas.
– Tak, mógł to być wypadek, ale starannie przygotowany –
odpowiedziała Ilse mierząc Karla niezbyt pochlebnym spojrzeniem. – A jeśli to faktycznie był wypadek i tylko z niego skorzystał, a nie zaplanował tego, to stać go na kapłana Vereny...
W odpowiedzi Karl obdarzył Ilse długim, zamyślonym, oceniającym spojrzeniem.

Strażnicy zapakowali wóz, zaprzęgli konia i ruszyli do miejsca zabójstwa. Dowódca ignorował oboje podróżników, zresztą i do strażników prawie się nie odzywał. Gdy ujrzał grób jęknął – I tylko chuje utrudniliście robotę.
– To trzeba było nas zawiadomić, że już jedziecie – odcięła się Ilse – przecież zwierzęta by go rozwlekły jakby tak leżał na drodze.
– Normalny, kurwa, i inteligenty podróżujący zostawiłby ciała w spokoju – odparł dowódca, po czym odwrócił się w stronę swoich ludzi – I co tak się patrzycie? Zapierdalać tam i do roboty, wy podróżniki też pomóc macie.
Ilse nie uważała za stosowne podporządkować się rozkazom strażnika.
– Tam –
wskazała na rów – macie swojego mutanta...
Dowódca bez słowa zeskoczył z konia i ruszył w stronę mutanta, gdy już doszedł, Ilse i Karl usłyszeli głośny krzyk.
– Co to kurwa jest?!
Ilse podeszła – Znacie go?
Dowódca spojrzał na nią skonsternowany: – Taa... ten mutant należy do naukowca z Krugenheim, bada on przyczyny mutacji.. skąd on się tu do chuja wziął?
– Ze skrzyni sierżancie, jak mówiłam...
– A po cholerę ktoś miałby go kraść naszemu lekarzowi?
– Cóż... mówiliście –
uśmiechnęła się wrednie – że macie w dupie co tu się stało, bo miejscy mają to badać.
– Tak, tak.. my nie mamy nic do tej sprawy, po prostu się zdziwiłem –
odparł sierżant.
– Straszny ten mutant prawda? Nie ma co się dziwić, że na jego widok koń poniósł, a syn kupca uciekł... że ja nie uciekłam... oj na drugi raz będę wiedzieć czego się bać...
– Zamknij się, kurwo!
– krzyknął dowódca – Nie znamy prawdziwych przyczyn tego zajścia i nie będzie dane nam się dowiedzieć, jedziemy i zamknij tego ryja, resztę powiesz, miejskim strażnikom, ale za fałszywe oskarżenia o łeb krótsza będziesz.
Ilse zmierzyła sierżanta długim spojrzeniem, w końcu wzruszyła ramionami i siadła wygodnie czekając, aż strażnicy uporają się z brudna robotą.
 

Ostatnio edytowane przez Gwena : 12-08-2013 o 02:31.
Gwena jest offline