Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2013, 03:40   #54
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Helvgrim upadł. Po raz pierwszy od wielu lat, padł w bitwie i sił by podnieść swe strzaskane ciało nie miał. Upadając widział jak potężna bestia z trollowego wojownika bierze górę nad polem bitwy. W jednej chwili pan bitwy, w drugiej potwór na końcu ostrza topora. Sam Grungni zjawił się na leśnej polanie i zatrzymał oponenta. Sverrisson obserwował starcie tytanów. Ogromny troll z kłodą jako maczugą, i on, bóg khazadów, Grungni. Helvgrim chciał krzyknąć, jednak khazalidzkie słowa stanęły w gardle i postanowiły tam pozostać. Płuca Helva napełniały się krwią. Krasnolud zdążył pomyśleć jak to możliwe skoro tyle szkarłatu, o jasnej barwie, opuszczało żyły przez potworne rany, zadane przez monstrum z czeluści piargów bogów chaosu? Helvgrim odpływał w ciemność... to dobrze, był zmęczony. Pięćdziesiąt lat tułaczki, pól bitewnych, znoju i gnoju, błota, potu i krwi. Czas był by wreszcie odpocząć. Tylko że nie godziło się, nie w obecności boga. Grungni wciąż walczył, a on, Helvgrim czystej krwi potomek Torvaldura, Żelazny Gwardzista, nie był w stanie mu pomóc.

- Grungni... królu królów. Wybacz. - Krzyczał w myślach Sverrisson.

- Rozkazuje Ci przeżyć! Słyszysz? To rozkaz! - Dało się jedynie słyszeć, a sam bóg stnął nad prawie martwym krasnoludzkim wojem.

Krasnolud z gór Skadi odpowiadał że rozumie, że przeżyje, że jest gotów by dalej walczyć, teraz, już. To były jednak jedynie jego myśli, sny, pragnienia honorowej służby i wstydu przed przodkami. Przed matką, tarczy dziewicą... przed ojcem o sennym spojrzeniu i dłoniach twardych jak kowalskie młoty. Teraz oboje stali u wrót Azkarh niczym posągi. Oczekiwali na swego syna. Choć waleczny wojownik był gotów na tę wędrówkę, to nie mógł do nich pójść... Grungni, najwyższy bóg, kazał mu wrócić i stanąć do kolejnej walki. Helvgrim radował się i napawał dumą. Miał stanąć w zastępach boskich wojowników w Ostatecznej Wojnie. Uśmiechnął się do Grungniego, który stał z toporem w dłoniach i patrzył na Helva z góry, z niebios. Grungni odwzajemnił uśmiech.



Kiedy syn Svergrima obudził się, po raz to kolejny tej nocy, zwęszył na sobie dziwne zapachy. Coś jakby czosnek, tak, ten zapach był mocny, specyficzny i dobiegał z licznych bandaży oplatających teraz ciało Helvgrima. Krasnolud zdecydował się dotknąć misternie powiązanych węzełków i wielu warstw białego płótna. To był bardzo zły pomysł. Rany bolały potwornie. Khazad odjął dłoń od ran i począł mówić wolno przez popękane i zakrwawione usta. Patrzył w nocne niebo i rozpoznawał gwiezdne konstelacje, to był dobry znak.

- Stanąłem kiedyś nad przepaścią, swe życie poświęciłem wrogowi. Krok tylko dzielił mnie od zguby. Krok tylko przed cierpieniem ocalił. W strachu byłem zrodzony, przez los wyklęty. W przepaść skoczyłem z pięśnią na ustach. Krzyczałem by wroga swego pokonać.Teraz stoję i czekam. Czekam aż skona.

- Czy to już... czy to Herðrastrid Duraz? - Zapytał Helvgrim z nadzieją w głosie. Czekał na tysiące głosów boga Pod Górami. Odpowiedział tylko jeden.

- Śpij Helvgrimie. Wydobrzejesz. - Odpowiedział znajomy jakby głos.

- Boże, to Ty? - Sverrisson był przerażony.

- Boże? ... ... ... Jaki boże? To ja, Glandir. Śpij. Przeżyłeś bitwę. - Teraz głos zdawał się być niczym echo z przeszłości.

- Glandirze? To ty? Ykh... ykh... ykh. Dowódco. Czy wiesz że masz głos jak boski Grungni? - Majaczył Helv.

- Doprawdy? Jutro mi opowiesz. Teraz śpij. - Thorrinsson był nieprzejednany, jak zwykle, prawdziwy oficer.

Helvgrim znów począł odpływać w sen, nazanczony majakami. Raz po raz przewijały się tam twarze przyjaciół. Szczególnie Hans Hohenzolern oraz Tupik von Goldenzungen... ci dwaj gościli w myślach rannego najczęściej... odegrali w życiu syna Svergrima ogromną rolę, i nie jedną jeszcze mieli odegrać. To było pewne. Jednak jedna głównie myśl kołatała się na granicy jawy i snu w owej chwili.

~ Przeżyłem.
 
VIX jest offline