Isherwood zwalił się na schody w ostatniej chwili przed taranującym wszystko i wszystkich Grzecznym, unikając zadeptania w ostatniej chwili przyspieszył potykając się o pierwszy stopień i lecąc wprost na jednego z czekających u podnóża schodów zbirów. W ostatniej chwili, w swoim kunszcie (czyt. przypadkiem) zahaczył się ręką o barierkę i wywinął w powietrzu akrobację zakończoną wkomponowaniem buta w nos niedoszłego oprawcy. Lądując na ziemi dobił nieszczęśnika klingą półtoraka po czym schował go z powrotem do pokrowca uznając, że ciasna biblioteka nie jest dobrym miejscem na wywijanie półtorametrowym kawałem żelaza. Sztylet przerzucił do prawej ręki, lewa zajęła się rozmasowywaniem obolałego barku, którym wleciał w żebra barierki.
Z głośnym hukiem i kilkoma przekleństwami jako świtą zjawili się na dole pozostali. Łażenie po omacku przynajmniej dla większości było głupim pomysłem, co do rudego zaś, ten musiał mieć jakiś plan skoro zwiał w miejsce z którego teoretycznie nie było ucieczki. Matt i kilku innych zablokowali wejście, nie pozostało więc nic innego jak wybrać się na wycieczkę. Isherwood oderwał kawałek rękawa koszuli i użył go jako prowizorycznego filtra powietrza, podrzucił z przyzwyczajenia sztyletem i zagłębił się w cienie rzucane przez płonące regały. Te oświetlały piwnicę na tyle dobrze, że nie trzeba było biegać z latarnią, a jednak pozwalały się schować.
No, a w chowaniu się Isherwood był całkiem niezły. Słuch i wzrok też miał, można powiedzieć, elfi tak więc postanowił zrobić użytek ze swoich atutów.
__________________ - Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3! |