Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2013, 10:12   #186
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Hirami w końcu zdecydował się na krótki spoczynek, przy strumieniu uznając że czas coś zjeść. Kohen przyjął jego decyzję z ulgą, jako że wyglądał na bardzo zmęczonego. Mnich i pozostali łowcy, albo nie byli zmęczeni. Albo udawali, że nie są.

Kunashi podszedł do Leiko od tyłu, nie dość cicho by go nie usłyszała choć potrafił się skradać z wyraźnym zamiarem położenia dłoni na jej ramionach.

A zakradanie się za plecy łowczyni Oni mogło być ciężkie, ale niosło za sobą pewne prawdopodobieństwo powodzenia. Zakradanie się za plecy łowczyni Oni i kunoichi jednocześnie, stawało się już wyzwaniem mogącym być groźnym w skutkach dla tych osób pozbawionych odpowiednich umiejętności. A już zachodzenie od tyłu łowczyni Oni i kunoichi obdarzonej nienaturalnym instynktem, czyniło całość niewyobrażalnie trudną i kazało zastanowić się nad wyraźnym pragnieniem śmierci zachodzącego delikwenta. Wystarczyło tylko, żeby chciał zrobić jej krzywdę, czego akurat brakowało w tej sytuacji.. chociaż to Niedźwiedź był atakującym.

Nie zdołał nawet musnąć palcami jej ramion, gdy szybkim ruchem ręki odbiła w bok jedną z jego dłoni. Drugą zaś pochwyciła mocno w nadgarstku, a dzięki zwróceniu się ku mężczyźnie, także wykręciła zręcznym ruchem. Instynkt zatriumfował dobrą reakcją. Dopiero po krótkiej chwili i gwałtownym mrugnięciu, przyjrzała się swojemu napastnikowi.
-A... Kuma-san? - zapytała ze zdziwieniem, a następnie powiodła spojrzeniem ku ich dłoniom zamkniętym w mało przyjaznym czy romantycznym uścisku. Niezrozumienie wymalowało się na jej mlecznobiałym licu, tak niewinnym pomimo postawy dalekiej od bycia ofiarą -Co zamierzałeś, Kuma-san?
-Czyż to nie oczywiste? Niedźwiedź próbował złapać rybkę, ale rybka okazała się zwinniejsza i capnęła niedźwiedzia za nos.
- zażartował mężczyzna nie bardzo przejmując się swoją porażką. Spojrzał jej wprost w oczy.- Niebezpieczne z ciebie kobieta Maruiken-san. Bardzo niebezpieczna. Ale to chyba dobrze, prawda?
Po czym uśmiechnął się szeroko.- Wydawałaś się zmartwiona, zamyślona i zagubiona. Chciałem... Iye. Planowałem rozmasować ci ramiona i szyję. Mógłbym podpuścić wilczka ku temu, ale... jak sam nie znajduje okazji, to czemu ja mu mam w tym pomagać, ne?
Znów spojrzał w jej oczy.- Coś... cię trapi Leiko-san?

-Może i niebezpieczna, ale także delikatna. Mogłabym się łatwo złamać pod dotykiem tak silnych dłoni masujących me ramiona – ciepły uśmiech towarzyszył tym figlarnym słowom wypowiedzianym przez łowczynię. Wyswobodziła też ona niedźwiedzi nadgarstek, po uprzednim uściśnięciu go przepraszająco, zdecydowanie delikatniej i bardziej czule niż w poprzednim obronnym chwycie.
-A przeznaczeniem kobiety jest się zamartwiać, Kuma-san – odparła potem nieco wymijająco -Czy zwracam na siebie uwagę mężczyzn i czy jest wśród nich ten jeden wyjątkowy, na którego zainteresowaniu najbardziej mi zależy? Czy zrobiłam wszystko, by i dzisiaj wyglądać jak najlepiej w oczach innych? Czy dobrze spełniam się w mej roli? A jakże jeszcze więcej strapień dochodzi, gdy jest się kobietą polującą na demony.
-O ile ci mężczyźni nie zostali pozbawieni czegoś w młodości i o ile nie kuszą ich ku sobie nawzajem niezdrowe ciągoty, to... wierz mi Leiko-san przyciągasz spojrzenie jak piękny kwiat.
- rzekł w odpowiedzi Marasaki i zerknął za siebie.- Może nawet za dużo spojrzeń naszego przywódcy, ale... to nie problem. Nie zrobi nic niestosownego przy tak licznej grupie. A i Wilczek patrzył w twoją stronę.
Po czym śmiejąc się pokazał jej swe dłonie.-Iiii... czuję się nieco urażony. Może i drzemie we mnie niedźwiedzia siła, ale i niedźwiedzia czułość też. Potrafię być delikatny jak... nie niedźwiedź.

Leiko również zaśmiała się, choć odrobinę subtelniej niż sam łowca.
-Gomen, Kuma-san. Wierzę w czułość niedźwiedzia, troskliwość i namiętność także. A także ile poczucia bezpieczeństwa mogą podarować kobiecie te dłonie i ramiona – mówiąc to ułożyła swe dłonie na jego dłoniach, tak dużych i potężnych w porównaniu do jej smukłych, o zwinnych palcach. Była pewna, że gdyby tylko chciał, to w gniewie i z całą swoją siłą, mógłby je zgnieść z łatwością.
Także zerknęła krótko ponad jego ramieniem na resztę grupy -A i jednym z kolejnych kobiecych smuteczków jest radzenie sobie z nadmiernym zainteresowaniem swoją osobą.
-Iye... nie ma się co tym martwić. Mimo wszystko jesteś równie groźna co delikatna, ne Leiko-san?
- spytał Marasaki z ciepłym uśmiechem na twarzy i spojrzała na rzekę. -Masz ochotę na świeżą rybkę Leiko-san? Jestem równie dobrym łowcą ryb co Oni, zwłaszcza że ryby łatwiej znaleźć niż demony.
-Zadziwiasz mnie coraz to nowymi talentami, Kuma-san
– wymruczała kobieta z kocim zadowoleniem, podkreślonym cichym brzmieniem chichotu skrytego za materiałem rękawa uniesionego ku wargom -Ale skoro nie mam okazji do sprawdzenia innych, to z przyjemnością skosztuję rybki złapanej przez niedźwiedzia.
Przechyliła głowę, przyglądając się mężczyźnie z zainteresowaniem zza opadającego miękko na jej twarz pasma włosów będących niczym czarny jedwab -I czyżbyś już tęsknił za potyczką z jakimś Oni? Niewiele czasu minęło od naszych nocnych.. ah.. atrakcji.
-Och. Obawiam się że nie mam tyle zapału co nasz młody Wilczek, Leiko-san.
- zaśmiał się rubasznie łowca. -Od zapasów z Oni, zdecydowanie wolę zapasy pod futonem z jakąś ładną ślicznotką.
Spojrzał w oczy łowczyni, dodając ciszej. -Ale twój wzrok bardziej kieruje się ku młodości, niż ku doświadczeniu, ne? Zrozumiałe to zachowanie. Nawet doświadczone łowczynie kusi niewinność.
-Iye, iye. Doceniam zarówno doświadczenie, jak i niewinność. Dzikość i nieśmiałość. Nieokrzesanie, co i ułożenie z zachowywaniem zasad etykiety. Każde z nich potrafi na swój sposób.. ah.. rozbudzić zaintrygowanie w oczach kobiety
– długie palce dłoni łowczyni przetańczyły z lekkością po jej wargach malowanych fioletem i rozchylonych w czarującym uśmiechu -Ta różnorodność jest samą przyjemnością, nie pozwala mi się nużyć w męskim towarzystwie. Skrywacie tyle sekretów, niczym smakołyki ukrywające tak wiele niespodziewanych smaków. Jak choćby potężny niedźwiedź o tak troskliwym usposobieniu, lub wilk zmieniający się w zdenerwowanego szczeniaczka w obecności kitsune.

-Zaiste straszliwą jesteś łowczynią, zarówno Oni jak i męskich serc.
- zażartował cicho Marasaki nachylając się ku obliczu Leiko.- Może najstraszliwszą z nas wszystkich, ale... czasami to właśnie najbardziej pociąga i mężczyzn i kobiety. Zagrożenie.
-Ah.. dotąd miałam wrażenie, że me cechy charakteru są dalece drugorzędne i co innego przyciąga spojrzenia
– odparła równie żartobliwie Leiko, wyraźnie rozbawiona tą chwilą beztroskiej pogawędki. Pozwoliła jej na ten krótki moment oddalić od siebie ponure myśli i dać odetchnąć swej napiętej jak struna czujności oczekującej nagłego ataku ze strony Oni widzianego wśród drzew. Jakże przyjemniej w takich okoliczności było mieć u swego boku Niedźwiedzia, nawet jeśli nieświadomego potencjalnego zagrożenia -Czy potrzebujesz towarzystwa w łowieniu ryb, Kuma-san? Wprawdzie sama nie będę w tym zbyt pomocna, ale może i je będę mogła przynajmniej.. rozkojarzyć nieco, ne?
-Iye... czasami mężczyzna potrzebuje jednego. Zachwytu nad swymi marnymi wysiłkami i uśmiechniętej zachęty do dalszych wysiłków. I wystarczy mi to.
- odparł z typowym dla siebie zawadiackim uśmieszkiem łowca, po czym ruszył w kierunku środka rzeczki wyciągając po drodze katanę. Jego technika łowienia ryb okazała się równie niezwykła co sam Kunashi.
Najpierw ustawił katanę nad głowę, potem z rozmachu ciął powietrze po łuku.




Z impetem uderzył w końcu mieczem w rzeczną toń wywołując falę uderzeniową rozpryskującą wodę na oba brzegi... i wyrzucając przy okazji wiele różnych ryb na brzeg.

-Całkiem imponujące, ne Leiko-san?- krzyknął z uśmiechem do łowczyni, stojącej na szczęście poza zasięgiem rozbryzgu wody. O takim szczęściu nie mógł mówić szacowny mnich, którego trafił rybą w plecy o wodzie moczącej go od stóp do głowy nie wspominając.
-Uważaj co robisz głupcze! Znieważyłeś swym czynem osobę szlachetnego Jia-min-sama. - krzyknął do Kumy sam Hirami Kasan.
-Nie jest z soli nie roztopi się. Poza tym odrobina wody nikomu jeszcze nie zaszkodziła.- Kunashi niewiele sobie robił z jego połajań.
-Doprawdy niezwykłe, Kuma-san. Mówiłam, że nie sposób się nużyć! – wśród gniewnych krzyków Kasana zdołało się przebić radosne zawołanie kobiety, która aż przyklasnęła dłońmi kilka razy na tak nieoczekiwany widok istnej fontanny pośrodku niczego. Chwilę wcześniej powstrzymała w sobie chichot na widok.. mniej lub bardziej nieoczekiwanego efektu jaki dodatkowo wywołał na Chińczyku.
Bądź co bądź niejako obiecała swemu tygrysowi, tuż przed ich chwilą namiętnej kotłowaniny o poranku, że będzie grzeczną łowczynią w czasie podróży. I ostrożną też, niezbyt węszącą, a przynajmniej niezbyt otwarcie. A także pełną szacunku dla przywódcy ich grupy oraz Jia-mina, niezbyt rzucającą się przy tym w oczy. O ile dotrzymanie tej ostatniej obietnicy złożonej rozpalonym z rozkoszy oddechem mogło stanowić pewien oczywisty problem, o tyle z reszty zamierzała się wywiązać.

Z tego powodu postanowiła pomóc w tej nagłej katastrofie jaka miała miejsce.
Moment przeszukiwania tobołów zaowocował znalezieniem poskładanej, białej chusty.. Życzliwym gestem podała ją Kasanowi, aby mógł dzięki niej wspomóc mnicha w próbach osuszenia siebie i swych szat. Ona sama nie miała ochoty w tym uczestniczyć, jedynie ponad ramieniem Chińczyka posłała Niedźwiedziowi spojrzenie swych przymrużonych oczu. Spojrzenie, w którym oscylowały ze sobą nagana z rozbawieniem. Takie konkretne spojrzenie należało się małemu chłopczykowi, który spłatał psikusa. A wprawdzie potępienie takiego zachowania było bardziej na miejscu, to jednak nie było sposobu nie uśmiechnąć się wesoło na widok wyrządzonej psoty.




***




Po zażegnaniu kryzysu Leiko mogła powrócić do swych rozmyślań, przerywanych jej wcześniej przez skradającego się ku niej Niedźwiedzia.
Zatem gdy mnich już ogrzewał się przy ognisku, łypiąc przy tym wściekle na beztroskiego Kumę, ona przysiadła na obrzeżu ich tymczasowego obozowiska. Niezbyt daleko. Wystarczająco, by móc zareagować w sytuacji zagrożenia, ale też zachowała odpowiednią odległość, by móc być sam za sam ze swymi myślami. O czym to one były? Cóż takiego zaprzątało głowę tej Japonki, że nawet w oczach mężczyzny wydawała się być zmartwioną i zagubioną?

Ironia.
To wokół niej krążyła, kiedy odnalazła dla siebie miejsce wśród kamieni na brzegu szemrzącej rzeki.




Ironia tego miejsca, tego złudnego spokoju i poczucia bezpieczeństwa jakie dawało. Nawet jej samej, nauczonej przez lata doświadczeniem, by nie ufać żadnej tawernie, żadnemu miastu, szlakowi ni pokoju w pałacu. Wszędzie mogło się czaić zagrożenie. Czy to oczywiste w postaci zbyt pewnego siebie mężczyzny o płonących oczach, czy mnie podejrzliwej służki zatruwającej niesiony poczęstunek. Otwarte przestrzenie jednak, o ironio właśnie, nie były aż takimi siedliskami pająków i węży.
Ale teraz śmieszności Losu była doprawdy do przyklaśnięcia.

Tak niedawno, bo zaledwie nieco wcześniej tego dnia, cała jej urocza grupka spinała się czujnie. Nie było rozmów, każdy wypatrywał niebezpieczeństwa czekającego tylko, aby rzucić się na nich z leśnych gęstwin. Ona wiedziała wtedy, że niczego takiego nie było w pobliżu, bowiem szybko by się o tym dowiedziała jako pierwsza, na długo przed którymkolwiek z łowców.
Szmer płynącej wody oraz przyjemniejszy krajobraz tego miejsca, zdawał się koić nerwy każdego z nich. Odpoczywali, żartowali, śmiali się, posilali przed dalszą podróżą. Wyraźnie się rozluźnili, a ona wręcz przeciwnie – dopiero teraz jej zmysły badały bacznie otoczenie. Zarośla w poszukiwaniu poruszenia liści, powietrza dla posłyszenia głosów odmiennych od tych naturalnych. Drobne włoski unosiły się na jej karku, a mięśnie napinały się w kociej manierze.
A jednak to wszystko działo się dość niepostrzeżenie dla reszty jej towarzyszy. Obserwowanie drzew tłumaczyć mogła zwyczajnym rozglądaniem się po okolicy, cieszeniem nią swych oczu. Zaś ciało pozostawało ukryte pod miękkim materiałem kimona, czyniąc niewidocznym linie jej mięśni.

Nie powiedziała nikomu o przyuważonym Oni czającym się za drzewem. Nie chciała.. nie chciała siać wśród nich paniki. Jeśli będzie taka potrzeba, to wspomnie o tym przy ich kolejnym zatrzymaniu się na nocleg. Miała wrażenie, że było większe prawdopodobieństwo ataku właśnie pod osłoną ciemności zamiast w ciągu dnia, w pełnym słońcu. Demony lubiły mieć wrażenie wyższości nad swymi ofiary, a to im dawała noc. W teorii.
Nie podobał jej się sposób w jaki ta bestia czaiła się za drzewem, jak ich obserwowała z ukrycia nie będąc dostrzeżoną przez nikogo poza Leiko. Mogła zaatakować już wtedy, jak krwiożercza kreatura kierująca się tylko instynktem i chęcią mordu. Ta sprawiała wrażenie, jak gdyby oczekiwała właściwego momentu. A może jedynie robiła zwiad, a gdzieś dalej czekały inne Oni? Być może kierowali się prosto w jakąś zastawioną przez nie pułapkę?
Myśl, że takie stworzenia jak demony mogłyby na nich polować, była.. niepokojąca. Nie powinny być w stanie planować, to było wszak ludzkie, a ona postrzegała te bestie jako bliższe zwierzętom. Może w takim razie ten tutaj był typem drapieżnika nieco sprytniejszego od większości. Silniejszego zatem i mogącego sprawić nieco kłopotów. Ale czyż nie miała pod ręką równie silnych i równie sprawiających kłopoty łowców, gotowych zabić każdego Oni dla pieniędzy lub dla wyższego celu w przypadku niektórych? A ona była drobną kobietą, na pewno gdzieś pomiędzy tymi dwoma pragnieniami znalazłoby się bezpieczne miejsce dla niej. Najchętniej pomiędzy siermiężnym mieczem Kumy, a smukłą i magiczną kataną Akado.

Zapatrzona dotąd w zadumie na wodne tonie i drzewa okalające rzeczną gardziel, Maruiken w końcu przechyliła głowę, a jej wzrok powędrował ku postawnej sylwetce Niedźwiedzia. Towarzysza pomocnego i z pewnością mogącego stanowić wyzwanie, rubasznego i troskliwego, zachowującego się wobec niej z zadziwiającą szarmanckością, a jednak oceniającej jej krągłości z typowo męskim zainteresowaniem. Najbliższy jej tutaj łowca, w którego duże dłonie rzeczywiście mogłaby powierzyć swe życia. Posłała ku niemu uśmiech pełen figlarności dziewczątka posiadającego z nim jakiś sekrecik nieznany nikomu innemu. Ale też i kobiety, która widziała w nim mężczyznę będącego w mocy ją ochronić przed czyhającym złem.
„Ufam Ci. Jesteś tu dla mnie najbliższą osobą i masz we mnie przyjaciółkę.”
Zauważył ten jej przejaw sympatii i w odpowiedzi sam się uśmiechnął szeroko, a także zamachał do niej swą silną dłonią, rozrzucając przy tym na boki fragmenty z przygotowywanych do zjedzenia ryb. Ponownie tego dnia przyprawił ją o pełne rozbawienie pokręcenie głową.

Przed posłaniem kolejnego uśmiechu, kobieta skupiła się na kilka chwil na jednej ze swych zgrabnych łydek. Ze skromnością i lękiem przed ukazaniem zbyt wiele w męskim towarzystwie, uniosła odrobinę fałdy kimona odsłaniając porcelanę swej skóry nieco powyżej kostki. Zanurzając dłoń w wodzie, pochwyciła jej odrobinę, by zaraz potem puścić ją strużkami po gładkości swej nogi. Chłód przyprawił ją o wyraźne dreszcze rozchodzące się po łydce, jednocześnie zaś ulżył domniemanemu bólowi z równie rzekomego potknięcia. Dla zadbania o prawdziwość tamtego zdarzenia, musiała jeszcze przez jakiś czas pielęgnować to wspomnienie. Czasem się skrzywić, ale zaraz szybko ukryć ten grymas pod nieprzejednaną maską. Iść za grupą niezbyt prędkim krokiem, ale też nie być ciężarem. Cierpieć w milczeniu. Tak do kolejnego postoju, kalkulowała.

Nim po raz kolejny sięgnęła dłonią ku rzecznym toniom, spojrzenie powoli uniosła i poszukała wilczych oczu młodego łowcy. Ah, niby tak po prostu – przypadkiem. Speszyła się na moment, po czym uśmiechnęła się do niego ciepło.
„Jestem Ci wdzięczna za okazaną mi wcześniej pomoc. Tamtym gestem zasłużyłeś na specjalne miejsce w moim sercu.”
A nim zdołała zareagować choćby wstydliwym zarumienieniem się, ona pierwsza uciekła wzrokiem. Jakby nic się nie wydarzyło, bo i przecież przestraszyć młodziana nie chciała. Nie był mężczyzną odważnym jak Kojiro, Płomyczek, Kuma.. ah, nawet Yasuro miał odrobinę więcej odwagi, lub niejakiej znajomości pragnień potrafiących się zrodzić pomiędzy dwojgiem ludzi. Z Wilczkiem musiała być ostrożna.

Tak jak i z kolejną osobą, ku której powędrowała spojrzeniem. Acz jakże tu ostrożność miała odmienny posmak. Hirami Kasan był wężem, zwierzęciem, drapieżnikiem. Najgorszym swego rodzaju, po tym co o nim usłyszała. I tutaj dotrzymanie obietnicy złożonej tygrysowi stawało się ledwie możliwe. Mogła nie rozmawiać z ich przywódcą, nie poświęcać mu uwagi większej niż tyle ile wymagała tego grzeczność. Mimo to on nadał spoglądał, uśmiechał się do siebie lubieżnie, aż nawet Niedźwiedź to spostrzegł. Dotąd nie próbował się posuwać do niczego więcej, ale może wyczekiwał odpowiedniego momentu? Acz Kunashi wydawał się być pewien tego, że Kasan nie spróbuje niczego w tak licznym towarzystwie. Być może miał rację. A i wydawał się skrycie mieć na nią oko.
W takim razie uśmiechnęła się do węża także. Delikatnie i wdzięcznie, ale ani kokieteryjnie czy zalotnie. Z elegancją i szacunkiem pozbawionych drugiego znaczenia.
„Jesteś dobrym przywódcą, pójdę za Tobą wsz...”
Iye.. nieznacznie zmniejszyła uniesienie kącików swych ust, by uśmiech stał się subtelniejszy.
„Jesteś dobrym przywódcą”
Tyle miało wystarczyć, nie miała zamiaru go do niczego zachęcać.

Kobiecy uśmiech był potężną bronią.
Niby to zaledwie prosty ruch mięśni pod skórą, stwarzający tak ujmujący element niejednej przedstawicielki płci pięknej. A jednak byle ten drobiazg był w stanie rozpoczynać gorące romanse, namawiać do zdrady, łamać serca, a nawet wszczynać wojny wśród oczarowanych mężczyzn. Rozdawany odpowiednim osobom, mógł zapewnić kobiecej kreaturze siłę większą niż jakiekolwiek ostrze, magia czy potężna budowa ciała.
Uśmiechy potrafiły przekazywać więcej niż słowa, będąc przy tym subtelnymi co szept pieszczący ucho. Przekazywały sekrety, których nie były w stanie wypowiedzieć onieśmielone usta.
Delikatnie rozchylenie drżących warg ukazywało pragnienie, mające być dostrzegalnym zza wachlarzyku tylko dla tej jednej konkretnej osoby w tłumie. Było zalążkiem przechadzek, sprawiało, że serce nagle zaczynało bić szybciej na taki widok. Innym zaś razem, posłany łaskawie uśmiech był zaledwie ułudą, za którą kryło się ostrze lub trucizna. Pozorną kurtuazją, gdy okazywanie złości nie było na miejscu, bądź gdy to nie czas był jeszcze na dopełnienie śmiertelnego dzieła. Ale już niedługo, czego miły uśmiech był przebłyskiem. Przyjaciółka? Kochanka? Sojuszniczka? A może wróg? Umiejętny dobór tego prostego oręża potrafił przesłonić prawdę. Osłodzić ją.
Za uniesionymi zmysłowo kącikami ust mogła się kryć obietnica. Ostrzeżenie. Lub groźba.
Maruiken Leiko posiadła i ten talent.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem