Marlonn czuł się jak przeciągnięty przez młyńskie koło. Bolało go wszystko, krwawił i kuśtykał. Ale żył! - Ryża mać Castellsa! Udało mu się. Nie żyje, gagatek. Szczur nas za to wychędoży bez łoju. Skrewiliśmy! - krwawa plwocina półelfa zdobiła posadzkę.
Rozejrzał się bacznie wokół. Na jego oczach biblioteka waliła się w gruzy. Płomień królował po całej komnacie. Jego kamraci niezgrabnie gramolili się na nogi. Ci, którzy w ogóle mogli się gramolić. Lodowaty wiatr duł znad rzeki przez nowo powstałą wyrwę.
Półelf dotknął swoich pięknych do niedawna włosów. Całe były oblepione czarnoczerwoną juchą. Tylko po części jego. - Cholera jasna. Matka mnie zabije. Moje kudły całe w strzępach. Jak ja to, karwia, doczyszczę? - wyjęczał, zupełnie jak nie przystało na zakapiora pierwszej wody.
Ktoś z kompanów zajęczał, któryś zaskowyczał. Dopiero to otrzeźwiło Marlonna. Zebrał się w garść i zachrypniętym głosem wywrzeszczał.
- No, ale nic to! Nie raz kozła w rzyć się całowało, prawda? Wiejemy, kompania! To wszystko zaraz się zawali.
Wybił się przed otworem w ścianie biblioteki i skoczył w czeluście czarnej rzeki. - Ihaaa! Na pohybel! - przed zanurkowaniem w zimną toń zdążył jeszcze złapać się za nos.
Wynurzył się parę sążni bliżej nurtu rzeki. Jego towarzysze wpadali za nim do rzeki jak ulęgałki. Niektóre, z tych ulęgałek się ruszały po wypłynięciu. Inne nie. Grishnak Szaman na pewno się nie ruszał. - Diabli go nadali... - półelf prychnął wodą o smaku mułu i szybkim kraulem podpłynął do nieprzytomnego człowieka. Zanurkował tuż przed ciałem i wynurzył z Grishnakiem na plecach.
- Ufff... chłopie - wymamrotał półelf. - Na czymś się tak spasł? Ważysz chyba z tonę. Nic to, zapłacisz za mnie pod "Czarną Kicią" i będziemy kwita.
To mówiąc począł zasuwać do brzegu. |