Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2013, 20:28   #268
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Przepis na: karę
(czyli o pechowym wyborze z dwojga złego.)
Niebieskoskóra zatrzymała wierzchowca, z zastanowieniem przypatrując się murom.
- Będziemy musieli odnowić zapasy prędzej czy później. I wampir jeszcze się nie wypłacił. - powiedziała w końcu dość głęboko zamyślona. - Prędzej czy później zorientują się, że załatwiliśmy ich szpiega. Wtedy będą wiedzieli, że zasadzka nie ma sensu. - Zwróciła konia z dala od muru. - Kierujemy się prosto do góry przeznaczenia. Po naszej wizycie tam zajedziemy do miasta. W tym czasie powinni porzucić plan pułapki i zacząć myśleć nad czymś innym.
- A nie sądzisz ze warto było by ostrzec resztę? -zapytał Madred poprawiając się w siodle.- W teorii mieliśmy się tu spotkać, jeżeli żyją pewnie już tam są lub niebawem przybędą. -zauważył technokrata.
- Jestem...głodny... -dodał odkrywczo Krio, który przeprowadzał niemrawy abordaż z zadu konia technokraty, na tył wierzchowca Shiby.
- Zmień się w wampira. Będzie ci łatwiej jeść. - mruknęła do Kiro. Przez chwilę starała się go nawet wyobrazić w tej roli. Potężnego, sennego maga, wysysającego krew z ludzi i żyjącego przez wieki.
Na drugą myśl, może lepiej aby świat nie musiał żyć pod terrorem "wampirzego lorda Kiro".
- Daj spokój Madred. - prychnęła niebieskoskóra. - Calamity już pewnie dawno oszalał, a jak Gort nie poleciał jeszcze w stronę portów ukraść jakąś łajbę, to pewnie też ma nie po kolei. Kogo ty tam chcesz szukać?
- No w sumie... -mruknął Madred drapiąc się po brodzie. - A ten no...- technokrata wysilił całą swoją pamięć by przywołać w niej obraz jednego człowieka. -...John?- zapytał niepewny, czy dobrze zapamiętał imię ich towarzysza.
Krio w tym czasie nogami powłóczył po wilgotnej ziemi, zaś ramiona zarzucił na zad konia Shiby, na którego powoli się wciągał.
- Kto? - spytała unosząc brew. - Jaki John?
-No ten taki w okularach...chyba, taki, taki....no.- wytłumaczył jakże trafnie technokrata, zaś lodowy mag w końcu wspiął się na konia Shiby.
- Jak dla mnie możemy od razu jechac do góry. -stwierdził lekko znudzony Kaze.
- Jeżeli istnieje szansa iż w mieście są wasi towarzysze, nie można ich zostawiac. Tak postępują szumowiny! -wyraził swe zdanie krwiopijca.
- Jedyni moi przyjaciele w tym mieście to cokolwiek zostawiłeś w tym swoim apartamencie. Ale raczej obejdę się bez sakwy złota. - mruknęła Shiba zastanawiając się nad tym kim jest John. Wreszcie ją olśniło. - Czy John nie załatwiał przypadkiem własnych interesów na boku? O ile dobrze pamiętam wnerwił mnie jeden okularnik w Witlover. Tworzył jakieś plany dla drużyny jakbyśmy go tytułowali dowódcą. - skojarzyła dziewczyna. - No i był jeszcze jeden który chował się przy każdej walce, jak gdyby go nie dotyczyła...Zaraz, to nie była ta sama osoba?
- Całkiem możliwe. -mruknął Madred i ściągnął lejce w swoją stronę, by zawrócić wierzchowca. - To co, w stronę góry?
- Na to wygląda. - przytaknęła ruszając.

~*~

Księżyc świecił jasno na niebie… aczkolwiek ciemne chmury skutecznie zasłaniały ten piękny widok. Deszcz bezustannie lał się z nieba, tak, że w butach powoli tworzyły się małe jeziora, zaś toboły nieważne w jaki sposób nie chronione, przemokły do suchej nitki. Jedynie Krio nie był mokry, zamiast tego przypominał małą śnieżną zaspę. Wszystkie krople deszczu, nim dotknęły jego ciała przemieniały się w płatki śniegu, powoli zasypując przysypiającego maga.
Grupa jechała teraz przez opustoszałą wioskę. Na ziemi walały się rzeczy podstawowego użytku jak garnki i ubrania, zaś co parę drzew spotykało się wisielców. Widać postanowili wybrać taki zgon, niż zostanie złapanym przez grupy szaleńców.
W mieście nie widać było żywego ducha, domy stały otworem, opuszczono je w pośpiechu łapiąc tylko to co najważniejsze. Jedynym niezwykłym obiektem w tym polu zniszczeń, była palące się światło w jednym z okien czegoś co kiedyś było zajazdem. Najwyraźniej ktoś został w miasteczku.
- Myślę, że nie chcemy zbędnego ryzyka. - oceniała niebieskoskóra zatrzymując konia na ścieżce. - Mamy jakiegoś pecha do deszczy. Nie mam zamiaru wspinać się przeziębiona. - oceniła. Jej wzrok zaczął wędrować po okolicznych budynkach, badając je jak gdyby mógł przenikać przez ściany. - Schowajmy się w jakiejś chacie, możliwie niewidocznej z okien zajazdu. Odpoczniemy póki pada a potem ruszamy dalej. Jesteśmy zbyt blisko aby ryzykować. - oceniła.
- Spanie w opuszczonej wiosce, gdzie ostał się jeden czy tam kilku psycholi, to niby nie ryzyko ta? -mruknął Madred, sceptycznie.
- Sex w dużej kopie siana to ryzyko.. -odparł Kaze natychmiastowo. - Jak ci wejdzie tam gdzie nie trzeba, to nic wiecje straszne nie będzie. -dodał krzywiąc się lekko.
- Ale jak to w chacie... tak bez łóżek? Że na ziemi? -jęknął wampir. - Wiem, że nie muszę spać... ale wypada utrzymywać pozory. -dodał, unosząc wyżej czarną parasolkę, jakiej często używały szlachcianki do ochrony przed słońcem.
- Apsik! -dodał do konwersacji Krio, co wywołało upadek małej zaspy z jego głowy.
- Podróż w mroku i deszczu jest twoim zdaniem bezpieczniejsza, Madred? Mamy dwie idealne osoby na straż, które w ogóle nie śpią. - przypomniała mu niebieskoskóra. - I tak drogi wampirze, bez łóżek. Jak coś ci się nie podoba w każdym momencie możesz wracać do domu. - dodała niezbyt przejęta ich zachowaniem. - Jeżeli ktokolwiek, gdziekolwiek będzie, to na pewno w tym zasranym zajeździe. Więc po prostu zatrzymamy się gdzieś, gdzie z zajazdu nas widać nie będzie.
- Dla tego ty tu dowodzisz. -zarechotał Kaze, poganiając konia. - Jedyna rozsądna w tłumie szaleńców.- dodał wesoło po czym skierował się do jednego z oddalonych od karczmy domostw.
W budynku cuchnęło stęchlizną, oraz zaległym tu strachem, którym przepełnieni byli uciekający mieszkańcy. Woda kapała przez dziury w dachu, ale było jej tu zdecydowanie mniej niż na zewnątrz.
- Radze się wam przebrać. -rzucił niedbale cień, po czym jego ciało zwinęło się niczym ręcznik i wydusiło z siebie spora kałuże wody.
Madred postąpił według jego rady, bez krempacji zrzucając swoje ubrania, dopiero teraz Shiba mogła zobaczyć że nie tylko jego ramie jest metalowe. Sporo stali było tez na piersi, a na wysokości serca, wmontowany był jakiś licznik ze wskazówką, o kilkukolorowej tarczy.
- Ja to pójdę do drugiej ibzy... -mruknął wampir, ciągnąc za sobą swoją olbrzymią torbę.
Krio natomiast niemal spadł z konia, chociaż w jego wykonani ubyło to typowe zsiadanie, po czym lekko drżąc wtulił się w Shibę.
Ręka Shiby lekko zalśniła od przepływającą przez nią uzdrawiającej energii. Ostatnim czego chciała był przeziębiony dzieciak, zamrażający otoczenie niespodziewanymi kichnięciami. - Jesteśmy tak blisko w celu a w rzeczywistości to dopiero początek. - mruknęła spoglądając na drużynę. Każdy z nich był kimś innym niż ludzie, z którymi zaczęła podróż. Przeznaczenie potrafi być intrygujące. - A jak na złość nawet pogoda nam teraz nogę podstawia.
- Uroki jesieni. -stwierdził Kaze.
- Źle... się... czuje... -mruknął Krio, na którego magiczna energia w ogóle nie zadziałała. - Nie... mogę...zasnąć... -dodał, cos co w jego wypadku mogło być silnym objawem.
- Oy, oy. - Niebieskoskóra zdziwił się dość mocno, sięgając po swoją księgę. Możliwie szybko zaczęła przeprowadzać oczyszczenie. Być może jakaś magia blokowała uzdrowienie? Ale gdzie chłopak mógł zostać przeklęty. - Robiłeś coś jak nikt nie patrzył? Przyznaj się.
Krio niczym obolałe dziecko pokręcił tylko niemrawo głowa na boki, gdy zaczęła spływać na niego oczyszczająca magia. Na chwile nabrał nawet tak zwanych rumieńców, lecz nie minęło kilka minut, gdy znowu zaczął kichać i prychać. Ponadto Madred również pobladł, osuwając się po ścianie na ziemię. - Słabo mi jakoś... -mruknął technokrata, gdy jego ciało zaczęły przeszywac drgawki.
- Kurwa...nie mów mi, że...- zaciskając zęby niebieskoskóra podniosłą się z ziemi idąc do pokoju wampira. - Oy, martwy, dobrze się czujesz? - odezwała się podniesionym głosem, rozglądając się dookoła. Nieumarli nie chorują, prawda? - Zbierać się. To nie jest obrabowana wieś. To przeklęta ziemia. - syknęła zirytowana kobieta. Wszystko było przeciw im. Wszystko.
- Nie czuje się najgorzej. -stwierdził przebrany już wampir. - A czemu pytasz?
- Ja nie wiem czy oni są wstanie podróżować... -mruknął Kaze zerkając, na Madreda który trząsł się na ziemi. - Niewiadomo jak daleko sięga klątwa. -dodał krzywiąc się
- To nie sraczka. To klątwa. Jeżeli tu zostaniemy nie przejdzie im sama z siebie. - zauważyła dziewczyna poprawiając safaię. - Kaze, zostań i pilnuj aby nikt niebezpieczny tu nie wlazł. Wampir, bierz miecz i się ruszaj. I nie marnuj czasu na kolejne przebieranki. Idziemy do tego zajazdu. Cholera go wie, może od kogoś wyciśniemy instruktaż przejazdu.
 
Fiath jest offline