Beckett zagryzał wargi. Pozornie opustoszała baza stanowiła problem, ale związany nie z jej infiltracją, tylko z brakiem informacji. Za cholerę nie wiedział, gdzie podziewają się strażnicy, maszyny i inne dziadostwo na usługach profesora.
Wysłuchał propozycji męskiej części zespołu. Każdy kombinował na swój sposób. Każdy grał indywidualistę i zdawał się niezdolny do pełnienia funkcji w oddziale. Beckett chciał poznać świra, który z bandy solistów chciał poskładać orkiestrę symfoniczną. Cóż - cudów nie będzie, ale musiał sprawić, żeby przynajmniej grali znośnie. - Dobra. - Zaczął. - Rozumiem, że nie tego się spodziewaliśmy, ale nie zmienia to faktu, że nie ma potrzeby modyfikowania planu. Siłą planu są właśnie zaplanowane działania, które łączą się w całość. Zatem działamy tak, jakby nic się nie zmieniło. Z jednym wyjątkiem - dodał po namyśle - nie widzę potrzeby odpalania pocisku celem zwrócenia uwagi strażników. Zachowajmy efekt zaskoczenia, o ile go w ogóle mamy. - Jeśli to zasadzka, to atak w kilku miejscach zmusi wroga do rozproszenia i zminimalizuje straty. W razie czego i tak będziemy musieli improwizować. Do tego czasu - jedziemy zgodnie z planem. Simonds - pozawieszaj drony tak, jak mówiliśmy. Profesor coś kombinuje i chciałbym wiedzieć możliwie szybko cóż to takiego.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |