Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2013, 22:21   #269
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Gorta Wojaże z Szaleństwem Cz. II


Broker


- Widziałżem już w życiu od groma rzeczy których wolałbym nie oglądać - prychnął Przydupas, odtrącając rękę starca. - No i nie mam dużego wyboru, skoro mój kapitan chce tam poleźć - wyjaśnił jednooki zarówno dziadydze, jak i chłopakowi ze wschodnim akcentem. - A szukamy pewnego rudego mnicha w zielonych łachach. Trudno go przełoczyć. Sammy ma nam pomóc go znaleźć jeśli wykminimy o co chodzi z tym całym burdelem na górze.
Mięśniak uniósł do góry zaciśniętą pięść i przekrzywił głowę, wystawiając jednocześnie język, jak gdyby właśnie zawisł na stryczku. mając zapewne na myśli linczowanie niewinnych kobiet. Następnie zaś popatrzył na młodzieńca z błyskiem w oku.
- Ale skoro gadasz że wiesz wszystko, to może oszczędziłbyś nam roboty i pedzioł prosto z mostu gdzie jest nasz kamrat? Bo lękam się że jak kapitan siem porządnie wnerwi, to nawet jeden kamulec w tym mieście nie zostanie na swoim miejscu.
- Nie rozumiesz chłopcze... ten zamek to leże zła. Złapią was i pożrą! Widziałem to, sam tam byłem! -jęczał dalej starzec, nie dając za wygraną.
Młody rozmówca uśmiechnął się kącikiem ust, gdy Przydupas wspomniał o Khalim. - Chyba wiem gdzie szukać waszego kumpla. -stwierdził wesoło, zaś nóż ponownie zaczął kręcić się w jego ręce. - Ale wiesz wszystko kosztuje. -dodał a jego oko chciwie błysnęło.- A co do sprawy z kobitkami... pewnie komuś na zamku odwaliło przez zarazę, a że nigdy nie mógł porządnie zaruchać, to pewnie teraz chce wszystkie zgwałcic i spalić. - stwierdził bez emocji wzruszając ramionami.
- Gdybym dostawał miedziaka za każdym razem gdy to słyszę - westchnął Przydupas na słowa dziadygi, a następnie zwrócił się ponownie do młodzieńca. - Ile chcesz? Ale ostrzegam, że jak Czarnoskóry się dowie że coś wiesz, to już ci nie odpuści.
Jednooki nie spiesząc się odpiął od pasa szkatułkę z kosztownościami i postawił na stoliku, unosząc delikatnie jej wieko.
- Jak to ci nie styka, to możemy zawsze zaciukać kogoś kto ci bruździ. Co ty na to?
Mężczyzna uśmiechnłą się i sięgnął po jeden klejnot. - Tyle mi starczy. -stwierdził podrzucając kosztownośc i chowając do kieszeni. - Jestem Katou, a co do twojego kumpla... nie wiem gdzie on jest. Nie mam pojęcia w którym lochu się znajduje, a to znaczy tylko jedno, Trzymają go na zamku, inaczej bym wiedział że kogoś takiego tu sprowadzili. - wytłumaczył z lekkim uśmiechem. - A tak się składa ze wiem jak na zamek się dostac.
- O tym gada tera mój kapitan z tutejszym szefuńciem - Przydupas odwzajemnił uśmiech. - Za to ciekawym ilu ten wasz król ma na swoim zameczku magików i pobożnych chłoptasiów w lśniących zbrojach, którzy z nich są najsilniejsi i co ciekawego potrafią.
- No wiesz... to zamek, a każdy zamek ma swoją armie. -stwierdził chwytając kolejny klejnot ze szkatułki. - Jest Ugmar demoniczny młot, bardzo silny wojownik, jeden z głównych generałów. Sam prorok tez posiada wielką moc, no i oczywiście główny kapłan Mordok... ta trójka jest chyba najbardziej znana. -stwierdził, dobierając trzecią błyskotkę do zapłaty.
- Czyli mięśniak, stary zgred i klecha - jednooki przytaknął ze zrozumieniem, po czym przymknął wieko szkatułki. - To jeszcze ostatnie pytanko. Ale to czy je zadam zależy od tego jakie są twoje stosunki z szefuńciem.
To powiedziawszy Przydupas wskazał podbrudkiem na kurtynę przez którą chwilę wcześniej przeszedł jego kapitan wraz z Samantą.
- Można powiedzieć, że jeżeli nie ręką to jestem jednym z jego palców. -odparł wesoło Katou, poprawiając kitkę. - Jestem jego zaufanym człowiekiem.
- Skoro tak to ostatnie pytanie nie jest warte złamanego miedziaka - stwierdził jednooki, po czym zamknął szkatułkę i skrupulatnie przypiął z powrotem do pasa. - Chciałem spytnąć jak silny ten wasz szefu i czy zwykle dotrzymuje słowa.
Przydupas uśmiechnął się krzywo, a następnie rozsiadłszy się wygodniej na krześle założył dłonie za głowę i zaczął się za czymś rozglądać.
- Macie tu może co żeby zwilżyć gębę? - spytał w końcu od niechcenia, nie mając widocznie więcej żadnych interesów do załatwienia z brokerem.
Katou kiwnął głowa w stronę jednego z przejść.- Tam możesz sobie kupić to co nazywają tutaj piwem. -stwierdził i zerknął w strone kotary. - To ja sobie tu poczekam na twojego kapitana. -dodał z nutką rozbawienia wypowiadając ostatnie słowo.
- Spoko, poradzę se - odrzekł mięśniak, wstając od stolika i ruszając we wskazanym kierunku. Po drodze jednak zauważył stojącego nieopodal tego samego starucha który wcześniej go zaczepiał. Okazało się że wciąż wlepiał wzrok w Przydupasa jakby miał mu do przekazania prawdę objawioną, co sprawiło że ten westchnął z rezygnacją i machnął ręką w jego stronę, by poszedł za nim. - Nie dasz mi spokoju, co zgredzie? No to chodź, może jak postawię ci kufel albo dwa to zaczniesz gadać z sensem. Zwą cię tu jakoś, czy może zapomniałeś już jak cię matka wołała?
- Me imię nie ma znaczenia. -odparł starzec kuśtykając na swej zastępczej nodze za Przydupasem. - Nie idzcie do zamku, pożrą tam wasze ciała i dusze jak i moje chcieli!- zaczął znowu w swym zwyczaju dziadyga.
- Ta, ta - potakiwał jednooki skupiony na bardziej poszukiwaniach baru niż ględzeniu dziada - napijmy się pierwej tutejszego samogonu i wtedy wygadasz się dowoli. Zacznij tylko od początku, żeby szło jakoś skumać te twoje bajania. Ty chociaż nie chcesz mnie oskubać do reszty za kilka plotek. Oby tylko nie okazało sie że opowiadasz mi te swoje bajędy, bo zabrakło ci siły w lędźwiach żeby spłodzić sobie stado dziatków których mógłbyś straszyć tymi opowiastkami w nocy przy kominku.
Dziadek na wzmiankę o dzieciach, złapał nagle jednookiego za ramie i z nietypowa na staruszka siła, przycisnął go do ściany. - TO zjadło moje dzieci. Rozumiesz? Na moich oczach pożarł dzieci i żonę, a dusze oddał temu czemuś. -staruszek mimo że gadał jak potłuczony, cały zaczął się trząść. - Mi cudem udało się uciec, ale widzisz co przez to utraciłem. -mówiąc to poruszył drewniana noga jak i kikutem ręki. - Nie wierzycie mi... nikt nie wierzy, ale to są demony których nie da się pokonać. -dodał rozdygotany siwy człek.
- Tylko spokojnie, stary... - wydyszał zaskoczony Przydupas. - Kumam że musiałeś przeżyć coś okropnego, ale takie już mamy czasy. Sam musiałem nie raz już bić się z wariatami, czarownicami, potworami i nawet chodzącymi trupami.
Jednooki zacisnął mocno dłoń na nadgarstku starucha, powoli odsuwając go od siebie.
- Powiedzmy że ci wierzę. Dla mnie to i tak nic nie zmienia. Jestem kamratem najsilniejszego człowieka jakiego w życiu widziałem. Co prawda lubi się pakować w liczne tarapaty i jeszcze liczniejsze burdy, ale przy nim i tak można czuć się bezpieczniej niż samemu pośród tych wszystkich wariatów... - mięśniak kontynuował uspokajającym tonem. - Jeśli ktoś może pomścić twoje bachory, to tylko on, więc uspokój się i pozwól nam robić swoje. A jak chcesz pomóc, to opowiedz mi o tych demonach powoli i bez niepotrzebnego koloryzowania.
Starzec jednak zdawał się już nie słuchać. Jego oczy błądziły bez celu po ścianie, a on puścił Przydupasa, zawracając w stronę z której przyszedł. - Moje biedne dzieci... -jęczał, wbijając palce w skroń.
- Stary dziwak - Przydupas pokręcił głową ze zrezygnowaniem, po czym ruszył z powrotem w kierunku baru. - Niepotrzebnie zawracał mi dupę, chędożony dziadyga...


Współpraca


Czarnoskóry uśmiechnął się wyzywająco do chuderlaka, pokazując tym samym że nie chowa do niego urazy i że z przyjemnością zmierzyłby się z nim jeszcze raz, po czym siadł twardo na poduchach które ścisnęły się pod nim tak mocno że równie dobrze mógłby siedzieć na gołym kamieniu
- Szukam swego kamrata. To silny gość z rudą czupryną. Zwie się Khali - oznajmił bezpardonowo pirat. - Ale długo tu nie zacumujemy. Jak tylko go znajdziem i dotrze tu reszta moich kamratów, to leziemy do tej tam wielkiej góry na zachód stąd. Ale póki co z chęcia obiję kilka załganych mord, bo to więcej frajdy niż rozdawanie kuksańców jakimś pomyleńcom.
Po tych słowach Gort wskazał kciukiem oskarżycielsko na Samantę.
- No ale ta tutaj mówi że zrównanie z ziemią tego ładnego zameczku to ciutek przesada, więc jak coś z tego macie, to możecie mnie tam przekabacić i wtedy będzie mniejszy rozpierdziel. Choć mi to właściwie wisi którędy tam wlezę.
Białowłosy uśmiechnął się lekko, otoczony chmurą tytoniowego dymu. - Twoja towarzyszka ma rację, w obecnej sytuacji niszczenie zamku nie ma sensu. Gdyby nie zaraza, sam bym był za pomysłem otwartego szturmu, jednak Szaleństwo zmienia postać rzeczy. -wytłumaczył a kilka kółek z dymu opuściło jego usta. - Co miałby robic tu twój kamrat, czemu nie jest z tobą?- dopytał się przywódca gangu.
- Gdzie reszta tych pajaców z którymi wcześniej podróżowałeś? -wtrącił się człowiek pająk, poprawiając swój turban.
- Porwał go gość w czarnych łachamanach i białej masce - wyjaśnił murzyn, wykrzywiając usta we wściekłym grymasie. - Cholernie silny. Ledwo udało mi się z nim wygrać, ale uciekł jak typowa szelma. Wiem że trzyma mojego kamrata w jakimś lochu.
Gort przeniósł wzrok na człowieka-pająka i odpowiedział bez chwili wahania. Wszak czego mógł się obawiać ze strony kogoś tak słabego?
- Nasze drogi ździebko się rozeszły - stwierdził, wzruszając ramionami. - Puszka niedługo tu przylezie, a reszta nie wiem gdzie polazła, ale jeśli dalej lezą do tej chędożonej góry, to tyż powinni tu chybcikiem dotrzeć.
- Możesz powiedzie coś więcej o tym osobniku w masce? -zapytał lider podziemnego świata, wyraźnie zainteresowany tym osobnikiem. Chudzielec zaś kiwnął tylko głową gdy murzyn mu odpowiedział. Widac miał nadzieje że pirat to ostatni żyjący członek ekspedycji.
- Cosik więcej - Czarnoskóry zamyślił się na dłuższą chwilę z głośnym "hmm". - Więc koleś używał tych no... luster żeby kraść cudze ataki i skakać z miejsca na miejsce jak jakiś chędożony... Aha! To dlatego zwał się Mirro! - murzyn ostatnie zdanie wypowiedział uderzając pięścią w otwartą dłoń, wyraźnie sądząc że odkrył coś ważnego. - [i]Miał też taką tarczę w którą trza było naprawdę mocno przywalić żeby się do niego dostać. Poza tym zamknął mnie i Puszkę na jakiejś dziwacznej arenie w innym świecie i zrobił że nie mogliśmy się poznać, a potem sam próbował nam dokopać, ale zabiliśmy go i uciekł[i] - stwierdził w nieco oksymoronowy sposób. - A potem pokazał się w lustrze i pedzioł że tak naprawdę biliśmy się z jego awa... ta... jakimś jego przydupasem, bo chciał nas przetestować dla swojego szefa i że prawdziwego jego i Rudego znajdziemy w Lukrozie.
Po tej dość chaotycznej wypowieści Gort uśmiechnął się z satysfakcją, wyraźnie dumny że udało mu się przypomnieć sobie tyle szczegółów.
Kilka kułek z dymu opuściło usta szefa bandytów, gdy ten w zamyśleniu słuchał relacji murzyna. - Czyli dziwny magik... -podsumował krótko, po czym ponownie zamyślił się na chwile. - Obawiam się iż mogłeś się w wpakować w coś większego niż przeciętne gówno, Czarnoskóry. -stwierdził ten którego włosy były śnieżno białe, po czym dodał. - Zdaje mi się iż twojego przyjaciela porwał nie kto inny, jak trójoki prorok.
- Ten sam który stoi za incydentem z wyłapywaniem kobiet? -wtrąciła się Samanta.
Mężczyzna przytaknął ruchem głowy, po czym zwrócił się do pirata. - Ile jesteś wstanie zaryzykować by odbić kompana?
- Czyli to robota jednego gościa? To wszystko upraszcza! Iwabababa! - pirat roześmiał się basowo, wyraźnie zadowolony z takiego obrotu spraw. - A co to za ryzyko? Już raz obiłem mu mordę, więc wystarczy że zrobię to po raz drugi! Iwabababa!
Gort śmiał się jeszcze przez dłuższy czas, po czym jednak udało mu się z powrotem spoważnieć i z determinacją wypisaną na twarzy odpowiedział wreszcie na pytanie herszta:
- Ale zrobię wszystko co będzie potrzebne żeby uratować Rudego. Jeśli trzeba to będę trząsł całym tym ich zameczkiem tak długo dopóki go nie znajdę.
- Miałem nadzieje, że taka odpowiedź padnie z twoich ust. -odparł herszt z lekkim uśmiechem i wygodniej rozwalił się na poduchach.- Widzisz ten prorok robi nam tu sporo zamieszania. Pojawił się znikąd, najpierw nie powiem jego rady były niezłe... ale potem stały się bzdurne. Jak na przykład to, że kobiety są demonami i trzeba je wybijać. -prychnął zakapturzony, a kolejne porcje dymu opuściły jego płuca, w formie małych kółek. - Ile osób liczy grupa, która chcesz wprowadzić na zamek?
Murzyn zamyślił się, licząc coś w skupieniu na palcach.
- To będzie ja, ten tutaj - tu pirat wskazał podródkiem na wyjście z pomieszczenia, za którym siedział Przydupas - i poczekalibyśmy jeszcze na Puszkę, Sopelka, Długouchego i dziewczynę-robota... tylko ni wim czy tamtą dwójkę w ogóle tutej wpuszczą, więc... od czterech do sześciu.
Gort myślał jeszcze przez dłuższą chwilę, robiąc dziwne miny, jakby miał wrażenie że o kimś jeszcze zapomniał, jednak w końcu machnął na to ręką.
- Ale sam tyż dałbym se radę - oświadczył butnie. - Pokaż mi tylko którędy mam wleźć i komu rozkwasić buźkę.
- Co do wejścia to za chwile sprowadzę speca... -stwierdził białowłosy i szepnął coś na ucho człowiekowi pająkowi, który przytaknął po czym powstał z poduch i wyszedł zza kotary. - A teraz moje warunki. -rzekł szef w stronę Pirata i Samanty. - Wprowadzam was do zamku, wy odbijacie kogo chcecie... ale twierdza ma przetrwać i chce wiedzieć ile mają tam zapasów żywności. W mieście panuje głód, a tamci pewnie obżerają się jak prosiaki. -przedstawił swoją cenę po czym dodał. - Chcę też głowę tutejszego lorda.
- Umowa jest umową, - stwierdził Gort, wstając z ziemi, po czym zbliżył się do herszta i wyciągnął ku niemu swą wielgachną dłoń. - Dobrze tylko jakbyś pomógł mi jeszcze znaleźć Puszkę i Sopelka, bo to jednak całkiem sporawe miasteczko, a ja nie lubię długo czekać. - dodał z lekkim grymasem na twarzy. - Jeden to taki cholernie duży rycerzyna chodzący i gadający jak jaka zjawa, a drugi to lubiący trzymać gębę na kłódkę wredny lodowy magik z białymi kudłami.
Dłoń wodza tutejszej bandy uścisnęła wielkie łapsko Gorta, a mężczyzna uśmiechnął się szeroko. - To w takim razie jesteśmy dogadani. Twoich znajomych sprowadza tu moi ludzie w ciągu godziny. -stwierdził białowłosy, gdy kurtyna ponownie powoli się odsunęła. Do sali wszedł człowiek pająk, prowadząc ze sobą Katou.
- Strzała szefie. -rzucił szmugler wesoło ,po czym spojrzał na Samantę. - Fajnaś w sumie, dobrze że cie nie spalili. - dama jednak nieodpowiedziała, z pogarda zerkając na młodzika. Jej ręka miarowywmi ruchami uspokajała kota, któremu ten komentarz się nie spodobał.
- A ty musisz być, kapitanem tego jednookiego co? Miło mi jestem Katou. -przedstawił się facet z kitkę dziarsko wyciągając dłoń w stronę murzyna.
- A ty pewno jesteś ten Spryciarz, co ma nas wprowadzić do zamku - domyślił się Gort, mierząc jegomościa od stóp do głów. - Nie wyglądasz na takiego słabiaka jak reszta tych łotrów.
Wielkolud wyciągnął swe czarne ramię ku młodzikowi, by z siłą uścisnąć jego dłoń.
- Może się na coś przydasz Czarnoskóremu Gortowi. Mam nadzieję że nie trzęsiesz portkami przed porządnym mordobiciem - stwierdził z uśmieszkiem w kąciku ust.
Łotrzyk uścisnął dłoń, nieznacznie się krzywiąc, gdy murzyn niemal nie zmiażdżył mu palców. - Szczerze preferuje, trzaśnięćie kogoś z cienia, niżeli typową walkę na pięści. -stwierdził, a nawet Gort musiał przyznać, że jego akcent na pewno jest taki sam jak rudego. - Mam nadzieje że nie stronisz od magii piracie. Bo to ona nam pomoże wejść na zamek. -stwierdził, zręcznie wyjmując zza pazauchy sporą butelkę, z dziwnym niebieskim płynem. - Niuńka też idzie z nami? -rzucił w stronę Samanty z rozbrajającym uśmiechem.
- Ja już sobie z wejściem poradzę. -odparła dumnie ignorując zaczepkę.
- Jeszcze raz tak się do niej zwrócisz a odgryzę Ci jaja! -warknął jej niebieski pupil, szczerząc swe małe kiełki.
- Jak dla mnie może być. Lubię oglądać magiczne sztuczki. Raz nawet polazłem do cyrku w którym widziałem gościa ziejącego ogniem i w ogóle - pirat uśmiechnął się wesoło i szczerze niczym zaciekawione dziecko, po czym położył dłoń na ramieniu Katou. - Wasz szefuniu powiedział że ruszamy za godzinkę, no to w międzyczasie nie zaszkodzi wychylić kilku głębszych. Mój kamrat pewno już siedzi przy barze. Więc może ty pokażesz mi drogę, a ja ci cosik postawię. No, co ty na to?
Uśmiech Czarnoskórego poszerzył się zachęcająco, gdy ten zaczął delikatnie, acz stanowczo pchać młodzika w kierunku wyjścia.
 
Tropby jest offline