Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2013, 03:17   #52
Coen
 
Coen's Avatar
 
Reputacja: 1 Coen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodze
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
10 Karakzet, czas Salferytu, roku Drum - Daar 5568 KK
Kompleks jaskiń pod twierdzą Karak Azul


Dorrin Zarkan był w tych dniach sobą, bawił się i walczył, srał i pierdział, kiedy mu się tylko chciało. Wielkolud kierował się instynktem, a nie rozumem. Bohater wiedział kiedy ciąć, kiedy ranić, kiedy zabić. Znał się też na geologii ziemi. Ta wiedza mu wystarczała, dzięki temu nie musiał troskać się o sprawy "trywialne". Proste, jego życie było bardzo proste. Nie zastanawiał się nazbyt, nie dedukował.
Potrzebował wtedy tylko więcej piwa, lecz do zwisu Grungniego, jak załatwić krasnoludzki browar pod ziemią, w labiryncie jaskiń, które były mu obce. Tak, jak obcy jest mu obyczaj i kultura imperialna.

***

Maszerowali godzinami. - No kurwa, zabije tego pachoła, który nas tu zostawił Zarkan był poirytowany tą całą sytuacją. Szczególnie tym, że nie mógł sobie podjeść odpowiednio, jak na krasnoluda o tych gabarytach przystało. Zamówiłby teraz kuropatwę, albo ze cztery, ale nie nasamwpierw te chędożone orki, teraz czarna straż w służbie... No właśnie w służbie kogo, a żarła brak. Całe szczęście wojownik przygotował sobie prowiant, skromny, bo skromny, ale zawsze.
- Nie no..., żreć mi się chce- powiedział niewyraźnie, wypluwając resztki miętolonego od godziny suszonego mięcha. Po odpowiednio długim czasie marszu, który spowodował poważny ból nóg u Dorrina dotarła drużyna 8 do wielkiej jaskini. Miejsca, w którym najprawdopodobniej jeszcze kilka dni temu ich bracia trzymały straż. Niestety skaveny zaskoczyły ich braci zabijając cały oddział. Szczurołaki dosłownie przygwoździli ich do ziemi. Dorrin przyglądał się wtedy swoim towarzyszom, wielu było mocno podkurwionych. Pierwszy dał temu znać Hargrin.
Cytat:
- Przeklęte skaveny. To ich sprawka. Ciekawe dlaczego i jak krasnoludy tu obozujące dały się im zaskoczyć? - zapytał retorycznie grupę, która nie znała przecież odpowiedzi na to pytanie - Skoro szczurze pomioty tu były, to pewnie będą i dalej.
Byli tam jeszcze przez chwilę wpatrując się w to, co zostało z drużyny krasnoludzkiej, później podążyli drogą wskazaną przez pojmanego. Jeszcze wiele godzi maszerowali tunelami, az wreszcie ich oczu pokazał się najpierw mały promyk, później coś większego, na końcu zaś zobaczyli duży prześwit światła słonecznego. Byli na powierzchni.
Cytat:
- Wygląda na to, że mamy szanse pójść po odsiecz dla twierdzy. Z tego co słyszałem wszyscy gońcy zginęli, być może jesteśmy jedyną szansą dla twierdzy na przyprowadzenie posiłków. Możemy udać się do mojej rodzinnej twierdzy Karak Azgal, lub do Karak Dron będzie tego kilka dni drogi na północ, albo i nieco dłużej … Stamtąd roześle się gońców do innych twierdz. Oczywiście najpierw zalejmy korytarze i …
- Nie wiem, jak chcesz to zrobić, przecież kilka dni temu straciliśmy Karak Azgal. Rzucił niechętnie Zarkan. Polubił Thorina, najprawdopodobniej dlatego, ze byli od siebie tak różni- ogień i woda. Razem mogli zdziałać wiele...
Wtedy w wejściu pojawiły się szczury. Pierwszy bardzo szybko padł rażony strzałem Thorina, drugi musiał wysłuchać wielu monologów zanim trafił do niewoli. Na szczęście drużyna miała naprawdę dobrego dowodzącego, który potrafił ugasić płomienie khazadzkie. Dorrinowi oczywiście wszystkie pomysły się podobały. Zrobiłby wszystko, by wreszcie się nawpierdalać, ale ten nigdy nie baczył na dobro innych liczył się tylko on i jego bebech.
Drużyna pochwyciła kolejnego jeńca.
- Ludzie, Azgal? Przecież tam nie wychędożę nawet obleśnej elfki, co najwyżej kulawego orka- narzekał niepocieszony. Myślał, że po tej akcji będzie mógł odpocząć. liczył na to, że Glandir zmieni swą decyzję. Nie czekając dłużej ruszył przodem, niczym tur, nie zatrzymując się ani na chwilę. Przewodził drużynie, przynajmniej chciał się tak czuć, a nietrudno było mu wmówić, że jest ważnym, najważniejszym ogniwem tej drużyny. Dumny, ze zwykłym dla siebie szyderczym uśmiechem szedł i podśpiewywał pieśń, której nauczył się w jednej z imperialnych karczm.

- Każde gniazdko dobre,
elfy nie mają gniazd ino dziuple w drzewach.
Przeto wymrą psubraty,
wymrą psubraty.
Wymrą siostry, matki i braty.
Elf śmierdzi i niebezpiecznie węszy,
elf nie chędoży,
on się nie mnoży.
Wymrą psubraty,
wymrą psubraty!


Liczył, że dołączą do niego inni. Przy drugim wersie począł dyrygować prawą ręką. Znów był zadowolony.
 
__________________
"Wyobraźnia jest początkiem tworzenia.
Wyobrażasz sobie to, czego pragniesz,
chcesz tego, co sobie wyobraziłeś i w końcu
tworzysz to, czego chcesz."

Ostatnio edytowane przez Coen : 13-08-2013 o 21:45.
Coen jest offline